Nie co dzień ma się przyjemność recenzować białego kruka, a pierwszy longplay śląskiej grupy Yurodivi takim białym krukiem stanowczo jest. Choć ilość egzemplarzy płyty "Yurodivi" nie jest mi znana to wiem, że można było ją zakupić prawdopodobnie na jednym tylko koncercie w 2014 roku. W internecie dostępnych jest zaledwie kilka utworów (spośród czternastu) z tej pozycji. Cztery z nich, "Kołysanka", "Wracaj, wracaj! (Widziadła)", "Lelum Polelum" i "Tańcowali bebocy", ukazały się na wydanym wcześniej "Demie". Nie odbiegają one stylem od całości, co więcej, idealnie się w niego wpasowują. Zupełnie jakby "Demo" było zwiastunem właściwego albumu.
Próbując opisać muzykę zawartą na "Yurodivi" trzeba powiedzieć, że idealnie odzwierciedla ona szaleństwo sugerowane przez nazwę zespołu (wszak jurodivi są boskimi szaleńcami posiadającymi specjalne zdolności, w tym wieszcze; więcej o jurodivich przeczytać możecie w niniejszym artykule). Dostajemy tutaj utwory skoczne, energiczne, a także spokojne, kołyszące, czasem niepokojące. Porównać je można do najwcześniejszych dokonań krakowskiej Południcy!, jednakże porównanie to będzie niemiarodajne. Muzyka Yurodivich pokazuje pazur w postaci hardcore'owej sekcji rytmicznej postawionej w opozycji do akustycznych instrumentów etnicznych. Na muzykę Yurodivich składa się gęstwina dźwięków mandoliny, cytry, perkusji, etnicznych bębnów i gitary basowej wspomaganych aż dwoma intrygującymi wokalami. Widoczne są tu inspiracje rosyjskim i bałkańskim folklorem. W uszy rzuca się też surowa jakość nagrań, która idealnie oddaje szczerość muzyki zespołu.
Motywem przewodnim albumu jest słowiański folklor. Utwory autorskie, napisane w języku polskim, w warstwie tekstowej świetnie upodabniają się do tych tradycyjnych, z kolei te tradycyjne aranżowane są na szaleńczą nutę Yurodivich. Takimi bazującymi na tradycji utworami są między innymi: ukraińska pieśń "Пливе човен" ("Plyve choven"); serbska "Himna Kosovskih Junaka (Hriste Bože)"; polska "Matulu moja"; czarnogórska "Oj Devojko". W jednym utworze, a mianowicie w "O, jau mano mielas!" opuszczamy słowiańskie krainy, by zatopić się w folku litewskim.
"Yurodivi" stanowczo nie jest albumem, który można słuchać "przy okazji". Warto poświęcić czas na dokładne osłuchanie się z nim, dzięki czemu wyłapać będzie można naprawdę dużo smaczków. Osobiście uważam, że jest to jedna z najlepszych folkowych płyt ostatnich lat, choć mam świadomość tego, że wiele osób może się ze mną nie zgodzić. Ocena końcowa: 10/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz