Pokazywanie postów oznaczonych etykietą folk pagan metal. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą folk pagan metal. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 9 października 2022

Czarny Bez, "Ludzie, duchy, bogi". Recenzja.


Nu metal umarł, to nie ulega wątpliwości. W Polsce ta śmierć była nieco opóźniona za sprawą prężnie działającego undergroundu (warto tu wspomnieć takie kapele jak Fatclicks, KNoW, Sarang, CO.IN./IdiotHead, Snaft, Annalisa, Chico, Terra Bite czy Splot), niemniej wydawać by się mogło, że w tym temacie nie można już powiedzieć nic nowego i świeżego. I zasadniczo jest to prawda, ale nie do końca. Oto bowiem w 2018 roku w Skarżysku-Kamiennej powstał zespół Czarny Bez. W 2022 roku ujrzał światło dzienne ich debiutancki album "Ludzie, duchy, bogi". Choć kapela sama określa się poprzez industrial folk metal, to niewątpliwie kontynuuje ona (nawet jeśli nieświadomie) tradycje polskiego undergroundowego nu metalu i… gotyckiego rocka.

niedziela, 12 września 2021

Viter, "Dzherelo". Recenzja.


Co jakiś czas zdarza się, że oprócz recenzowania zupełnych nowości, decydujemy się przybliżyć Wam nieco starsze albumy muzyczne, które po prostu warto poznać. Jednym z takich albumów jest "Dzherelo" ukraińskiej kapeli Viter. Choć zespół ten najczęściej kojarzony jest z zabarwionym folkowo industrial metalem podchodzącym momentami niemal pod nu metal, to ich debiut, jakim jest "Dzherelo", różni się od tej stylistyki.

niedziela, 7 czerwca 2020

Jarun, "Sporysz". Recenzja.

Niezwykle rzadko zdarza się, by jakaś kapela grająca muzykę black/pagan metalową stworzyła coś, nad czym chciałby pochylić się ktoś, kto nie jest chociaż umiarkowanym fanem tego gatunku. A jednak krakowsko-nowosądecki zespół Jarun dokonał tego po raz trzeci. Mowa o albumie "Sporysz" wydanym pod koniec 2017 roku. 


Przyznam szczerze, że miałem okazję zapoznać się z kilkoma recenzjami tego albumu jeszcze zanim go przesłuchałem. Tym, co przeczytałem, byłem mocno zaskoczony. Nie tylko dlatego, że większość recenzentów nie potrafi pisać (do czego zresztą można się przyzwyczaić), lecz dlatego, że zdawali się nie wiedzieć, czego właściwie słuchają i co recenzują. Bywały też recenzje napisane (a także opowiedziane) dobrze, ale niekoniecznie trafnie. Najbardziej rozbawiło mnie stwierdzenie, że album jest dobry, tylko... za ładny jak na black metal. Tym samym mam obawy czy mi samemu uda się zrecenzować "Sporysz" trafnie. Mamy bowiem do czynienia z... z czym dokładnie mamy do czynienia napiszę na końcu.

niedziela, 3 maja 2020

Percival Schuttenbach, "Postrzyżyny". Recenzja.


Na łamach naszego bloga niejednokrotnie zaznaczaliśmy, że dobrą muzykę warto promować niezależnie od tego, kiedy została wydana. W przypadku zespołu Percival Schuttenbach mogłoby nie mieć to zastosowania, zważywszy na to jak sławny jest to zespół. Jednakże istnieje pewien ich album, który raczej nie jest powszechnie znany. Mowa o EPce "Postrzyżyny" wydanej w 2012 roku.

sobota, 16 listopada 2019

Percival Schuttenbach, "Dzikie pola". Recenzja.


"Dzikie pola" to (nie licząc oczywiście albumów Percivala folkowego) piąty longplay kapeli Percival Schuttenbach i zarazem pierwszy nagrany po odejściu ze składu Joanny Lacher i Christiny Bogdanovej. Chciało by się powiedzieć, że ich brak nijak nie wpłynął negatywnie na twórczość zespołu, wszak na pokładzie pozostał "człon" Percivala, Mikołaj Rybacki i Katarzyna Bromirska. Prawda jest jednak inna. Wyraźnie czuć i słychać, że w muzyce zaprezentowanej na "Dzikich polach" po prostu czegoś brak. Choć Mikołaj i Katarzyna starają się jak mogą, nowy Percival Schuttenbach jest momentami po prostu słabszy. Dokładnie tak, nie zwyczajnie inny - jest słabszy. W części utworów nie odnajdziemy dawnej charyzmy i wielkości zespołu. Proszę nie zrozumieć mnie źle, nie napisałem, że "Dzikie pola" to zły album. Po prostu jest nierówny i nie porywa tak jak wcześniejsze płyty.

sobota, 22 czerwca 2019

Slavogorje, "Pjesni". Recenzja.

