niedziela, 30 sierpnia 2020

Igor D. Górewicz, "Borek i legendarne początki Polski". Recenzja.

"Borek i legendarne początki Polski" to najnowsza część przeznaczonej dla dzieci serii książek Igora Górewicza fabularyzującej słowiańskie realia. Pierwsze wrażenie jest korzystne. Przed nami licząca 250 stron opowieść w twardej oprawie (format B5).

Igor D. Górewicz, "Borek i legendarne początki Polski", Wydawnictwo "Triglav", Szczecin 2020, 250 stron.
Kolorowa ilustracja na okładce dobrze oddaje tematykę książki i jednocześnie trafia w estetykę grupy docelowej, do której w moim osobistym odczuciu ta opowieść jest kierowana, czyli do dzieci z - oczywiście mocno uogólniając - późnej edukacji wczesnoszkolnej lub klas mniej więcej od czwartej do szóstej, zwłaszcza że na tym właśnie etapie utrwala się w edukacji polonistycznej pojęcie legendy oraz przykłady konkretnych legend, z naciskiem na lokalne.

sobota, 22 sierpnia 2020

Strigôň, "Posledný Strom". Recenzja.


"Posledný Strom" to drugi album słowackiej kapeli Strigôň. Z jednej strony możemy powiedzieć, iż jest to kontynuacja stylu obranego na debiucie, z drugiej zaś słychać pewne różnice, które warto odnotować. Muzycznie nadal jest to folk stylizowany na klimaty wczesnego średniowiecza i fantastyki. Jest to już jednak twór bardziej autonomiczny. Wcześniejsze inspiracje polskim Percivalem i ścieżką dźwiękową z gry "Wiedźmin: Dziki Gon" zeszły jakby na dalszy plan.

sobota, 15 sierpnia 2020

O tym jak Matka Boża uchroniła kłosy zboża przed gniewem jezusowym

Matka Boska Zielna, XIX wiek, domena publiczna.
I stawiają Częstochowskiej, by podniosła rączkę,
Nad firletkę, macierzankę i nad srebrną drżączkę,
Nad rozchodnik i lawendę, nad rutę i miętę.
Bo to wszystko przecież Boże , bo to wszystko święte.
Stali czytelnicy niniejszego bloga i osoby po prostu zainteresowane wierzeniami ludowymi wiedzą już zapewne, że w apokryfach ludowych kryje się wiele archaicznych, zgoła niechrześcijańskich treści. Są one skarbnicą wiedzy na temat postrzegania świata w kulturze ludowej, są swego rodzaju mitami, opisującymi różne aspekty świata - jego powstanie, działanie, czy porządek społeczny. Choć pojawiają się w nich postaci znane z chrześcijaństwa, takie jak Jezus, Bóg, diabeł, Przenajświętsza Panienka, czy poszczególni święci, to z tradycją biblijną nie mają zbyt wiele wspólnego. Można by rzec, że owe teksty kultury są w sporym stopniu pogańskie, zespolone na stałe z chrześcijańską eschatologią. Czasem mogą nam posłużyć do rekonstrukcji dawnych mitów, a czasem takie ich wykorzystanie jest niemożliwe, gdyż ukształtowały się już długo po wdrożeniu procesu chrystianizacji. Niemniej jednak nadal mogą powiedzieć nam dużo o ludowej wizji świata.

W niniejszym wpisie zapoznamy się z ciekawym podaniem ze Śląska Opolskiego (czy jak kto woli, Śląska Górnego), w którym Matka Boża uchroniła kłosy zboża przed bożym gniewem. Na końcu załączonych zostało kilka komentarzy na jego temat.

niedziela, 9 sierpnia 2020

Grodzisko Szwedzkie Góry w Chlebni (woj. mazowieckie)

Chlebnia, grodzisko, widok z wału na zachodnią część stanowiska, stan na 2012 r.,
fot. Agata Byszewska (na licencji: BY NC-ND 3.0)
Nawet zwykły, czarny jak noc kret, może zapisać się na kartach historii. Ten oto kret, anonimowy bohater tej opowieści, przyczynił się do istotnego odkrycia. Otóż jego decyzja o wykopaniu dziury akurat w tym konkretnym miejscu pozwoliła badającym archeologom znaleźć fragmenty ceramiki i datować grodzisko w Chlebni.

Kopiec kreta znajdował się w województwie mazowieckim na terenie grodziska. Wykopana przez niego ziemia była czarna jak czarna ziemia. Niejeden kłos pszenicy, niejedna marchew i nie jeden cukrowy burak na niej wyrosły.

Na podstawie wydobytej przypadkiem przez kreta ceramiki, datowano funkcjonowanie osady na mniej więcej XI - XIII wiek. Oprócz niej znaleziono również szklane paciorki, szydło oraz szereg militariów: noże, grot strzały czy bełt kuszy.

Mieszkańcy grodziska w Chlebni nie wiedzieli jeszcze, że na ich terenach za kilkaset lat będą chodzić ludzie z jakimiś urządzeniami przy uchu, a obok przejeżdżać dziwne metalowe smoki. Bardzo prawdopodobne, że mieli bardziej prozaiczne powody do myślenia. Początkowo byli osadzeni otwarcie. Z czasem sytuacja zmusiła ich do zamknięcia swojego osadzenia poprzez obwałowanie się pierścieniowato. Po znalezionych kościach wiadomo, że musieli hodować świnie, krowy, owce a między nogami pewnie plątał się pies. Ktoś pewnie coś szył, ktoś inny lepił garnki, w okolicy było również miejsce targowe.

środa, 5 sierpnia 2020

O początkach miasta Lublin

Gdzieś w VI - VII wieku w Lublinie na niewielkim wzgórzu gdzie obecnie stoi kościół pw. św. Mikołaja rozpoczynała się historia miasta Lublin. No prawie wtedy. Bo jakby tak cofnąć się w czasie jeszcze dalej wyszłoby, że do najstarszych lublinian musimy zaliczyć mamuty czy nosorożce jaskiniowe. Rzecz jasna zanim nie padły łupem ówczesnych myśliwych.

Wzgórze Czwartek i kościół św. Mikołaja
(T. Chrzanowski, "Lublin - krajobraz i architektura", 1964; domena publiczna)
Na trupach nosorożców i mamutów wyrastał prężny ośrodek handlowy i obronny. Jak się nazywał? Legend i opowieści jest co najmniej kilka. Czy Lublin założył niejaki rycerz Lubla? A może, jak pisał Wincenty Kadłubek, jego nazwa pochodzi od Julii, siostry Juliusza Cezara, która po tym jak została słowiańską księżną założyła dwa miasta Lubusz i Lublin. Jest jeszcze opcja rybna. Do osady celem nadania jej nazwiska przybył jakiś oficjel i kazał złowić w rzece rybę. Od pierwszej złowionej miała powstać nazwa miasta. No i złowiono Szczupaka w towarzystwie Lina. I trzeba było wybrać: Szczupak lub Lin. I wybrano lub Lina. A mogli przecież nazwać Szczupakilin.

sobota, 1 sierpnia 2020

Wywiad z żercą: Dawid Zbigniew Walkowiak

Sporym zainteresowaniem w ostatnich latach cieszą się nie tylko wierzenia dawnych Słowian, ale i dzisiejsze rodzimowierstwo. Aby lepiej przybliżyć naszym czytelnikom, czym ono jest, postanowiliśmy zadać kilka pytań Dawidowi Zbigniewowi Walkowiakowi, żercy wielkopolskiej Gromady Raróg. Przed państwem druga odsłona cyklu "Wywiad z żercą".

Dawid Zbigniew Walkowiak w trakcie obchodów święta Kupały,
wielkopolskie 2019 (zdjęcie: Monika Garczarek)
Czym jest rodzimowierstwo?

Słowianie to pobratymcy w słowie, inaczej mówiąc ludzie słowa - jego wartości i znaczenia. Gdy popatrzymy na nazwę 'rodzima wiara', to okazuje się, że skrywa ona w sobie całą istotę naszych wierzeń - jest dokładnie tym, czym słowa składowe jej nazwy. Tym samym owo nazwanie jest kapitalne w swej prostocie i znaczeniu. Zwróćmy zatem uwagę na miano tej wiary, skupmy się na wyrazach, które je tworzą, zastanówmy się chwilę nad nimi.

Rodzimość, rodzimy to: rdzenny, swojski, tutejszy, tradycyjny, czyli płynący z naszych dawnych zwyczajów i obyczajów oraz mądrości i pobożności Przodków zespół cech tej wiary, a więc to, co ją określa, tworzy jej sedno tj. nierozłącznie rodzimy, słowiański charakter. Tego zestawienia składowych nie sposób wykreślić czy rozdzielić, gdyż stanowią istotę rodzimowierstwa. Nie da się ani rewolucjonizować rodzimości, ani jej zaprzeczać czy wymazywać i jednocześnie rodzimym być. Rodzima wiara bez zachowania swego rzeczywiście rodzimego oblicza staje się nieautentyczna niejako z definicji, zatraca bowiem pierwotny sens swego znaczenia, gubi wiarygodność i wartość nadawaną jej właśnie przez rdzenny dorobek Przodków.

Dla rodzimowiercy zatem podstawowym obowiązkiem jest kult rodzimych (czyli słowiańskich) Bóstw, dbałość o język i znaczenie słów, troska o zachowanie tradycji, wartości, obyczajów, zwyczajów oraz dorobku Przodków, który zobowiązani jesteśmy kontynuować i przekazywać potomnym. Rodzimowierstwo stanowi jednocześnie ostoję dla duszy oraz własnej tożsamości. Jest drogowskazem życiowym, sposobem oraz wzorem na stanowienie słowiańskiego ładu w sobie, w rodzinie i w społeczności.