środa, 15 lipca 2020

Jan Wróbel, "Grunwald 1410". Recenzja.

Jan Wróbel, znany i ceniony popularyzator historii, w 610. rocznicę grunwaldzkiej wiktorii postanowił przybliżyć tę słynna bitwę w lekkiej, acz ciekawej i polemicznej książce. Co też nowego można napisać na tak ograny temat? Przekonajmy się.

Jan Wróbel, "Grunwald 1410"
wyd. Znak Horyzont, 2020, 352 strony.
Autor jest historykiem z wykształcenia, ale nie badaczem średniowiecza. Nie jest też specjalistą zajmującym się historią wojskowości. Jednak nie umniejsza to recenzowanej pozycji i z pełnym przekonaniem należy stwierdzić, że jest to praca, po którą może sięgnąć każdy czytelnik.

Zacznijmy od języka - Jan Wróbel używa dość swobodnej formy komunikacji z czytelnikiem. Nie jest to co prawda potoczna mowa, jednak nie jest to też wypowiedź stricte naukowa. Dzięki temu pozycja nie traci na wartości merytorycznej i jednocześnie jest przyjemna w odbiorze. Jest to istotne, ponieważ nie zanudza nas i pozwala wiele zapamiętać z książki. Mamy więc do czynienia z pracą popularnonaukową, ale taką z górnej półki.

Sprawa druga, materiały - autor opiera się na licznych opracowaniach, nie tylko krajowych. Ich atutem jest przede wszystkim również "świeżość" badań i opinii. Oczywiście znajdziemy tu odwołania do prac kanonicznych np. Stefana Kuczyńskiego, Andrzeja Nadolskiego czy Mariana Biskupa, lecz raczej jako punkt wyjścia do kwestionowania przynajmniej części ustaleń. Nie znaczy to, że autor je całkowicie odrzuca - jednak nie ma do nich nabożnego stosunku.

Sama książka zasadniczo dzieli się na trzy części - dotyczącą samej bitwy oraz jej okoliczności, wojny oraz dziedzictwa Grunwaldu. Ten podział pozwala na uporządkowanie kolejności "rozprawienia się" z mitami grunwaldzkimi. W pierwszej części Wróbel zajmuje się kwestiami okoliczności walk na polu grunwaldzkim, ich szczegółowego umiejscowienia (co jest do dziś, w moim odczuciu, niepewne) oraz wynikającej z tego marszruty obu stron czy osławionych wilczych dołów (kwestia dawno już obalona). Z jego opisów wynika, że jednej z naszych największych wiktorii wciąż towarzyszy więcej znaków zapytania niż wyjaśnionych wątków. W gruncie rzeczy jesteśmy zdani na hipotezy, nawet jeśli są umocowane w faktach.

A co z samą wojną? Przede wszystkim ciekawe są analizy jej skutków. Zdaniem Jana Wróbla nie była ona aż tak decydująca jak się nam mogłoby wydawać. Jak słusznie wskazuje, średniowieczne wojny rzadko toczono z myślą całkowitego zniszczenia przeciwnika. W jego opinii rankiem 15 lipca 1410 roku polski sztab miał ograniczone zamiary (pokonanie Krzyżaków i zawarcie satysfakcjonującego pokoju), natomiast wieczorem był tak oszołomiony zwycięstwem, że musiał je przetrawić. A jak to zrobił - na tyle na ile pozwalały okoliczności.

W średniowieczu rzadko zdarzało się, żeby kraj upadł po klęsce w jednej bitwie - nawet tak druzgocącej. Wyjątkiem może być stoczona ponad sto lat później bitwa pod Mohaczem, ale i tu zagrały inne, dodatkowe okoliczności. Zmierzch potęgi "panów pruskich" był wypadkową wielu czynników, który doprowadził do takiego a nie innego wyniku wojny trzynastoletniej (1454-1466) czy sekularyzacji państwa zakonnego w Prusach (pamiętajmy, że formalnie Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie dalej istnieje). Innymi słowy proces upadku i tak by się rozpoczął - zdaniem autora Grunwald można uznać co najwyżej za jego przyspieszenie.

A co z samym dziedzictwem Grunwaldu? Wertując poświęcone mu strony odnoszę wrażenie, że w miarę upływu lat to zwycięstwo obrastało w patynę. Dodajmy też serię wielkich sukcesów oręża polskiego w XVII wieku, które Grunwald trochę przyćmiły. Mam przeczucie, że na renesans Grunwaldu w polskiej świadomości miały wpływ zabory oraz twórczość Henryka Sienkiewicza oraz… propaganda nieboszczki PRL (Krzyż Grunwaldu jako order, porównywanie Grunwaldu do zwycięstwa nad III Rzeszą czy kanclerz Konrad Adenauer w płaszczu krzyżackim w tle kwestii granic na Odrze i Nysie Łużyckiej). Ciekawym jest fakt, że to dziedzictwa Krzyżaków z ochotą zaczął się odwoływać cesarz Wilhelm II - ale z pominięciem samego Grunwaldu… no chyba, że z bitwą pod Tannenbergiem w 1914 roku jako swoistym rewanżem za klęskę sprzed 500 lat…

Choć książkę da się przy sprzyjających okolicznościach przeczytać w jedno popołudnie, nie jest to jej wadą, a raczej zaletą. To zasługa żywego języka, celnych opinii oraz ciekawych teorii i hipotez, które otwierają pole do własnych przemyśleń. A przecież o to w dobrej książce chodzi.

Ocena recenzenta: 8/10.

Autorem powyższej recenzji jest Michał Staniszewski.
Recenzja pierwotnie ukazała się na portalu histmag.org.
Na naszych łamach publikujemy w ramach licencji CC BY-SA 3.0.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz