niedziela, 26 kwietnia 2020

Czy źródła dotyczące religii dawnych Słowian są wyczerpane?

Wiktor Michajłowicz Wasniecow, "Bogatiri", 1898 (domena publiczna)
Zdecydowana większość badaczy religii/wierzeń średniowiecznych Słowian jest zgodna, co do odpowiedzi na pytanie postawione w tytule. Ilość źródeł pisanych dotyczących interesującego nas zagadnienia jest skończona. I nie ma znaczenia czy mowa tu o hiperkrytykach, którym poglądy przyciemniają osąd (typu D.A. Sikorski), czy o bardziej optymistycznych reprezentantach wielu nauk, takich jak historia, etnologia, antropologia kultury, antropologia religii, religioznawstwo, czy językoznawstwo. Choć każdy z nich, z racji dziedziny naukowej, w ramach której się porusza, może dochodzić do zupełnie różnych, wykluczających się wzajemnie lub uzupełniających wniosków, to w jednej sprawie pozostają niemal zgodni. Źródeł pisanych nie przybędzie i nieważne jak bardzo byśmy tego chcieli, stan ten nie ulegnie zmianie. Tym samym, pełnego obrazu starosłowiańskich wierzeń nigdy nie uzyskamy. Możemy tylko starać się "uszczegółowić pewne fakty"1, uszczegółowić niektóre bliżej znane nam fragmenty całościowego obrazu.

Z kolei zupełnie inną kwestią są źródła archeologiczne. Tych stale przybywa, a to za sprawą kolejnych wykopalisk. Problemem pozostaje jednak metoda, jaką określa się kultowy/sakralny charakter odnajdywanych obiektów. Na szczęście i na tym polu dokonuje się postępów, a (nie aż tak powszechny, jak mogło by się wydawać) zwyczaj przypisywania sakralnych właściwości każdemu napotkanemu obiektowi o nieznanym przeznaczeniu przemija na naszych oczach. Miejmy nadzieję, że bezpowrotnie. W ostatnich latach dokonuje się również rewizji dotychczasowych, często czysto intuicyjnych ustaleń. Mało tego, badanie odnajdywanych artefaktów to nie wszystko, czym pochwalić się może archeologia. Niedawno postawione hipotezy dotyczące sakralnej waloryzacji przestrzeni (np. wyspy i grody kultowe2) również przybliżają nas do lepszego poznania religijności dawnych Słowian. W tym miejscu pragnę polecić prace prof. Wojciecha Chudziaka, Kamila Kajkowskiego, czy Pawła Szczepanika.

Kolejnym rodzajem źródeł, które zaprzęga się do badań nad religią dawnych Słowian są podania etnograficzne. Choć niektórzy (np. znów ten nieszczęsny Sikorski) odmawiają im przydatności, wskazując na wiele problemów z nimi związanych, jakoby nie mogły nam powiedzieć nic o czasach dawniejszych, to jesteśmy w stanie wykazać (tylko!) dla części z nich ciągłość od (jeśli nie wczesnego, to od pełnego) średniowiecza, ich przybliżoną wędrówkę, a także transformacje, jakim ulegały na przestrzeni dziejów. To dużo, choć przesadny optymizm może być jednak zgubny, gdyż niektóre zwyczaje faktycznie formowały się dużo później i pod wpływami zewnętrznymi (nie tylko chrześcijańskimi, ale i chociażby germańskimi: patrz np. sabaty czarownic na łysych górach). Innym problemem są zmiany cywilizacyjne. Zaszczepiony w wielu Polakach przez rządy komunistyczne wstyd przed wiejskim pochodzeniem spowodował faktyczne, mniejsze lub większe, oderwanie od korzeni. Bywało też, że tępienie wszelkiego "zabobonu" przez miniony ustrój przy jednoczesnym wysiłku etnografów dawało zaskakujące efekty. Dobrze zobrazuje to przykład zaczerpnięty z książki "Ostatni wiejscy muzykanci" Andrzeja Bieńkowskiego:
"Kontakt z gusłami był rzeczą poważną i groźną i ci ze znanych mi muzykantów, którzy się z nimi zetknęli, mówili mi o tym w tajemnicy. Inna sprawa, że wielu z nich rychło zorientowało się, że można zainteresować tymi opowieściami na estradzie przy okazji <<folklorów>> czy w radiu, i zaczęli wymyślać niestworzone rzeczy na temat muzykanckich guseł"3.
Z czerpaniem z folkloru wiąże się jeszcze inny problem, który znany jest wielu etnografom, mianowicie "zbyt obeznany informator", który może dzielić się z badaczem rzeczami nieznanymi pozostałym mieszkańcom wsi. W tym znaczeniu, że zmyśla, a nie dzieli się jakąś wiedzą tajemną.

Co zaś tyczy się odpowiedzi na postawione pytanie w odniesieniu do podań etnograficznych, to póki co nie jest ona pozytywna, niemniej nieuniknione, że w przyszłości taką się stanie i nie mam tu na myśli jedynie faktu, iż nie wszystkie tego typu źródła zostały jeszcze zaprzęgnięte do badań nad wierzeniami Słowian. Źródła etnograficzne są zależne przede wszystkim od ludzi, od których przecież pochodzą. Informatorów zaznajomionych z "wsią magiczną" z każdym rokiem ubywa, a etnografowie coraz częściej zmuszeni są pozyskiwać relacje od ich dzieci i wnuków, którzy "coś tam jeszcze pamiętają" o działaniach swoich babć i dziadków. Na horyzoncie pojawia się również kolejny problem. Nowi fascynaci słowiańskich tradycji, którzy biorą się za ich kultywowanie, również pozostają w kręgu zainteresowań etnografów i etnologów. Mowa tu np. o rodzimowiercach, którzy co prawda starają się (a przynajmniej tak na ogół deklarują) możliwie przybliżyć w swym kulcie do wiary przedchrześcijańskich przodków, to jednak mogą robić to, czy też raczej robią to (i nie jest to złośliwość, tylko suchy fakt) w zgodzie z własnym, współczesnym wyobrażeniem na ten temat, czasem nawet pod wpływami idei, które dawnym Słowianom niezaprzeczalnie nie były znane. Jeszcze do niedawna nie przyszłoby mi do głowy, by ktokolwiek mógł rodzimowierczy kult traktować jako punkt odniesienia dla badań nad wierzeniami dawnych Słowian4, lecz jak się okazuje, Konrad Kośnik (współautor książki "Indygeniczna psychologia Słowian. Wprowadzenie do realnej nauki o duszy", Kraków 2018) niedawno wskazywał na pewne możliwości poznawcze poprzez porównanie dawnej i współczesnej religii Słowian5. Na marginesie posłużę się jeszcze przykładem dużo jaskrawszym. W kręgu zainteresowań obecnego pokolenia etnografów znajdują się również "współczesne wiedźmy" i instruktorki "słowiańskiej jogi czarownic". Powstają na ich temat nawet prace naukowe6. Tutaj naprawdę ciężko sobie wyobrazić analogiczne próby porównywania, gdyż owe "współczesne czarownice" i instruktorki "słowiańskiej jogi czarownic" mają w zwyczaju bronić autentyczności (tj. pradawnego rodowodu) swoich praktyk duchowych powołując się między innymi na "Księgę Welesa", czy "Wedy Słowiańsko-Aryjskie", które, jak dobrze wiemy, są niedawnymi fałszerstwami.

