Pokazywanie postów oznaczonych etykietą małopolskie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą małopolskie. Pokaż wszystkie posty

sobota, 16 stycznia 2021

O słowiańsko-skandynawskim romansie, czyli recenzja albumu "Wykrot" kapeli Daj Ognia

Kapelę Daj Ognia po raz pierwszy usłyszałem na Rękawce w 2019 roku. Pamiętam, że zaimponowało mi wówczas to, że jej członkowie nie silili się na pozorne archaizowanie swojej muzyki, przez co ich brzmienie było bardziej autentyczne niż wielu innych zespołów zajmujących się odtwórstwem historycznym. Czerpanie bezpośrednio ze źródeł i ogrywanie tej muzyki w formach zbliżonych do ludowych pierwowzorów sprawdza się dużo bardziej niż próby grania na współczesną modłę z wykorzystaniem instrumentów dawnych. Za przykład niech posłuży Percival, kapela skądinąd dobra, jednak powszechnie błędnie utożsamiana z muzyką dawną, choć grająca całkiem współczesny folk z mocnymi wpływami muzyki gitarowej (tak, mowa o Percivalu "historycznym"). Jednak w przypadku grupy Daj Ognia również nie można powiedzieć, żeby grali oni w stu procentach klarowną muzykę dawną (o ile to w ogóle możliwe). Daj Ognia zdaje się być zawieszone w przestrzeni właśnie gdzieś pomiędzy muzyką wsi znaną z XIX-wiecznej etnografii i stosunkowo niedawnych nagrań terenowych a folkiem zgoła współczesnym. Pod tym kątem można więc powiedzieć, że istnieją pewne podobieństwa do kapel WoWaKin i Pokrzyk, choć może są to porównania nie do końca miarodajne. Z pewnością jednak Daj Ognia sprawdzi się doskonale na imprezie w klimatach odtwórstwa historycznego, wiejskiej potańcówce pod strzechą czy na festivalu kultury psychodelicznej.


Na Świętą Łucję 2020 odbyła się premiera albumu "Wykrot". Jak pisze sam zespół, "Gdy upada drzewo, pod wyrwanymi korzeniami tworzy się wykrot - brama do świata <<pod spodem>>. Wykorzenienie drzewa przez wiatr kojarzone jest z nadludzką interwencją i niszczycielskimi siłami natury. Z głębi sięgają chtoniczne siły, które dają początek nowym procesom, tworząc dom dla niezliczonej ilości stworzeń. (...) Gdy odchodzi tradycyjny folklor - tworzy się wykrot, a wśród próchniejących korzeni powstaje nowe życie...". Ten cytat doskonale rysuje nam obraz tego, czego możemy spodziewać się po znajdującej się na "Wykrocie" muzyce. Jest mrocznie (by nie powiedzieć chtonicznie), choć nie przesadnie. Jest tanecznie, choć momentami niepokojąco. Jest poważnie, lecz zespół nie ucieka od zabawy i wplatania swoistych żartów muzycznych.

Muzyka Daj Ognia nie jest jednak w pełni osadzona w tradycyjnym i rodzimym kontekście kulturowym. Stanowi ona swoistą mieszankę tradycyjnej muzyki Słowiańszczyzny (z naciskiem na Polskę) i Skandynawii. Te dwa żywioły splecione są tu ze sobą tak bardzo, że czasem ciężko rozróżnić skąd dana melodia pochodzi. Być może takie próby są pozbawione sensu.

czwartek, 5 listopada 2020

Południca!, "Królowa Czechosłowacji". Recenzja.