"Sława zorzy porannej, co jaśnieć zaczyna
Sława nadziei, co rodzi się między nami
Sława blaskowi nadziei, co serca odradza
Sława naszej sile, co z ziarna nadziei wykwita"
Album "Pjesni" chorwacko-polskiego projektu Slavogorje to jedna z najciekawszych pozycji black/pagan metalowych ostatnich lat. Tak, jest to jedna z najciekawszych, lecz nie najlepszych. Wielu fanów Slavogorje z utęsknieniem wyczekiwało tej płyty. Została ona nagrana po około pięcioletniej przerwie. Sam zespół po reaktywacji przestał być projektem czysto chorwackim, bowiem dołączyli do niego polscy muzycy znani pod pseudonimami Rugiewit i Radbor (ten drugi odpowiedzialny jest za nagrany wspólnie z Percivalem "Słowiański mit o powstaniu świata"). Można swobodnie rzec, że "Pjesni" raczej zadowoliły fanów, były mniej więcej tym, czego oczekiwano. Pytanie, czy jest to album, który zachwyci pozostałych słuchaczy? Odpowiedź nie jest prosta.


Przede wszystkim "Pjesni" są albumem bardzo zróżnicowanym. Oprócz typowego black/pagan metalu liczne są tu elementy neofolku i ambientu. Co ciekawe, to właśnie te neofolkowe i ambientowe fragmenty nadają "blekowy", mroczny klimat skuteczniej niż pojawiająca się tu i ówdzie gitarowa sieczka. Jest to między innymi zasługa obecnych na całym albumie gościnnych występów. Niezmiernie cieszą obecne w wielu momentach damskie wokale Myriad i Olji (Loell Duinn). Na "Pjesniach" usłyszymy też dźwięki wiolonczeli: w utworach "Ispovijest", "Put stabala" i "Simargl" zostały nagrane przez Alberto Surina, z kolei w utworze "Vrelo mrzlovode" udzieliła się Katarzyna Bromirska znana szerzej z kapeli Percival Schuttenbach.

czwartek, 28 marca 2019

Thy Worshiper, "Klechdy". Recenzja.

"Klechdy" to piąta (nie licząc dem) płyta kultowej formacji Thy Worshiper. Jest to zarazem trzecia płyta, na której zespół porusza się po wdzięcznych obszarach folk pagan metalu. Słuchając jej wybierzemy się w kontynuację podróży rozpoczętej w 2014 roku albumem "Czarna dzika czerwień". Tym samym, jeśli ktoś nie polubił "Czarnej dzikiej czerwieni" i późniejszej "Oziminy" to do "Klechd" tym bardziej się nie przekona, a dalsza lektura niniejszej recenzji będzie dla takiej osoby tylko stratą czasu.


Gdybym miał spróbować zaklasyfikować jakoś jednoznacznie i precyzyjnie muzykę przedstawioną na "Klechdach" rzekłbym, że to pomysł całkowicie chybiony. Miast tego napiszę, jak przy dwóch poprzednich albumach, że jest to nieoczywista i nieszablonowa hybryda folku i black (czy też raczej pagan) metalu. Poszczególne składowe zazębiają się tu jednak jeszcze bardziej, tak, że niemożliwym jest wychwycenie gdzie kończy się jedno, a gdzie zaczyna drugie. Jest to zdecydowana zaleta tej pozycji oraz wyznacznik jakości na scenie folk metalowej, gdzie wiele kapel gra jedynie metal z akompaniamentem skrzypiec albo folk z akompaniamentem przesterowanych gitar i perkusji.

niedziela, 16 września 2018

Helroth, "I, Pagan". Recenzja.

"Oj dawno daleko, za starym wielkim borem
Mieszkały mamuny bad bystrym potokiem
Oj tańce, hulańce, swawole wyprawiały
Niesamowite rzeczy tam się działy"
Powiedzieć, że sytuacja na polskiej scenie folk metal'owej jest nienajlepsza byłoby niedopowiedzeniem. Jest tragiczna. Większość kapel tworzy swoje utwory na jedno kopyto. Nierzadko inspirują się przy tym celtyckim folk metal'em, czy nawet viking metal'em. Gdy już któryś zespół zdecyduje się sięgnąć po rodzimy folklor zazwyczaj kończy się słabymi aranżami, bądź niesamowicie powierzchownym potraktowaniem tematu. Na tym tle wyjątkowo dobrze wypadają Thy Worshiper i Percival Schuttenbach, niemniej dwa zespoły na tak wdzięczny gatunek to trochę mało (swoją drogą Schuttenbach zalicza ostatnio tendencję spadkową). Jednak w 2016 roku warszawski zespół Helroth wydał album "I, Pagan", którym udowodnił, że nie wszystko stracone dla polskiego folk metal'u.


Choć dzięki wydanej w 2013 roku EP'ce "Wataha" znany był styl tej młodej kapeli, to jednak muzyka zaprezentowana na "I, Pagan" jest tego stylu rozwinięciem. Obecne są tu inspiracje zarówno słowiańskimi, jak i skandynawskimi wierzeniami i kulturą. Nastrój pełen kontrastów budowany jest za pomocą instrumentarium mniej więcej typowygo dla folk metal'owych kapel. Mamy tu do czynienia z dźwiękami przesterowanych gitar, perkusji, gitary basowej, fletu, skrzypiec i aż dwóch wokali. Główny wokalista, Orthank, świetnie radzi sobie zarówno z melodyjnym śpiewem, jak i z growl'em, czy scream'em. Wyjątkowo jasnym punktem całego albumu jest wokal charyzmatycznej i niezwykle seksownej Marty Gantner.

piątek, 22 czerwca 2018

Thy Worshiper, "Ozimina". Recenzja.

Po udanym powrocie nietuzinkowego zespołu Thy Worshiper w 2013 roku, w postaci albumu "Czarna Dzika Czerwień", na którym zaprezentowano niecodzienne pomysły i rozwiązania w łączeniu black metalu i elementów muzyki etnicznej, oczekiwania wobec nowej płyty kapeli były ogromne. Nim jednak doszło do premiery kolejnego pełnowartościowego longplay'a ta kultowa formacja uraczyła nas EP'ką "Ozimina".


Choć materiał zaprezentowany na "Oziminie" jest kontynuacją drogi obranej na "Czarnej Dzikiej Czerwieni", to okazał się być kontynuacją cokolwiek odległą. Nadal spotkamy się tu z nieoczywistą hybrydą folku i black metalu, jednakże zespół postanowił eksplorować te składowe w jeszcze bardziej nieszablonowy sposób. Gitary pojawiają się tu rzadziej, co wcale nie jest zmianą na minus. Bardziej minimalistyczne podejście do używania dźwięków "wioseł", w zestawieniu z nowymi pomysłami, owocuje mroczniejszym (lecz nie zbyt mrocznym) i niepokojącym klimatem. Sekcja rytmiczna została tu niezwykle rozbudowana, tak, że można się nieustannie nią zachwycać. Subtelne użycie Didgeridoo w tle sprawdza się jako doskonałe uzupełnienie pozostałych instrumentów. Żeńskie wokalizy nadal pełnią rolę podobną do tej na "Czarnej Dzikiej Czerwieni", z kolei męski growl i szepty ani przez moment nie stanowią zbędnego balastu, a pojawiają się tylko tam, gdzie faktycznie są potrzebne. Użyto też instrumentów w muzyce zespołu na co dzień nieobecnych: w utworze "Ożyny" pojawiła się lira korbowa, a w "Wietlicy", "Wśród cieni i mgieł" i "Oziminie" szkrzypce.

poniedziałek, 4 grudnia 2017

Thy Worshiper, "Czarna dzika czerwień". Recenzja.

Wrocławski zespół Thy Worshiper zdążył zyskać uznanie w środowisku black metal'owym dotychczasowymi produkcjami. Formacja tkwiła jednak w niejakim zawieszeniu z powodu emigracji wokalisty, Marcina Gąsiorowskiego, do Irlandii. Tam po jakimś czasie zespół uległ nieoficjalnej reaktywacji (nieoficjalnej, gdyż oficjalnie nigdy nie doszło do zawieszenia jego działalności), by w 2013 r. zaprezentować nam nowy album w odmiennym niż dotąd klimacie.


"Czarna dzika czerwień" zaskoczyła wszystkich obecnością etnicznych bębnów i okołofolkowym śpiewem Anny Malarz. Choć nie wszyscy się ze mną zgodzą, uważam że zmiana obranej stylistyki na bardzo nietypowy folk pagan metal była dla zespołu zmianą na lepsze.

wtorek, 14 listopada 2017

Othalan, "Po krańce gór". Recenzja.

Już na samym wstępie przyznam szczerze, że niemałym problemem było dla mnie zrecenzowanie debiutanckiej płyty kapeli Othalan, "Po krańce gór". Wpisuje się ona jak najbardziej w konwencję folk metal'u, uciekając jednak od sprawdzonych schematów i utartych ścieżek.


Album rozpoczyna się klimatycznym intrem, które daje pogląd na to czego możemy spodziewać się dalej. Całość brzmieniowo jest spójna, ale też mało zaskakująca (co nie znaczy, że zła). Nawet rapowana zwrotka w utworze "Kowal" jest tak dobrze wpleciona w strukturę piosenki, że wydaje się być jej naturalnym elementem, mimo że rap w folk metal'u jest zjawiskiem dość niecodziennym (milczeniem pominę to co Percival Schuttenbach zrobił na krążku "Martwe zło").

Kto przyzwyczaił się do bardziej mrocznej strony tego gatunku nie bardzo ma tu czego szukać (poza pojedynczym momentem, o którym później). "Po krańce gór" to bardzo przyjemna podróż po minionych czasach i słowiańskich krainach. Teksty lekkie, bez nadęcia (którym "grzeszy" wiele folk metal'owych zespołów) są zaśpiewane przez Agnieszkę Suchy w sposób wyróżniający się spośród pokrewnych produkcji.