"W żyjącym na kartach protokołów procesów czarownic diabelskim towarzystwie prawie zupełnie nie spotyka się groźnych bestii, znanych z literatury pięknej lub teologicznej i z kościelnych obrazów. W zasadzie diabeł posiadał kształt ludzki. W odpowiedniej chwili mógł on jednak przybierać postacie zwierzęce, najchętniej czarnego kota, konia i psa, rzadziej kozła, wilka lub innego zwierzęcia. Pośledniego gatunku diabliki przybierały nieraz kształty różnego robactwa, nietoperzy, czarnych ptaków itd." - Baranowski, "Pożegnanie z diabłem i czarownicą" 2020, s. 65.
Bohdan Baranowski, "Pożegnanie z diabłem i czarownicą" wyd. Replika, Poznań 2020, 336 stron. |
12 maja 2020 roku odbyła się oficjalna premiera nowego wydania książki prof. dr hab. Bohdana Baranowskiego (1915-1993) pt. "Pożegnanie z diabłem i czarownicą. Wierzenia ludowe". Jest to doskonała okazja, żeby zapoznać naszych czytelników z tą jakże ciekawą pozycją i zachęcić do jej lektury.
Książka "Pożegnanie z diabłem i czarownicą" wydana została po raz pierwszy w 1965 roku, jednakże od tego czasu zawarte w niej informacje pozostają aktualne. Autor opisał w niej obecne wśród ludu wierzenia dotyczące czarownic, diabłów i innych demonów. Co do ram geograficznych, Baranowski skupił się przede wszystkim na terenie woj. łódzkiego i przyległych terytoriów. Nie brak tu jednak odwołań do wierzeń innych, odleglejszych regionów (co nie znaczy, że zawarte informacje są w pełni reprezentatywne również dla nich). Co do źródeł i ram czasowych, to dominują tu źródła historyczne od XV/XVI do XVIII wieku oraz XIX i XX-wieczna etnografia. Autorowi zdarza się jednak sięgać również po źródła wcześniejsze, jak np. "Katalog magii Rudolfa" z XIII wieku. W tym miejscu należy wyraźnie podkreślić niezwykłą rozpiętość i bogactwo omawianych źródeł. Baranowski wziął na warsztat nie tylko najbardziej oczywiste pozycje, takie jak "Młot na czarownice", czy "Czarownicę powołaną", ale również np. wypisy z ksiąg miejskich, protokoły z procesów czarownic oraz bogaty materiał etnograficzny. Oprócz tego wykorzystał własne badania terenowe z okresu dziewiętnastu lat (1945-1964).
Niewiele spojlerując, wspomnę, że książka może okazać się kubłem zimnej wody dla wszystkich tych, którzy uważają, że wiara w sabaty czarownic na łysych górach jest dla Słowian odwieczna i w pełni rodzima. Baranowski nie tylko ukazuje, że tak nie jest, ale i podaje stojące za takim twierdzeniem silne argumenty. Zaskoczeni mogą okazać się także ci, którzy twierdzą, że nie da się wykazać ciągłości wierzeń pomiędzy średniowieczem a XIX-wieczną kulturą ludową. Autor bowiem wykazuje tę ciągłość dla niektórych (podkreślmy, niektórych) elementów wierzeń nawet od pełnego średniowiecza (XIII wiek) po czasy mu współczesne (na marginesie zaznaczę, że oznacza to ciągłość od czasów pogańskich, bowiem poza elitami państwowymi kraj trwał w starej wierze, a sieć parafialna, która przyczyniła się do chrystianizacji ludności wiejskiej, zaczęła powstawać właśnie w XIII wieku).
Czytelnik musi mieć jednak na uwadze, że książka pisana jest przede wszystkim z perspektywy historyka, do tego odnoszącego się do badanego materiału w sposób wyraźnie drwiący. Sporo tu "zabobonu", "ciemnoty", "walki z ciemnotą", "bzdur", czy innego "zacofania". O ile jak najbardziej można zrozumieć negatywne nastawienie autora wobec procesów czarownic i różnych samosądów, przez które ginęły tysiące niewinnych kobiet, to pejoratywne określanie wierzeń i duchowości tamtych ludzi jest wybitnie nieodpowiednie i dziś raczej by nie przeszło w publikacjach naukowych i popularno-naukowych. Tamci ludzie nie byli gorsi, czy głupsi przez wiarę w COŚ, tylko TAKA BYŁA ICH RZECZYWISTOŚĆ i nie ma co przyjmować wobec tamtej rzeczywistości moralnego, nakreślonego przez naszą współczesność stanowiska. Baranowski z oczywistych przyczyn nie podejmuje też prób interpretacji omawianego materiału pod kątem religioznawstwa, czy etnologii, dlatego dla części czytelników lektura może okazać się niesatysfakcjonująca w pełni. Pomimo tych kilku uwag, książkę czyta się dosyć przyjemnie. Napisana została przystępnym językiem, gdyż w zamierzeniu jest pozycją popularyzatorską.
Tym, którzy po skończeniu "Pożegnania z diabłem i czarownicą" będą czuli niedosyt i będą chcieli poszerzyć swoją wiedzę w zakresie polowań na czarownice, polecam inne pozycje autora, mianowicie "Procesy czarownic w Polsce w XVII i XVIII wieku" (1952) i "O hultajach, wiedźmach i wszetecznicach. Szkice z obyczajów XVII i XVIII wieku" (1978). Z kolei zainteresowani demonologią w szerszym ujęciu, niż w omawianej pozycji, mogą sięgnąć po książkę tego samego autora, "W kręgu upiorów i wilkołaków" (1981), która również została ponownie wydana przez wydawnictwo Replika (2019).
Na koniec jeszcze kilka słów na temat nowej edycji: książka wydana została na przyzwoitym papierze w twardej oprawie. Znajdziemy w niej szesnaście stron zawierających interesujące ilustracje. Cieszy również, że nie jest to wymagający niskiego nakładu pracy reprint. Skład i łamanie tekstu zostały dokonane od podstaw, co pozwoliło umieścić przypisy na dole stron, a nie - jak w pierwszym wydaniu - na końcu książki. Pozytywne odczucia budzi również piękna okładka. By nie było za słodko, jest do czego się przyczepić. Ogromnie brakuje jakiegoś dodatkowego wstępu, w którym oddano by cześć twórcy książki i w którym czytelnikowi przybliżone zostałoby, z czym ma do czynienia. Nie jest to jednak grzech niewybaczalny, gdyż pomimo swego wieku, treść książki właściwie nie uległa zdezaktualizowaniu. Drugim mankamentem jest brak wyszczególnionej bibliografii na końcu. Zrozumie mój zarzut każdy, kto musiał lawirować w morzu przypisów celem przypomnienia sobie tej jednej konkretnej pozycji, o której wiedział, że autor się na nią powołuje.
Czuję jednak, że muszę się wytłumaczyć. Książka ta jest dziełem fenomenalnym. To moje wrodzone czepialstwo każe mi wynajdywać jakiekolwiek mankamenty. Mimo to, gorąco polecam!
Niewiele spojlerując, wspomnę, że książka może okazać się kubłem zimnej wody dla wszystkich tych, którzy uważają, że wiara w sabaty czarownic na łysych górach jest dla Słowian odwieczna i w pełni rodzima. Baranowski nie tylko ukazuje, że tak nie jest, ale i podaje stojące za takim twierdzeniem silne argumenty. Zaskoczeni mogą okazać się także ci, którzy twierdzą, że nie da się wykazać ciągłości wierzeń pomiędzy średniowieczem a XIX-wieczną kulturą ludową. Autor bowiem wykazuje tę ciągłość dla niektórych (podkreślmy, niektórych) elementów wierzeń nawet od pełnego średniowiecza (XIII wiek) po czasy mu współczesne (na marginesie zaznaczę, że oznacza to ciągłość od czasów pogańskich, bowiem poza elitami państwowymi kraj trwał w starej wierze, a sieć parafialna, która przyczyniła się do chrystianizacji ludności wiejskiej, zaczęła powstawać właśnie w XIII wieku).
Czytelnik musi mieć jednak na uwadze, że książka pisana jest przede wszystkim z perspektywy historyka, do tego odnoszącego się do badanego materiału w sposób wyraźnie drwiący. Sporo tu "zabobonu", "ciemnoty", "walki z ciemnotą", "bzdur", czy innego "zacofania". O ile jak najbardziej można zrozumieć negatywne nastawienie autora wobec procesów czarownic i różnych samosądów, przez które ginęły tysiące niewinnych kobiet, to pejoratywne określanie wierzeń i duchowości tamtych ludzi jest wybitnie nieodpowiednie i dziś raczej by nie przeszło w publikacjach naukowych i popularno-naukowych. Tamci ludzie nie byli gorsi, czy głupsi przez wiarę w COŚ, tylko TAKA BYŁA ICH RZECZYWISTOŚĆ i nie ma co przyjmować wobec tamtej rzeczywistości moralnego, nakreślonego przez naszą współczesność stanowiska. Baranowski z oczywistych przyczyn nie podejmuje też prób interpretacji omawianego materiału pod kątem religioznawstwa, czy etnologii, dlatego dla części czytelników lektura może okazać się niesatysfakcjonująca w pełni. Pomimo tych kilku uwag, książkę czyta się dosyć przyjemnie. Napisana została przystępnym językiem, gdyż w zamierzeniu jest pozycją popularyzatorską.
Tym, którzy po skończeniu "Pożegnania z diabłem i czarownicą" będą czuli niedosyt i będą chcieli poszerzyć swoją wiedzę w zakresie polowań na czarownice, polecam inne pozycje autora, mianowicie "Procesy czarownic w Polsce w XVII i XVIII wieku" (1952) i "O hultajach, wiedźmach i wszetecznicach. Szkice z obyczajów XVII i XVIII wieku" (1978). Z kolei zainteresowani demonologią w szerszym ujęciu, niż w omawianej pozycji, mogą sięgnąć po książkę tego samego autora, "W kręgu upiorów i wilkołaków" (1981), która również została ponownie wydana przez wydawnictwo Replika (2019).
Na koniec jeszcze kilka słów na temat nowej edycji: książka wydana została na przyzwoitym papierze w twardej oprawie. Znajdziemy w niej szesnaście stron zawierających interesujące ilustracje. Cieszy również, że nie jest to wymagający niskiego nakładu pracy reprint. Skład i łamanie tekstu zostały dokonane od podstaw, co pozwoliło umieścić przypisy na dole stron, a nie - jak w pierwszym wydaniu - na końcu książki. Pozytywne odczucia budzi również piękna okładka. By nie było za słodko, jest do czego się przyczepić. Ogromnie brakuje jakiegoś dodatkowego wstępu, w którym oddano by cześć twórcy książki i w którym czytelnikowi przybliżone zostałoby, z czym ma do czynienia. Nie jest to jednak grzech niewybaczalny, gdyż pomimo swego wieku, treść książki właściwie nie uległa zdezaktualizowaniu. Drugim mankamentem jest brak wyszczególnionej bibliografii na końcu. Zrozumie mój zarzut każdy, kto musiał lawirować w morzu przypisów celem przypomnienia sobie tej jednej konkretnej pozycji, o której wiedział, że autor się na nią powołuje.
Czuję jednak, że muszę się wytłumaczyć. Książka ta jest dziełem fenomenalnym. To moje wrodzone czepialstwo każe mi wynajdywać jakiekolwiek mankamenty. Mimo to, gorąco polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz