sobota, 14 grudnia 2019

Pokrzyk, "Pokrzyk". Recenzja.

"Czerwono zasiałam,
A niebiesko wzeszło
Nie wie matka, ojciec
Do kogo mi tęskno"
Pokrzyk to niesamowita niespodzianka na folkowej scenie muzycznej. Ich twórczość można umiejscowić w bliskiej okolicy kapel tradycyjnych lub takich, które określa się jako grające muzykę tradycyjną w formie niestylizowanej. Z drugiej strony członkowie kapeli nie boją się eksplorować tradycyjnych melodii w sposób nieoczywisty, a jednak nie wykraczający poza pewną konwencję. Można powiedzieć, że Pokrzyk nieznacznie przesuwa granicę muzyki tradycyjnej poprzez aktywne w tej tradycji uczestnictwo. Pokuszę się więc o porównanie do WoWaKin lub Kapeli ze wsi Warszawa, z tym że Pokrzyk mimo wszystko porusza się w nieco innej przestrzeni niż pierwsza z wymienionych kapel i robi to lepiej niż ta druga (tak, piszę to z pełną powagą i świadomością).


5 grudnia 2019 roku premierę miała debiutancka EP'ka tej krakowskiej grupy nazwana po prostu "Pokrzyk". Ktokolwiek znał wcześniej tę kapelę z licznych potańcówek, ten zauważy pewną różnicę. Muzyka zaprezentowana na EP'ce jest zdecydowanie bardziej melancholijna, co widać najlepiej w utworze "Kujawiak o 3 nad ranem". Pozostałe pozycje, choć na pierwszy rzut oka (a może ucha) wydają się bardziej taneczne i żwawe, również mają w sobie niemało z tej melancholii.

Co zaś tyczy się wspomnianej wyżej nieoczywistej eksploracji tradycyjnych melodii, to Pokrzyk wydobywa z nich w pełni cały ich transowy potencjał. Wykorzystując etniczne instrumentarium, jak najbardziej obecne w muzyce polskiej wsi, zespołowi udaje się nadać tej muzyce bardziej współczesny sznyt. Staje się więc ona swoistym pomostem pomiędzy muzyką etniczną a współczesnymi ciągotkami miasta, choć i to nie jest wyrażone wprost. Dzięki temu Pokrzyk nada się zarówno do tańca w trakcie potańcówki pod strzechą, jak i do pobujania się na współczesnych cudacznych festiwalach "kultury psychodelicznej" typu Goadupa, LAS Festival, czy Dharma (zwłaszcza, że czasem zaprasza się na nie takie zespoły jak Yurodivi, czy Laboratorium Pieśni). Muzyki tej podobno słucha się dobrze również pod wpływem różnych, wiadomych substancji (sam nie próbowałem, kolega opowiadał, choć możecie nie wierzyć).


Oczywiście wszystko o czym napisałem powyżej nie udało by się gdyby nie spory talent członków kapeli. Nie wiem jak cudowne i nieprawdopodobne zjawiska we wszechświecie musiały zajść, by w jednym projekcie zmieścić tylu tak dobrych muzyków. W twórczości Pokrzyku, choć czuć, że zapewne często radośnie improwizowanej, nic nie jest przypadkowe. Wszystko pojawia się tak jak powinno, skrzypce, flet, cymbały, basy, bęben obręczowy i baraban. Wszystko ma swoje miejsce.

Ocena końcowa, jaką wystawiam debiutanckiemu albumowi tej krakowskiej kapeli: 10/10!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz