Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Łemkowie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Łemkowie. Pokaż wszystkie posty

środa, 13 maja 2020

Tajemnica pochodzenia Rusinów

Rusini Karpaccy to lud zamieszkujący głównie Zakarpacie na zachodnim krańcu Ukrainy oraz tereny przygraniczne w Polsce, na Słowacji i Węgrzech. Nazywani są Łemkami, a ich pochodzenie nie jest oczywiste, wciąż budząc spory wśród naukowców oraz samych zainteresowanych. Skąd więc pochodzą Rusini?

Cerkiew w Krempnej w Beskidzie Niskim (fot. slawojar; na licencji CC BY-SA 3.0)
Pierwsza hipoteza, najszybciej chyba się nasuwająca, to uznanie "autochtoniczności" ludności słowiańskiej na tym terenie. Przemieszczenie się Słowian na południe miało miejsce po upadku państwa Hunów, a więc w drugiej połowie V w. Kolejnym ważnym punktem było zajęcie Kotliny Karpackiej przez Awarów, którzy osłabili od północy Imperium Bizantyjskie, pozwalając Słowianom na dalszą ekspansję. Nie posiadamy dokładnych danych na temat liczebności i umiejscowienia Słowian na tym obszarze, jednak niemal na pewno pozostawali oni w stosunkach zależnych od kaganatu - państwa Awarów. Zdaniem Michała Parczewskiego, w świetle badań archeologicznych ludy słowiańskie stanowiły kontinuum bez wyraźnych granic między grupami:
"Z powyższego wynika, że nie istnieją żadne rozsądne argumenty przemawiające za jakimkolwiek zróżnicowaniem etnicznym ludności zamieszkującej interesujący nas teren w VI-VII w. Wręcz przeciwnie, wszystko wskazuje na fakt, że Sklawinowie byli ludem o zupełnie jednolitym obliczu etnicznym".
W tym miejscu rozważań pojawia się grupa Białych Chorwatów, która miała żyć na terenie przykarpackim (jednak raczej po wschodniej i północnej stronie gór), a od której wywodzić mieliby się dzisiejsi Rusini. Byliby to proto-Chorwaci, którzy z tego obszaru wyruszyli na południe, ale jakaś ich część pozostała na miejscu. Warto jednak zauważyć, że omawiana grupa przebywała głównie po zewnętrznej stronie Karpat, zaś znani nam Rusini żyli i żyją głównie po wewnętrznej stronie gór, co do pewnego stopnia ogranicza fakt "autochtoniczności". Wyjątek stanowiliby tutaj jednak Łemkowie. Białochorwaci mieli zostać włączeni do Rusi Kijowskiej w X w., a więc co najmniej kilkadziesiąt lat po zajęciu Basenu Karpackiego przez Madziarów, w czasach, gdy ci ostatni wyprawiali się na południe i zachód w ramach tzw. kalandozások (wypraw łupieżczych). Można więc przypuszczać, iż uznawali swoją wschodnią granicę za zabezpieczoną. Oznacza to, że Białochorwaci nie zamieszkiwali podległych Węgrom terenów.

sobota, 8 września 2018

Beskid Niski - kapryśne Tao wschodnich Słowian

"Zanim nastały Niebo i Ziemia, powstało coś, czego nie sposób określić. Coś, co jednoczy wewnętrzne i zewnętrzne światy. Niezależne zarówno od czasu, jak i przestrzeni, pozostaje niezmienne i bezkształtne, odseparowane od reszty istnienia i nie pożądające zmian, lecz docierające wszędzie. Przypływa i odpływa, rozprzestrzeniając się po nieskończoności."
Siedzę na Wysokim. Wysokie w gruncie rzeczy jest dość niskie, jak całe okalające je góry. Sięga niewiele ponad 650 m nad poziom morza. Ma jednak coś, co wyróżnia je z tła podobnie niewysokich szczytów, podobnie jak ono niewysokiego, Beskidu Niskiego - nagi wierzchołek, z którego widać cały ten świat. Wydaje się być osią, nieruchomym centrum. 

Masyw Żydowskiej Góry spod szczytu Wysokiego
Siedzę więc na Wysokim a przed moją twarzą zawisa w powietrzu mała muszka udająca osę. Bzyg prążkowany. Znacie go. Jest akrobatą, malutkim dronem, kiedy wyciągniesz do niego palec, czasem na nim usiądzie a czasem podąża za jego ruchami jakby przeskoczyła między wami niewidoczna nić. Lubi bujać się na końcówkach traw. Jego wielkie oczy patrzą na mnie. Być może jest zaskoczony, być może zaciekawiony, być może czegoś się obawia i usiłuje coś pojąć. Czuję się podobnie. Siedzę twardo na łące, ale unoszę się zarazem nieruchomo. Patrzę oszołomiony wokół. Na wprost, za kolejnymi ramionami wzgórz i kolejnym zakrętem niknie wilgotna, pachnąca zaroślami i lasem, dolina potoku Krempna; po lewej nad rozległym spłaszczeniem wyłaniają się, jakby wystawiały czubki głów, kolejne plany niezliczonych gór; linie ich grzbietów są delikatne i spokojne (chociaż podobno czasami widać stąd nerwowy zygzak odległych Tatr); za moimi plecami ścieżka przecina trawiastą połać i biegnie do dzikiego lasu, gdzie najpierw szaleją w dziwacznych pozach poskręcane brzozy i sosny, zarastające dawne pastwiska, a potem zalega majestatyczna cisza i rozlewa się półmrok karpackiej buczyny; po prawej, pokryte pianą liściastej puszczy spływają w dolinę wzniesienia masywu Żydowskiej Góry, przechodząc poniżej w wykoszone łąki, opadające do - niewidocznych stąd - drogi i strumyka.