poniedziałek, 2 września 2019

Yurodivi, "Obrazy polskiej wsi". Recenzja.


Śląska, nieszablonowa kapela Yurodivi powraca w nieco zmienionym składzie prezentując nam nowy album. Do tej pory muzycy zdążyli nas uraczyć folk-hardcore'owym szaleństwem (1 | 2) i pełnym transowości trip-folkiem (3). Na "Obrazach polskiej wsi" Yurodivi eksplorują zupełnie nowe dla nich rejony, które ogólnikowo nazwać można electro-folkiem. Odnajdziemy tu silne inspiracje takimi gatunkami jak ambient, noise, postrock, czy synthwave, jednak ciężko stwierdzić, by któryś z nich przeważał, gdyż Yurodivi zręcznie miesza różne stylistyki.

Na album składa się siedem utworów. Wbrew tytułowi nie są to obrazy tylko polskiej wsi. W języku polskim dostajemy zaledwie trzy utwory, z czego jeden ("Człowiek płacze") jest zaledwie dziwnym przerywnikiem. Otwierający kawałek "Nie bójmy się Boba" jest kompilacją pieśni o tytułowym Bobo/Beboku. Użyto w nim piosenkę dla dzieci z Sandomierza (pierwsza zwrotka) i pieśń z Olkusza (druga zwrotka). Muzykę napisał sam zespół, choć obecne są wpływy pewnej melodii z okolic Opola.

Drugim utworem pojawiającym się na płycie jest popularna bułgarska pieśń "Ergen Deda", do której nagrano teledysk. Zdecydowanie nie jest to jedna z wersji, do których zdążyliśmy się przyzwyczaić za sprawą wielu folkowych kapel.


"Zozula" to kolejna pieśń tradycyjna, której melodia została zmieniona w stosunku do oryginału. Mimo to z prostego ukraińskiego tekstu udało się wydobyć sporo emocji. Uważam, że to nagranie może swobodnie konkurować z najsłynniejszym wykonaniem tej pieśni przez zespół Drewo.

W następnym utworze "Пливе човен" ("Plyve chovon") nadal poruszamy się w przestrzeni ukraińskich pieśni. Co więksi fani, którzy mieli szansę słyszeć białego kruka "Yurodivi" z 2014 roku mogli słyszeć już inne jej wykonanie tego zespołu. Również "Wilcze" nie jest utworem nagranym przez kapelę pierwszy raz. Inną wersję tej piosenki mieliśmy okazję usłyszeć na albumie "Dziwy na niebie", wówczas zaśpiewaną wraz z Olgą Kukułą z Blokowioski.

Akcentem zamykającym "Obrazy polskiej wsi" jest "Mehandzija" z repertuaru Esmy Redžepovej (†). Jest to piękna pieśń pisana z punktu widzenia dziewczyny, która śni o tytułowym Mehandziji (mehana to po macedońsku kawiarnia) i prosi matkę, by ta pozwoliła jej pójść do kawiarni, żeby spotkać swojego ukochanego. Dramatyzm sytuacji polega na tym, ze przez długi czas w Macedonii kawiarnie były miejscami typowo męskimi, gdzie kobiety nie miały wstępu.

Pewną ciekawostką jest fakt, iż jest to pierwszy album kapeli, w którym nie została użyta cytra, bodaj główny znak rozpoznawczy Yurodivich. Pojawiają się za to mandolina, gitara elektryczna, wokale, bity i masa elektronicznych efektów. Tym samym nie jest to pozycja, która spodoba się każdemu fanowi muzyki folkowej. Niemniej polecamy gorąco! 8/10!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz