sobota, 30 maja 2020

Urąganie logice, czyli pch24 boi się rodzimowierców

Kopia idola zbruczańskiego w Krakowie, nieopodal Wawelu
zdjęcie: Jan Mehlich "Lestat"; na licencji CC BY-SA 3.0.
Już od dłuższego czasu na chrześcijańskim portalu pch24.pl pojawiają się co jakiś czas artykuły szkalujące rodzimowierstwo, a także - jakże by inaczej - osoby po prostu zainteresowane przedchrześcijańskimi korzeniami. Nie brak w ich artykułach wielu przekłamań, manipulacji i błędów logicznych. Nie mam zamiaru analizować ich wszystkich. W niniejszym wpisie odniosę się tylko do ostatniego (na stan obecny) artykułu, "Światowid spod Wawelu. Neopogański kult w sercu polskiego Kościoła" autorstwa Piotra Relicha, opublikowanego 29 maja 2020 roku (ZOBACZ - dostęp: 30 maja 2020 r.). Gdyby ktoś pytał dlaczego w ogóle odnoszę się do tego typu - powiedzmy otwarcie - bzdur, przyjmijmy roboczo, że robię to dla sportu.

piątek, 29 maja 2020

Natalia Zacharek, "Kociewskie demony ludowe". Recenzja.

Natalia Zacharek, "Kociewskie demony ludowe"
Stowarzyszenie Inicjatyw Twórczych Manowce, 2019, 70 stron.
Z pewnych bliżej nieznanych powodów Kociewie nie cieszyło się takim zainteresowaniem etnografów jak pozostałe regiony, a zwłaszcza jak sąsiadujące z nim Kaszuby. Być może właśnie dlatego Natalia Zacharek postanowiła napisać książkę "Kociewskie demony ludowe", do której przygotowania posłużyła jej nieliczna literatura etnograficzna traktująca o tym regionie i przeprowadzone przez nią w okresie 2 czerwca - 30 listopada 2019 roku badania terenowe.

Przyznam szczerze, że byłem nastawiony do tej pozycji bardzo pozytywnie. Wpłynęły na to różne czynniki, takie jak zapowiedzi książki, czy wypowiedzi samej autorki na antenie polskiego radia (posłuchaj - dostęp: 29 maja 2020). Jednocześnie moje oczekiwania nie były wygórowane, więc byłem gotów machnąć ręką na ewentualne potknięcia. Jednakże lektura "Kociewskich demonów..." była pod pewnymi względami bardzo zaskakująca. Dlatego też w niniejszej recenzji znajdzie się trochę pochwał, a także niemało czepialstwa.

środa, 27 maja 2020

Urszula Janicka-Krzywda, Katarzyna Ceklarz, "Czary góralskie. Magia Podtatrza i Beskidów Zachodnich". Recenzja.

Urszula Janicka-Krzywda, Katarzyna Ceklarz, "Czary góralskie. Magia Podtatrza i Beskidów Zachodnich"
Wydawnictwa Tatrzańskiego Parku Narodowego, Zakopane 2014, 216 stron.
"Czary góralskie. Magia Podtatrza i Beskidów Zachodnich" to pozycja pod wieloma względami fenomenalna. Napisana została przez folklorystkę i etnograf, Urszulę Janicką-Krzywdę (†), oraz etnolog, Katarzynę Ceklarz. Z założenia książka ta jest pozycją popularyzatorską, co przekłada się na prosty język, który nie będzie sprawiał problemu postronnemu czytelnikowi. Z kolei dokładność i rzetelność badaczek sprawia, że wartość merytoryczna "Czarów góralskich..." jest nieoceniona. Książka ta stanowi kompendium wiedzy na temat szeroko rozumianej kultury magicznej polskich górali.

wtorek, 26 maja 2020

Annutara, "Po drum". Recenzja.


"Po drum" (2018) to drugi album trójmiejskiej kapeli Annutara. Jest on kontynuacją drogi obranej na debiucie, z tym że jest on mocniej usytuowany w przestrzeni zwanej world music. Dlatego pomimo tego, że jest to technicznie dobry album, to nie jestem w stanie czerpać z niego większej radości. Nic na to nie poradzę, jestem niepoprawnym słowianofilem i o ile w muzyce folkowej próby eksperymentowania z elementami niesłowiańskimi jestem w stanie docenić, o tyle całkowite wymieszanie elementów muzyki świata odbieram jako kompletne nieporozumienie.

sobota, 23 maja 2020

Watra, święty ogień

Domena publiczna
Watra to słowo typowe dla gwary góralskiej, oznaczające wg rożnych słowników najczęściej ogień palony na świeżym powietrzu, na polach, względnie w pasterskim szałasie, rzadziej po prostu ogień. Etymologicznie wywodzi się watrę od awestyjskiego ātar (ogień). Słowo to w podobnych znaczeniach występuje w wielu językach słowiańskich, np. słowackim, czeskim, serbskim, czy chorwackim. Ponadto ormiańskie Airem oznacza palić się, pałać; osetyjskie art - ogień; albańskie vatrë, votrë - ognisko; irańskie áith - piec. Wg Aleksandra Brücknera (s. 604) u Słowian słowo watra pojawiło się za sprawą wołoskich pastuchów. Jedynie jako ciekawostkę dodam, że w polskiej gwarze włóczęgowskiej (która swoją drogą jest stosunkowo dynamiczna) jako watra określa się ogniska wysokie na kilka metrów, a we współczesnym ukraińskim slangu słowo ва́тра znaczy tyle, co zapalniczka. W niniejszym wpisie skupimy się na magiczno-rytualnym wykorzystaniu watr.

piątek, 22 maja 2020

Jar, "Dziady". Recenzja.


"Dziady" (2019) to najnowsze dzieło niezwykle zasłużonej dla polskiej sceny folkowej kapeli Jar. Płyta ta różni się od swoich poprzedników, jednak tylko nieznacznie. Nadal jest to ten sam do cna słowiański, nieco pogański Jar. Nadal odnajdziemy w ich muzyce nieco transowości, nieco tanecznych rytmów, a także sporo surowych brzmień. Podstawowa różnica zasadza się bowiem na... jakości. Daleki jestem od umniejszania poprzednim dokonaniom zespołu. Zwyczajnie "Dziady" wznoszą muzykę kapeli na wyższy poziom.

wtorek, 19 maja 2020

Laboratorium Pieśni, "Rasti". Recenzja.


"Rasti" to trzeci album trójmiejskiej grupy Laboratorium Pieśni. Różni się on od ich dotychczasowych albumów. Aranże są bardziej rozbudowane, co tylko pozornie jest wartością dodatnią. W rzeczywistości sprawia to, że wiele utworów, nawet tych skocznych, jest przesadnie i niepotrzebnie rozciąganych, przez co po kilku odsłuchanych pieśniach słuchacz zaczyna się nudzić. Pieśni jest zaledwie dziesięć, a łączny czas trwania albumu wynosi... 70 minut! Już pierwszy utwór, białoruska pieśń "Biaroza", trwa aż 10 minut. Ciężko zrozumieć zamysł dziewczyn z Laboratorium. Co nimi kierowało? Czy może chodziło im o bardziej transowe brzmienie? Cóż, jeśli tak, to transowe brzmienie można uzyskać całkiem żwawymi aranżacjami. Za przykład mogą posłużyć tradycyjne, szalone obery. Czy może chodziło o bardziej medytacyjne brzmienie? Cóż, upodobania w są różne, jednak jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że album ten bardziej będzie usypiał, niż wspomagał stan medytacji. Czy chodziło o coś innego? Nie wiem. Jednak o cokolwiek chodziło, to "Rasti" nie przeskakuje poprzeczki postawionej przez debiutancki "Rosna", ani przez bardzo specyficzne "Puste noce".

sobota, 16 maja 2020

Bohdan Baranowski, "Pożegnanie z diabłem i czarownicą". Recenzja.

"W żyjącym na kartach protokołów procesów czarownic diabelskim towarzystwie prawie zupełnie nie spotyka się groźnych bestii, znanych z literatury pięknej lub teologicznej i z kościelnych obrazów. W zasadzie diabeł posiadał kształt ludzki. W odpowiedniej chwili mógł on jednak przybierać postacie zwierzęce, najchętniej czarnego kota, konia i psa, rzadziej kozła, wilka lub innego zwierzęcia. Pośledniego gatunku diabliki przybierały nieraz kształty różnego robactwa, nietoperzy, czarnych ptaków itd." - Baranowski, "Pożegnanie z diabłem i czarownicą" 2020, s. 65.
Bohdan Baranowski, "Pożegnanie z diabłem i czarownicą"
wyd. Replika, Poznań 2020, 336 stron.
12 maja 2020 roku odbyła się oficjalna premiera nowego wydania książki prof. dr hab. Bohdana Baranowskiego (1915-1993) pt. "Pożegnanie z diabłem i czarownicą. Wierzenia ludowe". Jest to doskonała okazja, żeby zapoznać naszych czytelników z tą jakże ciekawą pozycją i zachęcić do jej lektury.

Książka "Pożegnanie z diabłem i czarownicą" wydana została po raz pierwszy w 1965 roku, jednakże od tego czasu zawarte w niej informacje pozostają aktualne. Autor opisał w niej obecne wśród ludu wierzenia dotyczące czarownic, diabłów i innych demonów. Co do ram geograficznych, Baranowski skupił się przede wszystkim na terenie woj. łódzkiego i przyległych terytoriów. Nie brak tu jednak odwołań do wierzeń innych, odleglejszych regionów (co nie znaczy, że zawarte informacje są w pełni reprezentatywne również dla nich). Co do źródeł i ram czasowych, to dominują tu źródła historyczne od XV/XVI do XVIII wieku oraz XIX i XX-wieczna etnografia. Autorowi zdarza się jednak sięgać również po źródła wcześniejsze, jak np. "Katalog magii Rudolfa" z XIII wieku. W tym miejscu należy wyraźnie podkreślić niezwykłą rozpiętość i bogactwo omawianych źródeł. Baranowski wziął na warsztat nie tylko najbardziej oczywiste pozycje, takie jak "Młot na czarownice", czy "Czarownicę powołaną", ale również np. wypisy z ksiąg miejskich, protokoły z procesów czarownic oraz bogaty materiał etnograficzny. Oprócz tego wykorzystał własne badania terenowe z okresu dziewiętnastu lat (1945-1964).

środa, 13 maja 2020

Tajemnica pochodzenia Rusinów

Rusini Karpaccy to lud zamieszkujący głównie Zakarpacie na zachodnim krańcu Ukrainy oraz tereny przygraniczne w Polsce, na Słowacji i Węgrzech. Nazywani są Łemkami, a ich pochodzenie nie jest oczywiste, wciąż budząc spory wśród naukowców oraz samych zainteresowanych. Skąd więc pochodzą Rusini?

Cerkiew w Krempnej w Beskidzie Niskim (fot. slawojar; na licencji CC BY-SA 3.0)
Pierwsza hipoteza, najszybciej chyba się nasuwająca, to uznanie "autochtoniczności" ludności słowiańskiej na tym terenie. Przemieszczenie się Słowian na południe miało miejsce po upadku państwa Hunów, a więc w drugiej połowie V w. Kolejnym ważnym punktem było zajęcie Kotliny Karpackiej przez Awarów, którzy osłabili od północy Imperium Bizantyjskie, pozwalając Słowianom na dalszą ekspansję. Nie posiadamy dokładnych danych na temat liczebności i umiejscowienia Słowian na tym obszarze, jednak niemal na pewno pozostawali oni w stosunkach zależnych od kaganatu - państwa Awarów. Zdaniem Michała Parczewskiego, w świetle badań archeologicznych ludy słowiańskie stanowiły kontinuum bez wyraźnych granic między grupami:
"Z powyższego wynika, że nie istnieją żadne rozsądne argumenty przemawiające za jakimkolwiek zróżnicowaniem etnicznym ludności zamieszkującej interesujący nas teren w VI-VII w. Wręcz przeciwnie, wszystko wskazuje na fakt, że Sklawinowie byli ludem o zupełnie jednolitym obliczu etnicznym".
W tym miejscu rozważań pojawia się grupa Białych Chorwatów, która miała żyć na terenie przykarpackim (jednak raczej po wschodniej i północnej stronie gór), a od której wywodzić mieliby się dzisiejsi Rusini. Byliby to proto-Chorwaci, którzy z tego obszaru wyruszyli na południe, ale jakaś ich część pozostała na miejscu. Warto jednak zauważyć, że omawiana grupa przebywała głównie po zewnętrznej stronie Karpat, zaś znani nam Rusini żyli i żyją głównie po wewnętrznej stronie gór, co do pewnego stopnia ogranicza fakt "autochtoniczności". Wyjątek stanowiliby tutaj jednak Łemkowie. Białochorwaci mieli zostać włączeni do Rusi Kijowskiej w X w., a więc co najmniej kilkadziesiąt lat po zajęciu Basenu Karpackiego przez Madziarów, w czasach, gdy ci ostatni wyprawiali się na południe i zachód w ramach tzw. kalandozások (wypraw łupieżczych). Można więc przypuszczać, iż uznawali swoją wschodnią granicę za zabezpieczoną. Oznacza to, że Białochorwaci nie zamieszkiwali podległych Węgrom terenów.

piątek, 8 maja 2020

O złotoryjskim złocie

Złoto, złoto... któż nie chciałby utonąć w złocie? No może nie Ci, którzy akurat szukają go w rzece. Co to za przyjemność utonąć, mając w ręce solidną dawkę świetlanej przyszłości.

Baszta kowalska w Złotoryji (pocztówka z 1915 roku, domena publiczna)
Na terenie Pogórza Kaczawskiego złoto wydobywano od wieków. Duża aktywność kopaczy przypadła już na IX i X wiek. Wielu było takich, którzy na złotym kruszcu wzbogacili się niemało. Niektórzy też wymienili złoto na coś cenniejszego - wieczną sławę. Jednym z nich był niejaki Ryj. To do niego należała spora ilość złota. Miał go całkiem sporo i pewnie dlatego Ryja zwano wówczas Goldbergiem lub Aureus Mons.

czwartek, 7 maja 2020

Waldemar Łysiak, "Polaków dzieje bajeczne". Recenzja.

Osoba szukająca wyczerpującej merytorycznie monografii prawdopodobnie odłoży nową (stan na 2014 rok - przyp. red. Słowiańska moc) książkę Łysiaka z niesmakiem. Na nieco mniej wymagającego czytelnika czeka jednak fascynująca podróż przez osnutą mgłą tajemnicy polską mitologię.

Waldemar Łysiak, "Polaków dzieje bajeczne", wyd. Nobilis, 2014, 320 stron.
"Polaków dzieje bajeczne" to książka, która nie próbuje udawać naukowej pozycji. Szukający informacji naukowiec szybko odbije się od braku przypisów, indeksu czy nawet bibliografii. Jeśli nawet spróbuje wniknąć w tekst (stanowiący około połowy objętości książki - drugie tyle zajmują ilustracje), nie znajdzie w nim pogłębionych analiz i odkrywczych wniosków. Warto jednak odłożyć na bok na chwilę swe naukowe oczekiwania i dać się ponieść narracji. Powszechnie znane legendy odsłaniają bowiem przed czytelnikiem swoje mniej popularne wersje. Każdy wie, że Wanda nie chciała Niemca - ale że według innego podania zwyciężyła jego armię i tym samym skłoniła go do samobójstwa...?

poniedziałek, 4 maja 2020

Jałmużnictwo i żebracy w średniowieczu

Przez całe średniowiecze masowy charakter miało jałmużnictwo zbiorowe. Uprawiane było przez Kościół, stanowiło element składowy liturgii pogrzebowej najpierw władców i możnych, a potem też zamożnego mieszczaństwa. Żebraków wspierały klasztory, a władcy udzielali wielkich jałmużn w czasie objazdów kraju i z okazji wielkich świąt. Rozdawnictwo miało na celu podniesienie ich prestiżu. Pomocniczą rolę odgrywały w realizacji tego zadania tak żony, jak i urzędnicy.


Gall Anonim przytacza anegdotę o tym, jak na polecenie Bolesława Chrobrego, jego urzędnicy wykonują niektóre czynności rozdawnicze z ramienia panującego1. Inną anegdotą jest opowieść o szczodrobliwości Bolesława II, który obdarowuje ubogiego kleryka tak wielką ilością złota, jaką ten za jednym razem jest w stanie unieść2. Moralne rozwinięcie tej historii znaleźć można u Wincentego Kadłubka, gdzie biedak powodowany chciwością zabiera zbyt wiele złota w królewski płaszcz. Chcąc je podnieść, zostaje przygnieciony ciężarem i umiera3.

niedziela, 3 maja 2020

Percival Schuttenbach, "Postrzyżyny". Recenzja.


Na łamach naszego bloga niejednokrotnie zaznaczaliśmy, że dobrą muzykę warto promować niezależnie od tego, kiedy została wydana. W przypadku zespołu Percival Schuttenbach mogłoby nie mieć to zastosowania, zważywszy na to jak sławny jest to zespół. Jednakże istnieje pewien ich album, który raczej nie jest powszechnie znany. Mowa o EPce "Postrzyżyny" wydanej w 2012 roku.

sobota, 2 maja 2020

Gdy susza dokucza...

Jacek Malczewski, "W tumanie" (1893-1894; domena publiczna)
Susza nigdy nie była zjawiskiem pożądanym. Może negatywnie wpłynąć na wielkość zbiorów i znacząco przybliżyć groźbę głodu. Nic więc dziwnego, że ludy rolnicze, takie jak na przykład Słowianie, próbowały sobie wytłumaczyć ją na różne sposoby, niekoniecznie racjonalne. Susza mogła być więc karą boską, a wraz z innymi znakami zwiastować nieodległy koniec świata. Bywało też, że o powodowanie suszy oskarżano czarownice (wiedźmy, cioty itp.) lub diabły i inne istoty demoniczne. W niniejszym artykule przybliżymy kilka tradycyjnych sposobów zapobiegania lub odwołania suszy.

piątek, 1 maja 2020

O prawdopodobnej świątyni pogańskiej we Wrocławiu

Fragment rekonstrukcji wrocławskiej świątyni według S. Moździocha.
Źródło: S. Moździoch, "Archeologiczne ślady kultu pogańskiego na Śląsku wczesnośredniowiecznym" [w:] "Człowiek-sacrum-środowisko. Miejsca kultu we wczesnym średniowieczu" (red. S. Moździoch), Wrocław, s. 155–194., 2000
Drzewa nie są zbyt rozmowne. Zwłaszcza kiedy potnie się je na kawałki lub rozłupie. Wtedy zazwyczaj leżą spokojnie i nawet nie zaszumią. Nie mają zresztą po co - nikt się nimi nie interesuje. Zalegają, gniją, chronią, podtrzymują lub zadają rany, ale ich los niewielu obchodzi. No chyba, że akurat ich części zostają wykorzystane do skonstruowania czegoś interesującego.

Coś interesującego zostało odnalezione podczas badań na wrocławskim grodzie na Ostrowie Tumskim w latach '50 i '60 XX wieku przez Elżbietę Ostrowską. W wykopie oznaczonym numerem VII odkryto fragmenty budowli drewnianej o niestandardowej wielkości, rzeźbioną deskę, fragmenty tkanin i kilka innych drobnych artefaktów. Drewno jednak uparcie milczało. Nie będzie strzępić desek po próżnicy. Badacze przyjęli więc, że budynek ten musiał pełnić "funkcję specjalną". I na tym poprzestano.