"Całą noc całun ci prasowały
A ty co? Dym i szkło"

Krakowskiej Południcy! (nazwa koniecznie z wykrzyknikiem na końcu) nie trzeba chyba przedstawiać fanom polskiej muzyki folk. Sam miałem to szczęście, że Południcę! poznałem w czasach prehistorycznych, gdy zespół jeszcze grał psychodeliczną, przepełnioną duchem romantycznej Słowiańszczyzny, analogiczną gędźbę, którą nieliczni mogą pamiętać z EPki "Bajki mają zęby". Później na długograju 'Spóźnione wejście w XXI wiek" wszyscy mogliśmy usłyszeć muzykę zgoła odmienną. Była to bowiem mieszanka alternatywy, jazzu, folku i elektroniki, z mocnym akcentem na folk i jazz. "Królowa Czechosłowacji" (co za tytuł!) przyniosła kolejną rewolucję. Folk zszedł na dalszy plan, a prym wiedzie tu elektronika, alternatywa i… glitch hop... (dopiero przy tej płycie dowiedziałem się, że istnieje coś takiego, jak glitch hop). Gdzieś tam w tle nadal możemy usłyszeć elementy jazzowe, gdzieniegdzie nawet pop, a wszystko to poprzeplatane dźwiękami cymbałów, klarnetu i mandoliny. Przeważają tu jednak syntezatory i wszelakie elektroniczne efekty.

piątek, 12 czerwca 2020

Kościół pw. św. Marcina w Grywałdzie (małopolskie) - miejsce kultu pogańskich Słowian?

Kościół pw. św. Marcina w Grywałdzie, stan na 2010 r. (zdjęcie: O. Dyba.; na licencji CC BY-NC-ND 3.0)
Przykład drewnianego, gotyckiego budownictwa kościelnego. Kościół zachowany zasadniczo w swej pierwotnej formie.

Historia
Parafia w Grywałdzie powstała przed 1330 r. Obecny kościół wzniesiony został w 2. połowie XV w., na miejscu wcześniejszej świątyni. Według legendy w tym miejscu miała znajdować się pogańska gontyna. Przed 1618 r. kościół przebudowano. Zmiany dotyczyły głównie konstrukcji dachu i stropów. W tym okresie dostawiono również wieżę, a wnętrze pokryto polichromią. Na początku XX w. planowano powiększyć prezbiterium i dobudować boczne kaplice, ale planów tych nie zrealizowano. Remonty: przed 1930, w 1936, 1942, 1958, 1960-61, 2000-2001, 2008-2010 prace konserwatorskie.

niedziela, 7 czerwca 2020

Jarun, "Sporysz". Recenzja.

Niezwykle rzadko zdarza się, by jakaś kapela grająca muzykę black/pagan metalową stworzyła coś, nad czym chciałby pochylić się ktoś, kto nie jest chociaż umiarkowanym fanem tego gatunku. A jednak krakowsko-nowosądecki zespół Jarun dokonał tego po raz trzeci. Mowa o albumie "Sporysz" wydanym pod koniec 2017 roku. 


Przyznam szczerze, że miałem okazję zapoznać się z kilkoma recenzjami tego albumu jeszcze zanim go przesłuchałem. Tym, co przeczytałem, byłem mocno zaskoczony. Nie tylko dlatego, że większość recenzentów nie potrafi pisać (do czego zresztą można się przyzwyczaić), lecz dlatego, że zdawali się nie wiedzieć, czego właściwie słuchają i co recenzują. Bywały też recenzje napisane (a także opowiedziane) dobrze, ale niekoniecznie trafnie. Najbardziej rozbawiło mnie stwierdzenie, że album jest dobry, tylko... za ładny jak na black metal. Tym samym mam obawy czy mi samemu uda się zrecenzować "Sporysz" trafnie. Mamy bowiem do czynienia z... z czym dokładnie mamy do czynienia napiszę na końcu.

sobota, 30 maja 2020

Urąganie logice, czyli pch24 boi się rodzimowierców

Kopia idola zbruczańskiego w Krakowie, nieopodal Wawelu
zdjęcie: Jan Mehlich "Lestat"; na licencji CC BY-SA 3.0.
Już od dłuższego czasu na chrześcijańskim portalu pch24.pl pojawiają się co jakiś czas artykuły szkalujące rodzimowierstwo, a także - jakże by inaczej - osoby po prostu zainteresowane przedchrześcijańskimi korzeniami. Nie brak w ich artykułach wielu przekłamań, manipulacji i błędów logicznych. Nie mam zamiaru analizować ich wszystkich. W niniejszym wpisie odniosę się tylko do ostatniego (na stan obecny) artykułu, "Światowid spod Wawelu. Neopogański kult w sercu polskiego Kościoła" autorstwa Piotra Relicha, opublikowanego 29 maja 2020 roku (ZOBACZ - dostęp: 30 maja 2020 r.). Gdyby ktoś pytał dlaczego w ogóle odnoszę się do tego typu - powiedzmy otwarcie - bzdur, przyjmijmy roboczo, że robię to dla sportu.

środa, 13 maja 2020

Tajemnica pochodzenia Rusinów

Rusini Karpaccy to lud zamieszkujący głównie Zakarpacie na zachodnim krańcu Ukrainy oraz tereny przygraniczne w Polsce, na Słowacji i Węgrzech. Nazywani są Łemkami, a ich pochodzenie nie jest oczywiste, wciąż budząc spory wśród naukowców oraz samych zainteresowanych. Skąd więc pochodzą Rusini?

Cerkiew w Krempnej w Beskidzie Niskim (fot. slawojar; na licencji CC BY-SA 3.0)
Pierwsza hipoteza, najszybciej chyba się nasuwająca, to uznanie "autochtoniczności" ludności słowiańskiej na tym terenie. Przemieszczenie się Słowian na południe miało miejsce po upadku państwa Hunów, a więc w drugiej połowie V w. Kolejnym ważnym punktem było zajęcie Kotliny Karpackiej przez Awarów, którzy osłabili od północy Imperium Bizantyjskie, pozwalając Słowianom na dalszą ekspansję. Nie posiadamy dokładnych danych na temat liczebności i umiejscowienia Słowian na tym obszarze, jednak niemal na pewno pozostawali oni w stosunkach zależnych od kaganatu - państwa Awarów. Zdaniem Michała Parczewskiego, w świetle badań archeologicznych ludy słowiańskie stanowiły kontinuum bez wyraźnych granic między grupami:
"Z powyższego wynika, że nie istnieją żadne rozsądne argumenty przemawiające za jakimkolwiek zróżnicowaniem etnicznym ludności zamieszkującej interesujący nas teren w VI-VII w. Wręcz przeciwnie, wszystko wskazuje na fakt, że Sklawinowie byli ludem o zupełnie jednolitym obliczu etnicznym".
W tym miejscu rozważań pojawia się grupa Białych Chorwatów, która miała żyć na terenie przykarpackim (jednak raczej po wschodniej i północnej stronie gór), a od której wywodzić mieliby się dzisiejsi Rusini. Byliby to proto-Chorwaci, którzy z tego obszaru wyruszyli na południe, ale jakaś ich część pozostała na miejscu. Warto jednak zauważyć, że omawiana grupa przebywała głównie po zewnętrznej stronie Karpat, zaś znani nam Rusini żyli i żyją głównie po wewnętrznej stronie gór, co do pewnego stopnia ogranicza fakt "autochtoniczności". Wyjątek stanowiliby tutaj jednak Łemkowie. Białochorwaci mieli zostać włączeni do Rusi Kijowskiej w X w., a więc co najmniej kilkadziesiąt lat po zajęciu Basenu Karpackiego przez Madziarów, w czasach, gdy ci ostatni wyprawiali się na południe i zachód w ramach tzw. kalandozások (wypraw łupieżczych). Można więc przypuszczać, iż uznawali swoją wschodnią granicę za zabezpieczoną. Oznacza to, że Białochorwaci nie zamieszkiwali podległych Węgrom terenów.

poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Kościół cmentarny pw. św. Leonarda w Lipnicy Dolnej (Lipnica Murowana, małopolskie)

Kościół św. Leonarda w Lipnicy (zdjęcie: Jakub Hałun; na licencji CC BY-SA 3.0)
Tradycje odnoszą wzniesienie kościoła do r. 1141 lub 1203, kiedy miał stanąć w miejscu pogańskiej gontyny. Faktycznie kościół wzniesiono pod koniec XV w., zastępując wcześniejszą świątynię. O odległej metryce świadczy wezwanie św. Leonarda, którego kult rozpowszechnił się tu w XII-XIII w. Pierwsza wzmianka pisana pochodzi dopiero z wizytacji biskupiej w 1570. Zniszczenia wojen szwedzkich w XVII w. ominęły kościół. Świątynia była wielokrotnie odnawiana, co nie wpłynęło znacząco na jej bryłę i układ przestrzenny. W XVI w. wykonano ornamentalną polichromię stropu prezbiterium. Ściany prezbiterium malowano w r. 1689, nawy w 1710-1711. W XVII w. kościół opasano sobotami. W 1872 wylew rzeczki Uszwicy uszkodził świątynię. Prace konserwatorskie przeprowadzono w 1910. W 1997 powódź naruszyła fundamenty budowli, woda zalała cmentarz. Do 2000 trwały kompleksowe prace konserwatorskie.

czwartek, 30 stycznia 2020

Południca!, "Spóźnione wejście w XXI wiek". Recenzja.

"Metro, etno, retro trans"

Moja pierwsza przygoda z muzyką Południcy! miała czas jeszcze przed wydaniem przez tę niezwykłą kapelę debiutanckiego longplay'a. Dlatego też byłem w niemałym szoku, gdy okazało się, że "Spóźnione wejście w XXI wiek" (2010r.) jest dość mocno "uwspółcześnione" w stosunku do dema "Bajki mają zęby". Choć recenzenci nie szczędzili porównań do klimatów ludowych, etnicznych, a nawet szamańskich, takie określenia zdają się być cokolwiek przesadzone. Odnajdziemy tu oczywiście trochę inspiracji etnicznością, jednakże muzyka zaprezentowana na tym krążku jest przede wszystkim mieszaniną alternatywy, jazzu, folku i elektroniki. Nadal spotkamy tu sporo baśniowości, transowości i specyficznego klimatu, jednak w "inny" sposób niż wcześniej. Nie zaznamy tu tego nieuchwytnego wyobrażenia o słowiańskim pogaństwie, jakie mogliśmy doświadczyć na "Bajki mają zęby". Nawet "Łado" okazuje się nie być odwołaniem do pradawnego boga, tylko do samochodu.

sobota, 14 grudnia 2019

Pokrzyk, "Pokrzyk". Recenzja.

"Czerwono zasiałam,
A niebiesko wzeszło
Nie wie matka, ojciec
Do kogo mi tęskno"
Pokrzyk to niesamowita niespodzianka na folkowej scenie muzycznej. Ich twórczość można umiejscowić w bliskiej okolicy kapel tradycyjnych lub takich, które określa się jako grające muzykę tradycyjną w formie niestylizowanej. Z drugiej strony członkowie kapeli nie boją się eksplorować tradycyjnych melodii w sposób nieoczywisty, a jednak nie wykraczający poza pewną konwencję. Można powiedzieć, że Pokrzyk nieznacznie przesuwa granicę muzyki tradycyjnej poprzez aktywne w tej tradycji uczestnictwo. Pokuszę się więc o porównanie do WoWaKin lub Kapeli ze wsi Warszawa, z tym że Pokrzyk mimo wszystko porusza się w nieco innej przestrzeni niż pierwsza z wymienionych kapel i robi to lepiej niż ta druga (tak, piszę to z pełną powagą i świadomością).


5 grudnia 2019 roku premierę miała debiutancka EP'ka tej krakowskiej grupy nazwana po prostu "Pokrzyk". Ktokolwiek znał wcześniej tę kapelę z licznych potańcówek, ten zauważy pewną różnicę. Muzyka zaprezentowana na EP'ce jest zdecydowanie bardziej melancholijna, co widać najlepiej w utworze "Kujawiak o 3 nad ranem". Pozostałe pozycje, choć na pierwszy rzut oka (a może ucha) wydają się bardziej taneczne i żwawe, również mają w sobie niemało z tej melancholii.

piątek, 1 listopada 2019

Jarun, "Pod niebem utkanym z popiołów". Recenzja.


"Pod niebem utkanym z popiołów" to drugi album nowosądeckiego zespołu Jarun. Choć wydany został w 2015 roku, jak najbardziej zasługuje na przybliżenie go naszym czytelnikom. Muzycznie jest on kontynuacją drogi obranej na "Wziemiozstąpieniu". Zachowany został tu charakterystyczny styl kapeli, choć materiał zaprezentowany na tej płycie w żadnym wypadku nie jest wtóry. Nadal pagan metalowa sieczka przeplata się tu z neofolkowymi wstawkami granymi na gitarze akustycznej, jednak w porównaniu do debiutu brzmienie jest tu nieco mniej surowe, a przestrzeń bardziej wypełniona.

poniedziałek, 9 września 2019

Netherfell, "Between East and West". Recenzja.

O krakowskim Netherfell zwykło się mówić, że jest najbardziej znienawidzonym zespołem polskiej sceny folk metalowej. Na ten tytuł złożyło się kilka czynników - od licznych skandali, których tutaj przywołać nie wypada, po samą muzykę zespołu jako taką. By sprawdzić czy muzyka kapeli faktycznie jest taka zła, czy może jest to niczym nieuzasadniony hejt przyjrzyjmy się jedynemu ich wydanemu do tej pory albumowi długogrającemu - "Between East and West".


Płyta rozpoczyna się klimatycznym intrem, które przechodzi w utwór "Ghost of Kurgan", będący anglojęzyczną i nieco odmienioną wersją wydanego wcześniej "Upiora kurhanu". Chociaż nie do końca jestem pewien czy ta wersja faktycznie jest anglojęzyczna, albowiem ni to scream, ni to growl wokalisty jest absolutnie niezrozumiały. Co gorsza, w pozostałych piosenkach brzmi to tak samo, a czasem nawet gorzej. Np. w "Ku płodnym ziemiom" i w "Kónik zmók" scream ten można opisać nazwą fikcyjnej kapeli 'Brzeszczotem po jajach' (propsy dla tych, co kojarzą). I bynajmniej nie jest to nieśmieszny suchar, a całkowicie poważne ujęcie tego elementu. Niektórzy komentatorzy nie szczędzili porównań do zarzynanej świni.

poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Biały Kruk: wczesna twórczość krakowskiej Południcy!

"Białolico, córuś moja piękna
Na twe lica księżyc wstydem pęka
Bójże się ty sama chodzić nocą
Nocą diabły kopytem łomocą"
Fragment utworu "Chwaścioki" kapeli Południca!
Południca! na Maj Music Festival, Katowice Muchowiec, 9 maja 2010 r.
Opisując lub recenzując muzykę na naszych łamach zazwyczaj biorę na warsztat albumy dostępne do kupienia lub legalnego pobrania z internetu. Tym razem pragnę Wam przybliżyć białego kruka, jakim jest wczesna twórczość krakowskiej Południcy! (tak, nazwa zespołu zawiera wykrzyknik) i owiane tajemnicą demo "Bajki mają zęby". Choć cała ta twórczość była dostępna do darmowego pobrania na nieistniejącej już stronie zespołu lub do odsłuchu na prehistorycznym MySpace, to po premierze debiutanckiego albumu "Spóźnione wejście w XXI wiek" kapela postanowiła odciąć się od poprzednich dokonań usuwając z oficjalnych kanałów odpowiednie pliki. Moim zdaniem zupełnie niesłusznie. Tym samym nie mogę Wam, drodzy Czytelnicy, podlinkować żadnego z ówczesnych utworów. Nie mogę też zachęcać Was do wyszukania przez google plików znajdujących się w różnych zakamarkach sieci z naruszeniem praw autorskich. Choć oczywiście czegoś takiego jesteście w stanie swobodnie dokonać.

czwartek, 17 stycznia 2019

Wincenty Pol - ojciec polskiej geografii

Wincenty Pol kojarzony jest głównie z twórczością poetycką i literacką. Tymczasem zawdzięczamy mu również pierwszą katedrę geografii na ziemiach polskich i rozbudzenie zainteresowania tymi terenami. Jest jednym z twórców polskiego krajoznawstwa i ojcem nowożytnej geografii polskiej.

Wincenty Pol, portret autorstwa Juliusza Kossaka (domena publiczna)
Urodzony 20 kwietnia 1807 roku w Lublinie Wincenty Pol był synem niemieckiego urzędnika Franciszka Ksawerego Pohla von Pollenburg i Eleonory Longchamps de Berier. Kształcił się w gimnazjum we Lwowie i kolegium jezuickim w Tarnopolu, a następnie rozpoczął studia na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Lwowskiego. W 1830 roku brał udział w powstaniu listopadowym, w którym walczył jako podchorąży 10. Pułku Ułanów Litewskich. Za bohaterską postawę został mianowany porucznikiem i otrzymał order Virtuti Militari. W czasie powstania i po jego upadku podróżował m.in. po Litwie, Warmii, Wielkopolsce czy Saksonii (w Dreźnie poznał Adama Mickiewicza). W 1833 roku odwiedził Wołyń, Podole i Ukrainę. Podróże te stały się pierwszym krokiem do geograficznej pracy naukowej Pola.

poniedziałek, 31 grudnia 2018

Jarun, "Wziemiozstąpienie". Recenzja.

"Po ziemi czarnej wędruję zmierzchem
Snów szukam wśród prochów umarłych
Zielonym lasu oddycham cieniem
Drzew co na krwi mej wyrosły"
O "Wziemiozstąpieniu" (2012) krakowsko-nowosądeckiej kapeli Jarun napisano już wiele recenzji, mniej lub bardziej trafnych. Możliwe jest, że album ten znany jest również części naszych czytelników. Niemniej uważam, że warto bliżej przyjrzeć się tej płycie, zwłaszcza że niedawno doszło do wznowienia jej nakładu.


Jeśli chodzi o przypisanie muzyki znajdującej się na "Wziemiozstąpieniu" do jakichś ram gatunkowych jest to zadanie z pozoru niełatwe. Niewątpliwie mamy tu do czynienia z black metal'em, tudzież z pagan metal'em, jednak owe "szufladki" nie opisują zawartości albumu w wystarczającym stopniu. Pojawia się tu parę niestandardowych elementów, na tyle wpływających na całokształt brzmienia, by móc pokusić się o dodanie kilku przedrostków w stylu "progressive", "alternative", a także "neofolk". Z resztą, w czeluściach internetu można znaleźć niemało opisów muzyki zespołu jako "folk metal", bądź "folk pagan metal" wraz ze zwracaniem uwagi na rzekome elementy muzyki tradycyjnej. Jednakże elementy tradycji jako takiej na albumie nie pojawiają się w ogóle. Jest to bardziej myślenie życzeniowe, w oparciu o współczesne, miejskie wyobrażenie o dawnych czasach. Z kolei sam zespół, z tego co się orientuję, nie patrzy przychylnym okiem na stawianie ich na jednej półce z kapelami folk pagan metal'owymi, poniekąd na przekór runicznemu logo, pogańskiemu idolowi na okładce, imieniu słowiańskiego boga wiosny w nazwie i tekstom, w których wyraźnie czuć pogańskiego ducha.

niedziela, 9 września 2018

Zamek w Ojcowie, małopolskie

Wieża bramna zamku w Ojcowie (zdjęcie: Jakub Hałun; na licencji GFDL)
Pierwsze osadnictwo na terenie ruin ojcowskiego zamku datowane jest na wczesną epokę żelaza. Znajdująca się w tym miejscu osada kultury łużyckiej została prawdopodobnie zniszczona przez najazd Scytów.

Sam zamek w Ojcowie ufundowany został przez Kazimierza Wielkiego w okresie 1354 - 1370 w ramach systemu Orlich Gniazd. Legenda głosi, że oryginalna nazwa zamku, "Ociec", została nadana przez samego króla na pamiątkę walk o krakowski tron jego ojca, Władysława I Łokietka, który w okolicznych jaskiniach miał szukać schronienia.

sobota, 8 września 2018

Beskid Niski - kapryśne Tao wschodnich Słowian

"Zanim nastały Niebo i Ziemia, powstało coś, czego nie sposób określić. Coś, co jednoczy wewnętrzne i zewnętrzne światy. Niezależne zarówno od czasu, jak i przestrzeni, pozostaje niezmienne i bezkształtne, odseparowane od reszty istnienia i nie pożądające zmian, lecz docierające wszędzie. Przypływa i odpływa, rozprzestrzeniając się po nieskończoności."
Siedzę na Wysokim. Wysokie w gruncie rzeczy jest dość niskie, jak całe okalające je góry. Sięga niewiele ponad 650 m nad poziom morza. Ma jednak coś, co wyróżnia je z tła podobnie niewysokich szczytów, podobnie jak ono niewysokiego, Beskidu Niskiego - nagi wierzchołek, z którego widać cały ten świat. Wydaje się być osią, nieruchomym centrum. 

Masyw Żydowskiej Góry spod szczytu Wysokiego
Siedzę więc na Wysokim a przed moją twarzą zawisa w powietrzu mała muszka udająca osę. Bzyg prążkowany. Znacie go. Jest akrobatą, malutkim dronem, kiedy wyciągniesz do niego palec, czasem na nim usiądzie a czasem podąża za jego ruchami jakby przeskoczyła między wami niewidoczna nić. Lubi bujać się na końcówkach traw. Jego wielkie oczy patrzą na mnie. Być może jest zaskoczony, być może zaciekawiony, być może czegoś się obawia i usiłuje coś pojąć. Czuję się podobnie. Siedzę twardo na łące, ale unoszę się zarazem nieruchomo. Patrzę oszołomiony wokół. Na wprost, za kolejnymi ramionami wzgórz i kolejnym zakrętem niknie wilgotna, pachnąca zaroślami i lasem, dolina potoku Krempna; po lewej nad rozległym spłaszczeniem wyłaniają się, jakby wystawiały czubki głów, kolejne plany niezliczonych gór; linie ich grzbietów są delikatne i spokojne (chociaż podobno czasami widać stąd nerwowy zygzak odległych Tatr); za moimi plecami ścieżka przecina trawiastą połać i biegnie do dzikiego lasu, gdzie najpierw szaleją w dziwacznych pozach poskręcane brzozy i sosny, zarastające dawne pastwiska, a potem zalega majestatyczna cisza i rozlewa się półmrok karpackiej buczyny; po prawej, pokryte pianą liściastej puszczy spływają w dolinę wzniesienia masywu Żydowskiej Góry, przechodząc poniżej w wykoszone łąki, opadające do - niewidocznych stąd - drogi i strumyka.

niedziela, 24 czerwca 2018

Dušan Jurkovič - znamienity architekt i pionier muzealnictwa skansenowego

Dušan Jurkovič (domena publiczna)
Dušan Jurkovič urodził się 23 sierpnia 1868 roku w miejscowości Turá Lúka pod Myjawą, na pograniczu Słowacji i Moraw. Za młodu uczęszczał do niższego gimnazjum w węgierskim mieście Sopron (czyt. Szopron). W Wiedniu studiował architekturę na tamtejszej Kunstgewerbeschule. Jego zainteresowanie sztuką ludową i prowadzone przez niego badania etnograficzne miały niebagatelny wpływ na twórczość zawodową tego architekta. W czasie odbywania praktyki w Martinie (Słowacja) podpatrzył u tamtejszych cieśli technikę wykorzystywania drewna w tworzeniu konstrukcji budowlanych.

Spod ręki Jurkoviča wyszły projekty budowli na Wystawę Krajoznawczą we Vsetínie na Morawach i projekt valašskiej chalupy na ogólnokrajową Wystawę Krajoznawczą w Pradze w 1895 r. Owe prace zapewniły mu nieoficjalny tytuł pioniera muzealnictwa skansenowego

