czwartek, 31 grudnia 2020

Kaplica zamkowa pw. św. Mikołaja i św. Wacława w Cieszynie (woj. śląskie)

Rotunda zamkowa w Cieszynie (zdjęcie: 1pesak; na licencji CC BY-SA 3.0)
Jeden z dwóch znanych, a zarazem najstarszy na Górnym Śląsku przykład kaplicy grodowej w formie rotundy, wzorowany na wczesnoromańskiej architekturze sakralnej terenu Czech, Moraw i Polski. Jednocześnie jeden z najstarszych obiektów sakralnych w skali kraju. O jego wartości historycznej, artystycznej i naukowej świadczy stan zachowania substancji zabytkowej z XI w., w tym czytelna, kompletna bryła, rzut oraz konstrukcja murów i sklepień.

"Bajka zwierzęca w tradycji ludowej i literackiej" (red. Adrian Mianecki, Violetta Wróblewska). Recenzja.

"Bajka zwierzęca w tradycji ludowej i literackiej" (red. Adrian Mianecki, Violetta Wróblewska),
Wydawnictwo Naukowe UMK, Toruń 2011, 276 stron.
"Bajka zwierzęca w tradycji ludowej i literackiej" pod red. Adriana Mianeckiego i  Violetty Wróblewskiej to monografia wydana w 2011 roku przez Wydawnictwo Naukowe UMK w ramach serii wydawniczej Paralele. Stanowi ona zbiór dwudziestu artykułów autorstwa tyluż badaczy z różnych uczelni w Polsce. Jak to przy takich publikacjach bywa, napotykamy w niej przekrój różnych ujęć badawczych - od folklorystyki, poprzez etnologię, etnolingwistykę i kulturoznawstwo, po literaturoznawstwo. Całość podzielona jest na trzy części: "Kulturowe konteksty bajki zwierzęcej", "Bajka zwierzęca w tradycji ludowej" i "Bajka zwierzęca w tradycji literackiej". Choć zdawać by się mogło, że temat przewodni monografii jest dosyć precyzyjny, to jednak mamy tu wbrew pozorom do czynienia z dość szerokimi ramami tematycznymi, co sprawia, że poszczególne artykuły różnią się od siebie na wielu płaszczyznach, w tym niestety jakością. W pojedynczych przypadkach można odnieść wrażenie, że poszczególni autorzy po prostu "załapali się" na publikację zbiorową (są to mimo wszystko wyjątki). Z tego też powodu nie zamierzam omawiać dokładnie każdej części i każdego artykułu, skupię się na wybranych zagadnieniach/tekstach.

niedziela, 27 grudnia 2020

Wywiad z żercą: Dawid Szymański

Polskie rodzimowierstwo niewątpliwie cieszy się w ostatnich latach niemałym zainteresowaniem. Dlatego też wychodząc naprzeciw temu zainteresowaniu zainicjowaliśmy cykl "Wywiad z żercą". Przed Wami trzecia część tego cyklu, tym razem z Dawidem Szymańskim z gromady Kołomir działającej na terenie woj. warmińsko-mazurskiego. W przygotowaniu są także kolejne części cyklu, przy czym następna, zgodnie z oczekiwaniami czytelników, będzie stanowić wywiad z żerczynią (a z kim dokładnie - to póki co tajemnica).

Dawid Szymański na święcie Roda w Chramie Stokroć (zdjęcie: Sylwia Dziadoń)
Czym jest rodzima wiara?

Rodzima wiara to współczesna religia etniczna oparta na wierzeniach przedchrześcijańskich Słowian oraz ich kontynuacji zachowanej w późniejszym folklorze tych ludów. Mówimy tu o religii naturalnej, czyli wyrosłej wraz z danym ludem, a nie - jak to się często uważa - będącej "kultem przyrody". To religia opisująca świat i zasady jego działania w sposób dla tego ludu najwłaściwszy. Cechami charakterystycznymi rodzimej wiary słowiańskiej są: politeizm, wiara w wędrówkę i wieloaspektowość duszy oraz kult Przodków. Rodzimowierca postrzega czas, życie i wszechświat jako cykl, skutkiem czego stara się umiejscowić w tym cyklu, realizując w codziennym życiu reprezentowane przez Bogów archetypy, a także włączyć się aktywnie w proces, jakim jest Przyroda, poprzez życie w zgodzie z jej prawami. Jest to wyznanie tradycjonalistyczne, i - wbrew temu, co niektórzy próbują dziś głosić - także silnie dogmatyczne.

czwartek, 17 grudnia 2020

Zimą ziemia niech spokojnie śpi - słów kilka o pewnym ludowym tabu


Tradycja ludowa Słowian przechowała wiele archaicznych treści mitycznych, sięgających swym rodowodem czasów pogańskich - nie tylko przedchrześcijańskich z okresu wczesnego średniowiecza, ale także (choć oczywiście zachowanych bardziej fragmentarycznie) czasów przed podzieleniem się wspólnoty praindoeuropejskiej. W niniejszym wpisie przyjrzymy się pewnemu tabu obecnemu w kulturze ludowej Słowian.

Dość powszechnym na całej Słowiańszczyźnie było postrzeganie ziemi jako matki, która zarówno rodzi, jak i zabiera to, co umarło. Oskar Kolberg zanotował nawet przekaz z krakowskiego o nakazie bożym wobec niej: "Ty będziesz ludzi rodziła i będziesz pożerała; co sama rodzisz, to sama zjesz, bo to twoje" (za: Gieysztor, s. 204). Choć nie znamy pewnego imienia Matki Ziemi w wierzeniach Słowian (traktowanie Mokoszy, Leli czy Żywii jako realizacji tego archetypu, mimo że jest bardzo prawdopodobne, pozostaje hipotezą), wiemy, że otaczano ją specjalnym kultem z systemem nakazów i zakazów. W Rosji istniał nawet zwyczaj wyznawania grzechów wprost do ziemi, z czym oczywiście walczył kler. Jak czytamy u Gieysztora (s. 203), "orkę pojmowano jako akt płciowy wobec ziemi" (podobnie Szyjewski, s. 130).

środa, 25 listopada 2020

Żywiołak, "Muzyka psychoaktywnego stolema". Recenzja.

Wróble ćwierkają, że niebawem Żywiołak wyda nowy album. Kiedy dokładnie? Tego wyćwierkać nie chciały. Na podstawie kilku utworów, które się na nim znajdą, a które było dane nam już słyszeć (choćby na koncertach), można powiedzieć, że na pewno będzie co recenzować i o czym dyskutować. Nim jednak to nastąpi, przypomnijmy sobie inny album tego pagan folkowego zespołu.


"Muzyka psychoaktywnego stolema" nieprzypadkowo nawiązuje swą nazwą do debiutanckiej EPki Żywiołaka pt "Muzyka psychodelicznej Świtezianki". Był to bowiem powrót do żywiołakowych korzeni, do mrocznego, psychodelicznego, pogańskiego grania, którego nie zaznaliśmy na poprzednim albumie kapeli, "Globalnej wiosce". Pominę w tym miejscu przybliżanie kulis powstawania płyty, rozpadu zespołu, roszad w składzie itd. Było to już na tyle dawno, że nie miałoby to w tym momencie sensu. Na "Muzyce psychoaktywnego stolema" usłyszeć więc mogliśmy na nowo nawiązania do rodzimych rytuałów i demonologii. Od tej płyty też zaczęła się kontynuowana na kolejnych płytach fascynacja zespołu Kaszubami oraz - szerzej - Pomorzem.

czwartek, 19 listopada 2020

Sen zwierciadłem obrazu świata Słowian, czyli o tym, co niesie z sobą lektura "Polskiego sennika ludowego" Stanisławy Niebrzegowskiej

Po lewej: Stanisława Niebrzegowska (obecnie: Niebrzegowska-Bartmińska), "Polski sennik ludowy",
Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin 1996, 297 stron.
Po prawej: Józef Chełmoński, "Wnętrze chaty na Polesiu",
1909 r. (olej na płótnie) (domena publiczna).
"Polski sennik ludowy" to pozycja, która ukazała się niemal ćwierć wieku temu, ale do dzisiaj pozostaje cennym opracowaniem w swojej kategorii. Podstawą materiałową są dla Niebrzegowskiej przede wszystkim objaśnienia snów uzyskane od 138 informatorów z 44 miejscowości z różnych stron Polski (na końcu pracy umieszczono szczegółowy wykaz). Autorka wspiera się również w ograniczonym zakresie opublikowanymi dotychczas sennikami ustnymi. Praca została podzielona na dwie prawie równe części. Druga to część generalnie hasłowa, skupiona przede wszystkim na konkretnych obrazach i wykładniach. Pierwsza ma natomiast charakter teoretyczny. Skupia się nie tylko na standardowych aspektach warsztatowych (zakres, cel, przyjęta metoda badawcza), ale również konkretnie na cechach gatunkowych sennika, co prowadzi ku szerszym rozważaniom na temat elementów obrazu świata w kulturze ludowej Słowian - przede wszystkim ku temu, jak były one umotywowane, jakie zależności występowały pomiędzy nimi i jak je wartościowano. Sen w pracy Niebrzegowskiej staje się zwierciadłem, w którym przegląda się całościowy obraz świata Słowian.

niedziela, 8 listopada 2020

"Słowianie Połabscy" (red. Łukasz Kaczmarek, Paweł Szczepanik). Recenzja.

