"Po ziemi czarnej wędruję zmierzchem
Snów szukam wśród prochów umarłych
Zielonym lasu oddycham cieniem
Drzew co na krwi mej wyrosły"
O "Wziemiozstąpieniu" (2012) krakowsko-nowosądeckiej kapeli Jarun napisano już wiele recenzji, mniej lub bardziej trafnych. Możliwe jest, że album ten znany jest również części naszych czytelników. Niemniej uważam, że warto bliżej przyjrzeć się tej płycie, zwłaszcza że niedawno doszło do wznowienia jej nakładu.
Jeśli chodzi o przypisanie muzyki znajdującej się na "Wziemiozstąpieniu" do jakichś ram gatunkowych jest to zadanie z pozoru niełatwe. Niewątpliwie mamy tu do czynienia z black metal'em, tudzież z pagan metal'em, jednak owe "szufladki" nie opisują zawartości albumu w wystarczającym stopniu. Pojawia się tu parę niestandardowych elementów, na tyle wpływających na całokształt brzmienia, by móc pokusić się o dodanie kilku przedrostków w stylu "progressive", "alternative", a także "neofolk". Z resztą, w czeluściach internetu można znaleźć niemało opisów muzyki zespołu jako "folk metal", bądź "folk pagan metal" wraz ze zwracaniem uwagi na rzekome elementy muzyki tradycyjnej. Jednakże elementy tradycji jako takiej na albumie nie pojawiają się w ogóle. Jest to bardziej myślenie życzeniowe, w oparciu o współczesne, miejskie wyobrażenie o dawnych czasach. Z kolei sam zespół, z tego co się orientuję, nie patrzy przychylnym okiem na stawianie ich na jednej półce z kapelami folk pagan metal'owymi, poniekąd na przekór runicznemu logo, pogańskiemu idolowi na okładce, imieniu słowiańskiego boga wiosny w nazwie i tekstom, w których wyraźnie czuć pogańskiego ducha.
Ustosunkowując się bliżej do samej muzyki zawartej na "Wziemiozstąpieniu", jest ona bardzo spójna, choć w żadnym wypadku monotonna. Często i gęsto pojawiają się ściany gitar i mnóstwo wrzasków, jak na black i pagan metal przystało, są one jednak przeplatane neofolkowymi wstawkami granymi na gitarze akustycznej. Nawet jeden z utworów, "Przebudzenie", jest w całości utrzymany w tej akustycznej, neofolk'owej konwencji. Bywa czasem, że gitara akustyczna towarzyszy pozostałym instrumentom ciekawie rozbudowując kompozycje. Trzeba też zaznaczyć, że jak na tak ciężką muzykę pojawia się tu dużo melodii, dzięki czemu żaden utwór nie jest bezsensowną sieczką. Najspokojniejszym utworem znajdującym się na "Wziemiozstąpieniu" jest zamykająca album "I znowu zima...". Choć różni się on znacząco od reszty, nadal czuć, że jest on integralną częścią całości. Liczę to bardzo na plus.
Co zaś się tyczy tekstów piosenek, są one prawdziwym majstersztykiem: pełne poetyckości, choć bez zbędnego patosu. Odwołują się do natury, a także w ograniczonym stopniu do bliżej nieokreślonego "pogaństwa", choć w zgodzie jedynie z naszym współczesnym wyobrażeniem o tych sprawach.
Ocena końcowa jaką przyznaję "Wziemiozstąpieniu" to 10/10! Choć fanem black metalu nie jestem nawet w znikomym stopniu, to jednak Jarun stworzył muzykę niezwykle przystępną i poruszającą nawet takie osoby jak ja. :) Polecam serdecznie!
Moim zdaniem bardzo fajnie opisany problem. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń