Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Śląsk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Śląsk. Pokaż wszystkie posty

sobota, 15 października 2022

Wojciech Mrozowicz, "Śląskie języków pomieszanie". Recenzja.

Wojciech Mrozowicz, "Śląskie języków pomieszanie",
Wydawnictwo Chronikon, Wrocław 2021, 70 stron.
Niedawno natrafiłem na małą książeczkę prof. dr. hab. Wojciecha Mrozowicza pt. "Śląskie języków pomieszanie". Wchodzi ona w skład serii "Forum kultury historycznej". Autor jest mediewistą, którego zainteresowania naukowe obejmują m.in. średniowieczną historię Polski i Śląska, a także historię dziejopisarstwa oraz hagiografii. W omawianej pozycji podjął się przedstawienia języków, które były obecne na średniowiecznych ziemiach śląskich: polskiego, niemieckiego, czeskiego, łacińskiego, hebrajskiego czy nawet jidysz (choć dwa ostatnie są zaledwie wzmiankowane).

wtorek, 3 maja 2022

Krakowitz, "Re:interpretacje". Recenzja.

Podejść do łączenia słowiańskiego folku z elektroniką było już wiele. Wystarczy wspomnieć takie projekty jak Village Collective, Avtomat, Krzikopa, Południce, Południca!, Rod, Gooral, Future Folk, Нейромонáх Феофáн, "Bohemia" Jiřego Buriana, Oratnitza, Yurodivi czy Blokowioska. W każdym z nich relacja pomiędzy poszczególnymi składowymi zawartymi w ich muzyce przebiegała w inny sposób. Niektóre z tych projektów traktowały elektronikę jako zaledwie dodatek do zgoła analogowego grania, inne zaś podejmowały ją jako element niezbywalny i równoważny z folkiem. Zdawać by się mogło, że nic zbytnio nowego i jednocześnie w pełni oryginalnego już się nie pojawi. Jak udowodnił Krakowitz, nic bardziej mylnego.


Krakowitz to (do niedawna) duet, na który składają się Dominik Gawroński (Katowice) i Piotr Figiel (Kraków). Ich podstawowa twórczość to muzyka dream pop, synth pop, lo-fi, IDM oraz ambient. Muzycy postanowili jednak zaeksperymentować z tradycyjnymi śląskimi pieśniami zaczerpniętymi między innymi ze zbioru "Pieśni ludu polskiego w Górnym Śląsku" (zebrał Julius Roger, Wrocław 1880), co zaowocowało wydaną w 2020 roku płytą "Re:interpretacje", na której pojawiła się także wokalistka i aktorka, Weronika Wronka.

sobota, 31 lipca 2021

Polsko-czeski spór o Śnieżkę

Budynek starego obserwatorium około roku 1900 (pierwszy z prawej; domena publiczna).
W 1945 roku między Czechami a Polakami wrzało nie tylko w Kotlinie Kłodzkiej czy rejonie głubczycko-raciborskim. Niewiele brakowało, by także Karkonosze stały się areną zbrojnego rozstrzygnięcia w łonie "bratnich krajów".

Po zakończeniu II wojny światowej, przed Polską w jej nowym kształcie stanęło wyzwanie scalenia Ziem Zachodnich z pozostałą częścią kraju. Zadanie to spoczęło przede wszystkim na barkach pełnomocników obwodowych. Leżący u stóp malowniczych Karkonoszy powiat jeleniogórski przypadł w udziale Wojciechowi Tabace, byłemu kanceliście wojskowemu II RP. Ze względu na specyfikę terenu, większości problemów nie udało się rozwiązać bez współpracy z sowieckimi komendanturami, która jednak nie układała się najlepiej.

Obecność sowieckich władz wojskowych w istotny sposób ograniczała zakres działania polskiej administracji, dopiero formowanej na obszarze powiatu jeleniogórskiego. Dodatkowych problemów przysparzała początkowo przewaga liczebna ludności niemieckiej, ale i przygraniczny, nie do końca "przypieczętowany" charakter regionu. Z biegiem czasu funkcjonowanie tymczasowych organów administracji i milicji niemieckiej (które lawirując między sowiecką komendanturą, a raczkującą administracją polską, starały się realizować własne interesy) stało się znacznym obciążeniem. W dużo mniejszym stopniu do grona niechętnych polskim interesom na południowo-zachodniej granicy, można zaliczyć też Czechów.

czwartek, 28 stycznia 2021

Ruiny Zamku Rogowiec (Grzmiąca, woj. dolnośląskie)

Ruiny Zamku Rogowiec, fot. Tomasz Kuran aka Meteor2017 (CC BY-SA 3.0)
Zamek Rogowiec, zlokalizowany jest we wschodniej części Gór Kamiennych na górze o tej samej nazwie (wys. 870 m n.p.m.). Jest to najwyżej położony zamek w Polsce. Widać stąd praktycznie całe Sudety Środkowe. Źródła pisane wskazują, że zamek Rogowiec (niem. Hornsberk) wzniósł książę świdnicki Bolko I pod koniec XIII w. W dokumentach z lat 1292 i 1299 wzmiankowany jest jego kasztelan Reinsko.

czwartek, 31 grudnia 2020

Kaplica zamkowa pw. św. Mikołaja i św. Wacława w Cieszynie (woj. śląskie)

Rotunda zamkowa w Cieszynie (zdjęcie: 1pesak; na licencji CC BY-SA 3.0)
Jeden z dwóch znanych, a zarazem najstarszy na Górnym Śląsku przykład kaplicy grodowej w formie rotundy, wzorowany na wczesnoromańskiej architekturze sakralnej terenu Czech, Moraw i Polski. Jednocześnie jeden z najstarszych obiektów sakralnych w skali kraju. O jego wartości historycznej, artystycznej i naukowej świadczy stan zachowania substancji zabytkowej z XI w., w tym czytelna, kompletna bryła, rzut oraz konstrukcja murów i sklepień.

sobota, 15 sierpnia 2020

O tym jak Matka Boża uchroniła kłosy zboża przed gniewem jezusowym

Matka Boska Zielna, XIX wiek, domena publiczna.
I stawiają Częstochowskiej, by podniosła rączkę,
Nad firletkę, macierzankę i nad srebrną drżączkę,
Nad rozchodnik i lawendę, nad rutę i miętę.
Bo to wszystko przecież Boże , bo to wszystko święte.
Stali czytelnicy niniejszego bloga i osoby po prostu zainteresowane wierzeniami ludowymi wiedzą już zapewne, że w apokryfach ludowych kryje się wiele archaicznych, zgoła niechrześcijańskich treści. Są one skarbnicą wiedzy na temat postrzegania świata w kulturze ludowej, są swego rodzaju mitami, opisującymi różne aspekty świata - jego powstanie, działanie, czy porządek społeczny. Choć pojawiają się w nich postaci znane z chrześcijaństwa, takie jak Jezus, Bóg, diabeł, Przenajświętsza Panienka, czy poszczególni święci, to z tradycją biblijną nie mają zbyt wiele wspólnego. Można by rzec, że owe teksty kultury są w sporym stopniu pogańskie, zespolone na stałe z chrześcijańską eschatologią. Czasem mogą nam posłużyć do rekonstrukcji dawnych mitów, a czasem takie ich wykorzystanie jest niemożliwe, gdyż ukształtowały się już długo po wdrożeniu procesu chrystianizacji. Niemniej jednak nadal mogą powiedzieć nam dużo o ludowej wizji świata.

W niniejszym wpisie zapoznamy się z ciekawym podaniem ze Śląska Opolskiego (czy jak kto woli, Śląska Górnego), w którym Matka Boża uchroniła kłosy zboża przed bożym gniewem. Na końcu załączonych zostało kilka komentarzy na jego temat.

poniedziałek, 1 czerwca 2020

Kamienny krąg w Palenicy na Śląsku - prawdopodobne miejsce kultu pogańskich Słowian

Palenica, widok od strony wschodniej (zdjęcie: Jacek Proszyk; na licencji CC BY-SA 4.0)
Obecny na szczycie góry Palenica (688 m. n.p.m.) kamienny krąg (tudzież grodzisko) jest obiektem niezwykle problematycznym, a zarazem fascynującym. Przeprowadzone w latach 1991 i 1993 badanie wykopaliskowe nie przyniosły absolutnie żadnych znalezisk umożliwiających datowanie. Jedynie na podstawie analogii do Ślęży i Łysej Góry przyjmuje się, że było to miejsce kultu pogańskich Słowian. Również na podstawie nazwy góry zakłada się, iż palono tam święte ognie na znajdujących się w tym miejscu kamiennych kopcach lub samym wale.

piątek, 8 maja 2020

O złotoryjskim złocie

Złoto, złoto... któż nie chciałby utonąć w złocie? No może nie Ci, którzy akurat szukają go w rzece. Co to za przyjemność utonąć, mając w ręce solidną dawkę świetlanej przyszłości.

Baszta kowalska w Złotoryji (pocztówka z 1915 roku, domena publiczna)
Na terenie Pogórza Kaczawskiego złoto wydobywano od wieków. Duża aktywność kopaczy przypadła już na IX i X wiek. Wielu było takich, którzy na złotym kruszcu wzbogacili się niemało. Niektórzy też wymienili złoto na coś cenniejszego - wieczną sławę. Jednym z nich był niejaki Ryj. To do niego należała spora ilość złota. Miał go całkiem sporo i pewnie dlatego Ryja zwano wówczas Goldbergiem lub Aureus Mons.

piątek, 1 maja 2020

O prawdopodobnej świątyni pogańskiej we Wrocławiu

Fragment rekonstrukcji wrocławskiej świątyni według S. Moździocha.
Źródło: S. Moździoch, "Archeologiczne ślady kultu pogańskiego na Śląsku wczesnośredniowiecznym" [w:] "Człowiek-sacrum-środowisko. Miejsca kultu we wczesnym średniowieczu" (red. S. Moździoch), Wrocław, s. 155–194., 2000
Drzewa nie są zbyt rozmowne. Zwłaszcza kiedy potnie się je na kawałki lub rozłupie. Wtedy zazwyczaj leżą spokojnie i nawet nie zaszumią. Nie mają zresztą po co - nikt się nimi nie interesuje. Zalegają, gniją, chronią, podtrzymują lub zadają rany, ale ich los niewielu obchodzi. No chyba, że akurat ich części zostają wykorzystane do skonstruowania czegoś interesującego.

Coś interesującego zostało odnalezione podczas badań na wrocławskim grodzie na Ostrowie Tumskim w latach '50 i '60 XX wieku przez Elżbietę Ostrowską. W wykopie oznaczonym numerem VII odkryto fragmenty budowli drewnianej o niestandardowej wielkości, rzeźbioną deskę, fragmenty tkanin i kilka innych drobnych artefaktów. Drewno jednak uparcie milczało. Nie będzie strzępić desek po próżnicy. Badacze przyjęli więc, że budynek ten musiał pełnić "funkcję specjalną". I na tym poprzestano.

środa, 8 kwietnia 2020

Ślężańskie Niedźwiedzie

Niedźwiedź na szczycie Ślęży.
Ślężański Niedźwiedź znajdujący się na szczycie tej góry jest niewątpliwie jednym z najsłynniejszych w Polsce przedchrześcijańskich obiektów o charakterze sakralnym/kultowym. Mimo to, dokładniejsza wiedza na jego temat nie odcisnęła się szerzej w pamięci Polaków. Wielu turystów odwiedzających Ślężę nie bardzo zdaje sobie sprawę z charakteru i znaczenia tej niezwykłej rzeźby. Co jakiś czas zdarza się sytuacja, że ktoś uzna za wspaniały pomysł zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie... siedząc na Niedźwiedziu. Nie wiadomo czy powodowane jest to powszechnym brakiem umiejętności czytania (obok widnieje kamienna tablica z napisem "starożytna rzeźba kultowa"), czy może powszechnym, a zarazem błędnym przekonaniem, że na szczycie zamiast oryginału stoi kopia właściwej rzeźby.

Znajdujący się na szczycie Niedźwiedź nie jest jedynym w obrębie Ślęży, bowiem drugi znajduje się na północnym zboczu góry przy wspólnym odcinku czerwonego i żółtego szlaku (prowadzących kolejno z Sobótki i z Wieżycy) wraz z rzeźbą przedstawiającą pannę z rybą.

W niniejszym wpisie przyjrzymy się bliżej ślężańskim Niedźwiedziom.

wtorek, 25 lutego 2020

Tradycje zapustne: wodzenie niedźwiedzia

Zapusty w Podmoklach Wielkich, lata 50 (domena publiczna)
Wodzenie niedźwiedzia (znane również jako bery i miśki) to sięgająca czasów pogańskich i praktykowana do dziś tradycja wpisująca się w zestaw praktyk kolędniczych, występująca w różnym natężeniu w zachodniej i wschodniej Słowiańszczyźnie. W skrócie, polega ona na prowadzeniu osoby przebranej za niedźwiedzia po wszystkich domostwach we wsi śpiewając przy tym gospodarzom różne kolędy życzące lub zawierające wątki kosmogoniczne (a także te z wątkami chrześcijańskimi) w zamian za pewne dobra takie jak alkohol, pieniądze, jaja i inne jedzenie. Niedźwiedziowi towarzyszą najczęściej inne postaci z orszaku kolędników takie jak np. bocian, ksiądz (udawany), diabeł, aptekarz, Żyd, łowczy itd. W wielu wsiach obecny jest taniec niedźwiedzia z gospodyniami. Przebieg całego obrzędu cechuje się pewną wariantywnością, w zależności od lokalnych uwarunkowań. Dawniej kolędowano również z prawdziwym niedźwiedziem.

W opisywanym rytuale ukryte jest pewne znaczenie symboliczne i mityczne. Składają się na nie takie elementy jak czas występowania, strój niedźwiedzia, a także poszczególne wariantywne elementy obrzędu.

czwartek, 23 stycznia 2020

Nasza Ślęża, sprofanowana Ślęża

Stoję na pogańskiej góry szczycie. Obserwuję turystów robiących sobie zdjęcia przy starożytnej rzeźbie kultowej przedstawiającej najprawdopodobniej niedźwiedzia. Pełni zadowolenia ze zdobycia szczytu pozują do zdjęć grupowych i indywidualnych. Niektórzy z nich tulą niedźwiedzia, a jeszcze inni... siadają na nim, nie wiadomo czy z braku szacunku dla dawnych wierzeń, czy może raczej zwykłej arogancji i głupoty. Czekam cierpliwie na swoją kolej. Czekam aż wokół niedźwiedzia zrobi się trochę luźniej, podchodzę do niego, wsłuchuję się w panujący zgiełk. Przez gwar głosów przebija się wycie wiatru. Rozpoczynam modlitwę. U podstawy rzeźby rozpalam znicz. "Ogień gore, góra gorit", jak można rozumieć słowa dawnych pieśni. Ludzie obserwują mnie ze zdziwieniem. Patrzą na znicz, na moje rozłożone ręce, na usta, które coś mamroczą. Na krótką chwilę ci ludzie "przestają ogarniać rzeczywistość". "Dziwny jakiś", słyszę cichy komentarz. "Ogień gore, góra gorit". Stoję na szczycie świata.

