Czego należy oczekiwać po debiucie zespołu, którego nazwa brzmi Slavic Jazz Underground? Cóż, odpowiedź wcale nie jest prosta. Próby łączenia jazzu ze słowiańskim folkiem nie są nowością, wystarczy wspomnieć takie projekty jak Południca!, Chłopcy kontra Basia, czy Maniucha & Ksawery. Choć w każdym z tych przypadków mieliśmy do czynienia mniej więcej z tym samym pomysłem wyjściowym, to jednak efekty ich pracy były zupełnie odmienne. Tym samym zasiadając do słuchania "Jarych Godów" lepiej nie nastawiać się na nic konkretnie.
Slavic Jazz Underground to kolektyw złożony z siedmiu osób. Na ich muzykę składają się (nie licząc udziałów gościnnych) trzy wokale, saksofon, fortepian, organy, syntezatory, gitara akustyczna, gitara basowa i instrumenty perkusyjne. Dodatkowo w poszczególnych piosenkach pojawiają się dziewczyny z Kapeli ze wsi Warszawa (wokale, a Magdalena Sobczak w jednym utworze dodatkowo na cymbałach), Robert Jaworski (lira korbowa), Bart Pałyga (fidel płocka i pół kawala), a także Łukasz Czekała (skrzypce). Trzeba przyznać, że jest to dość obiecująca mieszanka.
To, co usłyszymy na "Jarych Godach" nie ogranicza się tylko do łączenia słowiańskiego folku z jazzem. Pojawia się tu wiele różnych gatunków. Niektóre z nich tylko na chwilę. Usłyszymy tu oczywiście sporo jazzu, ale też niemało muzyki elektronicznej, folku miejskiego, r'n'b (dość wyraźnie da się to odczuć w utworach "Akacja" i "Poświst"), a nawet indie przywodzącego na myśl norweską kapelę Flunk ("Ganja tune"). Z kolei piosenka "Kaśka" zagrana jest w rytm przyjemnego walczyka.
Jeśli chodzi o nawiązania do Słowiańszczyzny, to są one obecne, lecz bazują one na ogólnej stylistyce i pewnych popularnych wyobrażeniach ("Wielka Matko"). Czerpania z muzyki tradycyjnej tutaj nie uświadczymy. Wydaje się być dosyć znamienne, że najwięcej "słowiańskości" w tę muzykę wprowadzają udziały gościnne. Partie liry korbowej zagrane przez Roberta Jaworskiego w przywołanym już utworze "Wielka Matko" budzą silne skojarzenia z muzyką Żywiołaka. Fidel płocka w "Akacji" nawiązuje do nieco orientalnych, choć jednocześnie na przekór rodzimych klimatów. "AK47" brzmi momentami jak remiks któregoś z utworów Kapeli ze wsi Warszawa. Szkoda trochę, że cymbały w "Ganja tune" nie dostały własnej solówki, tylko są zwykłym ozdobnikiem.
Bym nie został tutaj źle zrozumiany. Muzyka zaprezentowana na "Jarych Godach" jak najbardziej posiada własną, autonomiczną duszę. Cały album jest spójny i przyjemny. Dużym jego plusem jest to, że nie trzeba być fanem jazzu, by go polubić. Jednak, by go docenić absolutnie w pełni, już tak. Dlatego czas trwania całości (36 minut), choć może początkowo wydawać się dość krótki, okazuje się dobrze odmierzony. Nie odczujemy niedosytu, ani nie zostaniemy tą muzyką zmęczeni.
Ocena końcowa, jak zwykle subiektywna: 8/10.
Zobacz także:
To, co usłyszymy na "Jarych Godach" nie ogranicza się tylko do łączenia słowiańskiego folku z jazzem. Pojawia się tu wiele różnych gatunków. Niektóre z nich tylko na chwilę. Usłyszymy tu oczywiście sporo jazzu, ale też niemało muzyki elektronicznej, folku miejskiego, r'n'b (dość wyraźnie da się to odczuć w utworach "Akacja" i "Poświst"), a nawet indie przywodzącego na myśl norweską kapelę Flunk ("Ganja tune"). Z kolei piosenka "Kaśka" zagrana jest w rytm przyjemnego walczyka.
Jeśli chodzi o nawiązania do Słowiańszczyzny, to są one obecne, lecz bazują one na ogólnej stylistyce i pewnych popularnych wyobrażeniach ("Wielka Matko"). Czerpania z muzyki tradycyjnej tutaj nie uświadczymy. Wydaje się być dosyć znamienne, że najwięcej "słowiańskości" w tę muzykę wprowadzają udziały gościnne. Partie liry korbowej zagrane przez Roberta Jaworskiego w przywołanym już utworze "Wielka Matko" budzą silne skojarzenia z muzyką Żywiołaka. Fidel płocka w "Akacji" nawiązuje do nieco orientalnych, choć jednocześnie na przekór rodzimych klimatów. "AK47" brzmi momentami jak remiks któregoś z utworów Kapeli ze wsi Warszawa. Szkoda trochę, że cymbały w "Ganja tune" nie dostały własnej solówki, tylko są zwykłym ozdobnikiem.
Bym nie został tutaj źle zrozumiany. Muzyka zaprezentowana na "Jarych Godach" jak najbardziej posiada własną, autonomiczną duszę. Cały album jest spójny i przyjemny. Dużym jego plusem jest to, że nie trzeba być fanem jazzu, by go polubić. Jednak, by go docenić absolutnie w pełni, już tak. Dlatego czas trwania całości (36 minut), choć może początkowo wydawać się dość krótki, okazuje się dobrze odmierzony. Nie odczujemy niedosytu, ani nie zostaniemy tą muzyką zmęczeni.
Ocena końcowa, jak zwykle subiektywna: 8/10.
Zobacz także:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz