sobota, 1 sierpnia 2020

Wywiad z żercą: Dawid Zbigniew Walkowiak

Sporym zainteresowaniem w ostatnich latach cieszą się nie tylko wierzenia dawnych Słowian, ale i dzisiejsze rodzimowierstwo. Aby lepiej przybliżyć naszym czytelnikom, czym ono jest, postanowiliśmy zadać kilka pytań Dawidowi Zbigniewowi Walkowiakowi, żercy wielkopolskiej Gromady Raróg. Przed państwem druga odsłona cyklu "Wywiad z żercą".

Dawid Zbigniew Walkowiak w trakcie obchodów święta Kupały,
wielkopolskie 2019 (zdjęcie: Monika Garczarek)
Czym jest rodzimowierstwo?

Słowianie to pobratymcy w słowie, inaczej mówiąc ludzie słowa - jego wartości i znaczenia. Gdy popatrzymy na nazwę 'rodzima wiara', to okazuje się, że skrywa ona w sobie całą istotę naszych wierzeń - jest dokładnie tym, czym słowa składowe jej nazwy. Tym samym owo nazwanie jest kapitalne w swej prostocie i znaczeniu. Zwróćmy zatem uwagę na miano tej wiary, skupmy się na wyrazach, które je tworzą, zastanówmy się chwilę nad nimi.

Rodzimość, rodzimy to: rdzenny, swojski, tutejszy, tradycyjny, czyli płynący z naszych dawnych zwyczajów i obyczajów oraz mądrości i pobożności Przodków zespół cech tej wiary, a więc to, co ją określa, tworzy jej sedno tj. nierozłącznie rodzimy, słowiański charakter. Tego zestawienia składowych nie sposób wykreślić czy rozdzielić, gdyż stanowią istotę rodzimowierstwa. Nie da się ani rewolucjonizować rodzimości, ani jej zaprzeczać czy wymazywać i jednocześnie rodzimym być. Rodzima wiara bez zachowania swego rzeczywiście rodzimego oblicza staje się nieautentyczna niejako z definicji, zatraca bowiem pierwotny sens swego znaczenia, gubi wiarygodność i wartość nadawaną jej właśnie przez rdzenny dorobek Przodków.

Dla rodzimowiercy zatem podstawowym obowiązkiem jest kult rodzimych (czyli słowiańskich) Bóstw, dbałość o język i znaczenie słów, troska o zachowanie tradycji, wartości, obyczajów, zwyczajów oraz dorobku Przodków, który zobowiązani jesteśmy kontynuować i przekazywać potomnym. Rodzimowierstwo stanowi jednocześnie ostoję dla duszy oraz własnej tożsamości. Jest drogowskazem życiowym, sposobem oraz wzorem na stanowienie słowiańskiego ładu w sobie, w rodzinie i w społeczności.

Kim jest żerca i czy każdy może nim być?

Żerca to kapłan, krzewiciel, strażnik i piewca rodzimej wiary, zobligowany rzetelnie ją zgłębiać i głosić wśród wiernych. Jego zasadniczą rolą jest krzewienie rodzimej wiary i odprawianie obrzędów. Na barki bierze zaś dożywotnie poszerzanie wiedzy o Bóstwach, wierze, mitach, wartościach słowiańskich, o świecie, tradycji i ludzkiej naturze, słowem - ciągłe kształcenie. Organizuje i prowadzi rytuały, wróżby, sprawuje kult.

Nie każdy ma predyspozycje do bycia żercą, ale też nie w tym rzecz, by kapłan był wzorem wszelkich cnót, choć nie powinien się poddawać w dążeniu do tego. Idealni lub nieskazitelni duchowni są jak ludzie bez najmniejszego błędu - najprawdopodobniej w ogóle nie istnieją. Jednak poza dążeniem do przyzwoitości, żercę - jako przewodnika duchowego - musi niewątpliwie cechować rozległa wiedza o wierzeniach Słowian, właściwie obrany kierunek - cel tj. zmierzanie w stronę rodzimości oraz wytrwałość. Winien wykazywać troskę o rodzimą wiarę, co wymaga dziś nie lada wysiłku, cierpliwości i samodyscypliny. Przeciwnościami są choćby materializm, brak pokory, mylenie przyjemności z tym, co dobre, swobody z wolnością, a także pragnienie wolności od prawdy i konsekwencji własnych czynów. Wszystko to sprawia, że niełatwo jest zarówno krzewić rodzimą wiarę, jak i mieć tyle zapału, by czynić to owocnie. Wygodnictwo, ignorancja czy niechęć do wysiłku i wyrzeczeń sprzyjają dobieraniu elementów wierzeń pod siebie, często wbrew spójności całego ich dorobku oraz ładu, który niosą. Żerca powinien zatem umieć uzmysłowić wyznawcom sens trudu i radości wiary oraz przybliżyć jej realny wpływ na życie tutaj i w zaświatach. Powinien też potrafić wyjaśnić istotę wiary rodzimej jako punktu odniesienia dla człowieka i jego czynów.

Rozmawianie dziś o rodzimej wierze, a także o pokorze wobec niej, wymaga zatem od żercy wiedzy, wytrwałości i odwagi. Przy tym powinien on wykazywać się pobożnością oraz umiejętnością wskazywania ładu, który płynie ze słowiańskiej wiary.

Jaki był Twój pierwszy kontakt z rodzimą wiarą? Jak stałeś się rodzimowiercą?

Już w podstawówce, pod koniec lat '90, interesowałem się historią Słowian. Ciekawił mnie dawny słowiański świat i wpływ, jaki ten niedoceniany początek wywarł na kulturę polską. Jako nastolatek tkwiłem w nihilizmie religijnym. Choć wyrastałem w chrześcijaństwie, stawało się ono dla mnie coraz bardziej odległe, przestałem praktykować. Nie przeszkadzał mi jednak jego ludowy wymiar, bliski przecież dawnej rodzimości, czego niekiedy doświadczałem w mojej małej wiosce. Nigdy też nie brakowało mi poczucia, że są siły wyższe. Ateizm głoszony przez niektórych moich rówieśników wydawał mi się pozbawiać życie ludzkie jego duchowego sensu i z tego powodu zupełnie mnie nie interesował.

Ten stan zawieszenia towarzyszył mi przez ponad dekadę. Około roku 2009 zacząłem zgłębiać naukowe publikacje poświęcone słowiańskim wierzeniom (były to książki Gieysztora "Mitologia...", Kowalika "Kosmologia...", Derwicha i Cetwińskiego "Herby..." i inne). Dosłownie czytałem hurtem. Pod koniec 2011 roku dołączyłem do redakcji portalu bogowiepolscy.net (BPL), który prowadził rysownik Kazimierz Perkowski. Zawiązała się współpraca osób, które za cel postawiły sobie popularyzację mniej znanych wówczas książek dotyczących wierzeń Słowian (także dawnych wydawnictw). Skupiłem się głównie na historii zmagań wiary rodzimej z chrystianizacją i ewangelizacją oraz zachowanych w katolicyzmie ludowym - reliktach wierzeń słowiańskich. Poznawanie i zgłębianie religii Słowian sprawiło, że gdzieś podświadomie słyszałem głos Przodków. Zaczęła się krystalizować moja wiara - do której przez kilkanaście lat zmierzałem powolnym krokiem. W 2013 roku zacząłem odprawiać obrzędy - wówczas jeszcze osobiste, zaciszne. To był początek mojej rodzimowierczej drogi.

Kupała 2019, wielkopolskie (zdjęcie: Monika Garczarek)
Jak zostałeś żercą?

Wzajemna inspiracja w redakcji BPL sprawiła, że w 2014 roku przystąpiłem (będąc z Wielkopolski) do kieleckiego Stowarzyszenia Gontyna, któremu przewodzi żerca Poświst (również członek zespołu BPL). Włączyłem się wówczas w organizację III Ogólnopolskiego Wiecu Rodzimowierczego w Ameliówce w 2015 roku. I tam, podczas obrzędu, podarowałem Bogom przy świętym ogniu garstkę własnych włosów z czupryny, które wcześniej odciąłem. Było to moje przyrzeczenie wejścia na ścieżkę, która miała mnie prowadzić do zostania żercą. Podczas święta Perunowego nad rzeką Warkocz (kieleckie) - 23/24 lipca 2016 r. - odbył się całonocny rytuał. Nad ranem, o wschodzie słońca, przywdziałem nowe szaty - żercy.

Jak to rozumieć? Czy jest jakiś specjalny rytuał, po którym zostaje się żercą? Coś jak święcenia kapłańskie?

Podobieństwo do święceń kościelnych chyba tylko w tym, że obrzęd następuje w konkretnym terminie, zaś sama ceremonia - co oczywiste - jest zupełnie inna. Obrzęd, który miałem, był praktykowany w Polsce, sięga bodajże końcówki lat '70- XX wieku oraz grupy Ludzi Mgieł. O tym, że jestem godzien zostać żercą, zdecydowali w 2016 r. pozostali żercy z mojej ówczesnej grupy.

Czy taki rytuał jest szerzej uznawany w rodzimowierstwie? Czy żercy innych gromad też w takim uczestniczyli?

W moim rytuale uczestniczyli wyłącznie żercy z Gontyny. Później współprowadziłem taki obrzęd na prośbę jednej ze wspólnot rodzimowierczych.

Gdy tworzą się spontaniczne grupy chcące obrzędować, to zazwyczaj do składania żertwy/obiaty (ofiary) przystępują osoby, które zwołały ludzi do wspólnej modlitwy lub poczuwają się do sprawowania obrzędu. Gromady z czasem owych ofiarników zaczynają nazywać żercami, choć nierzadko ich wiedza na temat rodzimej wiary bywa nikła, a predyspozycje różne. Ostatecznie czas weryfikuje wszystko.

Przytoczę tutaj (jako indoeuropejskie tło historyczne kapłaństwa pogańskiego) pamiętniki Juliusza Cezara "Wojna galijska" ("Commentarii de bello Gallico", IV, 14). Autor wspomina tam m.in. celtyckich kapłanów (druidów), których edukacja trwała dwadzieścia lat i składała się "z nauki na pamięć wielkiej ilości wierszy". Przywodzi to na myśl niemal identyczną praktykę braminów w Indiach, którzy po wieloletniej nauce recytują z pamięci hymny Rygwedy, co ma zapewne swoje korzenie jeszcze w czasach wedyjskich Ariów. W każdym wymienionym wypadku odbywał się stosowny rytuał święceń kapłańskich. I nie ma w tym nic dziwnego, w końcu Indoeuropejczycy (a w tym oczywiście Słowianie) poważnie traktują swoje wierzenia. Sam obrzęd, o którym mowa, i ryt Ludzi Mgieł nie są jednak szerzej znane w Polsce, czy nawet często praktykowane. Głównie z uwagi na niewielki przyrost zupełnie nowych grup oraz osób, które miałyby predyspozycje do bycia kapłanem lub chciałyby ten czy podobny obrzęd przejść. Wydaje się, że musimy bardziej wspierać kierunek kształcenia przyszłych żerców i stawiać na odpowiednią jakość kapłaństwa w rodzimej wierze. Zorganizowane formy kultu, oparte o podmioty prawne takie jak np. fundacje, stowarzyszenia czy związki wyznaniowe, sprzyjają wypracowywaniu takich rozwiązań w przyszłości.

Kupała 2018, wielkopolskie (zdjęcie: Maciej Gasik)
Z tego, co wiem, nie działasz już w Gontynie. Jak się rozeszły wasze drogi? Czym się zajmujesz jako żerca obecnie?

Odległość z Wielkopolski do kieleckiego nie pozwalała mi brać udziału w każdym święcie czy wydarzeniu grupy. W kwietniu 2016 r. dołączyłem do Wielkopolskiej Grupy Rodzimowierczej (dawniejsza WGR "Perunica") i wkrótce obrano mnie tam głównym żercą. Niedługo potem zmieniliśmy nazwę na Gromada Raróg.

Na V Ogólnopolskim Wiecu Rodzimowierczym w Korzkwi (5 sierpnia 2017 r.) wystąpiłem z Gontyny. Przestałem tym samym pełnić piastowaną wówczas funkcję rzecznika Konfederacji Rodzimowierczej. Gontynę, choć mam tam nadal wielu dobrych znajomych, opuściłem z uwagi na odległość i naturalną kolej rzeczy - z Wielkopolski pochodzę, tu mieszkam i z tą ziemią wiążę swoją przyszłość.

W Gromadzie Raróg zajmuję się odprawianiem obrzędów, krzewię rodzimą wiarę, prowadzę rytuały, udzielam ślubów, postrzyżyn, pełnię wobec rodzimowierców posługę kapłańską. Ponadto jestem rzecznikiem Związku Wyznaniowego Rodzimowierców Polskich Ród, członkiem jego starszyzny oraz komitetu założycielskiego. Sam związek jest obecnie (połowa 2020 r.) w fazie rejestracji.

Wspomniałeś, że zajmujesz się odprawianiem obrzędów. Jakie są to obrzędy oprócz wspomnianych ślubów i postrzyżyn? Na czym polega Twoja posługa kapłańska?

W Gromadzie Raróg rok obrzędowy rozpoczynamy równonocą wiosenną, a kończymy ostatnią pełnią zimy (Podkoziołek). Mamy zatem Jare Gody, Maik (Dziady wiosenne), Sobótki (zwane z ruska Nocą Kupały), Święto Perunowe, Plony, Dziady jesienne, Szczodre Gody i Podkoziołek. Udzielam swadźb (zawarcie małżeństwa), postrzyżyn, pomagam podczas przysiąg/ślubowań, przeprowadzam np. prośby o urodzaj itd. Ponadto często rozmawiam z rodzimowiercami o życiu czy ich rozterkach duchowych. Czasem wykonuję odczyniania bądź zamawiania, rytuały ochronne czy wróżby.

Maik/Dziady wiosenne 2019, wspólna celebracja w gromadach Kałdus, Raróg i Żertwa,
wielkopolskie, (zdjęcie: Kasia Schmid)
Co konkretnie składa się na obrzędowość, sprawowane rytuały?

Nie ma rytu bez mitu, jedno nie istniałoby bez drugiego. Zapożyczone z greki (w miejsce słowiańskiego słowa baja czy germańskiego saga) słowo 'mit' było pierwotnie rozumiane zupełnie inaczej niż to później narzuciła filozofia. Starożytni, pogańscy poeci doby przedfilozoficznej, tacy jak Homer i Hezjod, pojmowali mit jako strukturalną opowieść wierzeniową, powiązaną ściśle z prawdą, zasadami oraz naturą świata, jego rzeczywistością boską, bohaterską i ludzką. Dopiero pierwsi filozofowie zaczęli przedstawiać swoje indywidualne rozumienie mitu - na owe czasy wręcz wywrotowe, odbiegające znacząco od powszechnego wtedy rozumienia poetycko-ludowego. Ujęcie filozoficzne miało niebagatelny wpływ na nasze dzisiejsze pojmowanie mitu jako czegoś z gruntu zmyślonego, nieprawdziwego, co oddaje choćby zestawienie słów: fakty i mity. Szerzej o tym pisał choćby Czeremski w książce "Struktura mitów". Trzymam się zatem rozumienia mitu w tym pierwotnie indoeuropejskim ujęciu, odrzucając późniejsze redefinicje tego słowa.

Sednem rytuału jest zatem powtórzenie w żywo wyznawanej wierze tego, co jest istotą mitycznej opowieści. Choćby symboliczne odwzorowanie struktury mitu (lub jego fragmentu) w modlitwie i w czynnościach obrzędowych. Legendy, pieśni, podania i zapisy historyczne są podstawą rekonstrukcji mitu i rytuału, zaś wypełnieniem oraz bezpośrednią iskrą jest nasza żywa wiara, która daje tchnienie obrzędowi, sprawia, że znów słychać pieśń, modlitwę, że dzieje się nie tylko w naszym sercu i umyśle, ale i w świecie.

Rodzime dziedzictwo słowiańskie jest skarbnicą praktyk, jakie zobowiązani jesteśmy użyć w obrzędach. Jeśli mamy jakieś niedostatki w źródłach słowiańskich, uzupełniamy je poprzez porównania z wierzeniami rodziny indoeuropejskiej czerpiąc jednak z elementów wspólnego dziedzictwa tak, aby zachować zgodność z rodzimością. W sprawowanym rytuale istotne zaś jest to, co chcemy zrobić i jak to zrobimy. Poprawne potęgowanie elementów obrzędowych wymaga wiedzy w tym temacie. Wzmaga to moc czynności rytualnych oraz pozwala uniknąć błędów i szkód, które mogą dotknąć niewprawne osoby. Podstawą omawianych tutaj praktyk jest zaś sama wiara oraz nasza intencja kierowana do Bogów czy w zaświaty. Słowa modlitwy lub zamowy czerpiemy z dawnych zapisów, bądź układamy je sami, według prawideł i tak, by najlepiej jak potrafimy oddać sens rodzimej wiary.

Czym jest ofiara? Jaki jest jej cel?

Wolałbym po słowiańsku i staropolsku żertwa (dar całopalny), obiata, czyli to, co obiecano, przyrzeczono, co należne albo po prostu dary. Są to przede wszystkim, rzeczy, które chcemy Bóstwom czy duchom dać od siebie szczerze lub cośmy im przyobiecali za wsparcie. Najlepiej, gdyby dary były owocem naszej pracy, ale mogą też być nabyte za własne pieniądze. Cele ofiary bywają różne w zależności od intencji osób składających, choć w większości przypadków towarzyszą prośbom, błaganiom i dziękczynieniom kierowanym do istot duchowych. Ich składaniu towarzyszą modlitwy - te ciche (w myślach) lub na głos. Większość darów trafia do jednego z dwóch zworników łączących z Bogami lub zaświatami, to jest Świętego Ognia lub Świętej Wody (źródła/rzeki/jeziora/morza). Część ofiar pozostawiana jest również w miejscach uznanych za szczególne jak np. gaiki, cmentarze, uroczyska, kapiszcza, potężne drzewa, kapliczki, rozdroża, jaskinie, rozpadliny, bagna, krzewy itp.

Maik/Dziady wiosenne 2019, wspólna celebracja w gromadach Kałdus, Raróg i Żertwa,
wielkopolskie, (zdjęcie: Kasia Schmid)
Wspomniałeś wcześniej, że jesteś rzecznikiem Związku Wyznaniowego Rodzimowierców Polskich Ród (dodajmy, że jest on w trakcie rejestracji w ministerstwie). Z tego, co mi wiadomo obecnie istnieją dwa aktywnie działające, rodzimowiercze związki wyznaniowe. Skąd więc potrzeba założenia kolejnego? Czym różni się on od już istniejących?

Kiedy w 2017 r., w ostatnim dniu II Święta Stado, na majdanie grodziska Owidz, odbywało się zebranie założycieli nowego związku wyznaniowego, wykonano wróżbę dotyczącą rotacyjnej siedziby i kadencyjności reprezentowania związku przez osoby z poszczególnych chramów (jego jednostek organizacyjnych). Podczas wypracowywania ostatecznego brzmienia statutu nadano funkcji reprezentanta ZWRP Ród miano rzecznika związku. W pierwszej kolejności losy wróżby wskazały na Gromadę Raróg, a tym samym padło na mnie jako jej przedstawiciela. Natłok nowych obowiązków związanych z przygotowywaniem dokumentacji rejestrowej związku sprawił, że po III Święcie Stado (w 2018 roku), zrezygnowałem z roli naczelnika tego święta, którą pełniłem od czasu jego przywrócenia w 2016 roku.

Część z członków założycieli ZWRP Ród współpracowała ze sobą już w ramach Konfederacji Rodzimowierczej lub innych inicjatyw. Jednocześnie wielu założycieli Rodu nie widziało możliwości rozwoju w strukturach już istniejących związków. Nie tylko przez panujące w nich swoiste interpretacje słowiańskiej wiary, ale także normy działania tych organizacji czy kwestie personalne. Wobec tego przedstawiciele różnych wspólnot działających dotychczas formalnie osobno podjęli rozmowy o możliwości utworzenia związku wyznaniowego - co ziściło się właśnie w 2017 roku w Owidzu.

To, co różnicuje ZWRP Ród na tle innych związków, to jego struktura organizacyjna, sposób funkcjonowania starszyzny związku, rola wiecu wewnątrz związku, wreszcie oparcie wspólnie wyznawanej wiary rodzimej na udokumentowanym, rzetelnym źródłowo, duchowym i kulturowym dziedzictwie słowiańskim. Wiodącym organem, poza wiecem związku, jest starszyzna, składająca się z przedstawicieli jednostek wchodzących w skład związku.

W styczniu 2019 roku złożyliśmy wniosek do departamentu wyznań MSWiA o wpis do rejestru. Procedury wpisu i poprawki są w toku, ale jesteśmy dobrej myśli. Do czasu zarejestrowania trwa także moja kadencja jako rzecznika ZWRP Ród, po tym czasie - zgodnie z wróżbą przy Świętym Ogniu zostanie powołany na nową kadencję kolejny rzecznik.

Święto Peruna 2018, wspólna celebracja w gromadach Kałdus, Raróg i Żertwa,
kujawsko-pomorskie, (zdjęcie: Kasia Schmid)
Na ile Twoim zdaniem rodzimowierczy kult w Polsce odbywa się w zgodzie z faktycznymi wierzeniami Przodków? Mam tu na myśli przede wszystkim kult zorganizowany, sprawowany przez żerców. Na "szeregowych" wiernych chyba nie ciąży taka sama odpowiedzialność jak na kapłanach, jeśli chodzi o znajomość źródeł.

Ciągle zbliżamy się do faktycznych wierzeń Przodków. To raczej górska wędrówka w stronę rodzimości, a w drodze na szczyt nikt nie wbiega w podskokach. Chcąc sprostać rodzimej wierze ciągle pogłębiamy o niej wiedzę. Bycie bardziej rodzimym to poprawianie tego, co było dotychczas w naszym rozumieniu oraz poczynaniach błędne i uzupełnienie tych braków rzetelną analizą i syntezą źródeł. Nie byłaby to jednak w pełni wiara, gdyby nie żywy kult, obrzędowanie, po prostu życie wiarą na co dzień i dawanie jej siebie całym sercem. Działajmy tak, byśmy bez wstydu przed Bogami i Przodkami w zaświatach mogli powiedzieć, że robiliśmy, co było w naszej mocy, aby kontynuować wiernie obyczaj i wiarę słowiańską.

Historia postawiła przed nami bariery, sprawiła, że droga ta jest trudem i wyzwaniem. Inaczej wyglądało rodzimowierstwo polskie lat '90- XX w. - kojarzące się głównie z młodzieżowym buntem i wykrzykiwaniem "Sława!" przy ognisku, a inaczej wygląda dziś, gdy wzrosła wśród kapłanów i wiernych świadomość oraz potrzeba zbierania tych okruchów dawnej pamięci (w tym struktur wierzeniowych długiego trwania) zachowanych w wielu tomiszczach ksiąg. Czasem pół żartem mówię, że mamy religie jednej księgi, a rodzima wiara jest religią wielu... książek. Niebagatelny wpływ na to, w jaki sposób wierzymy i dochodzimy do rodzimości, mają źródła (i ich opracowania) oraz żywo wyznawana na podstawie tej wiedzy - wiara.

Niemało jest bowiem organizacji luźno opierających się na wierzeniach słowiańskich, a idących w swych założeniach raczej w stronę eklektycznego, współczesnego misz-maszu, powierzchowną słowiańskość mając jedynie za fasadę albo lep na zdezorientowanych nowicjuszy. Przeważnie to, co prezentują, stanowi hybrydę różnych religii czy newage'owych postaw lub duchowości, a nawet ideologii - zaś cała ta wierzeniowa papko-mieszanka jest przez te organizacje etykietowana dla niepoznaki lub z ignorancji nazwami: "wiara słowiańska" lub "rodzima wiara/rodzimowierstwo". Ta postawa lekceważąca znaczenie słów jest na szczęście coraz wyraźniej wypychana przez nurt wskazujący na sens i konsekwencje nazwy "rodzima wiara". Rodzimość wymaga bowiem bycia rodzimym i czerpania z rdzenności, tak jak bycie Słowianinem, czyli pobratymcem słowa, zobowiązuje nas do dbania o słowo - jego wartość i znaczenie. Czym innym zatem jest eklektyczne neopogaństwo słowiańskie i jego różne inspiracje jak np. Wicca-Slavica, a czym innym rodzima wiara/rodzimowierstwo, będące ścieżką możliwie wiernej kontynuacji dawnych wierzeń.

Pytanie, jakie należy sobie i innym stale tutaj zadawać, to: "Co w tym jest rodzimego? rdzennego? wyznawanego rzeczywiście przez słowiańskich Przodków?". Myślę, że to zagadnienie spoczywa tak na żercach, jak i wszystkich rodzimowiercach. W Polsce obecnie ta świadomość całe szczęście ciągle wzrasta, całościowo jest znacznie lepiej niż w latach '90 wieku XX.

No właśnie. Skąd czerpać wiedzę o religijności i wierzeniach dawnych Słowian?

Sposoby są dwa: samemu zgłębiamy (np. w tomiszczach literatury czy słuchając rzetelnych wykładów) lub polegamy na żercach (czy innych osobach) i ich objaśnieniu wiary rodzimej, mając nadzieję bądź zawierzając, że dysponują oni rzetelną wiedzą. Rodzima wiara nie jest łatwą ścieżką, wymaga woli, uznania i zaangażowania w nią samą. Nie jest też wiarą jedynie przez zmysłowe czucie czy samorealizację. Niekiedy spotykam się z takimi fantazmatami (sloganami) na temat wiary Słowian jako "religii bez dogmatów", "religii wolności", czy hasłem "co wieś, to inna wiara" - co w domyśle mają współcześni rozumieć, jakoby każdy miał własną rodzimą wiarę.

A to kompletnie nie tak. Podobnie jak język i słowa nie są niczyją osobistą własnością, tak również rodzima wiara nie może nią być. Nigdy zresztą nie była - jest bowiem spuścizną wielu pokoleń przed nami, dziedzictwem wspólnotowym, które mamy po Przodkach. Jest dorobkiem zbiorowym, wspólnym w swej strukturze wszystkim Słowianom. Spuścizną nieraz mającą swój regionalny koloryt, ale zasadniczo wyrastającą z jednego prasłowiańskiego pnia. Żeby zaś zrozumieć niektóre pojawiające się różnice czy pozorne sprzeczności źródłowe, trzeba użyć odpowiednich metod naukowych oraz przeprowadzić wielodziedzinowe badania, to zaś wymaga pracy, wysiłku i czasu. Względnie można zapoznać się i skonfrontować dorobek badaczy, którzy się tematem wierzeń Słowian zajęli. Ten trud jednak wielu zniechęca, a tam gdzie próbuje się go zastąpić fantazmatem, dochodzi nierzadko do oddalenia się od wierzeń Przodków w pogoni za poczuciami.

Odczuwanie wiary jest zaś unikalne dla każdego - to prywatny kontakt z Bogami, zaświatami czy światem jawnym. Poczucia w wierzeniach są zazwyczaj osobiste, indywidualnie bardzo ważne, istotne dla ducha. Co jest całkowicie naturalne - każdy nieco inaczej odczuwa zjawiska lub moce, i co równie naturalne, znajdą się grupy osób mające podobne poczucia. Należy jednak ten indywidualny odbiór odróżnić od rodzimej wiary samej w sobie, czyli jej struktury, mitów, wartości, zwyczajów, obyczajów itd., które są od naszego odczuwania niezależne, osobne, odrębne. Dlatego też te stałe, niewzruszone prawidła wiary Przodków stanowią punkt odniesienia wobec własnego życia i postępowania. Dlatego też rodzima wiara jest drogowskazem, na który każdy może spojrzeć, z którego każdy rodzimowierca powinien korzystać.

Żywa wiara zaś, to nie przywołane wcześniej urojone fantazmaty, pod którymi wcale często kryją się postulaty innowacji na ogół sprzecznych lub wręcz wywrotowych względem wierzeń Przodków. Żywa wiara rodzima to też nie postawa wiecznego relatywizowania religii czy dopasowywania jej do własnej wygody pod pozorem ciągle zmieniających się czasów. Żywa wiara rodzima to po prostu rzeczywiste kontynuowanie wiary słowiańskich Przodków, zgodnie z tym dorobkiem, ożywienie jej własnym zaangażowaniem, pobożnością, zrozumienie sensu tego dziedzictwa, dążenie do rodzimych zasad i wartości, życie nimi. Rodzimą wiarę można by porównać do niewyczerpywalnej świecy, a nasze jej kultywowanie do płomienia, który z jej zasobów uzyskuje wszystko i sprawia, że ona działa, jest żywa.

Zatem - gdy czerpiemy od niektórych wiedzę o religijności i wierzeniach dawnych Słowian - powinno się w naszej głowie zawsze pojawić pytanie: "co w tym, co mi ktoś przekazał, jest rodzimego?".

No właśnie. A co to właściwie oznacza, że coś jest rodzime? Np. dla naszych babć rodzimym może być chrześcijaństwo, bo właśnie w tej wierze się wychowały.

Nazywajmy rzeczy po imieniu. Kluczem jest słowo i jego nierozmyte znaczenie. Rodzime jest nie tyle to, czego sami doświadczamy w dzieciństwie i wychowaniu, ale to, czego doświadczały przed nami pokolenia słowiańskich Przodków i co stanowi ich własny dorobek. Chrześcijaństwo nigdy zaś nie było rdzennym wytworem, ani Słowian, ani ludów indoeuropejskich. Zaczęło rozwijać się w Europie, w oparciu o przychylność władzy zwierzchniej, najczęściej w jawnej opozycji czy wrogości do zastanego rodzimego systemu wierzeń. Jego późniejsza powszechność (gr./łac. katholikós) skierowana była na osiągnięcie jednolitości religijnej na świecie.

Rodzima struktura wierzeń, zakorzenienie wartości w języku i wynikający z tego wszystkiego sposób myślenia oraz postrzegania świata, nie sprzyjał jednak zmianom religijnym. Na przykład - początkowa działalność wiejska Kościoła powodowała nierzadko mieszanie, a nawet łączenie się wierzeń ludowych i katolickich, zwłaszcza tam, gdzie duchowni ulegali wpływom ludu. Przerabiano modlitwy, zamawiania, opowieści mityczne itp. - często nadając imiona świętych lub diabłów postaciom z pogańskich wierzeń.

W rodzimowierczej praktyce sięganie do rodzimości nie oznacza jedynie wyłuskiwania rdzennych elementów z katolicyzmu ludowego. Sięgamy bowiem po rdzenny dorobek wierzeniowo-kulturowy wszystkich Słowian, szczególnie tam, gdzie mamy do czynienia ze strukturalną podstawą rodzimej wiary, jej religijnym kręgosłupem. W tym zasobie źródłowym powszechne są naturalne odrębności nazewnicze, tj. regionalizmy związane choćby z tabuizowaniem imion i nazw. Nierzadko też występują różnice w szczegółach wyobrażeń postaci mitycznych jednakże wspólny, rodzimy słowiański rdzeń jest na ogół dostrzegalny.

Kupała 201?, wielkopolskie (zdjęcie: Monika Garczarek)
Byłbyś w stanie wskazać jakąś książkę, która szczególnie wpłynęła na twoją duchową drogę?

Z pewnością jednej nie mogę wskazać, ostatecznie to bowiem nie książki sprawiły, że stałem się rodzimowiercą. One pozwalają mi jedynie na rozwijanie wiedzy, sprawiają, że mogę zmierzać bardziej ku rodzimości przez poznawanie szczegółowych zagadnień. Wiara powinna jednak płynąć przez wnętrze, z przekonania, a w nas samych musi pojawić się wola do jej przyjęcia, otwartość serca na wiarę. Bez tego trudno mówić o wyjściu z ciągłego powątpiewania. Czy książki nam w tym pomogą? Różnie bywa.

Aktualnie (połowa 2020 r.) mam ponad 120 książek o tematyce związanej z szeroko pojętymi wierzeniami lub kulturą Słowian i innych Indoeuropejczyków, a jest to ułamek literatury, z jaką można się zapoznać. Z całą pewnością mógłbym wiele z nich polecić, np. poza tekstami źródłowymi (kroniki, zapisy, starodruki) byłyby to książki - opracowania: Bartmińskiego, Moszyńskiego, Proppa, Gieysztora, Szyjewskiego, Józefów-Czerwińskiej, Kowalika, Michajłowej, Modzelewskiego, Wierzbickiej, Uspieńskiego, Toporowa i wielu, wielu innych. Najważniejsze, by sprawdzać czy mamy do czynienia z rzetelnymi badaczami, czy z koniunkturalistami mody słowiańskiej - tych drugich bowiem nie polecam. Wybieram raczej pozycje akademickie lub publikacje innych żerców rzetelnie podchodzących do wiary Przodków.

Wspomniałeś wcześniej, że historia postawiła przed rodzimowiercami bariery. Jakie wydarzenia historyczne się do tego przyczyniły Twoim zdaniem? Wszak chrzest Mieszka I i jego bliskiego otoczenia nie miał aż tak wielkiego wpływu na wierzenia prostego, rolniczego ludu. Sieć parafialna, która przyczyniła się do chrystianizacji kraju zaczęła formować się dopiero w XIII wieku. Czy jakieś inne wydarzenia mogły również wpłynąć na oderwanie współczesnych Polaków od korzeni?

Rzeczywiście chrystianizacja elit władzy z wieku X, czy nawet gnuśna ewangelizacja późnośredniowiecznej wsi oparta o powstającą w XIII w. sieć parafialną nie spowodowały nagłego załamania się elementów struktury wierzeniowej długiego trwania. Rodzima wiara istniała więc w różnych zakątkach Polski, na co coraz liczniej dowody znajdują archeolodzy. Stoi to zresztą w zgodności z XV- i XVI-wiecznymi kronikami.

Należy sobie zdawać sprawę, że w średniowiecznej Polsce całkowita zmiana wiary na chrześcijaństwo wymagała od Kościoła zaangażowania gigantycznych sił i zebrania olbrzymich środków - choćby na budowę świątyń na wsiach, na masowe szkolenie nowych duchownych czy na spisanie horrendalnie wówczas drogich ksiąg, w tym Ewangelii, mszałów itp. dla każdej z nowopowstających parafii. Tymczasem Kościół polski w późnym średniowieczu miał masę innych problemów, choćby ponad stuletnie zapóźnienie związane z wprowadzeniem reform gregoriańskich, które ostatecznie zaczęli wdrażać prymasi Kietlicz i Odrowąż. Mimo wszystko 120 lat po wprowadzeniu tych spóźnionych reform prymas Janisław nadal musiał upominać księży, by nie odprawiali nabożeństw w maskach, o które lud usilnie upraszał. Przypomnijmy, że było to w czasach raczkującego w Polsce systemu parafialnego, gdy w kraju panowali tacy królowie jak Władysław Łokietek czy Kazimierz Wielki.

Struktura myślenia i wierzeń, wyobrażenie Bóstw i duchów, język i obyczaje oraz tradycja, czyli to, co składa się na wierzenia ludowe, spotkało się z początkowo słabym oddziaływaniem chrześcijaństwa i tak było w przybliżeniu aż do XV/XVI w. Kultura ludowa do tego czasu nie wykazywała znaczących cech zmącenia ewangelizacją.

Pierwszą zasadniczą barierę przyniosły czasy reformacji i kontrreformacji. Różne odmiany protestantyzmu i katolicyzm rozpoczęły w połowie XV w. wyścig o prymat w łonie chrześcijaństwa, a towarzysząca temu wszystkiemu nadgorliwość zaczęła coraz mocniej oddziaływać na zabobon i dawne praktyki pogańskie. Zapłonęły stosy dla zielarek, znachorów, guślarek, heretyków, na wielu obszarach gęstniała już sieć parafialna, rosła również liczba chrześcijańskich duchownych, wzrastała też świadomość czystości wiary jezusowej u gorliwych chrześcijan, co powodowało z kolei kontrolę pobożności ludowej, wcale niekoniecznie dokonywaną bezpośrednio przez duchowieństwo (przykładem witrycy). Powstawały szkoły jezuickie, upowszechnił się druk, a tym samym dostęp do ksiąg liturgicznych, mocno zakorzeniły się już klasztory mendykanckie (franciszkanie i dominikanie). Jednym słowem osiągnięto potencjał i zdolności organizacyjno-zasobowe do realnej ewangelizacji wsi. Proces ten mimo wszystko wymagał czasu, zmian pokoleniowych, a i tak dawnym zwyczajem starsi przekazywali dawną, rodzimą wiedzę młodszym, trwała nadal owa wierzeniowa struktura długiego trwania, na którą nakładała się powoli wraz z ewangelizacją nowa pokrywa/otoczka chrześcijańska. Z czasem zwyczaje ludowe oderwane coraz bardziej od rodzimej opowieści mitycznej traciły na zrozumieniu młodszych pokoleń i zmieniały z wolna swój powierzchowny wygląd, czego przykładem są choćby nowomodne postacie kolędnicze (ksiądz, żyd, śmierć z kosą). Wraz z ewangelizacją rozpoczął się proces erozji wierzeń rodzimych, który z czasem zaprowadził nielicznych do skrywanej i niknącej dwuwiary, a większość do synkretycznego katolicyzmu ludowego, w którego tle dostrzegalne były dawne wierzeniowe struktury słowiańskie.

Drugą barierą była i jest zmiana sposobu życia ludzi, która przyspieszyła zasadniczo od epoki przemysłowej. Człowiek oderwany od ziemi i natury, ściśnięty w aglomeracji i skazany na zależności cywilizacyjne, bez których nie sposób w mieście żyć (dostawy żywności, wody, kanalizacja, transport, odbiór odpadów itd.), ma przysłonięty rzeczywisty obraz świata i bardziej podatny jest na różnego rodzaju wpływy polityczne, które zarządzają i kreują jego otoczeniem i życiem. Przeprowadzanie się ludzi do miast narastało zwłaszcza po drugiej wojnie światowej, a wraz z utratą przez migrantów ich wiejskiej, samowystarczalnej rzeczywistości bliskiej przecież naturze, pogrążali się oni w mętnej sieci miejskich rywalizacji i zależności. W tym nowym środowisku ściśniętego życia, goniąc za pieniądzem, w pośpiechu gubi się czas, którego kolejne beztroskie pokolenia nie chcą tracić na tak niewydajny z pozoru przeżytek jak wiara i zabobon. W efekcie ostatki struktur wierzeniowych długiego trwania nabrały cech reliktowych, masowo zresztą zanikając.

Te dwie bariery, tzn. pierwsza zapoczątkowana realną ewangelizacją wsi z XV/XVI wieku oraz druga związana z przyspieszeniem wielowiekowej migracji ludzi do miast i co najważniejsze - porzucaniem tradycyjnego modelu myślenia, sprawiają, że ci, którzy chcą kontynuować rodzimą wiarę, mają dziś do pokonania swego rodzaju mentalno-historyczną zaporę, by rzeczywiście przestawić się w kategorię rodzimego pojmowania rzeczywistości. Nie jest to niewykonalne, ale tak jak wspominałem wcześniej - trzeba mieć po temu wolę, wytrwałość i serce otwarte na wiarę rodzimą.

Tym niemniej poczucie utraty łączności z rdzennością, z ziemią, z rodzimą kulturą i tradycją sprawia, że dziś tak wielu ludzi podświadomie doświadcza jakiegoś niedostatku, często niedookreślonego, jednak realnie odczuwanego. Jest to swego rodzaju uszczerbek w tożsamości, którego niektórzy zaczynają poszukiwać właśnie w wierzeniach słowiańskich, niejako w zalążku, w kolebce, u źródła. Powstaje w głowie ten zaczyn, rodzi się zew - by powtarzać czas początku, by uwierzyć.

Dziady jesienne 2018, wielkopolskie, (zdjęcie: Monika Garczarek)
W latach 2016-2018 piastowałeś funkcję naczelnika Święta Stado. Co to za święto? Jaka przyświeca mu idea?

W 2015 r., na wiecu w Ameliówce, podczas wykładu profesor Krzysztof Bracha opowiadał o odnalezionych przezeń rękopisach kazań zielonoświątkowych z około 1407 r., autorstwa kaznodziei Łukasza z Wielkiego Koźmina. Zawarto w nich niezwykle ciekawy zapis pogańskiego obrzędu nazywanego Stado. Nazwano je "największym świętem Polaków", a przy tym wymieniono z nazwy (lub przydomku/epitetu) Bóstwa czczone w czasie tego obrzędu, w tym Boga Łado i Boginię Leli. Koźmiczyk przywołał także kulminacyjny moment święta Stado, czyli "taniec dziewcząt z mieczami i chłopców z kijami i mieczami". Niejedyna to wzmianka w starych zapisach. Święto wspomina również Jan Długosz w swoich "Rocznikach..." (tom I, księga 1, spisane około 1455 r.).

Gdy nadszedł czas wyjazdu z wiecu, luźno zastanawialiśmy się w kilka osób nad możliwością przywrócenia tego wydarzenia do polskiej obrzędowości rodzimowierczej w formie ogólnopolskiego Święta Stado. Terminem świątecznym, zgodnie z zielonoświątkową obrzędowością ludową, jest czas ostatniej wiosennej pełni księżyca. Dawniej na polanach budowano szałasy - dziś rozbijamy namioty, dawniej chodzono boso - co i teraz wielu na Stadzie czyni, dawniej tańczono i śpiewano przy ogniu - co ma miejsce i dziś. Zanim jednak do przywrócenia święta (po niemal pięciuset latach) doszło, zaczęto już wcześniej zbierać materiały etnograficzne, by uzupełnić te brakujące elementy obrzędu, których zdawkowość kronikarzy poskąpiła. U Słowian Południowych zachował się zielonoświątkowy taniec dziewcząt z mieczami (lub szablami), w którym pieśni do tegoż tańca wymieniają imiona Łado i Leli, co znajduje analogie w opisie Koźmińczyka. Opierając się początkowo o zbiór zapisów polskich oraz ludowość chorwacką postanowiliśmy z grupą osób przywrócić to święto do obrzędowości rodzimowierczej, czyniąc je tym samym na podobieństwo słów kronikarza Jana Długosza "największym świętem rodzimowierczym w Polsce".

Znaczenie święta jest czytelne, jeśli spojrzeć na cały cykl świętowania wiosennego, gdzie Stado stanowi kulminację cyklu kolędowania. W tych dniach Boska Para, sama reprezentująca ład i czas początku, odwiedza ludzi, błogosławi im, wskazuje własnym przykładem wzorzec postępowania. Kluczowa rola małżeństwa, rodziny oraz ładu, jaki niesie związek siły męskiej i żeńskiej, a także zażegnanie dzikiej młodzieńczości i przejście w stan dojrzały jest istotą święta Stado.

Wracając do Gromady Raróg, której przewodzisz duchowo, czy posiadacie jakieś stałe miejsce obrzędowe? Jeżeli nie, to czym kierujecie się przy wyborze miejsca, w którym odprawiane są obrzędy?

Do tej pory nie doczekaliśmy się stałego miejsca obrzędowego. Korzystamy z miejsc wynajmowanych lub dostępnych publicznie. Przede wszystkim dbamy o to, by było to miejsce możliwie ustronne, czasem z bliskim dostępem do wody.

Czym zajmujesz się w życiu prywatnym?

Jestem ojcem, mężem, głową rodziny, żercą, grafikiem, przewodnikiem turystycznym, byłym perkusistą, nienasyconym czytelnikiem, badaczem słowiańskich wierzeń, wielkopolaninem z dziada pradziada.

Kupała 2019, wielkopolskie, (zdjęcie: Monika Garczarek)
---
Z Dawidem Zbigniewem Walkowiakiem, żercą Gromady Raróg rozmawiał Pietja Hudziak.
Wszelkie prawa do zdjęć należą do ich autorów.

Zobacz również:

17 komentarzy:

  1. Dla wielu rodzimowierstwo nadal będzie kojarzyć się z wolnością i brakiem zasad. Z nimi to jak grochem o ścianę. A na wzmiankę, że pogańskie wierzenia również mówią "jak żyć" reagują alergicznie i są gotowi oskarżać o urojony faszyzm. Bigos fu*k logic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na grupie Rodzimowiercy Słowiańscy już jakaś gimbopoganka porównuje ten wywiad do wywiadu z katolickim księdzem xD

      "Zamienić 《rodzime》 na 《katolickie》, 《Bogów》 na 《Boga》, 《przodków》 na 《świętych》 i wypisz wymaluj wywiad z panem proboszczem ze św. Stanisława. Smutno trochę się robi..."

      Usuń
    2. @5enn( Y ): https://youtu.be/3O8J2locx5o

      Usuń
    3. Podsumuję to tak: https://i.imgflip.com/4a4hi4.jpg

      Usuń
  2. Pozytywnie! Fajne wpisy ostatnio tu dodajecie! Niedawno ciekawa ankieta o etyce w rodzimowierstwie, teraz ten wywiad. Miód na moje serce, a sól na rany gimbopogan. Wincyj! Wincyj!

    OdpowiedzUsuń
  3. Co to znaczy, że ktoś jest gimbopoganką? To jest jakiś podział na tych gimbo- i tych niegimbo-? A ci niegimbo to co? jacyś prawdziwsi od innych, mądrzejsi???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gimbopoganie to tacy, którzy traktują pogańskie wierzenia jak subkulturę, a nie poważną religię. Stawiają własne wyobrażenia ponad prawdę. Często niewygodną prawdę, nieprzystającą do własnych wyobrażeń. Gimbopoganie to tacy, którzy mylą wierzenia pogańskie z satanizmem lavey'ańskim, którzy twierdzą, że pogaństwo to zupełna wolność i brak zasad, a wzorców postępowań, etyki płynącej z mitów zwyczajnie nie dostrzegają (gdyż nie chcą dostrzec).
      Odpowiadając na pytanie o tych "niegimbo", to: tak.

      Usuń
    2. Z tego wynika, że 99%, a może 100% niegimbo to tak naprawdę gimbo. Subkultura.

      Usuń
    3. Jeśli chodzi o wszelkie odłamy neopogaństwa (jak np. wicca), to może faktycznie jest aż tak źle.
      Jeśli chodzi o wyznawców religii etnicznych, ich kontynuatorów (np. rodzimowierstwo, asatru), to sprawa wygląda jednak lepiej. Do ideału zawsze jednak będzie daleko, bo ideał to taki wzorzec, którego z założenia nie da się osiągnąć.

      Usuń
  4. W porównaniu do niedawnej ankiety, ten głos jest wielopłaszczyznowy. Chciałabym przeczytać podobne, przede wszystkim od żerczyń :) Wiadomo kiedy kolejna odsłona cyklu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwie następne części cyklu są w trakcie tworzenia i opracowywania. Póki co głosy męskie. Wywiad z żerczynią będzie najwcześniej jako piąta część cyklu. Nie ma co tu ukrywać, że żerców jest w polskim rodzimowierstwie więcej niż żerczyń. Miej też na uwadze, że sporo kobiet odprawiających obrzędy samoidentyfikuje się w tym miejscu jako 'ofiarnik', a nie żerczyni. Na pocieszenie dodam, że ten zapowiedziany powyżej wywiad z żerczynią wg planów nie będzie odosobniony. :)

      Usuń
  5. Kronikarz Mierzwa5 sierpnia 2020 11:52

    Żerca to kapłan, a przyzwoitych ze świeczką szukać. Za jednymi idzie kryptomonoteizm post-Kołodziejczakowski, z którego wierchuszka wyzwolić się nie potrafii, a za drugimi ciągnie się brunatny ślad Stachniukowo-Wacykowy. A tu proszę, tradycjonalistyczna cepeliada, która jednak ma coś ciekawego do powiedzenia. Przyglądam się i patrzę na ręce wszystkim. Sława!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "tradycjonalistyczna cepeliada" to właśnie najnormalniejsza w świecie rodzima wiara, której chyba jest najwięcej. Ludzie, którzy poważnie traktują religię i nie naginają jej do swojego ideolo i jakichś ezoterycznych odpałów.

      Usuń
    2. "Tradycjonalistyczna cepeliada" to oksymoron. Cepeliada z definicji ma niewiele wspólnego z tradycją, gdyż jest pustą wydmuszką. Chyba nie o to chodziło autorowi komentarza. Niemniej faktycznie mamy tu do czynienia z głosem reprezentującym rodzimowierców, "którzy poważnie traktują religię i nie naginają jej do swojego ideolo i jakichś ezoterycznych odpałów".

      Usuń
  6. Rodzima wiara,tak chciałabym jak najwięcej prawdy poznać o niej, gdzie szukać źródeł?Dość już mam kłamstw i tkwienia w Matrixie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga do prawdy to droga wyrzeczeń.. przede wszystkim wobec siebie samego. Jesteś gotowa - poszukaj, szukający w końcu znajdzie. Skąd jesteś?

      Usuń
  7. Ciekawy wywiad. Czekam na następne.
    Podoba mi się postawa Zbigniewa. Mądrze odpowiada na pytania o wierze. Czuć powołanie. Niech Wam Bogi darzą !!!

    OdpowiedzUsuń