Niezwykle rzadko zdarza się, by jakaś kapela grająca muzykę black/pagan metalową stworzyła coś, nad czym chciałby pochylić się ktoś, kto nie jest chociaż umiarkowanym fanem tego gatunku. A jednak krakowsko-nowosądecki zespół Jarun dokonał tego po raz trzeci. Mowa o albumie "Sporysz" wydanym pod koniec 2017 roku.
Przyznam szczerze, że miałem okazję zapoznać się z kilkoma recenzjami tego albumu jeszcze zanim go przesłuchałem. Tym, co przeczytałem, byłem mocno zaskoczony. Nie tylko dlatego, że większość recenzentów nie potrafi pisać (do czego zresztą można się przyzwyczaić), lecz dlatego, że zdawali się nie wiedzieć, czego właściwie słuchają i co recenzują. Bywały też recenzje napisane (a także opowiedziane) dobrze, ale niekoniecznie trafnie. Najbardziej rozbawiło mnie stwierdzenie, że album jest dobry, tylko... za ładny jak na black metal. Tym samym mam obawy czy mi samemu uda się zrecenzować "Sporysz" trafnie. Mamy bowiem do czynienia z... z czym dokładnie mamy do czynienia napiszę na końcu.
Sporysz to w uproszczeniu gatunek grzyba atakujący wiele gatunków zbóż, najczęściej żyto i przenżyto. Ma właściwości trujące i halucynogenne. Współcześnie podejrzewa się, że jego umiarkowane, nieświadome spożycie mogło być przyczyną części doznań mistycznych dawnych ludzi. Kto wie czy niektóre doniesienia o demonach zamieszkujących naszą rzeczywistość nie są wytworem wizji, jakie pojawiały się w umysłach osób będących pod wpływem sporyszu. Z drugiej jednak strony trujące właściwości tego grzyba miały nie być znane naszym słowiańskim przodkom. Sporysz był traktowany jako błogosławieństwo, ponieważ przysparza. Jego obecność wśród zbóż była pożądana, ponieważ z kłosa zawierającego sporysz można było - w przekonaniu ludu - uzyskać więcej mąki. Dodatkowo na Białorusi spor (oraz uosabiający go demon, Spor/Sporysz) był utożsamiany mistyczną siłą zawierającą w sobie sprawność i powodzenie, wzrastanie i obfitość. Jego dawczynią była bogini, Spieszka-Sparyszka. Czy Jarun na omawianym albumie nawiązywał do psychodelicznych właściwości sporyszu, czy może do wspomnianej mistycznej siły? Ciężko odpowiedzieć. Niewątpliwie jest to muzyka wyjątkowa pod wieloma względami.
Na "Sporysz" składa się sześć utworów. Wbrew pozorom nie jest to wcale mało, gdyż cały album trwa aż 43 minuty. Doświadczymy więc tu długich piosenek z w miarę rozbudowanymi aranżami. Muzyka zaprezentowana przez Jaruna ani przez moment nie jest monotonna. Zespół zawsze lubił eksperymentować z formą i treścią, lecz na tym albumie wzniósł się na jeszcze wyższy poziom. Mam tu na myśli nie tylko więcej melodii i zaskakujących elementów, ale również ogólną jakość. Nie jest to w żadnym wypadku typowy black lub pagan metal. Sam zespół określa swoją muzykę jako progresywny, alternatywny black metal z subtelnym akcentem karpackiego folku i zdaje się to być dosyć miarodajny opis.
Jedną z największych niespodzianek na płycie jest wokal. W kapeli doszło bowiem do zmiany wokalisty. Dotychczas za mikrofonem stał Meph, którego warunki wokalne były bardzo zadowalające. Zmiana wokalisty mogła więc niepokoić. Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie. Następca Mepha, Mateusz Kujawa, okazał się nie tylko sprostać oczekiwaniom, ale i podnieść poprzeczkę. Jest to niebywałe zaskoczenie, gdyż Kujawa jest również wokalistą przeworskiej Strzygi (nie mylić ze śląską kapelą o tej samej nazwie), gdzie właściwie wszystko pozostawia wiele do życzenia. W Jarunie z kolei możemy usłyszeć popis umiejętności, od zadziornego screamu, przez wyraziste szepty, śpiew liturgiczny ("Malowany ogień"), na miękkim i melodyjnym głosie kończąc. W utworze "Jesień wieczności" usłyszymy barwę wzorowaną jakby na ludowym śpiewie karpackich górali, z kolei w otwierającym "Sporyszu" Kujawa każe nam zastanawiać się, czy przypadkiem Paweł Grzegorczyk z Huntera nie postanowił nagrać gościnnie kilku fragmentów. Pełen podziw z mojej strony.
Co zaś tyczy się poszczególnych aranży, to tak jak wspomniałem, są one w miarę rozbudowane, dzięki czemu muzyka ta nie nudzi ani przez moment, nawet pomimo długiego trwania piosenek. W przypadku najdłuższej ("Malowany ogień" - 9 min. 6 s.) można odczuć nawet pewien niedosyt i zdumienie, że właśnie nastał kres. Każdy utwór zdaje się idealnie współgrać z tekstem, a te z kolei są - jak zwykle w przypadku Jaruna - pełne poetyckości wyzbytej z przesadnego patosu. W "Wichrach" możemy nawet te wichry poczuć na skórze.
Jakby tego wszystkiego było mało, na sam koniec zespół postanowił podbić stawkę i zaskoczyć nas jeszcze bardziej. Wieczna cześć i chwała temu, kto wpadł na pomysł wkomponowania trąbki w zakończenie utworu "Malowany ogień".
Ocena końcowa jaką należałoby przyznać "Sporyszowi" nie mieści się w skali. Mamy bowiem do czynienia z prawdopodobnie najlepszym folk pagan metalowym albumem, jaki kiedykolwiek wydano. Miłego słuchania! ;)
Zobacz także:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz