wtorek, 29 stycznia 2019

Tradycje zapustne: budzenie jelenia

Jeleń w kulturze Słowian, podobnie jak wiele innych zwierząt, zajmuje specjalne miejsce. Będąc stworzeniem dzikim, żyjącym w lesie, a więc niebędącym częścią ekumeny, zyskał szereg mitycznych wyobrażeń. Uważano go między innymi za pośrednika między światami, a jego poroże było traktowane jako przedstawienie drzewa życia. Więcej na temat tego zagadnienia napiszemy niebawem w osobnym artykule, z kolei poniżej przyjrzymy się obecnej u Górali Czadeckich zapustnej tradycji budzenia jelenia.

Rytuał budzenia jelenia przy pieśni "Sioła Jelina"
przeprowadzony w trakcie obchodów święta Welesa i Dziewanny,
Stowarzyszenie Jantar 2018, pomorskie
(zdjęcie: Emilia Snochowska)
Scenariusz rytuału budzenia jelenia jest dosyć prosty. We wtorek przed środą popielcową o godzinie jedenastej ludzie zbierali się w kole, zatańczyć wokół skulonego mężczyzny przebranego za jelenia jednocześnie śpiewając jedną z najstarszych polskich pieśni, "Sioła Jelinia". Po zakończeniu pieśni ludzie klaskali (raz) i tupali, by zbudzić jelenia. Ten (czy też osoba za niego przebrana), zbudzony, podrywał się i uciekał w popłochu, a uczestnicy obrzędu rozchodzili się w ciszy do swoich domów. Miało to na celu obudzenie nie tyle samego jelenia, co przywołanie wiosny i zapewnienie dobrych zbiorów w nastającym roku. Analogicznym elementem rodzimych wierzeń jest kolędniczy zwyczaj cucenia turonia.

piątek, 25 stycznia 2019

Yurodivi, "Yurodivi". Recenzja.

Nie co dzień ma się przyjemność recenzować białego kruka, a pierwszy longplay śląskiej grupy Yurodivi takim białym krukiem stanowczo jest. Choć ilość egzemplarzy płyty "Yurodivi" nie jest mi znana to wiem, że można było ją zakupić prawdopodobnie na jednym tylko koncercie w 2014 roku. W internecie dostępnych jest zaledwie kilka utworów (spośród czternastu) z tej pozycji. Cztery z nich, "Kołysanka", "Wracaj, wracaj! (Widziadła)", "Lelum Polelum" i "Tańcowali bebocy", ukazały się na wydanym wcześniej "Demie". Nie odbiegają one stylem od całości, co więcej, idealnie się w niego wpasowują. Zupełnie jakby "Demo" było zwiastunem właściwego albumu.


Próbując opisać muzykę zawartą na "Yurodivi" trzeba powiedzieć, że idealnie odzwierciedla ona szaleństwo sugerowane przez nazwę zespołu (wszak jurodivi są boskimi szaleńcami posiadającymi specjalne zdolności, w tym wieszcze; więcej o jurodivich przeczytać możecie w niniejszym artykule). Dostajemy tutaj utwory skoczne, energiczne, a także spokojne, kołyszące, czasem niepokojące. Porównać je można do najwcześniejszych dokonań krakowskiej Południcy!, jednakże porównanie to będzie niemiarodajne. Muzyka Yurodivich pokazuje pazur w postaci hardcore'owej sekcji rytmicznej postawionej w opozycji do akustycznych instrumentów etnicznych. Na muzykę Yurodivich składa się gęstwina dźwięków mandoliny, cytry, perkusji, etnicznych bębnów i gitary basowej wspomaganych aż dwoma intrygującymi wokalami. Widoczne są tu inspiracje rosyjskim i bałkańskim folklorem. W uszy rzuca się też surowa jakość nagrań, która idealnie oddaje szczerość muzyki zespołu.

wtorek, 22 stycznia 2019

Jacek Banaszkiewicz, "Takie sobie średniowieczne bajeczki". Recenzja.


Niech zacznie się od takiej sobie bajeczki... 
"Bracia [Lewisowie] lubili szybkie i forsowne marszruty, trwające pół godziny [...]. Potem zatrzymywali się na tak zwany popas. Wtedy siadali lub kładli się na czas potrzebny do wypalenia papierosa. Później drugi z nich brał worek, jak nazywali plecak, i znowu szli forsownym marszem kolejne pół godziny. [...] Tolkien był wyraźnie zadowolony, że pozostał w tyle za Lewisami, których określił jako <<bezlitosnych piechurów, naprawdę bezlitosnych>>. Oczywiście nie był przyzwyczajony do tego typu wędrówki [...]. Zwykł zatrzymywać się, a przynajmniej zwalniać tempo, kiedy miał coś ciekawego do powiedzenia. Lubił przystawać i patrzeć na drzewa, ptaki i owady, które mijaliśmy. Zagadnienia z historii naturalnej znał o wiele lepiej niż ja, a na pewno lepiej niż Lewisowie, i wciąż wygłaszał interesujące informacje o roślinach, które mijaliśmy. [...] Tak oto mówił o pospolitym kukliku: <<Oto kuklik pospolity, po łacinie herba benedicta. Jak pan myśli, co to znaczy?>> <<Błogosławione ziele>>. <<Właśnie, chociaż Anglicy wolą tłumaczyć to jako Ziele św. Benedykta. Jest błogosławione, ponieważ strzeże przed diabłem. Jeżeli umieści się je w domu, diabeł nie może nic tam zdziałać, a jeśli nosi się je przy sobie, żadna jadowita bestia nie podejdzie na zasięg zapachu>>. A tak mówił o glistniku: <<Czy wie pan, że podczas zbierania glistnika należało odmawiać specjalną kombinację Zdrowaś Mario i Ojcze Nas? Jest to jeden z licznych przypadków, kiedy chrześcijańskie modlitwy weszły w miejsce pogańskich, bo w dawnych czasach trzeba było wypowiadać przy tej okazji zaklęcia runiczne>>"1.
Oto fragment wspomnień z pewnego spaceru, gdzieś po okolicach Malvern w Anglii, który odbył się ponad pół wieku temu. Czytelnik nie znajdzie jednak w recenzowanej przeze mnie książce ani słowa o nim. Ale droga przez kolejne teksty zbioru artykułów Jacka Banaszkiewicza pt. "Takie sobie średniowieczne bajeczki" będzie takim właśnie spacerem.

sobota, 19 stycznia 2019

Ręce Boga czy Ręce Swaroga? Germańska symbolika w służbie słowiańskiego rodzimowierstwa

WSTĘP
Symbol tak zwanych "Rąk Boga", niekiedy określany również Krzyżem Słowiańskim czy też Prasłowiańskim, znany jest każdemu, kto otarł się o symbolikę używaną przez rodzimowierców słowiańskich (zwanych również słowianowiercami). Przyjęty przez dwa związki wyznaniowe deklarujące się jako słowianowiercze - Rodzimy Kościół Polski i Zachodniosłowiański Związek Wyznaniowy "Słowiańska Wiara", jest używany zarówno przez zrzeszonych, jak i niezrzeszonych rodzimowierców słowiańskich. Mimo to, jego użycie niekiedy budzi kontrowersje wśród samych wyznawców wiary rodzimej Słowian, dlatego spróbujmy odpowiedzieć na pytanie: skąd właściwie ów symbol pochodzi i dlaczego nazywany jest "Rękami Boga", odwołując się tym samym do monoteistycznej koncepcji bóstwa, skoro funkcjonuje w tradycji religijnej o charakterze politeistycznym? Jak powinna wyglądać jego poprawna interpretacja?

Ilustracja 1: Popielnica z Białej k. Łodzi
Najstarsze znane nam wyobrażenie tzw. "Rąk Boga", będące zresztą pierwowzorem najpowszechniej używanego dziś wariantu, znamy z popielnicy odnalezionej w grobie nr 30 na cmentarzysku kultury przeworskiej z przełomu III i IV wieku w Białej pod Łodzią. Pojawił się on na niej w dwóch formach - "czystej", tzn. jako równoramienny krzyż o ramionach zakończonych pięciopalczastymi dłońmi, określanymi też niekiedy w literaturze fachowej jako grabie. Na tym samym naczyniu wyryte były również inne symbole i wizerunki, m.in. postaci stojących na koniach. Znaczące dla jego interpretacji było spostrzeżenie, że "grabie" kończące ramiona krzyża wyglądają identycznie jak dłonie owych postaci, które z kolei identyfikowane są jako wyobrażenia zmarłych przodków1.

czwartek, 17 stycznia 2019

Wincenty Pol - ojciec polskiej geografii

Wincenty Pol kojarzony jest głównie z twórczością poetycką i literacką. Tymczasem zawdzięczamy mu również pierwszą katedrę geografii na ziemiach polskich i rozbudzenie zainteresowania tymi terenami. Jest jednym z twórców polskiego krajoznawstwa i ojcem nowożytnej geografii polskiej.

Wincenty Pol, portret autorstwa Juliusza Kossaka (domena publiczna)
Urodzony 20 kwietnia 1807 roku w Lublinie Wincenty Pol był synem niemieckiego urzędnika Franciszka Ksawerego Pohla von Pollenburg i Eleonory Longchamps de Berier. Kształcił się w gimnazjum we Lwowie i kolegium jezuickim w Tarnopolu, a następnie rozpoczął studia na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Lwowskiego. W 1830 roku brał udział w powstaniu listopadowym, w którym walczył jako podchorąży 10. Pułku Ułanów Litewskich. Za bohaterską postawę został mianowany porucznikiem i otrzymał order Virtuti Militari. W czasie powstania i po jego upadku podróżował m.in. po Litwie, Warmii, Wielkopolsce czy Saksonii (w Dreźnie poznał Adama Mickiewicza). W 1833 roku odwiedził Wołyń, Podole i Ukrainę. Podróże te stały się pierwszym krokiem do geograficznej pracy naukowej Pola.

środa, 2 stycznia 2019

Fifidroki, "Blomkul". Recenzja.

Śląska scena folkowa silnymi zespołami stoi. Nie jest tu wyjątkiem kapela Fifidroki, której muzycy sami o sobie mówią "zbyt folkowi dla alternatywy i zbyt alternatywni dla sceny folkowej, zbyt punkowi na festiwal pieśni ludowej i zbyt ludowi dla Jarocina". Najlepiej widać to na niezwykle żywiołowych koncertach, choć wydana w 2014 roku płyta "Blomkul" (śl. kalafior) również jest tego świetnym dowodem.


Muzykę zaprezentowaną na "Blomkulu" najłatwiej byłoby określić jak hybrydę folku i rock'a. Z tym, że nie jest to to po prostu "folk rock", a twórcy w łączeniu wszystkich składowych nie idą na kompromisy. Dostajemy tutaj przede wszystkim pełnokrwisty rock, momentami przechodzący w porywisty punk rock. Folkowa część muzyki nie jest w tym wypadku jedynie dodatkiem do całości, a pełnowartościowym jej komponentem. Wszystko to jest zgrabnie wspomagane elektroniką, samplami, śpiewem gardłowym, a nawet dźwiękami didgeridoo.

wtorek, 1 stycznia 2019

Jurodiwy: boży szaleniec

Jurodstwo jest charakterystycznym zjawiskiem religijności rosyjskiej, którego przedstawicielami byli tzw. jurodiwi. Pojęcie to nie ma polskiego odpowiednika - najczęściej tłumaczy się je jako "szalony", "idiota" lub "nawiedzony". Co charakteryzowało ten typ pobożności?

W Rosji. Dusza narodu. Postać jurodiwego widoczna po lewej stronie (aut. Michaił Nesterow, domena publiczna).
Przyjmując chrzest od Bizancjum Rosjanie przyjęli wszystkie tamtejsze zwyczaje religijne, włącznie z saloitami, czyli prekursorami jurodiwych, którzy w dzień grali szaleńców, a w nocy oddawali się modlitwie. Pierwszym ruskim jurodiwym był Izaak Pieczerski, rozkwit tego nurtu przypada zaś na okres od XV do I połowy XVII wieku. W tym też czasie stało się ono rosyjskim zjawiskiem narodowym. Co ciekawe, jurodstwo nie było znane ani w rzymsko-katolickiej części Europy, ani nawet w innych państwach prawosławnego Wschodu. Żeby zostać jurodiwym należało urodzić się w Rosji lub przynajmniej do niej przyjechać. Dlatego też było wśród nich stosunkowo mało cudzoziemców.