Nu metal umarł, to nie ulega wątpliwości. W Polsce ta śmierć była nieco opóźniona za sprawą prężnie działającego undergroundu (warto tu wspomnieć takie kapele jak Fatclicks, KNoW, Sarang, CO.IN./IdiotHead, Snaft, Annalisa, Chico, Terra Bite czy Splot), niemniej wydawać by się mogło, że w tym temacie nie można już powiedzieć nic nowego i świeżego. I zasadniczo jest to prawda, ale nie do końca. Oto bowiem w 2018 roku w Skarżysku-Kamiennej powstał zespół Czarny Bez. W 2022 roku ujrzał światło dzienne ich debiutancki album "Ludzie, duchy, bogi". Choć kapela sama określa się poprzez industrial folk metal, to niewątpliwie kontynuuje ona (nawet jeśli nieświadomie) tradycje polskiego undergroundowego nu metalu i… gotyckiego rocka.
Na "Ludzie, duchy, bogi" składa się 12 utworów, których tematyka ściśle odnosi się do duchowej spuścizny przedchrześcijańskich Słowian. Przyznam szczerze, że od lat wyczekiwałem takiej kombinacji - nu metalu w połączeniu z folk pagan metalem. Po porzuceniu prac nad serwisem "New urban metal" straciłem nadzieję na powstanie czegoś takiego. Dlatego też do Czarnego Bzu podszedłem początkowo dość nieufnie. Po kilku przesłuchaniach okazało się, że obawy były bezzasadne. Czarny Bez to bowiem kapela w pełni świadoma tego, czym jest i być powinna. Choć odwołuje się do czasów niesłusznie minionych, to jej muzyka osadzona jest całkowicie we współczesności. Uwaga ta dotyczy także folkowych wstawek. Industrial metalowe i nu metalowe riffy wspomagane elektroniką oraz silnymi damskimi wokalami (Monika Luba Sochańska, Aleksandra Żywomiła Reczyńska i Agata Mojmira Suszczyńska), a także sporadycznie dźwiękami etnicznych instrumentów, sprawdzają się razem fenomenalnie.
Nie mogę jednak powiedzieć, by styl zaprezentowany na tym albumie był jakoś specjalnie oryginalny. Co wcale nie jest wadą. Oryginalne jest tu zestawienie rozwiązań znanych z innych miejsc w parze z pogańską, rodzimowierczą tematyką i folkowym zacięciem. Wprawne ucho rozpozna tu na przykład ducha takich kapel jak Dive3D czy - w większym wymiarze - Artrosis. Tak, Artrosis. Do tego stopnia, że wiele osób, którym zaprezentowałem poszczególne piosenki, uznało, iż brzmi to jak "Artrosis próbujący w słowiański pagan metal". Sprawdzając w internecie już dostępne recenzje albumu, natrafiłem z kolei na zupełnie absurdalne i krzywdzące porównanie do Closterkeller (SIC!). Możliwe jednak - a często tak bywa - że wszystkie te porównania do innych zespołów są czysto subiektywne, a kapela wśród swych inspiracji ujęła zupełnie inny zestaw projektów muzycznych.
Warto w tym miejscu omówić wątki słowiańskie obecne na "Ludziach, duchach, bogach". Pojawiają się licznie bogi i słowiańskie rytuały. W utworze "Postrzyga", który traktuje o postrzyżynach i zaplecinach, słyszymy… współczesną przyśpiewkę, którą kojarzyć możecie z wielu folkowych czy neopogańskich festiwali: "Ziemia moim ciałem, woda moją krwią, powietrze oddechem, ogień siłą mą". W "Jaryło, Jaruna, Jarowit", zaczynającym się w stylu rosyjskiej Arkony z okresu "Слово", wpleciona została melodia ludowej pieśni "W moim ogródeczku…", choć ze zmienionym tekstem. Jest to zabieg o tyle ciekawy, że pieśń ta posiada symbolikę erotyczną (o erotyku ludowym można powiedzieć naprawdę dużo, lecz niestety nie miejsce na to), co współgra z obraną tematyką utworu (Jaryło to wszak bóg między innymi wiosny, młodości i płodności). W "Łyścu" (tytuł nawiązuje oczywiście do Łysej Góry w woj. świętokrzyskim) usłyszeć możemy tekst o charakterze antykościelnego manifestu. Na ogół ganię młodych rodzimowierców za postawy antyklerykalne (jako że do niczego konstruktywnego nie prowadzą, a jedynie potęgują negatywne nastawienie części polskiego społeczeństwa do rodzimowierstwa), jednak w tym wypadku uważam taki wydźwięk utworu za uzasadniony, zwłaszcza w świetle negatywnych działań zakonu Oblatów na terenie Łysej Góry. Do Łyśca nawiązuje również utwór "Swiślina", w którym - być może - poprzez strukturę tekstu i pojawiające się powtórzenia całych wersów kryją się nawiązania do poezji ludowej lub - co bardziej prawdopodobne - bezpośrednio do pieśni ludowych. W utworze "Marzanna" mamy do czynienia z wielowątkowym czy też wieloaspektowym postrzeganiem tej jakże niejednoznacznej bogini. Wykorzystane wyobrażenia mieszczą się jednak w pewnym dopuszczalnym zakresie uogólnień i różnych interpretacji. Z kolei "Kołowrót" jest swego rodzaju komentarzem dotyczącym poszukiwań własnej słowiańskiej tożsamości - poszukiwań utrudnionych niespójnymi ustaleniami różnych dziedzin nauki nt. pochodzenia słowiańskiego etnosu. To oczywiście nie wszystkie nawiązania do słowiańskich wierzeń i kultury. Jest ich bowiem na tym albumie multum. Nie wątpię, że sprawi wam przyjemność wychwytywanie ich wszystkich.
Nie może zabraknąć oczywiście czepialstwa. W przypadku treści kultury nawiązujących do słowiańskich wierzeń, nie uznaję żadnego licentia poetica. Dlatego też niezwykle razi tekst utworu zamykającego. W "Ludzie, Duchy, Bogi - Outro" padają nazwy "jawia" i "prawia", które w żadnym wypadku nie były znane pogańskim Słowianom. Pochodzą bowiem ze sfałszowanej w ubiegłym wieku "Księgi Welesa". Pewien zgrzyt odczułem również w piosence "Łysiec". Chodzi o fragment "To niedorzeczne: jak? zapomnieliśmy świat, świat tożsamości narodowej". W świetle antykościelnego wydźwięku utworu można zakładać, że w optyce autora tekstu tożsamość narodowa jawi się jako pogańska. Niemniej pojęcie narodu ukształtowało się w czasach, w których chrześcijaństwo bezsprzecznie dominowało w tej części Europy, z kolei tożsamość narodowa przeciętnego Polaka współcześnie wciąż jest związana z chrześcijaństwem (co swego czasu dość ostro skomentował Robert Jaworski w utworze "Żywiołak" kapeli Żywiołak: "Przestępca, alkoholik - Polak, katolik").
"Ludzie, duchy, bogi" Czarnego Bzu to, w mojej opinii, album bardzo potrzebny, który pozwoli popularyzować słowiańskie wierzenia w kolejnych miejscach. Czarny Bez wypełnia bowiem zupełnie nową niszę. Ocena końcowa: 8,5/10!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz