Co jakiś czas zdarza się, że oprócz recenzowania zupełnych nowości, decydujemy się przybliżyć Wam nieco starsze albumy muzyczne, które po prostu warto poznać. Jednym z takich albumów jest "Dzherelo" ukraińskiej kapeli Viter. Choć zespół ten najczęściej kojarzony jest z zabarwionym folkowo industrial metalem podchodzącym momentami niemal pod nu metal, to ich debiut, jakim jest "Dzherelo", różni się od tej stylistyki.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pagan metal. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pagan metal. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 12 września 2021
niedziela, 7 czerwca 2020
Jarun, "Sporysz". Recenzja.
Niezwykle rzadko zdarza się, by jakaś kapela grająca muzykę black/pagan metalową stworzyła coś, nad czym chciałby pochylić się ktoś, kto nie jest chociaż umiarkowanym fanem tego gatunku. A jednak krakowsko-nowosądecki zespół Jarun dokonał tego po raz trzeci. Mowa o albumie "Sporysz" wydanym pod koniec 2017 roku.
Przyznam szczerze, że miałem okazję zapoznać się z kilkoma recenzjami tego albumu jeszcze zanim go przesłuchałem. Tym, co przeczytałem, byłem mocno zaskoczony. Nie tylko dlatego, że większość recenzentów nie potrafi pisać (do czego zresztą można się przyzwyczaić), lecz dlatego, że zdawali się nie wiedzieć, czego właściwie słuchają i co recenzują. Bywały też recenzje napisane (a także opowiedziane) dobrze, ale niekoniecznie trafnie. Najbardziej rozbawiło mnie stwierdzenie, że album jest dobry, tylko... za ładny jak na black metal. Tym samym mam obawy czy mi samemu uda się zrecenzować "Sporysz" trafnie. Mamy bowiem do czynienia z... z czym dokładnie mamy do czynienia napiszę na końcu.
piątek, 1 listopada 2019
Jarun, "Pod niebem utkanym z popiołów". Recenzja.
"Pod niebem utkanym z popiołów" to drugi album nowosądeckiego zespołu Jarun. Choć wydany został w 2015 roku, jak najbardziej zasługuje na przybliżenie go naszym czytelnikom. Muzycznie jest on kontynuacją drogi obranej na "Wziemiozstąpieniu". Zachowany został tu charakterystyczny styl kapeli, choć materiał zaprezentowany na tej płycie w żadnym wypadku nie jest wtóry. Nadal pagan metalowa sieczka przeplata się tu z neofolkowymi wstawkami granymi na gitarze akustycznej, jednak w porównaniu do debiutu brzmienie jest tu nieco mniej surowe, a przestrzeń bardziej wypełniona.
sobota, 22 czerwca 2019
Slavogorje, "Pjesni". Recenzja.
"Sława zorzy porannej, co jaśnieć zaczyna
Sława nadziei, co rodzi się między nami
Sława blaskowi nadziei, co serca odradza
Sława naszej sile, co z ziarna nadziei wykwita"
Album "Pjesni" chorwacko-polskiego projektu Slavogorje to jedna z najciekawszych pozycji black/pagan metalowych ostatnich lat. Tak, jest to jedna z najciekawszych, lecz nie najlepszych. Wielu fanów Slavogorje z utęsknieniem wyczekiwało tej płyty. Została ona nagrana po około pięcioletniej przerwie. Sam zespół po reaktywacji przestał być projektem czysto chorwackim, bowiem dołączyli do niego polscy muzycy znani pod pseudonimami Rugiewit i Radbor (ten drugi odpowiedzialny jest za nagrany wspólnie z Percivalem "Słowiański mit o powstaniu świata"). Można swobodnie rzec, że "Pjesni" raczej zadowoliły fanów, były mniej więcej tym, czego oczekiwano. Pytanie, czy jest to album, który zachwyci pozostałych słuchaczy? Odpowiedź nie jest prosta.
Przede wszystkim "Pjesni" są albumem bardzo zróżnicowanym. Oprócz typowego black/pagan metalu liczne są tu elementy neofolku i ambientu. Co ciekawe, to właśnie te neofolkowe i ambientowe fragmenty nadają "blekowy", mroczny klimat skuteczniej niż pojawiająca się tu i ówdzie gitarowa sieczka. Jest to między innymi zasługa obecnych na całym albumie gościnnych występów. Niezmiernie cieszą obecne w wielu momentach damskie wokale Myriad i Olji (Loell Duinn). Na "Pjesniach" usłyszymy też dźwięki wiolonczeli: w utworach "Ispovijest", "Put stabala" i "Simargl" zostały nagrane przez Alberto Surina, z kolei w utworze "Vrelo mrzlovode" udzieliła się Katarzyna Bromirska znana szerzej z kapeli Percival Schuttenbach.
czwartek, 28 marca 2019
Thy Worshiper, "Klechdy". Recenzja.
"Klechdy" to piąta (nie licząc dem) płyta kultowej formacji Thy Worshiper. Jest to zarazem trzecia płyta, na której zespół porusza się po wdzięcznych obszarach folk pagan metalu. Słuchając jej wybierzemy się w kontynuację podróży rozpoczętej w 2014 roku albumem "Czarna dzika czerwień". Tym samym, jeśli ktoś nie polubił "Czarnej dzikiej czerwieni" i późniejszej "Oziminy" to do "Klechd" tym bardziej się nie przekona, a dalsza lektura niniejszej recenzji będzie dla takiej osoby tylko stratą czasu.
Gdybym miał spróbować zaklasyfikować jakoś jednoznacznie i precyzyjnie muzykę przedstawioną na "Klechdach" rzekłbym, że to pomysł całkowicie chybiony. Miast tego napiszę, jak przy dwóch poprzednich albumach, że jest to nieoczywista i nieszablonowa hybryda folku i black (czy też raczej pagan) metalu. Poszczególne składowe zazębiają się tu jednak jeszcze bardziej, tak, że niemożliwym jest wychwycenie gdzie kończy się jedno, a gdzie zaczyna drugie. Jest to zdecydowana zaleta tej pozycji oraz wyznacznik jakości na scenie folk metalowej, gdzie wiele kapel gra jedynie metal z akompaniamentem skrzypiec albo folk z akompaniamentem przesterowanych gitar i perkusji.
Gdybym miał spróbować zaklasyfikować jakoś jednoznacznie i precyzyjnie muzykę przedstawioną na "Klechdach" rzekłbym, że to pomysł całkowicie chybiony. Miast tego napiszę, jak przy dwóch poprzednich albumach, że jest to nieoczywista i nieszablonowa hybryda folku i black (czy też raczej pagan) metalu. Poszczególne składowe zazębiają się tu jednak jeszcze bardziej, tak, że niemożliwym jest wychwycenie gdzie kończy się jedno, a gdzie zaczyna drugie. Jest to zdecydowana zaleta tej pozycji oraz wyznacznik jakości na scenie folk metalowej, gdzie wiele kapel gra jedynie metal z akompaniamentem skrzypiec albo folk z akompaniamentem przesterowanych gitar i perkusji.
poniedziałek, 31 grudnia 2018
Jarun, "Wziemiozstąpienie". Recenzja.
"Po ziemi czarnej wędruję zmierzchem
Snów szukam wśród prochów umarłych
Zielonym lasu oddycham cieniem
Drzew co na krwi mej wyrosły"
O "Wziemiozstąpieniu" (2012) krakowsko-nowosądeckiej kapeli Jarun napisano już wiele recenzji, mniej lub bardziej trafnych. Możliwe jest, że album ten znany jest również części naszych czytelników. Niemniej uważam, że warto bliżej przyjrzeć się tej płycie, zwłaszcza że niedawno doszło do wznowienia jej nakładu.
Jeśli chodzi o przypisanie muzyki znajdującej się na "Wziemiozstąpieniu" do jakichś ram gatunkowych jest to zadanie z pozoru niełatwe. Niewątpliwie mamy tu do czynienia z black metal'em, tudzież z pagan metal'em, jednak owe "szufladki" nie opisują zawartości albumu w wystarczającym stopniu. Pojawia się tu parę niestandardowych elementów, na tyle wpływających na całokształt brzmienia, by móc pokusić się o dodanie kilku przedrostków w stylu "progressive", "alternative", a także "neofolk". Z resztą, w czeluściach internetu można znaleźć niemało opisów muzyki zespołu jako "folk metal", bądź "folk pagan metal" wraz ze zwracaniem uwagi na rzekome elementy muzyki tradycyjnej. Jednakże elementy tradycji jako takiej na albumie nie pojawiają się w ogóle. Jest to bardziej myślenie życzeniowe, w oparciu o współczesne, miejskie wyobrażenie o dawnych czasach. Z kolei sam zespół, z tego co się orientuję, nie patrzy przychylnym okiem na stawianie ich na jednej półce z kapelami folk pagan metal'owymi, poniekąd na przekór runicznemu logo, pogańskiemu idolowi na okładce, imieniu słowiańskiego boga wiosny w nazwie i tekstom, w których wyraźnie czuć pogańskiego ducha.
niedziela, 16 września 2018
Helroth, "I, Pagan". Recenzja.
"Oj dawno daleko, za starym wielkim boremPowiedzieć, że sytuacja na polskiej scenie folk metal'owej jest nienajlepsza byłoby niedopowiedzeniem. Jest tragiczna. Większość kapel tworzy swoje utwory na jedno kopyto. Nierzadko inspirują się przy tym celtyckim folk metal'em, czy nawet viking metal'em. Gdy już któryś zespół zdecyduje się sięgnąć po rodzimy folklor zazwyczaj kończy się słabymi aranżami, bądź niesamowicie powierzchownym potraktowaniem tematu. Na tym tle wyjątkowo dobrze wypadają Thy Worshiper i Percival Schuttenbach, niemniej dwa zespoły na tak wdzięczny gatunek to trochę mało (swoją drogą Schuttenbach zalicza ostatnio tendencję spadkową). Jednak w 2016 roku warszawski zespół Helroth wydał album "I, Pagan", którym udowodnił, że nie wszystko stracone dla polskiego folk metal'u.
Mieszkały mamuny bad bystrym potokiem
Oj tańce, hulańce, swawole wyprawiały
Niesamowite rzeczy tam się działy"
Choć dzięki wydanej w 2013 roku EP'ce "Wataha" znany był styl tej młodej kapeli, to jednak muzyka zaprezentowana na "I, Pagan" jest tego stylu rozwinięciem. Obecne są tu inspiracje zarówno słowiańskimi, jak i skandynawskimi wierzeniami i kulturą. Nastrój pełen kontrastów budowany jest za pomocą instrumentarium mniej więcej typowygo dla folk metal'owych kapel. Mamy tu do czynienia z dźwiękami przesterowanych gitar, perkusji, gitary basowej, fletu, skrzypiec i aż dwóch wokali. Główny wokalista, Orthank, świetnie radzi sobie zarówno z melodyjnym śpiewem, jak i z growl'em, czy scream'em. Wyjątkowo jasnym punktem całego albumu jest wokal charyzmatycznej i niezwykle seksownej Marty Gantner.
piątek, 22 czerwca 2018
Thy Worshiper, "Ozimina". Recenzja.
Po udanym powrocie nietuzinkowego zespołu Thy Worshiper w 2013 roku, w postaci albumu "Czarna Dzika Czerwień", na którym zaprezentowano niecodzienne pomysły i rozwiązania w łączeniu black metalu i elementów muzyki etnicznej, oczekiwania wobec nowej płyty kapeli były ogromne. Nim jednak doszło do premiery kolejnego pełnowartościowego longplay'a ta kultowa formacja uraczyła nas EP'ką "Ozimina".
