Polskie rodzimowierstwo niewątpliwie cieszy się w ostatnich latach niemałym zainteresowaniem. Dlatego też wychodząc naprzeciw temu zainteresowaniu zainicjowaliśmy cykl "Wywiad z żercą". Przed Wami trzecia część tego cyklu, tym razem z Dawidem Szymańskim z gromady Kołomir działającej na terenie woj. warmińsko-mazurskiego. W przygotowaniu są także kolejne części cyklu, przy czym następna, zgodnie z oczekiwaniami czytelników, będzie stanowić wywiad z żerczynią (a z kim dokładnie - to póki co tajemnica).
Dawid Szymański na święcie Roda w Chramie Stokroć (zdjęcie: Sylwia Dziadoń) |
Czym jest rodzima wiara?
Rodzima wiara to współczesna religia etniczna oparta na wierzeniach przedchrześcijańskich Słowian oraz ich kontynuacji zachowanej w późniejszym folklorze tych ludów. Mówimy tu o religii naturalnej, czyli wyrosłej wraz z danym ludem, a nie - jak to się często uważa - będącej "kultem przyrody". To religia opisująca świat i zasady jego działania w sposób dla tego ludu najwłaściwszy. Cechami charakterystycznymi rodzimej wiary słowiańskiej są: politeizm, wiara w wędrówkę i wieloaspektowość duszy oraz kult Przodków. Rodzimowierca postrzega czas, życie i wszechświat jako cykl, skutkiem czego stara się umiejscowić w tym cyklu, realizując w codziennym życiu reprezentowane przez Bogów archetypy, a także włączyć się aktywnie w proces, jakim jest Przyroda, poprzez życie w zgodzie z jej prawami. Jest to wyznanie tradycjonalistyczne, i - wbrew temu, co niektórzy próbują dziś głosić - także silnie dogmatyczne.
Kim jest żerca?
Zakres obowiązków, odbiór i pozycja społeczna żerców z pewnością zmieniły się, odkąd ostatni z nich pełnili swoje funkcje jako elita duchowa społeczeństwa, niemniej esencja pozostaje z grubsza ta sama. Dziś żerca jest przedstawicielem gromady przed Bogami i najczęściej zarazem jednostką, wokół której gromada się skupia. Kluczowe jest tu powołanie: zainscenizować obrzęd i nauczyć się formułek może każdy, w środowisku rodzimowierczym bynajmniej takich osób nie brak. Ale to pewien rodzaj charyzmy, wiedza, duchowa siła, zaangażowanie i głęboka wiara - powołanie powodują, że żerca jest spoiwem scalającym gromadę i jej reprezentantem w kręgu Bogów, a nierzadko też przed ludźmi. Nie zgadzam się z pomysłami nazywania żerców tylko obiatnikami, bo samo składanie ofiar nie wystarczy, aby być żercą. Dziś żerca często jest też organizatorem, rekonstruktorem i badaczem kultury, twórcą oraz autorytetem. Żerca wyłania się sam dzięki swoim cechom i zaangażowaniu, ale to uznanie przez wspólnotę sankcjonuje jego pozycję.
W skrócie - żercę wyróżniają charyzma, zaangażowanie, autorytet i wiedza. Skąd żerca winien czerpać wiedzę?
Wyróżnia go przede wszystkim powołanie do pełnienia funkcji pośrednika między gromadą a Bogami, zaś rzeczy nabyte, takie jak wiedza czy związany z nią autorytet, są tego konsekwencją. Dysponujemy dużą liczbą źródeł, ale zawarta w nich wiedza jest często chaotycznie porozrzucana, a przez źródła nie mam na myśli bynajmniej samych przekazów kronikarskich czy latopisów, ale przede wszystkim kulturę ludową. Aby odczytywać przechowane w niej elementy przedchrześcijańskiej wiedzy, rytuałów i poglądu na świat, potrzebny jest klucz. Nie każdy, domorosły czy nie, etnograf jest żercą, ale każdy żerca powinien mieć w sobie coś z etnografa. Rodzimowierstwo jest, póki co, ciągłym procesem, gdyż pojawiają się nowe koncepcje, gruntują i rozwijają stare, a niektóre ulegają zanikowi. Być może klucz, który pozwala żercy właściwie odczytywać źródła - wiedzieć, na co zwrócić uwagę, umieć stosować porównania i generalnie oddzielać przysłowiowe ziarna od plew - jest darem od Bogów. Mimo, iż żywa kultura ludowa, jaką można było oglądać na wsi przed wojną i krótko po niej, już nie istnieje, to jej wiedza i duch przetrwały w licznych enklawach broniących się przed niszczycielskim wpływem współczesności. Do tego istnieją badania tych, którzy przetarli szlaki - co prawda niekoniecznie szukali oni elementów duchowych, które mogliby odtworzyć, ale zrobili to i tak mimochodem. Materiał do obróbki jest więc ogromny, o ile nie nieskończony, a często całkiem żywy.
Postawą błędną, a wydaje mi się nadal gdzieniegdzie pokutującą, jest zupełne ograniczenie obrzędowości do patetycznych przemów przy ogniu i składaniu weń ofiar bez większego ładu i składu. To potrafi zrobić każdy, nawet wyuczyć się kwestii na pamięć. Sednem rodzimowierczego kapłaństwa jest rozpalanie ognia na nowo z odkrytych, żarzących się węgli. Nie czczenie popiołów w podniosłej atmosferze. Poszukiwanie więc wiedzy duchowej w kulturowej spuściźnie jest kluczowe. To zresztą między innymi umiejscawia współczesne rodzimowierstwo w jakimś kontekście, sprawia, że zachowuje ono pewną ciągłość kulturową.
Święto Roda w Chramie Stokroć (zdjęcie: Sylwia Dziadoń) |
Kto może zostać żercą? Czy są jakieś wytyczne?
Nie istnieją, stety lub niestety, żadne formalne wytyczne, w związku z czym zasadniczo żercą może ogłosić się każdy. W toku rozwoju środowiska przyjęło się, że żerca wyłania się sam jako osoba z powołaniem, wiedzą, charyzmą, wykazująca się zaangażowaniem - i uzyskuje legitymację grupy, którą wokół siebie organizuje. Nie istnieje, czy też raczej - nie jest na forum rozpoznawane - żadne oficjalne kryterium weryfikacji tego żercy i o ile nie robi on rzeczy jawnie rażących, sprzecznych z obowiązującymi nieformalnymi ustaleniami czy po prostu świadczących o głębokiej niewiedzy, to po prostu sobie jest. Ja po raz pierwszy użyłem w stosunku do siebie określenia żerca po kilku latach, kiedy nabrałem doświadczenia i to grupa mnie tak nazwała. Uznałem, że otrzymałem ich mandat. Wydaje mi się, że jednak są osoby, które najpierw się ogłaszają, a potem poszukują legitymacji. Niemniej wytyczne są takie, jak rozmawialiśmy na wstępie, ale raczej nie da się ich wyuczyć (nie licząc wiedzy praktycznej i teoretycznej, ale ta powinna przychodzić naturalnie). Istnieje też pogląd wskazujący, że żercą może być tylko mężczyzna, co oddaje naturalnie patriarchalny charakter rodzimej wiary. Z drugiej strony, w naszej grupie święto Mokoszy odbywało się wyłącznie w kobiecym gronie, przy czym nie miało ono zwykle charakteru obrzędowego. Rodzimowierstwo jest wciąż trwającym procesem i myślę, że pewne rzeczy właśnie ugruntowują się na przyszłość, a wtedy staną się wytycznymi, tradycją dla przyszłych pokoleń.
Co masz na myśli poprzez "naturalnie patriarchalny charakter rodzimej wiary"?
Mam na myśli podkreślanie tradycyjnej hierarchii, ról i powinności w micie, przez mit i za pomocą mitu. Oczywiście dziś, jak się wydaje, tworzy się cała masa "szkół", które odwołują się do przeróżnych, nierzadko absurdalnych teorii odnośnie charakteru wiary Przodków, myślę jednak, że sama obserwacja Przyrody (z której to obserwacji wynika kultura) dostarcza nam wystarczających danych na temat, jak to powinno wyglądać. Rodzimowierstwo to religia odwołująca się do Przyrody (jako dzieła Bogów, nie obiektu kultu samego w sobie), która nie jest jedynie sumą materii nieożywionej, fauny i flory, ale przede wszystkim procesami, które tymi elementami rządzą, oraz prawami, którym one podlegają. Wszystkie elementy Przyrody mają w niej ściśle określone miejsca i zadania, nie wyłączając człowieka. Obrzędowość rodzimowiercza odtwarza mit roczny, w którym "tradycyjne" (czytaj: naturalne) role płciowe zostają podkreślone. Uwaga - wbrew modnemu dzisiaj twierdzeniu nie oznacza to bynajmniej wszelkich "podległości" czy innych "zniewoleń", a fakt dopełniania się dwóch pierwiastków, z których każdy jest inny i ma swoje miejsce w wielkim mechanizmie.
No właśnie. Dziś terminy takie jak 'patriarchat' czy 'matriarchat' kojarzą się z wywyższeniem jednej płci nad drugą.
Jeśli używa się liberalnej czy też feministycznej retoryki, to pewnie tak. Tymczasem, za "Słownikiem języka polskiego" pod redakcją W. Doroszewskiego patriarchat to "ostatni okres ustroju wspólnoty pierwotnej, w którym dominujące stanowisko zajmuje mężczyzna stojący na czele rodu". Z kolei Encyklopedia PWN mówi, że jest to "rodowa organizacja społ., oparta na patrylinearności i patrylokalności, w której dziedziczenie i sukcesja odbywają się w linii męskiej, a władza różnych szczebli jest sprawowana przez mężczyzn".
Naczelni Bogowie rodzimej wiary są określani przez nas jako posiadający cechy męskie. Od nich wywodzi się prawodawstwo (Swaróg), oni tworzą świat (Perun, Weles), reprezentują wszechobecny aspekt militarny, porządkowy; nie zapominajmy też o Rodzie i jego funkcjach. Jednakże cykl mitu rocznego nie może się dokonać bez udziału Bogów określanych przez nas jako posiadających cechy żeńskie - w szczególności należy tu wymienić Mokosz, ale także Ładę, Marzannę, Dziewannę. Jeśli więc mówimy o jakiejś "dominacji", to jedynie o zajmowaniu określonego miejsca przez pierwiastek męski - podczas gdy pierwiastek żeński zajmuje swoje. Każdy ma swoje cechy, swoje zadania, swoje rejony działania. Oba bez siebie nie mogą istnieć, nie są zdolne do podtrzymania cyklu świata, dopełniają się, współpracują. Kultura niegdyś ten naturalny porządek odzwierciedlała i w sumie w wielu aspektach dalej to robi. Jako rodzimowiercy powinniśmy szczególnie na to zwracać uwagę. Kultura i obrzędowość to odtwarzanie mitu i procesów Przyrody, harmonia z nimi.
Wracając do słów "Są też poglądy wskazujące, że żercą może być tylko mężczyzna" - w polskim rodzimowierstwie możemy spotkać się też z żerczyniami. W moim subiektywnym, acz zdaje się uzasadnionym odczuciu, ich wiedza w zakresie wierzeń Przodków nieraz przewyższa wiedzę wielu mężczyzn określanych przez swoje gromady jako żercy. Jakie jest Twoje podejście do piastowania w polskim rodzimowierstwie funkcji kapłańskich przez kobiety?
Naturalnym stanem, odtworzeniem kosmicznego porządku w strukturze wspólnoty, byłoby kapłaństwo wyłącznie mężczyzn, ale z kobietami odgrywającymi fundamentalną rolę w dopełnieniu roli męskiej jako żercy. Niejako odtworzenie relacji Perun-Mokosz, chociaż to uproszczenie. Środowisko jednak taki aspekt pominęło i w porządku, ja nie neguję wiedzy kobiet ani ich charyzmy. Siłą rzeczy na poziomie organizacyjnym musiałem to zaakceptować, wbrew pozorom w toku wykuwania rodzimowierstwa jest miejsce także na kompromisy. Ale osobiście na swoim podwórku wolałbym realizować model wspomniany na początku wypowiedzi.
Właśnie - realizacja mitu. Mógłbyś rozwinąć tę kwestię? Jak ma się mit wobec rodzimej wiary i obrzędowości?
Wydaje mi się, że czasem rodzimowierstwo sprowadza się do - być może szczerego w intencji - ale bezrefleksyjnego obrzędowania bez głębszego zrozumienia, na czym właściwie polegać ma obrzęd. Mity traktowane są jako coś w tle, zamiast być na pierwszym planie. Tymczasem to z mitu wynika obrzędowość, nie odwrotnie. Cały cykl roczny jest jego odtworzeniem. W rodzimowierczej obrzędowości przenika się kilka mitów (Perun-Mokosz-Weles, Marzanna-Jaryło i inne), które nadają bieg mechanizmowi świata. Jeśli to pomijamy lub traktujemy wybiórczo, cykl roczny gubi sens. Obrzędowość musi tedy zawierać elementy misteryjne, symbolizujące postaci i wydarzenia z mitu.
Nadają bieg mechanizmowi świata? Co by się stało, gdyby zaprzestać odprawiania obrzędów? W tradycji ludowej, w etnicznych wierzeniach Słowian, taki scenariusz był równoznaczny z nadejściem końca świata. Czy Ty jako żerca postrzegasz to tak samo? W sposób dosłowny czy raczej symboliczny?
Nawet jeśli postrzegać by to w sposób symboliczny, to wciąż jest to prawda: świat po nieodprawionym rytuale mającym zapewnić mu trwanie jest już inny, nie jest tym samym światem, jest w nim wyrwa. Nastąpił więc swoisty koniec świata dotychczas istniejącego. Uważam, że nie wolno przerywać raz wprawionego w ruch koła obrzędowego, tym bardziej będąc żercą, który nadaje mu bieg. Wielu ludzi traktuje obrzędowość wybiórczo - raz są, raz ich nie ma; są częściej lub rzadziej. Z jednej strony nierzadko jest to "siła wyższa" w postaci codzienności (chociaż to religia powinna mieć nad nią priorytet), z drugiej - zawsze znajdą się jakieś wymówki, a osobiście spotkałem się już z bardzo wieloma, w tym bardzo dziecinnymi. Obrzędowość rodzimowiercza ma sens wyłącznie jako trwająca, powtarzalna całość.
Jaki był Twój pierwszy kontakt z rodzimą wiarą?
To zależy, o co pytasz. Na początku znajdowałem jakieś wzmianki w Internecie, w tamtych czasach były to media związane z RW oraz bodajże ZZW SW (Związek Wyznaniowy Rodzima Wiara i Zachodniosłowiański Związek Wyznaniowy Słowiańska Wiara - przyp. red.), było też chyba forum Słowiański Horyzont czy jakoś tak. Ciężko było znaleźć szczegółowe informacje o czymkolwiek, zresztą całe rodzimowierstwo wtedy (2006-2007) wyglądało zupełnie inaczej. Wraz z kolegą przez pewien czas rozważaliśmy wstąpienie do ZZW SW, ale jakoś to nie nastąpiło. Po bardzo inspirującej nocy przesilenia letniego w 2008 roku po raz pierwszy pomyślałem, że może należy zbudować coś samemu, od podstaw, zamiast szukać na drugim końcu Polski. I tak, w marcu 2009, odbył się pierwszy obrzęd - Jare Gody, które poprowadziłem dla grona przyjaciół. Było dużo emocji, nikt nie wiedział czego się spodziewać, ani do czego to doprowadzi. Ale wiedzieliśmy, że to nie ostatni obrzęd. Z tamtych czasów do dziś dotrwało nas dwóch. Trzech, jeśli liczyć osobę, która dziś bywa na świętach już dość sporadycznie.
Jak zostałeś żercą?
Wspomniane Jare Gody zainicjowały działalność, która wtedy miała w sobie dużą dawkę tajemniczości i tandetnego elitaryzmu. Prowadziłem obrzędy w oparciu o liturgię RW, którą sukcesywnie rozbudowywałem i modyfikowałem. Od strony technicznej bywało różnie, ale tak obrzędy, jak i proces przygotowania się do nich, miały w sobie coś bardzo uroczystego. Przez długi czas nie czułem się zbyt pewnie prowadząc obrzędy, szukałem pewnych punktów zaczepienia, aż w pewnym momencie dało się poczuć, że obrzęd to wysiłek wszystkich zgromadzonych, że w pewien sposób działamy razem, ja po prostu nadaję bieg. Gdzieś w tym czasie ktoś użył w stosunku do mnie określenia "żerca", którego ja wcześniej nie stosowałem. Zrozumiałem, że otrzymałem legitymację grupy. Oczywiście mówimy o latach dość wczesnych, jednakże faktycznie żercą poczułem się po dobrych trzech latach działalności. Był to raczej proces niż nagłe objawienie typu "będę żercą".
Twoja gromada, Kołomir, doczekała się swojego własnego stałego miejsca kultowego. Opowiedz coś o nim.
Chcielibyśmy, aby miejsce to było ogólnie dla rodzimowierców, nie tylko dla nas. Wszyscy mają tu raczej daleko, ale jeśli któraś z gromad chciałaby zorganizować tu obrzęd lub po prostu złożyć wizytę, to jak najbardziej jest to możliwe. Chram znajduje się kilkanaście kilometrów od Olsztyna, właściwie pośrodku niczego, w bezpośredniej odległości jest tylko jeden dom. Na terenie chramu wznieśliśmy trzebiszcze z trzema posągami: Mokoszy, Welesa i Peruna. Perun stanął latem roku 2018, z kolei pozostałe dwa idole - na Plony 2019. W planach są jeszcze minimum dwa posągi. W trzebiszczu znajduje się brama wewnętrzna, palenisko itd. Kawałek od części sakralnej znajduje się część biesiadna. W tym roku postawiliśmy tam wiatę z ławkami oraz drugą służącą jako składzik. Jest tam też dużo miejsca na namioty oraz drugie - biesiadne - ognisko. Na terenie kompleksu znajduje się też staw licznie zamieszkany przez ptactwo - wracające tu rokrocznie łabędzie i żurawie.
Rozważania nad zorganizowaniem takiego miejsca trwały od wielu lat. Przez pierwsze lata działalności orbitowaliśmy wokół położonej na wsi chatki, w której odbywały się biesiady - obrzędy zaś nad pobliskim jeziorem. Z czasem jednak warunki logistyczne i pojemnościowe miejsca przestały nam wystarczać i przenieśliśmy się w pełni do miasta. Olsztyn ma szczęście być otoczonym przez lasy i pola, tak więc nawet będąc w centrum można w ciągu parunastu minut znaleźć się na terenach stosunkowo dzikich. O ile nie było więc problemu z miejscem na obrzędy, tak wciąż nie byliśmy "u siebie". Po drodze mieliśmy przygodę z inną prywatną działką pod Olsztynem, dobrze skomunikowaną, jednak budowanie na niej czegokolwiek miało niepewną przyszłość, więc zaniechaliśmy dalszych działań na jej obszarze. Użytkowanie obecnego terenu stało się możliwe dzięki pewnemu splotowi okoliczności i już w 2017 roku odprawiliśmy tam pierwszy obrzęd. Wtedy nie było tam niczego poza naturalnym kręgiem z drzew i roślinności. To bynajmniej nie koniec. Liczymy, że z czasem nastąpi lepsze skomunikowanie miejsca z miastem, bo na tę chwilę bez samochodu bywa ciężko.
Nie istnieją, stety lub niestety, żadne formalne wytyczne, w związku z czym zasadniczo żercą może ogłosić się każdy. W toku rozwoju środowiska przyjęło się, że żerca wyłania się sam jako osoba z powołaniem, wiedzą, charyzmą, wykazująca się zaangażowaniem - i uzyskuje legitymację grupy, którą wokół siebie organizuje. Nie istnieje, czy też raczej - nie jest na forum rozpoznawane - żadne oficjalne kryterium weryfikacji tego żercy i o ile nie robi on rzeczy jawnie rażących, sprzecznych z obowiązującymi nieformalnymi ustaleniami czy po prostu świadczących o głębokiej niewiedzy, to po prostu sobie jest. Ja po raz pierwszy użyłem w stosunku do siebie określenia żerca po kilku latach, kiedy nabrałem doświadczenia i to grupa mnie tak nazwała. Uznałem, że otrzymałem ich mandat. Wydaje mi się, że jednak są osoby, które najpierw się ogłaszają, a potem poszukują legitymacji. Niemniej wytyczne są takie, jak rozmawialiśmy na wstępie, ale raczej nie da się ich wyuczyć (nie licząc wiedzy praktycznej i teoretycznej, ale ta powinna przychodzić naturalnie). Istnieje też pogląd wskazujący, że żercą może być tylko mężczyzna, co oddaje naturalnie patriarchalny charakter rodzimej wiary. Z drugiej strony, w naszej grupie święto Mokoszy odbywało się wyłącznie w kobiecym gronie, przy czym nie miało ono zwykle charakteru obrzędowego. Rodzimowierstwo jest wciąż trwającym procesem i myślę, że pewne rzeczy właśnie ugruntowują się na przyszłość, a wtedy staną się wytycznymi, tradycją dla przyszłych pokoleń.
Co masz na myśli poprzez "naturalnie patriarchalny charakter rodzimej wiary"?
Mam na myśli podkreślanie tradycyjnej hierarchii, ról i powinności w micie, przez mit i za pomocą mitu. Oczywiście dziś, jak się wydaje, tworzy się cała masa "szkół", które odwołują się do przeróżnych, nierzadko absurdalnych teorii odnośnie charakteru wiary Przodków, myślę jednak, że sama obserwacja Przyrody (z której to obserwacji wynika kultura) dostarcza nam wystarczających danych na temat, jak to powinno wyglądać. Rodzimowierstwo to religia odwołująca się do Przyrody (jako dzieła Bogów, nie obiektu kultu samego w sobie), która nie jest jedynie sumą materii nieożywionej, fauny i flory, ale przede wszystkim procesami, które tymi elementami rządzą, oraz prawami, którym one podlegają. Wszystkie elementy Przyrody mają w niej ściśle określone miejsca i zadania, nie wyłączając człowieka. Obrzędowość rodzimowiercza odtwarza mit roczny, w którym "tradycyjne" (czytaj: naturalne) role płciowe zostają podkreślone. Uwaga - wbrew modnemu dzisiaj twierdzeniu nie oznacza to bynajmniej wszelkich "podległości" czy innych "zniewoleń", a fakt dopełniania się dwóch pierwiastków, z których każdy jest inny i ma swoje miejsce w wielkim mechanizmie.
No właśnie. Dziś terminy takie jak 'patriarchat' czy 'matriarchat' kojarzą się z wywyższeniem jednej płci nad drugą.
Jeśli używa się liberalnej czy też feministycznej retoryki, to pewnie tak. Tymczasem, za "Słownikiem języka polskiego" pod redakcją W. Doroszewskiego patriarchat to "ostatni okres ustroju wspólnoty pierwotnej, w którym dominujące stanowisko zajmuje mężczyzna stojący na czele rodu". Z kolei Encyklopedia PWN mówi, że jest to "rodowa organizacja społ., oparta na patrylinearności i patrylokalności, w której dziedziczenie i sukcesja odbywają się w linii męskiej, a władza różnych szczebli jest sprawowana przez mężczyzn".
Naczelni Bogowie rodzimej wiary są określani przez nas jako posiadający cechy męskie. Od nich wywodzi się prawodawstwo (Swaróg), oni tworzą świat (Perun, Weles), reprezentują wszechobecny aspekt militarny, porządkowy; nie zapominajmy też o Rodzie i jego funkcjach. Jednakże cykl mitu rocznego nie może się dokonać bez udziału Bogów określanych przez nas jako posiadających cechy żeńskie - w szczególności należy tu wymienić Mokosz, ale także Ładę, Marzannę, Dziewannę. Jeśli więc mówimy o jakiejś "dominacji", to jedynie o zajmowaniu określonego miejsca przez pierwiastek męski - podczas gdy pierwiastek żeński zajmuje swoje. Każdy ma swoje cechy, swoje zadania, swoje rejony działania. Oba bez siebie nie mogą istnieć, nie są zdolne do podtrzymania cyklu świata, dopełniają się, współpracują. Kultura niegdyś ten naturalny porządek odzwierciedlała i w sumie w wielu aspektach dalej to robi. Jako rodzimowiercy powinniśmy szczególnie na to zwracać uwagę. Kultura i obrzędowość to odtwarzanie mitu i procesów Przyrody, harmonia z nimi.
Wracając do słów "Są też poglądy wskazujące, że żercą może być tylko mężczyzna" - w polskim rodzimowierstwie możemy spotkać się też z żerczyniami. W moim subiektywnym, acz zdaje się uzasadnionym odczuciu, ich wiedza w zakresie wierzeń Przodków nieraz przewyższa wiedzę wielu mężczyzn określanych przez swoje gromady jako żercy. Jakie jest Twoje podejście do piastowania w polskim rodzimowierstwie funkcji kapłańskich przez kobiety?
Naturalnym stanem, odtworzeniem kosmicznego porządku w strukturze wspólnoty, byłoby kapłaństwo wyłącznie mężczyzn, ale z kobietami odgrywającymi fundamentalną rolę w dopełnieniu roli męskiej jako żercy. Niejako odtworzenie relacji Perun-Mokosz, chociaż to uproszczenie. Środowisko jednak taki aspekt pominęło i w porządku, ja nie neguję wiedzy kobiet ani ich charyzmy. Siłą rzeczy na poziomie organizacyjnym musiałem to zaakceptować, wbrew pozorom w toku wykuwania rodzimowierstwa jest miejsce także na kompromisy. Ale osobiście na swoim podwórku wolałbym realizować model wspomniany na początku wypowiedzi.
Święto Roda w Chramie Stokroć (zdjęcie: Sylwia Dziadoń) |
Wydaje mi się, że czasem rodzimowierstwo sprowadza się do - być może szczerego w intencji - ale bezrefleksyjnego obrzędowania bez głębszego zrozumienia, na czym właściwie polegać ma obrzęd. Mity traktowane są jako coś w tle, zamiast być na pierwszym planie. Tymczasem to z mitu wynika obrzędowość, nie odwrotnie. Cały cykl roczny jest jego odtworzeniem. W rodzimowierczej obrzędowości przenika się kilka mitów (Perun-Mokosz-Weles, Marzanna-Jaryło i inne), które nadają bieg mechanizmowi świata. Jeśli to pomijamy lub traktujemy wybiórczo, cykl roczny gubi sens. Obrzędowość musi tedy zawierać elementy misteryjne, symbolizujące postaci i wydarzenia z mitu.
Nadają bieg mechanizmowi świata? Co by się stało, gdyby zaprzestać odprawiania obrzędów? W tradycji ludowej, w etnicznych wierzeniach Słowian, taki scenariusz był równoznaczny z nadejściem końca świata. Czy Ty jako żerca postrzegasz to tak samo? W sposób dosłowny czy raczej symboliczny?
Nawet jeśli postrzegać by to w sposób symboliczny, to wciąż jest to prawda: świat po nieodprawionym rytuale mającym zapewnić mu trwanie jest już inny, nie jest tym samym światem, jest w nim wyrwa. Nastąpił więc swoisty koniec świata dotychczas istniejącego. Uważam, że nie wolno przerywać raz wprawionego w ruch koła obrzędowego, tym bardziej będąc żercą, który nadaje mu bieg. Wielu ludzi traktuje obrzędowość wybiórczo - raz są, raz ich nie ma; są częściej lub rzadziej. Z jednej strony nierzadko jest to "siła wyższa" w postaci codzienności (chociaż to religia powinna mieć nad nią priorytet), z drugiej - zawsze znajdą się jakieś wymówki, a osobiście spotkałem się już z bardzo wieloma, w tym bardzo dziecinnymi. Obrzędowość rodzimowiercza ma sens wyłącznie jako trwająca, powtarzalna całość.
Jaki był Twój pierwszy kontakt z rodzimą wiarą?
To zależy, o co pytasz. Na początku znajdowałem jakieś wzmianki w Internecie, w tamtych czasach były to media związane z RW oraz bodajże ZZW SW (Związek Wyznaniowy Rodzima Wiara i Zachodniosłowiański Związek Wyznaniowy Słowiańska Wiara - przyp. red.), było też chyba forum Słowiański Horyzont czy jakoś tak. Ciężko było znaleźć szczegółowe informacje o czymkolwiek, zresztą całe rodzimowierstwo wtedy (2006-2007) wyglądało zupełnie inaczej. Wraz z kolegą przez pewien czas rozważaliśmy wstąpienie do ZZW SW, ale jakoś to nie nastąpiło. Po bardzo inspirującej nocy przesilenia letniego w 2008 roku po raz pierwszy pomyślałem, że może należy zbudować coś samemu, od podstaw, zamiast szukać na drugim końcu Polski. I tak, w marcu 2009, odbył się pierwszy obrzęd - Jare Gody, które poprowadziłem dla grona przyjaciół. Było dużo emocji, nikt nie wiedział czego się spodziewać, ani do czego to doprowadzi. Ale wiedzieliśmy, że to nie ostatni obrzęd. Z tamtych czasów do dziś dotrwało nas dwóch. Trzech, jeśli liczyć osobę, która dziś bywa na świętach już dość sporadycznie.
Jak zostałeś żercą?
Wspomniane Jare Gody zainicjowały działalność, która wtedy miała w sobie dużą dawkę tajemniczości i tandetnego elitaryzmu. Prowadziłem obrzędy w oparciu o liturgię RW, którą sukcesywnie rozbudowywałem i modyfikowałem. Od strony technicznej bywało różnie, ale tak obrzędy, jak i proces przygotowania się do nich, miały w sobie coś bardzo uroczystego. Przez długi czas nie czułem się zbyt pewnie prowadząc obrzędy, szukałem pewnych punktów zaczepienia, aż w pewnym momencie dało się poczuć, że obrzęd to wysiłek wszystkich zgromadzonych, że w pewien sposób działamy razem, ja po prostu nadaję bieg. Gdzieś w tym czasie ktoś użył w stosunku do mnie określenia "żerca", którego ja wcześniej nie stosowałem. Zrozumiałem, że otrzymałem legitymację grupy. Oczywiście mówimy o latach dość wczesnych, jednakże faktycznie żercą poczułem się po dobrych trzech latach działalności. Był to raczej proces niż nagłe objawienie typu "będę żercą".
Twoja gromada, Kołomir, doczekała się swojego własnego stałego miejsca kultowego. Opowiedz coś o nim.
Chcielibyśmy, aby miejsce to było ogólnie dla rodzimowierców, nie tylko dla nas. Wszyscy mają tu raczej daleko, ale jeśli któraś z gromad chciałaby zorganizować tu obrzęd lub po prostu złożyć wizytę, to jak najbardziej jest to możliwe. Chram znajduje się kilkanaście kilometrów od Olsztyna, właściwie pośrodku niczego, w bezpośredniej odległości jest tylko jeden dom. Na terenie chramu wznieśliśmy trzebiszcze z trzema posągami: Mokoszy, Welesa i Peruna. Perun stanął latem roku 2018, z kolei pozostałe dwa idole - na Plony 2019. W planach są jeszcze minimum dwa posągi. W trzebiszczu znajduje się brama wewnętrzna, palenisko itd. Kawałek od części sakralnej znajduje się część biesiadna. W tym roku postawiliśmy tam wiatę z ławkami oraz drugą służącą jako składzik. Jest tam też dużo miejsca na namioty oraz drugie - biesiadne - ognisko. Na terenie kompleksu znajduje się też staw licznie zamieszkany przez ptactwo - wracające tu rokrocznie łabędzie i żurawie.
Rozważania nad zorganizowaniem takiego miejsca trwały od wielu lat. Przez pierwsze lata działalności orbitowaliśmy wokół położonej na wsi chatki, w której odbywały się biesiady - obrzędy zaś nad pobliskim jeziorem. Z czasem jednak warunki logistyczne i pojemnościowe miejsca przestały nam wystarczać i przenieśliśmy się w pełni do miasta. Olsztyn ma szczęście być otoczonym przez lasy i pola, tak więc nawet będąc w centrum można w ciągu parunastu minut znaleźć się na terenach stosunkowo dzikich. O ile nie było więc problemu z miejscem na obrzędy, tak wciąż nie byliśmy "u siebie". Po drodze mieliśmy przygodę z inną prywatną działką pod Olsztynem, dobrze skomunikowaną, jednak budowanie na niej czegokolwiek miało niepewną przyszłość, więc zaniechaliśmy dalszych działań na jej obszarze. Użytkowanie obecnego terenu stało się możliwe dzięki pewnemu splotowi okoliczności i już w 2017 roku odprawiliśmy tam pierwszy obrzęd. Wtedy nie było tam niczego poza naturalnym kręgiem z drzew i roślinności. To bynajmniej nie koniec. Liczymy, że z czasem nastąpi lepsze skomunikowanie miejsca z miastem, bo na tę chwilę bez samochodu bywa ciężko.
Chram Stokroć (zdjęcie: Sylwia Dziadoń) |
Nie obawiasz się, że ktoś mógłby spróbować zniszczyć Wasze trzebiszcze? Na fanpage'u Słowiańska moc już kilkukrotnie informowałem o niszczeniu współczesnych miejsc kultu między innymi na Ukrainie, Słowacji czy w Rosji. Stosunkowo niedawno miała miejsce też heca z kradzieżami zniczy pod krakowską kopią idola zbruczańskiego, co było pretekstem do napisania kolejnego paszkwilu wobec rodzimowierców na pch24.pl. Kto wie, czy zagrożenie nie jest realne.
Trzeba być skończonym naiwniakiem, żeby wierzyć, że takie miejsce prędzej czy później nie padnie ofiarą wandalizmu. Niekoniecznie musi to być wandalizm motywowany religijnie - prędzej spodziewałbym się wpływu alkoholu albo typowego, prowincjonalnego "ktoś ma coś fajnego, więc mu to rozwalmy". Szczególnie, że rodzimowierstwo niezbyt istnieje w społecznej świadomości jako religia. Zresztą - istniejące religie też padają ofiarami wandalizmu i to często mając lepsze zabezpieczenia. Chram leży na prywatnej działce, jest zamknięty i monitorowany. Jest też dość specyficznie położony; żeby do niego dojść, trzeba niejako przejść przez posesję jedynego sąsiada, nie widać go też z żadnej drogi. Wybór miejsca jednak nie był bynajmniej podyktowany względami bezpieczeństwa, wręcz przeciwnie - miejsce było idealne i bez tego. Niemniej, jesteśmy ostrożni, chcemy też czuć się swobodnie w czasie obrzędów czy biesiad (odbywających się w oddzielnej części, z dala od sfery kultowej), a charakter kompleksu obecnie to nam gwarantuje.
Jakie święta celebruje się w Twojej gromadzie?
Święta cyklu rocznego - Szczodruszka, Jare Gody, Maik, Kupała, Święto Peruna, Święto Plonów, Dziady. Dawniej dochodziły do tego Święto Doli oraz Święto Mokoszy, obecnie nie zawsze organizowane. No i obchodzone od 2019 międzywspólnotowo Święto Roda, którego w tym roku byliśmy gospodarzami.
A co ze ślubami i innymi obrzędami rodzinnymi?
Do tej pory mieliśmy w gromadzie jedną swadźbę (dwie, jeśli liczyć wyjazdową na Pomorzu, którą prowadziłem) i jedne zapleciny. Szykują się także postrzyżyny oraz kolejna swadźba. Były też rodzanice, ale odprawiane prywatnie.
Macie w Kołomirze ustalony panteon bogów, czy może kwestia ta jest rozstrzygana indywidualnie przez wiernych?
Mamy i pokrywa się on z panteonem deklarowanym przez kilka innych gromad związanych z ruchem tzw. Rodzimowierstwa Tradycyjnego:
Swaróg - Bóg nieba, kosmiczny kowal. Zrodzony z kosmicznego jaja u zarania dziejów. Wykuł żelazne kleszcze, pierwszą broń oraz złotą tarczę solarną zawieszoną na niebie. Jest sakralnym prawodawcą zapewniającym ład kosmiczny i porządek społeczny.
Perun - gromowładny Bóg, który jest strażnikiem kosmicznego porządku i patronem walki, wojny oraz siły. Wraz ze swoim bratem - Welesem wspólnie tworzył ziemię, kończąc ten proces rozpoczęty przez Swaroga. Perun uosabia ład i prawość oraz przeciwieństwo chaosu, z którym toczy walkę od zarania dziejów. Jest czczony pod wieloma imionami, między innymi jako Jasz lub Piorun.
Weles - Weles jest bogiem zaświatów dolnych, czyli świata podziemnego, mądrości oraz magii. Ze względu na jego patronat nad bydłem - symbolem dostatku, nazywany jest rogatym Bogiem. Włada i opiekuje się Nawią - zaświatami, w których przebywają dusze Przodków.
Mokosz - Bogini płodności i urodzaju. Matka - Ziemia, która rodzi i daje życie. Opiekunka kobiet. Patronka tkactwa przedstawiana często z wrzecionem i kołowrotkiem. Jej zwierzęciem jest pająk, który na jej polecenie przędzie nić żywota ludzkiego.
Dadźbóg - syn Swaroga. Zwany także imieniem Łado. Solarny Bóg, którego atrybutem jest tarcza słońca. Podróżuje po niebie w swym ognistym rydwanie. Dawca praw i dostatku, łask i bogactw, strażnik przysięgi małżeńskiej oraz społecznego ładu.
Swarożyc - syn Swaroga. Bóg ognia ziemskiego, związany z mocą świętego ognia. Za jego sprawą ofiary składane w święty ogień idą ku Bogom, podobnie jak dusza człowieka podczas pochówku ciałopalnego. Jego moc wypala siły nieczyste oraz przegania choroby.
Rod - patron wspólnoty rodowo-plemiennej oraz słowiańskiego ludu. Władca ludzkiego losu, nad którym trzyma pieczę wspólnie z Rodzanicami. Opiekun rodziny oraz rodu złączonego więzami krwi. Zsyła ludzkie dusze z powrotem na ziemię, pomagając im odrodzić się w nowych ciałach, w nowym życiowym cyklu.
Rodzanice - trzy siostry - Boginie losu, zwane też Zorzycami, Sudjenicami lub Narecznicami. Przędą nić losu ludzkiego żywota, wyznaczając każdemu dziecku jego przeznaczenie. Najmłodsza rodzanica tworzy nić, kolejna przędzie ją w trakcie życia, najstarsza rodzanica ucina nić, kiedy nadejdzie czas śmierci.
Łada - zwana też Lelą, jest patronką piękna i miłości. Bogini wiązana z planetą Wenus. Łada jest żoną Dadźboga, trzyma pieczę nad pomyślnością rodziny i małżeństwa.
Marzanna - pani zimy i śmierci, snu, czarów oraz wojny, ale też ta, która daje urodzaj oraz plony. Jest boginią o dwóch przeciwstawnych obliczach. Córka Welesa i Mokoszy. Związana z Jaryło, ich tragiczny związek jest mitologicznym wyjaśnieniem cyklu rocznego.
Jaryło - Bóg młodości, wigoru, waleczności oraz płodności. Syn Peruna i Mokoszy. Jaryło jest mężem Marzanny, ich związek kończy się jego śmiercią. Jaryło budzi się do życia, po czym umiera w corocznym cyklu. Na Połabiu czczony pod imieniem Jarowit.
Strzybóg - nazywany też Poświstem lub Pogwizdem. Słowiański bóg wiatrów, mający w swej mocy kaprysy powietrznego żywiołu. Burzliwość wiatru przejawia się w charakterze swojego patrona, który bywa czasem łączony z domeną wojny oraz walki.
Dola - patronka pomyślności, szczęścia, zrządzenia losu. Bogini sprawująca pieczę nad człowiekiem, jego domem, dobytkiem, potomstwem. Daje siłę życiową człowiekowi w pokonywaniu trudności życiowych. Dola bywa zmienna i kapryśna; może być przychylna, ale również nieprzychylna.
Oczywiście uznajemy też innych Bogów panteonu, ale w naszej liturgii niekoniecznie dostępują oni regularnej czci. Szczególną rolę zawsze odgrywała u nas triada Perun - Mokosz - Weles oraz kult Słońca (Dadźboga). Długi czas główna liturgia była skupiona niemal wyłącznie wokół nich oraz Jaryły.
Dość rozbudowany panteon. Wielu badaczy tematu i innych żerców zapewne nie zgodzi się z częścią kompetencji danych bogów, ani tym bardziej z poszczególnymi stopniami pokrewieństwa. Zresztą materiał źródłowy do rekonstrukcji mitologii Słowian jest dość niejednorodny i pozwala na rozbieżne interpretacje. Czy rozbieżności pomiędzy panteonami Waszej i innych gromad są problemem? I czy zakładasz możliwość, że samemu dokonujecie jakiejś pomyłki przy opisywaniu panteonu? Jeśli okazałoby się, że tak jest, to co wtedy?
Panteon był publikowany publicznie w swojej pełnej wersji (tu pominąłem Bogów i Boginie, których uznajemy, ale nie zajmują Oni szczególnego miejsca w naszej liturgii) i poddany pod dyskusję - nie przypominam sobie jakichś szczególnych zastrzeżeń ze strony środowiska. Nie wydaje mi się on też nazbyt rozbudowany w stosunku do reszty gromad. Tak jak mówisz - uważam, że kwestie Boskie podlegają do pewnego stopnia rozbieżnym interpretacjom z samego względu na fakt, że jest to jedynie tłumaczenie na ludzki tego, co Boskie. Stąd o ile nie są to jawne zaprzeczenia tego, co wiemy, to nie mam większych problemów z rozbieżnościami. Co do pomyłek - nic wtedy. To przecież ostatecznie nie wpływa na szczerość czy sens kultu. No chyba, że jakieś odkrycie wywróciłoby do góry nogami cały sens rodzimowierstwa lub jakiejś jego części, ale to już abstrakcyjne rozważania. Jak do tej pory, wszystkie tego rodzaju "korekty" poniekąd pozostają w dopuszczalnych granicach, nie zaburzają sensu.
Możesz powiedzieć coś więcej o wspomnianym przez Ciebie ruchu tzw. Rodzimowierstwa Tradycyjnego?
Jest to nie tyle ruch, co pewna idea, pod którą podpisało się kilka gromad. W założeniu powstała jako odpowiedź na różne liberalne i eklektyczne pomysły coraz śmielej wdzierające się do rodzimowierstwa. W ramach RT odbyło się kilka nieformalnych zebrań, jeden zjazd i dwa razy Święto Roda połączone z wiecami, wyznaczone na ostatni weekend sierpnia. Jest też dorobek piśmienniczy w postaci Deklaracji Rodzimowierczej Tradycji z 2018, w ramach której uściślono założenia Rodzimowierstwa Tradycyjnego, a także zunifikowany panteon, który częściowo nakreśliłem wyżej. W przygotowaniu są mity, częściowo opracowane i opublikowane, w przyszłości pewnie też inne publikacje.
Pamiętam, że po opublikowaniu deklaracji Rodzimowierstwa Tradycyjnego pojawiło się kilka głosów umiarkowanej krytyki. Nie mówię teraz o krytyce założeń, która zazwyczaj przychodziła z zewnątrz środowiska, lecz o uwagach dotyczących tego, co kryje się w słowach Rodzimowierstwo Tradycyjne. Jeśli rodzima wiara jest - jak sam na początku zaznaczyłeś - "religią etniczną opartą na wierzeniach przedchrześcijańskich Słowian oraz ich kontynuacji zachowanej w późniejszym folklorze tych ludów", to mamy tu do czynienia z pleonazmem. Mało tego, pojawiły się głosy, że utworzenie Rodzimowierstwa Tradycyjnego nobilituje istnienie rodzimowierstwa nietradycyjnego, co jest z kolei sprzeczne z definicją (czy definicjami) rodzimej wiary.
To kwestia nazewnictwa. Ja najchętniej w ogóle nie używałbym pojęcia "Rodzimowierstwo", jest nienaturalne i źle brzmi - ale mimo to definiuje jakiś zakres pojęciowy. Problem w tym, że to pojęcie zaczyna być nieostre. Pod "zwykłym" rodzimowierstwem podpisuje się coraz większa grupa fantastów i zwykłych wariatów. Rodzimowiercami nazywają się bardzo liczni, internetowi statyści - czyli osoby, które nie biorą żadnego udziału w życiu środowiska i prawdopodobnie ich życie duchowe też nie jest zbyt bogate, a jednak są to osoby głośne i mające dużo do powiedzenia, co i jak się "powinno". Rodzimowierstwem nazywa się dziś prymitywny antyklerykalizm, liberalne mieszanie tradycji i kompletne szurstwo typu Wielka Lechia. Wreszcie, rodzimowiercami nazywają się też pewne grupy, których nawet inni rodzimowiercy za takowych nie uznają. Stąd ta, dość spontaniczna zresztą, chęć wyizolowania się. Poza tym - zdefiniowanie się tworzy sytuację, w której elementy pozostawione poza zbiorem też zostają do tego zobligowane.
Trzeba być skończonym naiwniakiem, żeby wierzyć, że takie miejsce prędzej czy później nie padnie ofiarą wandalizmu. Niekoniecznie musi to być wandalizm motywowany religijnie - prędzej spodziewałbym się wpływu alkoholu albo typowego, prowincjonalnego "ktoś ma coś fajnego, więc mu to rozwalmy". Szczególnie, że rodzimowierstwo niezbyt istnieje w społecznej świadomości jako religia. Zresztą - istniejące religie też padają ofiarami wandalizmu i to często mając lepsze zabezpieczenia. Chram leży na prywatnej działce, jest zamknięty i monitorowany. Jest też dość specyficznie położony; żeby do niego dojść, trzeba niejako przejść przez posesję jedynego sąsiada, nie widać go też z żadnej drogi. Wybór miejsca jednak nie był bynajmniej podyktowany względami bezpieczeństwa, wręcz przeciwnie - miejsce było idealne i bez tego. Niemniej, jesteśmy ostrożni, chcemy też czuć się swobodnie w czasie obrzędów czy biesiad (odbywających się w oddzielnej części, z dala od sfery kultowej), a charakter kompleksu obecnie to nam gwarantuje.
Jakie święta celebruje się w Twojej gromadzie?
Święta cyklu rocznego - Szczodruszka, Jare Gody, Maik, Kupała, Święto Peruna, Święto Plonów, Dziady. Dawniej dochodziły do tego Święto Doli oraz Święto Mokoszy, obecnie nie zawsze organizowane. No i obchodzone od 2019 międzywspólnotowo Święto Roda, którego w tym roku byliśmy gospodarzami.
A co ze ślubami i innymi obrzędami rodzinnymi?
Do tej pory mieliśmy w gromadzie jedną swadźbę (dwie, jeśli liczyć wyjazdową na Pomorzu, którą prowadziłem) i jedne zapleciny. Szykują się także postrzyżyny oraz kolejna swadźba. Były też rodzanice, ale odprawiane prywatnie.
Macie w Kołomirze ustalony panteon bogów, czy może kwestia ta jest rozstrzygana indywidualnie przez wiernych?
Mamy i pokrywa się on z panteonem deklarowanym przez kilka innych gromad związanych z ruchem tzw. Rodzimowierstwa Tradycyjnego:
Swaróg - Bóg nieba, kosmiczny kowal. Zrodzony z kosmicznego jaja u zarania dziejów. Wykuł żelazne kleszcze, pierwszą broń oraz złotą tarczę solarną zawieszoną na niebie. Jest sakralnym prawodawcą zapewniającym ład kosmiczny i porządek społeczny.
Perun - gromowładny Bóg, który jest strażnikiem kosmicznego porządku i patronem walki, wojny oraz siły. Wraz ze swoim bratem - Welesem wspólnie tworzył ziemię, kończąc ten proces rozpoczęty przez Swaroga. Perun uosabia ład i prawość oraz przeciwieństwo chaosu, z którym toczy walkę od zarania dziejów. Jest czczony pod wieloma imionami, między innymi jako Jasz lub Piorun.
Weles - Weles jest bogiem zaświatów dolnych, czyli świata podziemnego, mądrości oraz magii. Ze względu na jego patronat nad bydłem - symbolem dostatku, nazywany jest rogatym Bogiem. Włada i opiekuje się Nawią - zaświatami, w których przebywają dusze Przodków.
Mokosz - Bogini płodności i urodzaju. Matka - Ziemia, która rodzi i daje życie. Opiekunka kobiet. Patronka tkactwa przedstawiana często z wrzecionem i kołowrotkiem. Jej zwierzęciem jest pająk, który na jej polecenie przędzie nić żywota ludzkiego.
Dadźbóg - syn Swaroga. Zwany także imieniem Łado. Solarny Bóg, którego atrybutem jest tarcza słońca. Podróżuje po niebie w swym ognistym rydwanie. Dawca praw i dostatku, łask i bogactw, strażnik przysięgi małżeńskiej oraz społecznego ładu.
Swarożyc - syn Swaroga. Bóg ognia ziemskiego, związany z mocą świętego ognia. Za jego sprawą ofiary składane w święty ogień idą ku Bogom, podobnie jak dusza człowieka podczas pochówku ciałopalnego. Jego moc wypala siły nieczyste oraz przegania choroby.
Rod - patron wspólnoty rodowo-plemiennej oraz słowiańskiego ludu. Władca ludzkiego losu, nad którym trzyma pieczę wspólnie z Rodzanicami. Opiekun rodziny oraz rodu złączonego więzami krwi. Zsyła ludzkie dusze z powrotem na ziemię, pomagając im odrodzić się w nowych ciałach, w nowym życiowym cyklu.
Rodzanice - trzy siostry - Boginie losu, zwane też Zorzycami, Sudjenicami lub Narecznicami. Przędą nić losu ludzkiego żywota, wyznaczając każdemu dziecku jego przeznaczenie. Najmłodsza rodzanica tworzy nić, kolejna przędzie ją w trakcie życia, najstarsza rodzanica ucina nić, kiedy nadejdzie czas śmierci.
Łada - zwana też Lelą, jest patronką piękna i miłości. Bogini wiązana z planetą Wenus. Łada jest żoną Dadźboga, trzyma pieczę nad pomyślnością rodziny i małżeństwa.
Marzanna - pani zimy i śmierci, snu, czarów oraz wojny, ale też ta, która daje urodzaj oraz plony. Jest boginią o dwóch przeciwstawnych obliczach. Córka Welesa i Mokoszy. Związana z Jaryło, ich tragiczny związek jest mitologicznym wyjaśnieniem cyklu rocznego.
Jaryło - Bóg młodości, wigoru, waleczności oraz płodności. Syn Peruna i Mokoszy. Jaryło jest mężem Marzanny, ich związek kończy się jego śmiercią. Jaryło budzi się do życia, po czym umiera w corocznym cyklu. Na Połabiu czczony pod imieniem Jarowit.
Strzybóg - nazywany też Poświstem lub Pogwizdem. Słowiański bóg wiatrów, mający w swej mocy kaprysy powietrznego żywiołu. Burzliwość wiatru przejawia się w charakterze swojego patrona, który bywa czasem łączony z domeną wojny oraz walki.
Dola - patronka pomyślności, szczęścia, zrządzenia losu. Bogini sprawująca pieczę nad człowiekiem, jego domem, dobytkiem, potomstwem. Daje siłę życiową człowiekowi w pokonywaniu trudności życiowych. Dola bywa zmienna i kapryśna; może być przychylna, ale również nieprzychylna.
Oczywiście uznajemy też innych Bogów panteonu, ale w naszej liturgii niekoniecznie dostępują oni regularnej czci. Szczególną rolę zawsze odgrywała u nas triada Perun - Mokosz - Weles oraz kult Słońca (Dadźboga). Długi czas główna liturgia była skupiona niemal wyłącznie wokół nich oraz Jaryły.
Dość rozbudowany panteon. Wielu badaczy tematu i innych żerców zapewne nie zgodzi się z częścią kompetencji danych bogów, ani tym bardziej z poszczególnymi stopniami pokrewieństwa. Zresztą materiał źródłowy do rekonstrukcji mitologii Słowian jest dość niejednorodny i pozwala na rozbieżne interpretacje. Czy rozbieżności pomiędzy panteonami Waszej i innych gromad są problemem? I czy zakładasz możliwość, że samemu dokonujecie jakiejś pomyłki przy opisywaniu panteonu? Jeśli okazałoby się, że tak jest, to co wtedy?
Panteon był publikowany publicznie w swojej pełnej wersji (tu pominąłem Bogów i Boginie, których uznajemy, ale nie zajmują Oni szczególnego miejsca w naszej liturgii) i poddany pod dyskusję - nie przypominam sobie jakichś szczególnych zastrzeżeń ze strony środowiska. Nie wydaje mi się on też nazbyt rozbudowany w stosunku do reszty gromad. Tak jak mówisz - uważam, że kwestie Boskie podlegają do pewnego stopnia rozbieżnym interpretacjom z samego względu na fakt, że jest to jedynie tłumaczenie na ludzki tego, co Boskie. Stąd o ile nie są to jawne zaprzeczenia tego, co wiemy, to nie mam większych problemów z rozbieżnościami. Co do pomyłek - nic wtedy. To przecież ostatecznie nie wpływa na szczerość czy sens kultu. No chyba, że jakieś odkrycie wywróciłoby do góry nogami cały sens rodzimowierstwa lub jakiejś jego części, ale to już abstrakcyjne rozważania. Jak do tej pory, wszystkie tego rodzaju "korekty" poniekąd pozostają w dopuszczalnych granicach, nie zaburzają sensu.
Możesz powiedzieć coś więcej o wspomnianym przez Ciebie ruchu tzw. Rodzimowierstwa Tradycyjnego?
Jest to nie tyle ruch, co pewna idea, pod którą podpisało się kilka gromad. W założeniu powstała jako odpowiedź na różne liberalne i eklektyczne pomysły coraz śmielej wdzierające się do rodzimowierstwa. W ramach RT odbyło się kilka nieformalnych zebrań, jeden zjazd i dwa razy Święto Roda połączone z wiecami, wyznaczone na ostatni weekend sierpnia. Jest też dorobek piśmienniczy w postaci Deklaracji Rodzimowierczej Tradycji z 2018, w ramach której uściślono założenia Rodzimowierstwa Tradycyjnego, a także zunifikowany panteon, który częściowo nakreśliłem wyżej. W przygotowaniu są mity, częściowo opracowane i opublikowane, w przyszłości pewnie też inne publikacje.
Pamiętam, że po opublikowaniu deklaracji Rodzimowierstwa Tradycyjnego pojawiło się kilka głosów umiarkowanej krytyki. Nie mówię teraz o krytyce założeń, która zazwyczaj przychodziła z zewnątrz środowiska, lecz o uwagach dotyczących tego, co kryje się w słowach Rodzimowierstwo Tradycyjne. Jeśli rodzima wiara jest - jak sam na początku zaznaczyłeś - "religią etniczną opartą na wierzeniach przedchrześcijańskich Słowian oraz ich kontynuacji zachowanej w późniejszym folklorze tych ludów", to mamy tu do czynienia z pleonazmem. Mało tego, pojawiły się głosy, że utworzenie Rodzimowierstwa Tradycyjnego nobilituje istnienie rodzimowierstwa nietradycyjnego, co jest z kolei sprzeczne z definicją (czy definicjami) rodzimej wiary.
To kwestia nazewnictwa. Ja najchętniej w ogóle nie używałbym pojęcia "Rodzimowierstwo", jest nienaturalne i źle brzmi - ale mimo to definiuje jakiś zakres pojęciowy. Problem w tym, że to pojęcie zaczyna być nieostre. Pod "zwykłym" rodzimowierstwem podpisuje się coraz większa grupa fantastów i zwykłych wariatów. Rodzimowiercami nazywają się bardzo liczni, internetowi statyści - czyli osoby, które nie biorą żadnego udziału w życiu środowiska i prawdopodobnie ich życie duchowe też nie jest zbyt bogate, a jednak są to osoby głośne i mające dużo do powiedzenia, co i jak się "powinno". Rodzimowierstwem nazywa się dziś prymitywny antyklerykalizm, liberalne mieszanie tradycji i kompletne szurstwo typu Wielka Lechia. Wreszcie, rodzimowiercami nazywają się też pewne grupy, których nawet inni rodzimowiercy za takowych nie uznają. Stąd ta, dość spontaniczna zresztą, chęć wyizolowania się. Poza tym - zdefiniowanie się tworzy sytuację, w której elementy pozostawione poza zbiorem też zostają do tego zobligowane.
Chram Stokroć (zdjęcie: Dawid Szymański) |
Skądinąd wiem, że pod pseudonimem Ziemisław Grzegorzewicz wydałeś dwie książki dotyczące rodzimowierczej teologii - "Wiara, Ziemia, Rodzina" i "O bogach i ludziach". W tej drugiej pojawiają się określenia takie jak Prawia i Jawia, które wywodzą się bezpośrednio ze stosunkowo niedawnego fałszerstwa, jakim jest tzw. "Księga Welesa". Co prawda zaznaczyłeś, że nazwy te nie zmieniają istoty świata, co więcej, sugerują funkcje poszczególnych światów. Nie mogę jednak nie zadać pytania, czy taka postawa nie uwierzytelnia niepotrzebnie jawnych fałszerstw, które są przecież niedyskusyjną szkodą dla poznania faktycznych wierzeń Przodków?
Fałszerstwo czy nie, "Księga Welesa" to donośna publikacja, która wywarła niemały wpływ na rozwój rodzimowierstwa na wschodzie i choćby z uwagi na to warta zainteresowania. Problemem byłoby traktowanie jej oczywiście jako źródła historycznego, ale terminy "Prawia" i "Jawia" - mam wrażenie - są od dawna szeroko rozpowszechnione w użyciu, także w Polsce. Stanowią dość naturalne uzupełnienie ciągu pojęciowego - trójdzielność świata jest chyba bezsprzecznie akceptowana przez polskich rodzimowierców, a to tylko pomocnicze nazwy. Można założyć, że tego rodzaju określenia funkcjonowały również tysiąc lat temu. Pewną analogię można zresztą zauważyć w przypadku rozpowszechnienia symbolu "Rąk Boga". Stąd nie uważam, żeby to było jakieś uwierzytelnianie fałszerstwa, jak sam zauważasz, to tylko nazwy nie zmieniające istoty świata, odnoszące się za to do koncepcji znanej nie tylko z kart "Księgi Welesa".
Na zakończenie - co Twoim zdaniem niesie przyszłość? Jakie widzisz perspektywy dla dalszego rozwoju polskiego rodzimowierstwa?
Odnoszę wrażenie, że przemija pewna epoka i rodzimowierstwo raczej ugruntuje się jako marginalny ruch, być może nawet bardziej ortodoksyjny niż dziś, jednak nigdy w znaczący sposób nie zmieniający swojej liczebności. Wyzwaniem jest wychowanie pokolenia dzieci w duchu rodzimej wiary, ale obawiam się że dzietność wśród nas jest na to zbyt niska i wciąż będzie to bardziej ruch konwertytów. Myślę, że też rozdźwięk - między faktycznymi rodzimowiercami a internetowymi statystami wybierającymi łatwą, płytką i areligijną pseudoduchowość w słowiańskich szatkach - będzie się pogłębiał na niekorzyść tych pierwszych w zakresie popularności, aż minie moda na słowiańskość i możliwość zarabiania na niej. Z drugiej strony dzieje się też dużo dobrego, powstają chramy, inicjatywy, rozwijane są idee, płomień jest nie tylko podtrzymywany, ale momentami zdaje się płonąć jaśniej i mocniej. Jedyne, co czasem niepokoi, to liczba i jakość ludzi stających w kręgu wokół niego. Ale to również zweryfikuje czas.
Fałszerstwo czy nie, "Księga Welesa" to donośna publikacja, która wywarła niemały wpływ na rozwój rodzimowierstwa na wschodzie i choćby z uwagi na to warta zainteresowania. Problemem byłoby traktowanie jej oczywiście jako źródła historycznego, ale terminy "Prawia" i "Jawia" - mam wrażenie - są od dawna szeroko rozpowszechnione w użyciu, także w Polsce. Stanowią dość naturalne uzupełnienie ciągu pojęciowego - trójdzielność świata jest chyba bezsprzecznie akceptowana przez polskich rodzimowierców, a to tylko pomocnicze nazwy. Można założyć, że tego rodzaju określenia funkcjonowały również tysiąc lat temu. Pewną analogię można zresztą zauważyć w przypadku rozpowszechnienia symbolu "Rąk Boga". Stąd nie uważam, żeby to było jakieś uwierzytelnianie fałszerstwa, jak sam zauważasz, to tylko nazwy nie zmieniające istoty świata, odnoszące się za to do koncepcji znanej nie tylko z kart "Księgi Welesa".
Na zakończenie - co Twoim zdaniem niesie przyszłość? Jakie widzisz perspektywy dla dalszego rozwoju polskiego rodzimowierstwa?
Odnoszę wrażenie, że przemija pewna epoka i rodzimowierstwo raczej ugruntuje się jako marginalny ruch, być może nawet bardziej ortodoksyjny niż dziś, jednak nigdy w znaczący sposób nie zmieniający swojej liczebności. Wyzwaniem jest wychowanie pokolenia dzieci w duchu rodzimej wiary, ale obawiam się że dzietność wśród nas jest na to zbyt niska i wciąż będzie to bardziej ruch konwertytów. Myślę, że też rozdźwięk - między faktycznymi rodzimowiercami a internetowymi statystami wybierającymi łatwą, płytką i areligijną pseudoduchowość w słowiańskich szatkach - będzie się pogłębiał na niekorzyść tych pierwszych w zakresie popularności, aż minie moda na słowiańskość i możliwość zarabiania na niej. Z drugiej strony dzieje się też dużo dobrego, powstają chramy, inicjatywy, rozwijane są idee, płomień jest nie tylko podtrzymywany, ale momentami zdaje się płonąć jaśniej i mocniej. Jedyne, co czasem niepokoi, to liczba i jakość ludzi stających w kręgu wokół niego. Ale to również zweryfikuje czas.
Fatalne wróżby. Sporo niewiary w tym ofiarniku. Niewiary w rozwój środowiska i intencje. Dobrej drogi !
OdpowiedzUsuń