"Słowianie Połabscy" (red. Łukasz Kaczmarek, Paweł Szczepanik) to druga książka wydana wspólnie przez Muzeum Początków Państwa Polskiego i wydawnictwo Triglav w ramach serii wydawniczej "Collectio Cathalogorum Gnesnensium". Jej powstanie jest ściśle związane z wystawą czasową pod tym samym tytułem, która była zaprezentowana w MPPP w Gnieźnie dostępnej w dniach 11 sierpnia 2019 - 1 marca 2020 roku. Składa się z prowadzenia i dwóch zasadniczych części: artykułów naukowych i katalogu zabytków ze wspomnianej wystawy.

"Słowianie Połabscy" (red. Łukasz Kaczmarek, Paweł Szczepanik),
Muzeum Początków Państwa Polskiego/Wydawnictwo Triglav, Szczecin 2020, 242 strony. 
Artykuły przedstawione w książce stanowią podsumowanie bieżącego stanu wiedzy dotyczącej Słowian połabskich doby średniowiecza - charakteru ich osadnictwa, handlu dalekosiężnego, wzajemnych relacji z Wielkopolską, rzeczywistości militarnej, a także ich religii i wierzeń. Dwa ostatnie artykuły dotyczą badań nad konkretnymi miejscami: kompleksu grodowo-osadniczego w Berlinie-Spandau i znanej wszystkim Arkony. Temat Słowiańszczyzny połabskiej jest w polskiej nauce słabo eksploatowany, zazwyczaj na tle lub jako tło całej Słowiańszczyzny zachodniej. Dlatego też w omawianej książce aż pięć z siedmiu zasadniczych artykułów zostało napisanych przez autorów zagranicznych (ta dysproporcja daje się zauważyć także w zbiorczej bibliografii na końcu).

Rod, "Lelum Polelum". Recenzja.

"- Widzisz synku, w Noc Świętojańską kwitnie kwiat paproci, który normalnie nie kwitnie, gdyż ma zarodniki. Gadają ludzkim głosem krowy, konie i świnie.
- To chyba tylko w Wigilię?
- W Wigilię? To te wierzące!"
"Lelum Polelum" to czwarty album wejherowskiej kapeli Rod, a zarazem pierwszy ich długograj. Zdecydowanie różni się od wcześniejszych dokonań zespołu, choć w podstawowych założeniach nie dokonała się żadna rewolucja. Nadal jest to muzyka, która swobodnie mieści się w szufladce zwanej folkstepem. Można jednak powiedzieć, że miał tutaj miejsce pewien spadek jakościowy (sorry, choć lubię ten zespół, to nie uznaję recenzji koleżeńskich). Diabeł jak zawsze tkwi w szczegółach.


"Lelum Polelum" jest zarazem pierwszym albumem nagranym z nowym wokalistą, Mieszkiem Weltrowskim. Fani zespołu, którzy zdążyli się przyzwyczaić do fenomenalnego wokalu Michała Mokasa Mokrzyńskiego mogli poczuć się (a nawet poczuli się) dość rozczarowani. W żadnym wypadku nie mówię, że nowy wokalista śpiewa brzydko - co to, to nie. Brak mu jednak charyzmy Mokasa. Melorecytacja Mieszka Weltrowskiego jest za to bardziej agresywna, co też ma swój urok.

czwartek, 5 listopada 2020

Południca!, "Królowa Czechosłowacji". Recenzja.

"Całą noc całun ci prasowały
A ty co? Dym i szkło"

Krakowskiej Południcy! (nazwa koniecznie z wykrzyknikiem na końcu) nie trzeba chyba przedstawiać fanom polskiej muzyki folk. Sam miałem to szczęście, że Południcę! poznałem w czasach prehistorycznych, gdy zespół jeszcze grał psychodeliczną, przepełnioną duchem romantycznej Słowiańszczyzny, analogiczną gędźbę, którą nieliczni mogą pamiętać z EPki "Bajki mają zęby". Później na długograju 'Spóźnione wejście w XXI wiek" wszyscy mogliśmy usłyszeć muzykę zgoła odmienną. Była to bowiem mieszanka alternatywy, jazzu, folku i elektroniki, z mocnym akcentem na folk i jazz. "Królowa Czechosłowacji" (co za tytuł!) przyniosła kolejną rewolucję. Folk zszedł na dalszy plan, a prym wiedzie tu elektronika, alternatywa i… glitch hop... (dopiero przy tej płycie dowiedziałem się, że istnieje coś takiego, jak glitch hop). Gdzieś tam w tle nadal możemy usłyszeć elementy jazzowe, gdzieniegdzie nawet pop, a wszystko to poprzeplatane dźwiękami cymbałów, klarnetu i mandoliny. Przeważają tu jednak syntezatory i wszelakie elektroniczne efekty.

środa, 28 października 2020

Pijun, "Jigra". Recenzja.

 

"Jigra" to debiutancka EPka bydgoskiej kapeli Pijun, która pojawiła się nagle, niczym pierwsza ziemia wynurzona z pramorza. Nagrana została latem 2020, a wydana 26 października tego samego roku. Składa się na nią pięć utworów, na których usłyszeć możemy dźwięki buzuki, gitary akustycznej, fletu, bębnów i aż trzech wokali. Całość brzmi dosyć surowo, momentami wręcz topornie, a wokale wyraźnie wymagają dopracowania. Jednak w moim odczuciu nie jest to wada. Muzyka ta przypomina bowiem odległe początki polskiej sceny folk.

piątek, 16 października 2020

Paweł Szczepanik, "Rzeczywistość mityczna Słowian północno-zachodnich i jej materialne wyobrażenia. Studium z zakresu etnoarcheologii religii". Recenzja.

"Możliwość głębszego namysłu i zbudowania narracji na temat rzeczywistości mitycznej interesującej nas społeczności wynika z założenia, że elementy materialne odgrywały niezwykle istotną rolę w sposobie funkcjonowania, postrzegania i kreowania świata. W źródłach archeologicznych należałoby więc widzieć elementy aktywne, będące odbiciem procesów myślowych, które skupione wokół wyobrażeń religijno-mitycznych odnoszą elementy materialne bezpośrednio do sfery ideacyjnej, dzięki czemu umożliwiają nam poznanie tej ostatniej".
P. Szczepanik, "Rzeczywistość mityczna Słowian północno-zachodnich…", s. 7.
Paweł Szczepanik, "Rzeczywistość mityczna Słowian północno-zachodnich
i jej materialne wyobrażenia. Studium z zakresu etnoarcheologii religii"
,
Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2020, 410 stron.
"Rzeczywistość mityczna Słowian północno-zachodnich i jej materialne wyobrażenia. Studium z zakresu etnoarcheologii religii" to najnowsze dzieło dr. Pawła Szczepanika. Autor, archeolog i etnolog, adiunkt w Instytucie Archeologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, z właściwą sobie gracją i ostrożnością, przedstawia w omawianej książce sposoby konceptualizowania rzeczywistości mitycznej przez tytułowych Słowian północno-zachodnich doby wczesnego i pełnego średniowiecza (od VI do XIII wieku) na podstawie analizy znalezisk archeologicznych. Ramy terytorialne, w których Szczepanik porusza się w podjętych rozważaniach, obejmują Pomorze, Maklemburgię - Pomorze Przednie oraz północną część Brandenburgii. "Jest to więc obszar obejmujący ziemie pomorskie, wieleckie i obodrzyckie, które najdłużej pozostawały przy tradycyjnych wierzeniach, opierając się przez długi czas misjom chrystianizacyjnym" (s. 22).

niedziela, 27 września 2020

Tęcza, zmiana płci i moce magiczne

Józef Janowski, "Krajobraz z tęczą" (domena publiczna)
W kulturze ludowej Słowian zachowało się sporo wierzeń dotyczących tęczy. Jednakże jedno z nich przykuwa szczególną uwagę. Mowa o opisanym krótko przez Kazimierza Moszyńskiego przekonaniu o konsekwencjach, jakie czekają tych, którzy napili się z tego samego miejsca, z którego pije tęcza:
"W wielu krajach Słowiańszczyzny południowej i poczęści północnej (w Serbochorwacji, Bułgarji, na Małorusi) mieli etnografowie sposobność notować jeszcze jeden zajmujący przesąd o tęczy. Zdaniem mianowicie wieśniaków ktokolwiek napiłby się się wody z miejsca, skąd pije tęcza, albo ktoby przeszedł pod tęczą it.p., ten z mężczyzny stanie się kobietą, względnie z kobiety - mężczyzną (albo - co rzadziej słyszymy - ten zamieni się w zwierzę). Podobne mniemanie istnieje m.i. u różnych tubylczych ludów Transkaukazji"1.
W tym krótkim fragmencie kryje się więcej treści mitycznych niż może wydawać się na pierwszy rzut oka. Dlatego też dla lepszego zrozumienia powiązania tęcza - zmiana płci i pośrednio tęcza - zmiana płci - moce magiczne warto rozłożyć ten tekst na czynniki pierwsze.

środa, 23 września 2020

Piotr Korczyński, "Dla ojczyzny ratowania: szubienica, pal i kula. Dyscyplina w dawnym Wojsku Polskim". Recenzja.

Jak w polskim wojsku na przestrzeni wieków prezentowała się dyscyplina? Na to pytanie próbuję odpowiedzieć Piotr Korczyński w swej najnowszej książce.

Piotr Korczyński, "Dla ojczyzny ratowania: szubienica, pal i kula",
Wydawnictwo Naukowe PWN, 2019, 340 stron.
W polskiej świadomości historycznej wojsko zajmuje miejsce szczególne. Polska od zarania dziejów biła się z wieloma wrogami. W szkołach uczymy się o twardych rycerzach spod Grunwaldu, skrzydlatej husarii, walecznych ułanach czy dzielnych żołnierzach generała Andersa. Jednak rzadko zawraca się uwagę na to, że wojsko tworzyli ludzie, a sama wojna potrafiła obedrzeć ich ze wszelakich ludzkich odruchów. Aby zapanować nad dezerterami, wojskowymi konfederacjami czy inną niesubordynacją w armii, potrzebna była dyscyplina.

sobota, 19 września 2020

Artur Kijas, "Początki państw. Ruś". Recenzja.

 Wszyscy chyba znamy legendy o początkach państwa polskiego - jeden z ich bohaterów miał udać się na wschód i dać początek Rusi. Nasi sąsiedzi znają jednak nieco inną wersję tej opowieści. Artur Kijas, opierając się na staroruskich kronikach, przedstawia nam ją w swojej nowej książce.

Artur Kijas, "Początki Państw. Ruś"
Wydawnictwo Poznańskie, 2014, 328 stron. 
Ruś stworzyła zręby swojej państwowości w tym samym niemal czasie co Polska, a tymczasem ten etap jej historii pozostaje prawie zupełnie nieznany dla przeciętnego czytelnika. Gdy Polskę dotknęło rozbicie dzielnicowe, z podobną sytuacją musieli zmierzyć się także władcy kijowscy. Długo można by wymieniać podobieństwa, wystarczy jednak zaznaczyć, że plemię zamieszkujące okolice Kijowa nazywało siebie... Polanami, a to daje olbrzymie pole do spekulacji.

Autor, jak sam przyznaje, podjął się próby syntezy dziejów Rusi nazywanej Kijowską od jej legendarnych początków aż po upadek w 1240 roku, spowodowany najazdem mongolskim. Bazą dla tej pracy są liczne opracowania i artykuły, ale głównym źródłem pozostają kroniki i latopisy, szczególnie Powieść doroczna (w Polsce wydana jako Powieść minionych lat). Ze skrupulatnością obcą swoim średniowiecznym kolegom Artur Kijas przedstawia genezę ruskiej państwowości i próbuje odpowiedzieć na związane z nią podstawowe pytania. Jednym z nich jest, dyskutowana już od XVIII wieku, kwestia udziału przybyszów ze Skandynawii, Waregów, w stworzeniu największego słowiańskiego państwa.

niedziela, 13 września 2020

Z historii Kazimierza Dolnego...

Kazimierz był zmienny. Raz był Sprawiedliwy, raz Wielki, a innym razem Dolny. Kiedy zdecydował się być Wielki to podobno wziął kielnie i wymurował Polskę. Sprawiedliwy też był podobno bardzo, zwinnie posługując się kijem lub marchewką. Wszystkie 3 Kaźki spotkały się w Kazimierzu. Dolnym. 

Kazimierz Dolny (woj. lubelskie), widok ze Wzgórza Trzech Krzyży.
Zdjęcie: Elapros; na licencji CC BY-SA 4.0
Zanim jednak Kazimierz stał się Dolnym był Wietrzną Górą i Skowieszynem. Z tych czasów zostało nam trochę ceramiki i wieża. Reszta albo leży i czeka na odkopanie albo już jej nie ma. Na szczęście znaleźli się tacy, którym chciało się siedzieć na niewygodnym krześle, w ciemnej komnacie i maczać pióro w atramencie. Z tego maczania wychodziły później kroniki, które powodowały nie tylko odpowiedzi na pytania ale również spektakularne spory i śmiałe hipotezy. Nie jedna klawiatura padła trupem nie wytrzymując trudów prowadzenia wieloletnich sporów, nie tylko w kwestii Kazimierza.

niedziela, 30 sierpnia 2020

Igor D. Górewicz, "Borek i legendarne początki Polski". Recenzja.

"Borek i legendarne początki Polski" to najnowsza część przeznaczonej dla dzieci serii książek Igora Górewicza fabularyzującej słowiańskie realia. Pierwsze wrażenie jest korzystne. Przed nami licząca 250 stron opowieść w twardej oprawie (format B5).

Igor D. Górewicz, "Borek i legendarne początki Polski", Wydawnictwo "Triglav", Szczecin 2020, 250 stron.
Kolorowa ilustracja na okładce dobrze oddaje tematykę książki i jednocześnie trafia w estetykę grupy docelowej, do której w moim osobistym odczuciu ta opowieść jest kierowana, czyli do dzieci z - oczywiście mocno uogólniając - późnej edukacji wczesnoszkolnej lub klas mniej więcej od czwartej do szóstej, zwłaszcza że na tym właśnie etapie utrwala się w edukacji polonistycznej pojęcie legendy oraz przykłady konkretnych legend, z naciskiem na lokalne.

sobota, 22 sierpnia 2020

Strigôň, "Posledný Strom". Recenzja.


"Posledný Strom" to drugi album słowackiej kapeli Strigôň. Z jednej strony możemy powiedzieć, iż jest to kontynuacja stylu obranego na debiucie, z drugiej zaś słychać pewne różnice, które warto odnotować. Muzycznie nadal jest to folk stylizowany na klimaty wczesnego średniowiecza i fantastyki. Jest to już jednak twór bardziej autonomiczny. Wcześniejsze inspiracje polskim Percivalem i ścieżką dźwiękową z gry "Wiedźmin: Dziki Gon" zeszły jakby na dalszy plan.

sobota, 15 sierpnia 2020

O tym jak Matka Boża uchroniła kłosy zboża przed gniewem jezusowym

Matka Boska Zielna, XIX wiek, domena publiczna.
I stawiają Częstochowskiej, by podniosła rączkę,
Nad firletkę, macierzankę i nad srebrną drżączkę,
Nad rozchodnik i lawendę, nad rutę i miętę.
Bo to wszystko przecież Boże , bo to wszystko święte.
Stali czytelnicy niniejszego bloga i osoby po prostu zainteresowane wierzeniami ludowymi wiedzą już zapewne, że w apokryfach ludowych kryje się wiele archaicznych, zgoła niechrześcijańskich treści. Są one skarbnicą wiedzy na temat postrzegania świata w kulturze ludowej, są swego rodzaju mitami, opisującymi różne aspekty świata - jego powstanie, działanie, czy porządek społeczny. Choć pojawiają się w nich postaci znane z chrześcijaństwa, takie jak Jezus, Bóg, diabeł, Przenajświętsza Panienka, czy poszczególni święci, to z tradycją biblijną nie mają zbyt wiele wspólnego. Można by rzec, że owe teksty kultury są w sporym stopniu pogańskie, zespolone na stałe z chrześcijańską eschatologią. Czasem mogą nam posłużyć do rekonstrukcji dawnych mitów, a czasem takie ich wykorzystanie jest niemożliwe, gdyż ukształtowały się już długo po wdrożeniu procesu chrystianizacji. Niemniej jednak nadal mogą powiedzieć nam dużo o ludowej wizji świata.

W niniejszym wpisie zapoznamy się z ciekawym podaniem ze Śląska Opolskiego (czy jak kto woli, Śląska Górnego), w którym Matka Boża uchroniła kłosy zboża przed bożym gniewem. Na końcu załączonych zostało kilka komentarzy na jego temat.

niedziela, 9 sierpnia 2020

Grodzisko Szwedzkie Góry w Chlebni (woj. mazowieckie)

Chlebnia, grodzisko, widok z wału na zachodnią część stanowiska, stan na 2012 r.,
fot. Agata Byszewska (na licencji: BY NC-ND 3.0)
Nawet zwykły, czarny jak noc kret, może zapisać się na kartach historii. Ten oto kret, anonimowy bohater tej opowieści, przyczynił się do istotnego odkrycia. Otóż jego decyzja o wykopaniu dziury akurat w tym konkretnym miejscu pozwoliła badającym archeologom znaleźć fragmenty ceramiki i datować grodzisko w Chlebni.

Kopiec kreta znajdował się w województwie mazowieckim na terenie grodziska. Wykopana przez niego ziemia była czarna jak czarna ziemia. Niejeden kłos pszenicy, niejedna marchew i nie jeden cukrowy burak na niej wyrosły.

Na podstawie wydobytej przypadkiem przez kreta ceramiki, datowano funkcjonowanie osady na mniej więcej XI - XIII wiek. Oprócz niej znaleziono również szklane paciorki, szydło oraz szereg militariów: noże, grot strzały czy bełt kuszy.

Mieszkańcy grodziska w Chlebni nie wiedzieli jeszcze, że na ich terenach za kilkaset lat będą chodzić ludzie z jakimiś urządzeniami przy uchu, a obok przejeżdżać dziwne metalowe smoki. Bardzo prawdopodobne, że mieli bardziej prozaiczne powody do myślenia. Początkowo byli osadzeni otwarcie. Z czasem sytuacja zmusiła ich do zamknięcia swojego osadzenia poprzez obwałowanie się pierścieniowato. Po znalezionych kościach wiadomo, że musieli hodować świnie, krowy, owce a między nogami pewnie plątał się pies. Ktoś pewnie coś szył, ktoś inny lepił garnki, w okolicy było również miejsce targowe.

środa, 5 sierpnia 2020

O początkach miasta Lublin

Gdzieś w VI - VII wieku w Lublinie na niewielkim wzgórzu gdzie obecnie stoi kościół pw. św. Mikołaja rozpoczynała się historia miasta Lublin. No prawie wtedy. Bo jakby tak cofnąć się w czasie jeszcze dalej wyszłoby, że do najstarszych lublinian musimy zaliczyć mamuty czy nosorożce jaskiniowe. Rzecz jasna zanim nie padły łupem ówczesnych myśliwych.

Wzgórze Czwartek i kościół św. Mikołaja
(T. Chrzanowski, "Lublin - krajobraz i architektura", 1964; domena publiczna)
Na trupach nosorożców i mamutów wyrastał prężny ośrodek handlowy i obronny. Jak się nazywał? Legend i opowieści jest co najmniej kilka. Czy Lublin założył niejaki rycerz Lubla? A może, jak pisał Wincenty Kadłubek, jego nazwa pochodzi od Julii, siostry Juliusza Cezara, która po tym jak została słowiańską księżną założyła dwa miasta Lubusz i Lublin. Jest jeszcze opcja rybna. Do osady celem nadania jej nazwiska przybył jakiś oficjel i kazał złowić w rzece rybę. Od pierwszej złowionej miała powstać nazwa miasta. No i złowiono Szczupaka w towarzystwie Lina. I trzeba było wybrać: Szczupak lub Lin. I wybrano lub Lina. A mogli przecież nazwać Szczupakilin.

sobota, 1 sierpnia 2020

Wywiad z żercą: Dawid Zbigniew Walkowiak

Sporym zainteresowaniem w ostatnich latach cieszą się nie tylko wierzenia dawnych Słowian, ale i dzisiejsze rodzimowierstwo. Aby lepiej przybliżyć naszym czytelnikom, czym ono jest, postanowiliśmy zadać kilka pytań Dawidowi Zbigniewowi Walkowiakowi, żercy wielkopolskiej Gromady Raróg. Przed państwem druga odsłona cyklu "Wywiad z żercą".

Dawid Zbigniew Walkowiak w trakcie obchodów święta Kupały,
wielkopolskie 2019 (zdjęcie: Monika Garczarek)
Czym jest rodzimowierstwo?

Słowianie to pobratymcy w słowie, inaczej mówiąc ludzie słowa - jego wartości i znaczenia. Gdy popatrzymy na nazwę 'rodzima wiara', to okazuje się, że skrywa ona w sobie całą istotę naszych wierzeń - jest dokładnie tym, czym słowa składowe jej nazwy. Tym samym owo nazwanie jest kapitalne w swej prostocie i znaczeniu. Zwróćmy zatem uwagę na miano tej wiary, skupmy się na wyrazach, które je tworzą, zastanówmy się chwilę nad nimi.

Rodzimość, rodzimy to: rdzenny, swojski, tutejszy, tradycyjny, czyli płynący z naszych dawnych zwyczajów i obyczajów oraz mądrości i pobożności Przodków zespół cech tej wiary, a więc to, co ją określa, tworzy jej sedno tj. nierozłącznie rodzimy, słowiański charakter. Tego zestawienia składowych nie sposób wykreślić czy rozdzielić, gdyż stanowią istotę rodzimowierstwa. Nie da się ani rewolucjonizować rodzimości, ani jej zaprzeczać czy wymazywać i jednocześnie rodzimym być. Rodzima wiara bez zachowania swego rzeczywiście rodzimego oblicza staje się nieautentyczna niejako z definicji, zatraca bowiem pierwotny sens swego znaczenia, gubi wiarygodność i wartość nadawaną jej właśnie przez rdzenny dorobek Przodków.

Dla rodzimowiercy zatem podstawowym obowiązkiem jest kult rodzimych (czyli słowiańskich) Bóstw, dbałość o język i znaczenie słów, troska o zachowanie tradycji, wartości, obyczajów, zwyczajów oraz dorobku Przodków, który zobowiązani jesteśmy kontynuować i przekazywać potomnym. Rodzimowierstwo stanowi jednocześnie ostoję dla duszy oraz własnej tożsamości. Jest drogowskazem życiowym, sposobem oraz wzorem na stanowienie słowiańskiego ładu w sobie, w rodzinie i w społeczności.

niedziela, 26 lipca 2020

Dariusz Adamczyk, "Srebro i władza. Trybuty i handel dalekosiężny a kształtowanie się państwa piastowskiego i państw sąsiednich w latach 800-1100". Recenzja.

Czy bez arabskiego srebra nie byłoby państwa polskiego? Chwytliwe pytanie umieszczone na okładce książki prowokuje czytelnika do znalezienia szybkiej odpowiedzi, ale żeby zrozumieć sens tak sformułowanego zdania, potrzebna jest dogłębna lektura.

Dariusz Adamczyk, "Srebro i władza. Trybuty i handel dalekosiężny
a kształtowanie się państwa piastowskiego i państw sąsiednich w latach 800-1100",
Wydawnictwo Naukowe PWN, 2018, 426 stron.
Zjawisko gospodarki monetarnej fascynuje badaczy od wieków. Z jednej strony numizmatyka skrywa w sobie olbrzymi potencjał badawczy, koncentrując swoje studia wokół monet jako takich, z drugiej często stanowią one materialny wymiar szerszych procesów ekonomicznych i politycznych. Stają się przez to ważną wskazówką interpretacyjną dziejów świata. Recenzowana książka porusza węzłowe problemy archeologii wczesnego średniowiecza, rozważając wpływ handlu dalekosiężnego na początki państwa Piastów i innych europejskich wspólnot.

środa, 15 lipca 2020

Jan Wróbel, "Grunwald 1410". Recenzja.

Jan Wróbel, znany i ceniony popularyzator historii, w 610. rocznicę grunwaldzkiej wiktorii postanowił przybliżyć tę słynna bitwę w lekkiej, acz ciekawej i polemicznej książce. Co też nowego można napisać na tak ograny temat? Przekonajmy się.

Jan Wróbel, "Grunwald 1410"
wyd. Znak Horyzont, 2020, 352 strony.
Autor jest historykiem z wykształcenia, ale nie badaczem średniowiecza. Nie jest też specjalistą zajmującym się historią wojskowości. Jednak nie umniejsza to recenzowanej pozycji i z pełnym przekonaniem należy stwierdzić, że jest to praca, po którą może sięgnąć każdy czytelnik.

Zacznijmy od języka - Jan Wróbel używa dość swobodnej formy komunikacji z czytelnikiem. Nie jest to co prawda potoczna mowa, jednak nie jest to też wypowiedź stricte naukowa. Dzięki temu pozycja nie traci na wartości merytorycznej i jednocześnie jest przyjemna w odbiorze. Jest to istotne, ponieważ nie zanudza nas i pozwala wiele zapamiętać z książki. Mamy więc do czynienia z pracą popularnonaukową, ale taką z górnej półki.

niedziela, 5 lipca 2020

Slavic Jazz Underground, "Jare Gody". Recenzja.


Czego należy oczekiwać po debiucie zespołu, którego nazwa brzmi Slavic Jazz Underground? Cóż, odpowiedź wcale nie jest prosta. Próby łączenia jazzu ze słowiańskim folkiem nie są nowością, wystarczy wspomnieć takie projekty jak Południca!, Chłopcy kontra Basia, czy Maniucha & Ksawery. Choć w każdym z tych przypadków mieliśmy do czynienia mniej więcej z tym samym pomysłem wyjściowym, to jednak efekty ich pracy były zupełnie odmienne. Tym samym zasiadając do słuchania "Jarych Godów" lepiej nie nastawiać się na nic konkretnie.

sobota, 4 lipca 2020

Rozrywki w czasach staropolskich: bawić się każdy może

Można odnieść wrażenie, że na ludzki żywot w dawnych wiekach składały się jedynie praca oraz modlitwa. Jednak to tylko pozór! Jak wyglądało życie towarzyskie szlachty, mieszczan i chłopów? Jakie zabawy i rozrywki w czasach staropolskich były najpopularniejsze?

Szlachta się bawi, ilustracja Dariusza T. Wieleca, na licencji Free Art License.
W czasach staropolskich jedną z najważniejszych wartości była praca, którą uważano za podstawę uczciwości i solidarności społecznej. Dlatego też poświęcano jej większą część dnia. Magnatom wiele czasu zajmowało sprawowanie różnych funkcji związanych z ich społeczną pozycją, średnia szlachta osobiście doglądała gospodarki, a chłopi zwykle pracowali od wchodu do zachodu słońca. Ponadto należy dodać, że "praca w XVI-XVII wieku była bardzo ciężka, wymagała z reguły więcej wysiłku fizycznego niż dziś, z powodu niskiego stopnia techniki, braku lub prymitywizmu narzędzi" (M. Bogucka, "Staropolskie..."). Do tego dochodziły tzw. obowiązki domowe czy powinności związane z kultem religijnym, które sumiennie wypełniano.

Pojawia się więc pytanie: czy w czasach staropolskich w natłoku licznych obowiązków było miejsce na rozrywki? Otóż tak, głównie w okresie jesienno-zimowym i podczas świąt, wypełniających aż około 1/3 roku. W czasie świąt "zbierano się często, czy to w obszernym kole rodzinnym, czy to wśród sąsiadów, czy to na większych zjazdach z takiej czy innej, prywatnej czy publicznej okazji" (J. S. Bystroń, "Dzieje obyczajów..."). Nie o obrzędach i tradycjach świątecznych będzie jednak mowa, a o różnych formach zabawy, które trudno zliczyć. Nie sposób przedstawić wszystkich. Dlatego też przyjrzymy się najpopularniejszym i najciekawszym codziennym i świątecznym rozrywkom w czasach staropolskich.

piątek, 3 lipca 2020

Kilka apokryfów ludowych o powstaniu grzybów


Apokryfy ludowe są skarbnicą wiedzy na temat postrzegania świata w kulturze ludowej. Są swego rodzaju mitami, opisującymi różne aspekty świata - jego powstanie, działanie, czy porządek społeczny. Choć pojawiają się w nich postaci znane z chrześcijaństwa, takie jak Jezus, Bóg, diabeł, Przenajświętsza Panienka, czy poszczególni święci, to z tradycją biblijną nie mają zbyt wiele wspólnego. Można by rzec, że owe teksty kultury są w sporym stopniu pogańskie, zespolone na stałe z chrześcijańską eschatologią. Czasem mogą nam posłużyć do rekonstrukcji dawnych mitów, a czasem takie ich wykorzystanie jest niemożliwe, gdyż ukształtowały się już długo po wdrożeniu procesu chrystianizacji. Niemniej jednak nadal mogą powiedzieć nam dużo o ludowej wizji świata.

W niniejszym wpisie zapoznamy się z kilkoma apokryfami ludowymi o powstaniu grzybów i dość powierzchownie omówimy sobie poszczególne ich elementy.

środa, 1 lipca 2020

Źródła etyki w polskim rodzimowierstwie

Obchody rodzimowierczej Kupały w Stowarzyszeniu Kałdus, kujawsko-pomorskie 2018
(zdjęcie: Katarzyna Schmid)
Współczesne rodzimowierstwo słowiańskie wzbudza coraz większe zainteresowanie. Niestety, poszukując wiedzy na jego temat nad wyraz często można napotkać informacje, jakoby rodzima wiara miałaby być religią bez dogmatów, zasad wiary, a samo słowo 'rodzimowierstwo' bywa traktowane jako synonim bliżej niezdefiniowanej ‘wolności’. Przyczynom takiego postrzegania współczesnej rodzimej wiary, jakże obecnego wśród osób rozpoczynających swoją przygodę z rodzimowierstwem (jak i pogaństwem w ogóle), przyjrzymy się może przy innej okazji.

Rodzimowierstwo jako religia bez dogmatów, czy zasad etyki i wzorców zachowań, byłoby ewenementem na skalę globalną. Zresztą samo określenie "religia bez dogmatów" to oksymoron. Dochodzi tu do pewnego niezrozumienia, czym jest religia. Brak jednoznacznej definicji, a raczej niezmierzona wielość definicji religii, nie ułatwia sprawy. Nie miejsce jednak tutaj na dywagacje na temat istoty religii (choć znajduję taką dyskusję jako niezwykle ciekawą i zarazem niepotrzebną).

Celem niniejszego artykułu jest sprawdzenie, czy współczesne rodzimowierstwo faktycznie nie niesie ze sobą pewnych zasad etycznych i wzorców zachowań, a jeśli jednak takie zasady w rodzimej wierze istnieją, to jakie są ich źródła. Aby tego dokonać, utworzyłem formularz z pytaniami dotyczącymi tego zagadnienia i rozesłałem go do osób pełniących funkcję żerców oraz stałych ofiarników w gromadach rodzimowierczych, a także do osób niezrzeszonych, mających jednak realny wpływ na rozwój tego środowiska. W okresie od 13 do 28 czerwca uzyskałem 35 odpowiedzi od reprezentantów 24 gromad i 2 odpowiedzi od osób niezrzeszonych. Wśród odpowiedzi znalazł się jeden głos rodzimowierstwa słowiańskiego na emigracji - mowa o żercy gromady Zadruga Korzenie działającej na terenie UK, który pozostaje jednak w stałym kontakcie i współpracy z polskim środowiskiem rodzimowierczym. Ponadto 6 osób nie wypełniło ankiety, pomimo wcześniejszych zapowiedzi, a w przypadku 3 osób spotkałem się z brakiem odzewu. Wyniki ankiety prezentuję poniżej (zachowana oryginalna pisownia; kolejność alfabetyczna względem nazw gromad).

wtorek, 30 czerwca 2020

Mirosław J. Leszka, Kirił Marinow, "Carstwo bułgarskie. Polityka-kultura-społeczeństwo". Recenzja.

Wczesnośredniowieczne dzieje Bułgarii były bardzo dynamiczne. W 866 roku to jeszcze nie do końca ukształtowane państwo, nieśmiało włącza się do chrześcijańskiej ekumeny, niewiele później przeżywa okres "złotego wieku" i realnie zagraża Bizancjum. W 971 roku niemalże znika z mapy Europy.

Mirosław J. Leszka, Kirił Marinow, "Carstwo bułgarskie. Polityka-kultura-społeczeństwo"
Wydawnictwo Naukowe PWN, 2015, 352 strony.
Tym nieco ponad stuletnim okresem istnienia Bułgarii zajmuje się książka "Carstwo Bułgarskie..." Mirosława J. Leszki i Kiryła Marinowa (oraz, częściowo, Jana M. Wolskiego), znanych specjalistów w dziedzinie historii Bizancjum i Bułgarii. Synteza została przez nich podzielona na dwie części: polityczną ("Dzieje") oraz kulturową ("Państwo - społeczeństwo - gospodarka - kultura"). W połowie książki znajdziemy liczne kolorowe zdjęcia nie tylko zabytków, ale i bułgarskiej przyrody. Korzystanie z publikacji ułatwia wyczerpująca bibliografia i indeksy, a uzupełnia ją interesujący aneks literacki.

wtorek, 23 czerwca 2020

Sutari, "Siostry Rzeki". Recenzja.


"Siostry Rzeki" to trzeci album folkowo-awangardowej formacji Sutari. Tytuł płyty nawiązuje wprost do akcji społeczno-artystycznej powstałej w obronie ostatnich naturalnych rzek Europy, w tym Wisły. Trzeba bowiem Ci wiedzieć, drogi Czytelniku, iż polski rząd chce utworzyć drogę wodną E40 oraz wybudować nową zaporę na Wiśle w Siarzewie, co w obu przypadkach będzie skutkowało niepowetowanymi stratami dla ekosystemu. Wisła jest jedną z ostatnich choć w części nieuregulowanych rzek i taki stan rzeczy powinien zostać zachowany za wszelką cenę.

piątek, 12 czerwca 2020

Kościół pw. św. Marcina w Grywałdzie (małopolskie) - miejsce kultu pogańskich Słowian?

Kościół pw. św. Marcina w Grywałdzie, stan na 2010 r. (zdjęcie: O. Dyba.; na licencji CC BY-NC-ND 3.0)
Przykład drewnianego, gotyckiego budownictwa kościelnego. Kościół zachowany zasadniczo w swej pierwotnej formie.

Historia
Parafia w Grywałdzie powstała przed 1330 r. Obecny kościół wzniesiony został w 2. połowie XV w., na miejscu wcześniejszej świątyni. Według legendy w tym miejscu miała znajdować się pogańska gontyna. Przed 1618 r. kościół przebudowano. Zmiany dotyczyły głównie konstrukcji dachu i stropów. W tym okresie dostawiono również wieżę, a wnętrze pokryto polichromią. Na początku XX w. planowano powiększyć prezbiterium i dobudować boczne kaplice, ale planów tych nie zrealizowano. Remonty: przed 1930, w 1936, 1942, 1958, 1960-61, 2000-2001, 2008-2010 prace konserwatorskie.

niedziela, 7 czerwca 2020

Jarun, "Sporysz". Recenzja.

Niezwykle rzadko zdarza się, by jakaś kapela grająca muzykę black/pagan metalową stworzyła coś, nad czym chciałby pochylić się ktoś, kto nie jest chociaż umiarkowanym fanem tego gatunku. A jednak krakowsko-nowosądecki zespół Jarun dokonał tego po raz trzeci. Mowa o albumie "Sporysz" wydanym pod koniec 2017 roku. 


Przyznam szczerze, że miałem okazję zapoznać się z kilkoma recenzjami tego albumu jeszcze zanim go przesłuchałem. Tym, co przeczytałem, byłem mocno zaskoczony. Nie tylko dlatego, że większość recenzentów nie potrafi pisać (do czego zresztą można się przyzwyczaić), lecz dlatego, że zdawali się nie wiedzieć, czego właściwie słuchają i co recenzują. Bywały też recenzje napisane (a także opowiedziane) dobrze, ale niekoniecznie trafnie. Najbardziej rozbawiło mnie stwierdzenie, że album jest dobry, tylko... za ładny jak na black metal. Tym samym mam obawy czy mi samemu uda się zrecenzować "Sporysz" trafnie. Mamy bowiem do czynienia z... z czym dokładnie mamy do czynienia napiszę na końcu.

piątek, 5 czerwca 2020

Zofia A. Brzozowska, Mirosław J. Leszka, "Nowogród Wielki. Historyczno-kulturowy przewodnik po średniowiecznej republice". Recenzja.

W powszechnym przekonaniu Słowianie wschodni (Rosjanie, Ukraińcy i Białorusini) nie są w stanie wytworzyć w swoich państwach innego ustroju, niż silna, autokratyczna władza. Publikacja Zofii Brzozowskiej i Mirosława Leszki na temat średniowiecznego Nowogrodu Wielkiego, znajdującego się na terenie dzisiejszej Rosji, zadaje jednak kłam temu stereotypowi...

Zofia A. Brzozowska, Mirosław J. Leszka, "Nowogród Wielki.
Historyczno-kulturowy przewodnik po średniowiecznej republice"
Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, 2019, 268 stron.
Średniowieczne księstwo ruskie, Nowogród Wielki, nieco na wyrost określane "Republiką Wielkiego Nowogrodu", to interesujący punkt na mapie księstw dzielnicowych powstałych z dawnej Rusi Kijowskiej po śmierci księcia Jarosława Mądrego (1054 rok). Była to bowiem księstwo, w którym w XII wieku władza stopniowo przechodziła z rąk książąt w ręce tamtejszej społeczności sprawującej rządy za pomocą wiecu. Prawo do udziału w wiecu mieli wszyscy dorośli mieszkańcy Nowogrodu. Ustrój ten funkcjonował dobrze aż do momentu, gdy władcy Moskwy, posługując się ideą "zbierania ziem ruskich" podbili Nowogród Wielki w 1478 roku. Czego zatem możemy się dowiedzieć na jego temat z publikacji Zofii Brzozowskiej i Mirosława Leszki?

środa, 3 czerwca 2020

Grodzisko Błonie, mazowieckie

W XIII wieku na wielkiej kupie ziemi otoczonej suchym wałem wymurowano kawał dworu. To był nie lada dwór bo dworzył się w nim sam książę Siemowit I. Musiał obmyślać plan jak nie paść ofiarą własnego brata w osobie Kazimierza I Konradowica zwanego "kujawskim".

Siemowita I zwany "kujawskim". Drzeworyt Jana Styfiego i Andrzeja Zajkowskiego
na podstawie rysunku Jana Matejki (domena publiczna).
Grodzisko Błonie, bo o nim mowa, znajduje się na niewielkim wzniesieniu na północno-zachodnim skraju gminy Błonie w województwie mazowieckim. Potocznie zwane jest "Łysą Górą" lub "Szwedzką Górą". Jako pozostałość siedziby książęcej jest jednym z najcenniejszych zabytków archeologicznych Mazowsza.

Wszystko super, tylko że ten najcenniejszy zabytek dla zwykłego śmiertelnika to po prostu kupa ziemi i trochę rowów. Wszystko porośnięte trawą. Zaraz za wałem pole uprawne. O ile kościół, ruiny zamku czy kamień kultowy na Ślęży można zobaczyć, o tyle grodzisko swoją historię skrywa w ziemi i książkach. Czasem dolatuje do nas jakaś sensacja o wielkim odkryciu. Zdecydowana większość historii takich miejsc to dysputy historyków i archeologów w tle pługów, traktorów i czasem quadów rozjeżdżających takie miejsca.

poniedziałek, 1 czerwca 2020

Kamienny krąg w Palenicy na Śląsku - prawdopodobne miejsce kultu pogańskich Słowian

Palenica, widok od strony wschodniej (zdjęcie: Jacek Proszyk; na licencji CC BY-SA 4.0)
Obecny na szczycie góry Palenica (688 m. n.p.m.) kamienny krąg (tudzież grodzisko) jest obiektem niezwykle problematycznym, a zarazem fascynującym. Przeprowadzone w latach 1991 i 1993 badanie wykopaliskowe nie przyniosły absolutnie żadnych znalezisk umożliwiających datowanie. Jedynie na podstawie analogii do Ślęży i Łysej Góry przyjmuje się, że było to miejsce kultu pogańskich Słowian. Również na podstawie nazwy góry zakłada się, iż palono tam święte ognie na znajdujących się w tym miejscu kamiennych kopcach lub samym wale.

sobota, 30 maja 2020

Urąganie logice, czyli pch24 boi się rodzimowierców

Kopia idola zbruczańskiego w Krakowie, nieopodal Wawelu
zdjęcie: Jan Mehlich "Lestat"; na licencji CC BY-SA 3.0.
Już od dłuższego czasu na chrześcijańskim portalu pch24.pl pojawiają się co jakiś czas artykuły szkalujące rodzimowierstwo, a także - jakże by inaczej - osoby po prostu zainteresowane przedchrześcijańskimi korzeniami. Nie brak w ich artykułach wielu przekłamań, manipulacji i błędów logicznych. Nie mam zamiaru analizować ich wszystkich. W niniejszym wpisie odniosę się tylko do ostatniego (na stan obecny) artykułu, "Światowid spod Wawelu. Neopogański kult w sercu polskiego Kościoła" autorstwa Piotra Relicha, opublikowanego 29 maja 2020 roku (ZOBACZ - dostęp: 30 maja 2020 r.). Gdyby ktoś pytał dlaczego w ogóle odnoszę się do tego typu - powiedzmy otwarcie - bzdur, przyjmijmy roboczo, że robię to dla sportu.

piątek, 29 maja 2020

Natalia Zacharek, "Kociewskie demony ludowe". Recenzja.

Natalia Zacharek, "Kociewskie demony ludowe"
Stowarzyszenie Inicjatyw Twórczych Manowce, 2019, 70 stron.
Z pewnych bliżej nieznanych powodów Kociewie nie cieszyło się takim zainteresowaniem etnografów jak pozostałe regiony, a zwłaszcza jak sąsiadujące z nim Kaszuby. Być może właśnie dlatego Natalia Zacharek postanowiła napisać książkę "Kociewskie demony ludowe", do której przygotowania posłużyła jej nieliczna literatura etnograficzna traktująca o tym regionie i przeprowadzone przez nią w okresie 2 czerwca - 30 listopada 2019 roku badania terenowe.

Przyznam szczerze, że byłem nastawiony do tej pozycji bardzo pozytywnie. Wpłynęły na to różne czynniki, takie jak zapowiedzi książki, czy wypowiedzi samej autorki na antenie polskiego radia (posłuchaj - dostęp: 29 maja 2020). Jednocześnie moje oczekiwania nie były wygórowane, więc byłem gotów machnąć ręką na ewentualne potknięcia. Jednakże lektura "Kociewskich demonów..." była pod pewnymi względami bardzo zaskakująca. Dlatego też w niniejszej recenzji znajdzie się trochę pochwał, a także niemało czepialstwa.

środa, 27 maja 2020

Urszula Janicka-Krzywda, Katarzyna Ceklarz, "Czary góralskie. Magia Podtatrza i Beskidów Zachodnich". Recenzja.

Urszula Janicka-Krzywda, Katarzyna Ceklarz, "Czary góralskie. Magia Podtatrza i Beskidów Zachodnich"
Wydawnictwa Tatrzańskiego Parku Narodowego, Zakopane 2014, 216 stron.
"Czary góralskie. Magia Podtatrza i Beskidów Zachodnich" to pozycja pod wieloma względami fenomenalna. Napisana została przez folklorystkę i etnograf, Urszulę Janicką-Krzywdę (†), oraz etnolog, Katarzynę Ceklarz. Z założenia książka ta jest pozycją popularyzatorską, co przekłada się na prosty język, który nie będzie sprawiał problemu postronnemu czytelnikowi. Z kolei dokładność i rzetelność badaczek sprawia, że wartość merytoryczna "Czarów góralskich..." jest nieoceniona. Książka ta stanowi kompendium wiedzy na temat szeroko rozumianej kultury magicznej polskich górali.

wtorek, 26 maja 2020

Annutara, "Po drum". Recenzja.


"Po drum" (2018) to drugi album trójmiejskiej kapeli Annutara. Jest on kontynuacją drogi obranej na debiucie, z tym że jest on mocniej usytuowany w przestrzeni zwanej world music. Dlatego pomimo tego, że jest to technicznie dobry album, to nie jestem w stanie czerpać z niego większej radości. Nic na to nie poradzę, jestem niepoprawnym słowianofilem i o ile w muzyce folkowej próby eksperymentowania z elementami niesłowiańskimi jestem w stanie docenić, o tyle całkowite wymieszanie elementów muzyki świata odbieram jako kompletne nieporozumienie.

sobota, 23 maja 2020

Watra, święty ogień

Domena publiczna
Watra to słowo typowe dla gwary góralskiej, oznaczające wg rożnych słowników najczęściej ogień palony na świeżym powietrzu, na polach, względnie w pasterskim szałasie, rzadziej po prostu ogień. Etymologicznie wywodzi się watrę od awestyjskiego ātar (ogień). Słowo to w podobnych znaczeniach występuje w wielu językach słowiańskich, np. słowackim, czeskim, serbskim, czy chorwackim. Ponadto ormiańskie Airem oznacza palić się, pałać; osetyjskie art - ogień; albańskie vatrë, votrë - ognisko; irańskie áith - piec. Wg Aleksandra Brücknera (s. 604) u Słowian słowo watra pojawiło się za sprawą wołoskich pastuchów. Jedynie jako ciekawostkę dodam, że w polskiej gwarze włóczęgowskiej (która swoją drogą jest stosunkowo dynamiczna) jako watra określa się ogniska wysokie na kilka metrów, a we współczesnym ukraińskim slangu słowo ва́тра znaczy tyle, co zapalniczka. W niniejszym wpisie skupimy się na magiczno-rytualnym wykorzystaniu watr.

piątek, 22 maja 2020

Jar, "Dziady". Recenzja.


"Dziady" (2019) to najnowsze dzieło niezwykle zasłużonej dla polskiej sceny folkowej kapeli Jar. Płyta ta różni się od swoich poprzedników, jednak tylko nieznacznie. Nadal jest to ten sam do cna słowiański, nieco pogański Jar. Nadal odnajdziemy w ich muzyce nieco transowości, nieco tanecznych rytmów, a także sporo surowych brzmień. Podstawowa różnica zasadza się bowiem na... jakości. Daleki jestem od umniejszania poprzednim dokonaniom zespołu. Zwyczajnie "Dziady" wznoszą muzykę kapeli na wyższy poziom.

wtorek, 19 maja 2020

Laboratorium Pieśni, "Rasti". Recenzja.


"Rasti" to trzeci album trójmiejskiej grupy Laboratorium Pieśni. Różni się on od ich dotychczasowych albumów. Aranże są bardziej rozbudowane, co tylko pozornie jest wartością dodatnią. W rzeczywistości sprawia to, że wiele utworów, nawet tych skocznych, jest przesadnie i niepotrzebnie rozciąganych, przez co po kilku odsłuchanych pieśniach słuchacz zaczyna się nudzić. Pieśni jest zaledwie dziesięć, a łączny czas trwania albumu wynosi... 70 minut! Już pierwszy utwór, białoruska pieśń "Biaroza", trwa aż 10 minut. Ciężko zrozumieć zamysł dziewczyn z Laboratorium. Co nimi kierowało? Czy może chodziło im o bardziej transowe brzmienie? Cóż, jeśli tak, to transowe brzmienie można uzyskać całkiem żwawymi aranżacjami. Za przykład mogą posłużyć tradycyjne, szalone obery. Czy może chodziło o bardziej medytacyjne brzmienie? Cóż, upodobania w są różne, jednak jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że album ten bardziej będzie usypiał, niż wspomagał stan medytacji. Czy chodziło o coś innego? Nie wiem. Jednak o cokolwiek chodziło, to "Rasti" nie przeskakuje poprzeczki postawionej przez debiutancki "Rosna", ani przez bardzo specyficzne "Puste noce".

sobota, 16 maja 2020

Bohdan Baranowski, "Pożegnanie z diabłem i czarownicą". Recenzja.

"W żyjącym na kartach protokołów procesów czarownic diabelskim towarzystwie prawie zupełnie nie spotyka się groźnych bestii, znanych z literatury pięknej lub teologicznej i z kościelnych obrazów. W zasadzie diabeł posiadał kształt ludzki. W odpowiedniej chwili mógł on jednak przybierać postacie zwierzęce, najchętniej czarnego kota, konia i psa, rzadziej kozła, wilka lub innego zwierzęcia. Pośledniego gatunku diabliki przybierały nieraz kształty różnego robactwa, nietoperzy, czarnych ptaków itd." - Baranowski, "Pożegnanie z diabłem i czarownicą" 2020, s. 65.
Bohdan Baranowski, "Pożegnanie z diabłem i czarownicą"
wyd. Replika, Poznań 2020, 336 stron.
12 maja 2020 roku odbyła się oficjalna premiera nowego wydania książki prof. dr hab. Bohdana Baranowskiego (1915-1993) pt. "Pożegnanie z diabłem i czarownicą. Wierzenia ludowe". Jest to doskonała okazja, żeby zapoznać naszych czytelników z tą jakże ciekawą pozycją i zachęcić do jej lektury.

Książka "Pożegnanie z diabłem i czarownicą" wydana została po raz pierwszy w 1965 roku, jednakże od tego czasu zawarte w niej informacje pozostają aktualne. Autor opisał w niej obecne wśród ludu wierzenia dotyczące czarownic, diabłów i innych demonów. Co do ram geograficznych, Baranowski skupił się przede wszystkim na terenie woj. łódzkiego i przyległych terytoriów. Nie brak tu jednak odwołań do wierzeń innych, odleglejszych regionów (co nie znaczy, że zawarte informacje są w pełni reprezentatywne również dla nich). Co do źródeł i ram czasowych, to dominują tu źródła historyczne od XV/XVI do XVIII wieku oraz XIX i XX-wieczna etnografia. Autorowi zdarza się jednak sięgać również po źródła wcześniejsze, jak np. "Katalog magii Rudolfa" z XIII wieku. W tym miejscu należy wyraźnie podkreślić niezwykłą rozpiętość i bogactwo omawianych źródeł. Baranowski wziął na warsztat nie tylko najbardziej oczywiste pozycje, takie jak "Młot na czarownice", czy "Czarownicę powołaną", ale również np. wypisy z ksiąg miejskich, protokoły z procesów czarownic oraz bogaty materiał etnograficzny. Oprócz tego wykorzystał własne badania terenowe z okresu dziewiętnastu lat (1945-1964).

środa, 13 maja 2020

Tajemnica pochodzenia Rusinów

Rusini Karpaccy to lud zamieszkujący głównie Zakarpacie na zachodnim krańcu Ukrainy oraz tereny przygraniczne w Polsce, na Słowacji i Węgrzech. Nazywani są Łemkami, a ich pochodzenie nie jest oczywiste, wciąż budząc spory wśród naukowców oraz samych zainteresowanych. Skąd więc pochodzą Rusini?

Cerkiew w Krempnej w Beskidzie Niskim (fot. slawojar; na licencji CC BY-SA 3.0)
Pierwsza hipoteza, najszybciej chyba się nasuwająca, to uznanie "autochtoniczności" ludności słowiańskiej na tym terenie. Przemieszczenie się Słowian na południe miało miejsce po upadku państwa Hunów, a więc w drugiej połowie V w. Kolejnym ważnym punktem było zajęcie Kotliny Karpackiej przez Awarów, którzy osłabili od północy Imperium Bizantyjskie, pozwalając Słowianom na dalszą ekspansję. Nie posiadamy dokładnych danych na temat liczebności i umiejscowienia Słowian na tym obszarze, jednak niemal na pewno pozostawali oni w stosunkach zależnych od kaganatu - państwa Awarów. Zdaniem Michała Parczewskiego, w świetle badań archeologicznych ludy słowiańskie stanowiły kontinuum bez wyraźnych granic między grupami:
"Z powyższego wynika, że nie istnieją żadne rozsądne argumenty przemawiające za jakimkolwiek zróżnicowaniem etnicznym ludności zamieszkującej interesujący nas teren w VI-VII w. Wręcz przeciwnie, wszystko wskazuje na fakt, że Sklawinowie byli ludem o zupełnie jednolitym obliczu etnicznym".
W tym miejscu rozważań pojawia się grupa Białych Chorwatów, która miała żyć na terenie przykarpackim (jednak raczej po wschodniej i północnej stronie gór), a od której wywodzić mieliby się dzisiejsi Rusini. Byliby to proto-Chorwaci, którzy z tego obszaru wyruszyli na południe, ale jakaś ich część pozostała na miejscu. Warto jednak zauważyć, że omawiana grupa przebywała głównie po zewnętrznej stronie Karpat, zaś znani nam Rusini żyli i żyją głównie po wewnętrznej stronie gór, co do pewnego stopnia ogranicza fakt "autochtoniczności". Wyjątek stanowiliby tutaj jednak Łemkowie. Białochorwaci mieli zostać włączeni do Rusi Kijowskiej w X w., a więc co najmniej kilkadziesiąt lat po zajęciu Basenu Karpackiego przez Madziarów, w czasach, gdy ci ostatni wyprawiali się na południe i zachód w ramach tzw. kalandozások (wypraw łupieżczych). Można więc przypuszczać, iż uznawali swoją wschodnią granicę za zabezpieczoną. Oznacza to, że Białochorwaci nie zamieszkiwali podległych Węgrom terenów.

piątek, 8 maja 2020

O złotoryjskim złocie

Złoto, złoto... któż nie chciałby utonąć w złocie? No może nie Ci, którzy akurat szukają go w rzece. Co to za przyjemność utonąć, mając w ręce solidną dawkę świetlanej przyszłości.

Baszta kowalska w Złotoryji (pocztówka z 1915 roku, domena publiczna)
Na terenie Pogórza Kaczawskiego złoto wydobywano od wieków. Duża aktywność kopaczy przypadła już na IX i X wiek. Wielu było takich, którzy na złotym kruszcu wzbogacili się niemało. Niektórzy też wymienili złoto na coś cenniejszego - wieczną sławę. Jednym z nich był niejaki Ryj. To do niego należała spora ilość złota. Miał go całkiem sporo i pewnie dlatego Ryja zwano wówczas Goldbergiem lub Aureus Mons.

czwartek, 7 maja 2020

Waldemar Łysiak, "Polaków dzieje bajeczne". Recenzja.

Osoba szukająca wyczerpującej merytorycznie monografii prawdopodobnie odłoży nową (stan na 2014 rok - przyp. red. Słowiańska moc) książkę Łysiaka z niesmakiem. Na nieco mniej wymagającego czytelnika czeka jednak fascynująca podróż przez osnutą mgłą tajemnicy polską mitologię.

Waldemar Łysiak, "Polaków dzieje bajeczne", wyd. Nobilis, 2014, 320 stron.
"Polaków dzieje bajeczne" to książka, która nie próbuje udawać naukowej pozycji. Szukający informacji naukowiec szybko odbije się od braku przypisów, indeksu czy nawet bibliografii. Jeśli nawet spróbuje wniknąć w tekst (stanowiący około połowy objętości książki - drugie tyle zajmują ilustracje), nie znajdzie w nim pogłębionych analiz i odkrywczych wniosków. Warto jednak odłożyć na bok na chwilę swe naukowe oczekiwania i dać się ponieść narracji. Powszechnie znane legendy odsłaniają bowiem przed czytelnikiem swoje mniej popularne wersje. Każdy wie, że Wanda nie chciała Niemca - ale że według innego podania zwyciężyła jego armię i tym samym skłoniła go do samobójstwa...?