Choć materiał zaprezentowany na "Oziminie" jest kontynuacją drogi obranej na "Czarnej Dzikiej Czerwieni", to okazał się być kontynuacją cokolwiek odległą. Nadal spotkamy się tu z nieoczywistą hybrydą folku i black metalu, jednakże zespół postanowił eksplorować te składowe w jeszcze bardziej nieszablonowy sposób. Gitary pojawiają się tu rzadziej, co wcale nie jest zmianą na minus. Bardziej minimalistyczne podejście do używania dźwięków "wioseł", w zestawieniu z nowymi pomysłami, owocuje mroczniejszym (lecz nie zbyt mrocznym) i niepokojącym klimatem. Sekcja rytmiczna została tu niezwykle rozbudowana, tak, że można się nieustannie nią zachwycać. Subtelne użycie Didgeridoo w tle sprawdza się jako doskonałe uzupełnienie pozostałych instrumentów. Żeńskie wokalizy nadal pełnią rolę podobną do tej na "Czarnej Dzikiej Czerwieni", z kolei męski growl i szepty ani przez moment nie stanowią zbędnego balastu, a pojawiają się tylko tam, gdzie faktycznie są potrzebne. Użyto też instrumentów w muzyce zespołu na co dzień nieobecnych: w utworze "Ożyny" pojawiła się lira korbowa, a w "Wietlicy", "Wśród cieni i mgieł" i "Oziminie" szkrzypce.
Choć materiał zaprezentowany na "Oziminie" jest kontynuacją drogi obranej na "Czarnej Dzikiej Czerwieni", to okazał się być kontynuacją cokolwiek odległą. Nadal spotkamy się tu z nieoczywistą hybrydą folku i black metalu, jednakże zespół postanowił eksplorować te składowe w jeszcze bardziej nieszablonowy sposób. Gitary pojawiają się tu rzadziej, co wcale nie jest zmianą na minus. Bardziej minimalistyczne podejście do używania dźwięków "wioseł", w zestawieniu z nowymi pomysłami, owocuje mroczniejszym (lecz nie zbyt mrocznym) i niepokojącym klimatem. Sekcja rytmiczna została tu niezwykle rozbudowana, tak, że można się nieustannie nią zachwycać. Subtelne użycie Didgeridoo w tle sprawdza się jako doskonałe uzupełnienie pozostałych instrumentów. Żeńskie wokalizy nadal pełnią rolę podobną do tej na "Czarnej Dzikiej Czerwieni", z kolei męski growl i szepty ani przez moment nie stanowią zbędnego balastu, a pojawiają się tylko tam, gdzie faktycznie są potrzebne. Użyto też instrumentów w muzyce zespołu na co dzień nieobecnych: w utworze "Ożyny" pojawiła się lira korbowa, a w "Wietlicy", "Wśród cieni i mgieł" i "Oziminie" szkrzypce.
poniedziałek, 4 grudnia 2017
Thy Worshiper, "Czarna dzika czerwień". Recenzja.
Wrocławski zespół Thy Worshiper zdążył zyskać uznanie w środowisku black metal'owym dotychczasowymi produkcjami. Formacja tkwiła jednak w niejakim zawieszeniu z powodu emigracji wokalisty, Marcina Gąsiorowskiego, do Irlandii. Tam po jakimś czasie zespół uległ nieoficjalnej reaktywacji (nieoficjalnej, gdyż oficjalnie nigdy nie doszło do zawieszenia jego działalności), by w 2013 r. zaprezentować nam nowy album w odmiennym niż dotąd klimacie.
"Czarna dzika czerwień" zaskoczyła wszystkich obecnością etnicznych bębnów i okołofolkowym śpiewem Anny Malarz. Choć nie wszyscy się ze mną zgodzą, uważam że zmiana obranej stylistyki na bardzo nietypowy folk pagan metal była dla zespołu zmianą na lepsze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)