poniedziałek, 26 marca 2018

Rękawka w Krakowie - lokalna odmiana Dziadów wiosennych

Obchody święta Rękawki, "Tygodnika Ilustrowany" 7/19 maja 1860
(domena publiczna)
Krakowska Rękawka jest jednym z ciekawszych, lecz niekoniecznie szerzej znanych pogańskich zwyczajów, które przetrwały do czasów współczesnych. Związana jest niezmiennie z Kopcem Kraka. Najstarszą wzmiankę o Rękawce odnajdujemy w "Księgach Hetmańskich" (XVI w.) autorstwa Stanisława Sarneckiego:
"Szczepili lucos z drzew osobliwych, gaiki i pieniądze szczero-srebrne, które zowią świętego Jana pieniędzmi rozsiewali (…) i igrzyska rozmaite sprawowali."
Za powiązaniem Rękawki z Dziadami wiosennymi przemawia źródłosłów nazwy święta. W języku serbskim рака (raka) oznacza grób; czeskie rakev i słowackie raka znaczy tyle co trumna; chorwackie rakva - grób; ukraińskie рака (raka) - "grobowiec z relikwiami świętego"; bułgarskie рака (raka) - "szkatuła z relikwiami"; rosyjskie рака (raka) - arka/trumna na relikwie; słoweńskie raka - mary, grób; starosłowiańskie raka - grób. Tym samym Kopiec Kraka swoją nazwą nie musi wskazywać osoby pod nim pochowanej, a oznaczać tyle co właśnie mogiłę, grób, tym bardziej, że dawna nazwa kopca brzmiała właśnie Rękawka.

czwartek, 30 listopada 2017

O słowiańskiej gontynie w miejscowości Łużna-Pustki (małopolskie)

Gontyna na cmentarzu wojennym nr 123 Łużna-Pustki
(zdjęcie: Jerzy Opioła; na licencji CC BY-SA 4.0)
W województwie małopolskim w miejscowości Łużna, na wzgórzu Pustki, nieopodal trasy wojewódzkiej nr 977 znajduje się bardzo osobliwy cmentarz wojenny (nr 123). Powstał on w miejscu, w którym w 1915r. odbyła się  bitwa pod Gorlicami, w trakcie której sprzymierzone wojska austro-węgierskie i niemieckie złamały opór kryjącej się w okopach armii rosyjskiej. Bitwa ta okupiona została życiem wielu ludzi. Po zakończeniu wojny postanowiono więc, że wzgórze Pustki będzie dobrym miejscem dla powstania cmentarza. Za jego jego utworzenie odpowiedzialni byli jeńcy wojenni, z kolei projekt nekropolii przygotował Jan Szczepkowski. Na terenie cmentarza pochowano 912 żołnierzy armii austro-węgierskiej (niemal połowę z nich stanowili Polacy), 65 żołnierzy armii niemieckiej i 227 żołnierzy armii rosyjskiej. Oprócz tego na położonym poniżej cmentarzu nr 122 pochowano 154 żołnierzy rosyjskich1.

Interesującą nas kwestią nie są jednak okoliczności powstania cmentarza, a wybudowana na szczycie Pustki kaplica. Za powstanie tej nietypowej konstrukcji odpowiedzialny był słowacki architekt Dušan Jurkovič. Twórczość tego projektanta jest bardzo oryginalna. Charakterystyczny styl mocno inspirowany budownictwem regionalnym przyczynił się do unikalności jego projektów. Sylwetce Dušana Jurkoviča poświęciliśmy osobny wpis na blogu. Koronnym dziełem dziełem Jurkoviča stała się omawiana kaplica, zwana również gontyną, która zbudowana została "na wzór i podobieństwo" pogańskich świątyń. Nie brak jednak na kaplicy licznych krzyży - niektóre z nich na ścianie frontowej tworzą ornament układający się w kształt krzyża.

wtorek, 21 listopada 2017

Wąwóz Homole, małopolskie


Wąwóz Homole znajduje się w Małych Pieninach, a dokładniej w miejscowości Jaworki koło Szczawnicy (woj. małopolskie). Ściany wąwozu są zbudowane głównie ze skał wapiennych pochodzących z okresu jury i kredy, a jego długość wynosi około 800 metrów. W jego tworzeniu dużą rolę odegrał potok Kamionka, płynący dnem wąwozu tworzy liczne kaskady; Kamionka charakteryzuje się krystalicznie czystą wodą.