Masyw Ślęży (zdjęcie: Cyprian Skała)
Powiedzieć, że Ślęża od zawsze była miejscem pogańskiego kultu byłoby nadużyciem. Pierwsze ślady bytności człowieka na Ślęży pochodzą z młodszego paleolitu. Niestety nie możemy powiedzieć nic pewnego na temat religijności tamtych ludzi, a tym bardziej o możliwym spostrzeganiu przez nich Ślęży w kategoriach sakralnych. Posągi kultowe znajdujące się na zboczach i szczycie góry łączone są z kulturą łużycką. Niewiele wiadomo na temat ich przeznaczenia. Właściwie to nie wiadomo nic. Czy są przedstawieniami istot mitycznych, czy może zwyczajnymi drogowskazami lub słupami granicznymi? Jednoznacznej odpowiedzi raczej nie odnajdziemy, ale być może owe rzeźby pełniły wszystkie te funkcje naraz. W opracowaniach popularno-naukowych, niekiedy również naukowych lub we wpisach encyklopedycznych odnajdziemy informacje o odbywającym się tu kulcie solarnym. Twierdzenia takie też są nadużyciem, gdyż nie dysponujemy żadnym źródłem pisanym, które by to potwierdzało. Ukośne krzyże znajdujące się na poszczególnych posągach mogą co prawda być symbolami solarnymi, jednak rozpatrzyć należy również ich inne możliwe znaczenia. Mogły to być znaki graniczne. Mogły być także powtórzeniem treści mitycznych konstytuujących kształt świata (poprzez wyznaczenie jego stron z punktem centralnym w miejscu przecięcia linii). Pewnym jest jednak, że Słowianie po pojawieniu się na tych terenach objęli Ślężę szczególnym kultem. Pisał o tym w X wieku w swej kronice Thietmar z Marseburga:
"Owa góra wielkiej doznawała czci u wszystkich mieszkańców z powodu swego ogromu oraz przeznaczenia, jako że odprawiano na niej przeklęte pogańskie obrzędy."

piątek, 10 stycznia 2020

Grodzisko w Będkowicach (woj. dolnośląskie)

Rekonstrukcja grodziska w Będkowicach (stan na listopad 2014)
Przykład wczesnośredniowiecznego założenia o charakterze obronnym, stanowiącego element zespołu osadniczo-sepulkralnego Ślężan.

Historia
Gród w Będkowicach jak i całe założenie funkcjonował w okresie wczesnego średniowiecza, od VIII do X wieku, na terenie należącym do plemienia Ślężan. Wieś Będkowice, leżąca w pobliżu po raz pierwszy wzmiankowana była w 1209 w dokumencie Henryka Brodatego jako własność książęca. W XIX wieku na grodzisku wzniesiono drewniany wiatrak. Obecnie na terenie stanowiska zorganizowano Rezerwat Archeologiczny i ścieżki dydaktyczne.

sobota, 23 listopada 2019

Grodzisko wczesnośredniowieczne w Nawojowie Śląskim (woj. dolnośląskie)

Zdjęcie: Radosław Solski; na licencji CC BY-NC-ND 3.0.
Grodzisko w Nawojowie Śląskim wchodzi w skład kwisko-bobrzańskiego zgrupowania grodów sudeckich zamieszkanych przez śląskie plemię Bobrzan. Do tego zespołu zalicza się obiekty obronne z Bolesławca, Jeleniej Góry - Grabarów, Marczowa oraz domniemane grodzisko na Krzyżnej Górze.

Historia
W literaturze przedmiotu pojawiło się jak do tej pory kilka propozycji datowania okresu funkcjonowania grodu w Nawojowie Śląskim. Wariant o najszerszych ramach czasowych zakłada istnienie tego obiektu w dwóch fazach: starszej (VIII-IX w.) i młodszej (X-XII w.). Ostatnie przypuszczenia zawężają to datowanie do przedziału pomiędzy 2. poł. VIII a 4. ćw. IX w., co pozwala sądzić, że był to gród tylko plemienny.

piątek, 15 listopada 2019

Joanna Żak-Bucholc, "Jaworowi ludzie". Recenzja.

Piastowski Śląsk zajmuje poczesne miejsce wśród zaginionych krain Europy. Pełnił rolę korytarza umożliwiającego przepływ idei, mód, bogactw, wierzeń. Był także polem ścierania się politycznych interesów. W swojej powieści Joanna Żak-Bucholc przypomina nam o tajemnicach, znaczeniu i pięknie Dolnego Śląska.


Bijąca z kart powieści miłość do rodzinnej, śląskiej ziemi jest bezdyskusyjnie największym walorem "Jaworowych ludzi". Czuć, że autorka zrobiła wiele, by uwydatnić nieodkryte wspaniałości tego regionu i zrobiła to niezwykle rzetelnie. Takie podejście sprawia, że "Rzecz o czasach Bolka II świdnickiego" jest doskonałym zaproszeniem do poznawania dawnego władztwa księcia, który był partnerem i rozjemcą europejskich monarchów. Nieocenioną pomocą przy odbyciu takiej magicznej podróży są zamieszczone mapy opisywanego obszaru oraz charakterystyki najważniejszych rodów księstwa jaworskiego. Od strony literackiej zaś, dużym plusem książki jest spójność i przejrzystość jej fabuły.

sobota, 19 października 2019

Bitwa w lesie Dziadoszan: jak Bolesław Chrobry wojska cesarskie pokonał

Ponad tysiąc lat temu doszło do starcia zbrojnego, które rozegrało się na zachodnich krańcach dzisiejszej Polski. Bitwa w lesie Dziadoszan odbyła się pomiędzy wojskami księcia Bolesława Chrobrego a najeźdźcą - armią cesarza niemieckiego Henryka II, wspartą przez wasali czeskich i wieleckich.

Starcie to było epizodem zmagań cesarskich z państwem piastowskim w 1015 roku, jednak na tyle istotnym, by przybliżyć go lokalnej społeczności. Historycy poświęcili bowiem samej bitwie niewiele miejsca w swoich badaniach.

Strona z Kroniki Thietmara (domena publiczna)
1 września 1015 roku wojska piastowskie, dzięki śmiałemu manewrowi i użyciu licznych zastępów łuczników, zniszczyły tylną straż cofającego się nieprzyjaciela. Dokładna lokalizacja miejsca starcia nie jest znana. Informacje o bitwie czerpiemy głównie z kroniki Thietmara. Jej autor był wprawdzie zagorzałym przeciwnikiem księcia Bolesława Chrobrego, lecz na łamach kroniki klęski tej nie przemilczał. Bitwę krótko wspomina również inne niemieckie źródło, "Roczniki Kwedlinburskie".

U schyłku X wieku stosunki państwa Piastów z Cesarstwem układały się raczej bezkonfliktowo. W 1000 roku, podczas zjazdu gnieźnieńskiego, między Bolesławem Chrobrym a cesarzem Ottonem III zapanowały wręcz przyjazne stosunki. Dwa lata później jednak Otton III zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Jego następca, król i późniejszy cesarz Henryk II nie zamierzał kontynuować polityki swego poprzednika. Bolesław Chrobry, wykorzystując opór części książąt niemieckich przeciw wyborowi nowego władcy, opanował jeszcze w 1002 roku Marchię Miśnieńską, Milsko i Łużyce, a w następnych latach Morawy i Czechy. Ekspansywna i niezależna polityka piastowskiego sąsiada wywołała reakcję niemieckiego króla. Konflikty zbrojne, wśród których najgłośniejszym echem odbiły się wielkie wyprawy na Polskę, trwały z przerwami kilkanaście lat i zakończyły się kompromisowym pokojem w Budziszynie w 1018 roku.

Państwo Bolesława Chrobrego zabezpieczał przed ekspansją niemiecką system obronny granicy, składający się z umocnień stałych i polowych. Główną linią obrony była Odra oraz przyległe do niej bagna. Przedarcie się na wschód utrudniały poprzedzające Odrę jej dopływy: Nysa Łużycka i Bóbr. Przepraw rzecznych broniły garnizony w grodach. Ogromną rolę w tej strategii odegrały największe piastowskie grody na środkowym Nadodrzu: Krosno (Odrzańskie) i Głogów. Utrata kontroli nad jedną z tych warowni otwierała drogę wrogim armiom w kierunku centralnych grodów Wielkopolski...

wtorek, 17 września 2019

Zespół zabudowy drewnianej w Istebnej (woj. śląskie)

Jest to najcenniejszy i największy w skali województwa zespół drewnianej zabudowy zagrodowej, zachowany in situ, podporządkowany układowi wsi w typie łańcuchówki, złożony z reprezentatywnych dla obszaru Beskidu Śląskiego przykładów chałup i obiektów gospodarczych, powstałych w XIX i na pocz. XX w.

Istebna, zespół zabudowy drewnianej, stan obiektu na 2011 r.
(zdjęcie: Agnieszka Olczyk; na licencji CC BY-NC-ND 3.0)
Historia
Powstanie wsi, ówczesnej Gistebnej, miało miejsce przypuszczalnie w 1 poł. XVII w., tj. okresie kolonizacji obszaru zachodnich Beskidów, wchodzących w skład księstwa cieszyńskiego. Pierwsi osadnicy, uciekinierzy religijni z obszaru księstwa cieszyńskiego, osiedlili się w rejonie przysiółka Jasnowice, natomiast właściwa wieś, usytuowana na południowym stoku Złotego Gronia, rozwinęła się krótko potem. Pierwsza wzmianka o Istebnej, zawarta w urbarzu księstwa, pochodzi bowiem poł. XVII w. Dogodna lokalizacja, tj. usytuowanie na południowym, nasłonecznionym stoku góry, w pobliżu licznych strumieni, umożliwiła stopniowy rozwój wsi w formie typowej łańcuchówki, rozciągającej się wzdłuż drogi do Koniakowa. Ponadto na podstawie edyktu cesarskiego z 1748 r., zezwalającego na wyrąb należących do dóbr książęcych lasów na pastwiska i zagrody, wieś stopniowo powiększała się do k. XVIII w. o kolejne przysiółki. W 1700 r. wzniesiono pierwszy, drewniany kościół fil., zastąpiony w 1794 r. w związku z utworzeniem nowej par. obiektem murowanym. W jego sąsiedztwie w 1819 r. wzniesiono szkołę par., powstałą na miejscu drewnianego obiektu z pocz. XVIII w. Począwszy od momentu założenia wsi, wznosić zaczęto typowe, drewniane zagrody, złożone przeważnie z niewielkiego, kurnego budynku łączącego funkcje mieszkalne i gospodarcze, rzadziej z osobną stodołą. Rozplanowanie zagród z rozmieszczonymi kalenicowo, wzdłuż drogi, chałupami determinowała przede wszystkim sytuacja terenowa oraz układ parceli. Do czasów współczesnych zachowała się przede wszystkim zabudowa zagrodowa powstała w XIX i na pocz. XX w., w tym drewniane chałupy w konstrukcji zrębowej, kryte dachami przyczółkowymi bądź dwuspadowymi, o wnętrzach jedno- lub dwutraktowych, z ulokowaną na osi sienią, a także nieliczne już budynki gospodarcze. W okresie powojennym, na skutek wprowadzonych w latach 70. przepisów obligujących właścicieli do budowania wyłącznie obiektów murowanych w typie tzw. kostki, tradycyjna drewniana zabudowa zagrodowa została częściowo wyparta, co wpłynęło na zacieranie się spójnego i jednolitego charakteru zespołu.

poniedziałek, 2 września 2019

Yurodivi, "Obrazy polskiej wsi". Recenzja.


Śląska, nieszablonowa kapela Yurodivi powraca w nieco zmienionym składzie prezentując nam nowy album. Do tej pory muzycy zdążyli nas uraczyć folk-hardcore'owym szaleństwem (1 | 2) i pełnym transowości trip-folkiem (3). Na "Obrazach polskiej wsi" Yurodivi eksplorują zupełnie nowe dla nich rejony, które ogólnikowo nazwać można electro-folkiem. Odnajdziemy tu silne inspiracje takimi gatunkami jak ambient, noise, postrock, czy synthwave, jednak ciężko stwierdzić, by któryś z nich przeważał, gdyż Yurodivi zręcznie miesza różne stylistyki.

piątek, 25 stycznia 2019

Yurodivi, "Yurodivi". Recenzja.

Nie co dzień ma się przyjemność recenzować białego kruka, a pierwszy longplay śląskiej grupy Yurodivi takim białym krukiem stanowczo jest. Choć ilość egzemplarzy płyty "Yurodivi" nie jest mi znana to wiem, że można było ją zakupić prawdopodobnie na jednym tylko koncercie w 2014 roku. W internecie dostępnych jest zaledwie kilka utworów (spośród czternastu) z tej pozycji. Cztery z nich, "Kołysanka", "Wracaj, wracaj! (Widziadła)", "Lelum Polelum" i "Tańcowali bebocy", ukazały się na wydanym wcześniej "Demie". Nie odbiegają one stylem od całości, co więcej, idealnie się w niego wpasowują. Zupełnie jakby "Demo" było zwiastunem właściwego albumu.


Próbując opisać muzykę zawartą na "Yurodivi" trzeba powiedzieć, że idealnie odzwierciedla ona szaleństwo sugerowane przez nazwę zespołu (wszak jurodivi są boskimi szaleńcami posiadającymi specjalne zdolności, w tym wieszcze; więcej o jurodivich przeczytać możecie w niniejszym artykule). Dostajemy tutaj utwory skoczne, energiczne, a także spokojne, kołyszące, czasem niepokojące. Porównać je można do najwcześniejszych dokonań krakowskiej Południcy!, jednakże porównanie to będzie niemiarodajne. Muzyka Yurodivich pokazuje pazur w postaci hardcore'owej sekcji rytmicznej postawionej w opozycji do akustycznych instrumentów etnicznych. Na muzykę Yurodivich składa się gęstwina dźwięków mandoliny, cytry, perkusji, etnicznych bębnów i gitary basowej wspomaganych aż dwoma intrygującymi wokalami. Widoczne są tu inspiracje rosyjskim i bałkańskim folklorem. W uszy rzuca się też surowa jakość nagrań, która idealnie oddaje szczerość muzyki zespołu.

środa, 2 stycznia 2019

Fifidroki, "Blomkul". Recenzja.

Śląska scena folkowa silnymi zespołami stoi. Nie jest tu wyjątkiem kapela Fifidroki, której muzycy sami o sobie mówią "zbyt folkowi dla alternatywy i zbyt alternatywni dla sceny folkowej, zbyt punkowi na festiwal pieśni ludowej i zbyt ludowi dla Jarocina". Najlepiej widać to na niezwykle żywiołowych koncertach, choć wydana w 2014 roku płyta "Blomkul" (śl. kalafior) również jest tego świetnym dowodem.


Muzykę zaprezentowaną na "Blomkulu" najłatwiej byłoby określić jak hybrydę folku i rock'a. Z tym, że nie jest to to po prostu "folk rock", a twórcy w łączeniu wszystkich składowych nie idą na kompromisy. Dostajemy tutaj przede wszystkim pełnokrwisty rock, momentami przechodzący w porywisty punk rock. Folkowa część muzyki nie jest w tym wypadku jedynie dodatkiem do całości, a pełnowartościowym jej komponentem. Wszystko to jest zgrabnie wspomagane elektroniką, samplami, śpiewem gardłowym, a nawet dźwiękami didgeridoo.