Czy jednak archeologia i etnografia to jedyne dziedziny, które mogą przynieść nam nowe źródła dotyczące religii/wierzeń dawnych Słowian? Okazuje się, że nie. Choć na wstępie wskazałem na zgodność badaczy co do kwestii skończoności źródeł pisanych, nie znaczy to wcale, że są one zupełnie wyczerpane, ani tym bardziej w pełni wyeksploatowane. Pewien potencjał badawczy kryje się w źródłach kaznodziejskich. Jak twierdzi prof. Krzysztof Bracha, źródła te pozostają w 90% nieprzebadane! Prof. Bracha wskazuje na wartości poznawcze kryjące się między innymi w łacińskich kazaniach, średniowiecznych modlitwach, komentarzach do dekalogu (gł. I przykazania), źródłach inkwizycyjnych, czy marginaliach w rękopisach7, które to źródła pozostają często poza zainteresowaniem wielu badaczy.

Pewne nadzieje można pokładać również w źródłach arabskich, które już teraz stanowią nieopisaną wartość nie tylko dla badań nad wierzeniami, ale szerzej, nad obyczajowością i dziejami Słowian. Wiele z tych źródeł pozostaje nieprzetłumaczonych, a pewna (nieznana) ich ilość nawet nierozpoznanych. Tkwią bowiem nieskatalogowane (!) w bibliotekach i w archiwach przy uniwersytetach i meczetach, chociażby w Bagdadzie i innych dużych ośrodkach miejskich, gdzie kwitło życie intelektualne8.

Oczywiście wymienione powyżej źródła kaznodziejskie i arabskie, nawet jeśli po dokładnym zbadaniu okażą się zawierać interesujące nas informacje, wcale nie muszą (i raczej tego nie zrobią) zrewolucjonizować naszej wiedzy o religijności dawnych Słowian. Prawdopodobne, że byłyby w stanie uzupełnić (zaledwie) kilka z naprawdę wielu białych plam. Pamiętajmy też, że owych możliwych nowych źródeł będą dotyczyć te same problemy źródłoznawcze, które dotyczą obecnie nam znanych.

Jak widzimy, ultra-pesymizm nie jest wskazany, ale również hurra-optymizm zdaje się być niezbyt uzasadniony.

PS. Celowo nie opisałem w tym artykule potencjału, który kryje się w prawidłowo zastosowanych studiach porównawczych. Pytanie postawione w tytule dotyczyło samych źródeł, nie wszystkich możliwości badawczych.

Spodobała Ci się powyższa treść? Możesz postawić twórcy kawę [w tym miejscu].

Przypisy:
1 Grzegorz Antosik, "Podsumowanie" [w:] Grzegorz Antosik, Michał Łuczyński, "Badania nad wierzeniami Słowian. Wczoraj, dziś, jutro", Muzeum Mitologii Słowiańskiej, Owidz 2020, s. 216
2 Kamil Kajkowiski, "Wyspy jako symboliczne centra wczesnośredniowiecznych mikroregionów osadniczych Pomorza Środkowego" [w:] "Mity, kult i rytuał. O duchowości nadbałtyckich Słowian", wyd. Triglav, Szczecin 2017, s. 33-56; Kamil Kajkowski, "Fenomen grodów kultowych" [w] "Obrzędowość religijna Pomorzan we wczesnym średniowieczu. Studium Archeologiczne", wyd. Chronicon, Wrocław 2019, s. 107-121.
3 Andrzej Bieńkowski, "Muzykanci a czary" [w:] "Ostatni wiejscy muzykanci", Wydawnictwo Muzyka Odnaleziona, Warszawa 2012, s. 49.
4 Choć istotnie zdarza się, że rodzimowiercy potrafią wykopać ze źródeł prawdziwe perełki lub wskazać nowe (nie zawsze w pełni uzasadnione, ale jednak nowe) możliwości interpretacyjne omawianego materiału.
5 "Badania nad wierzeniami Słowian. Wczoraj, dziś, jutro", Muzeum Mitologii Słowiańskiej, Owidz 2020, s. 115.
6 Np. Jagoda Kurek, "Współczesna wiedźma polska. Magia w kontekście kobiecości", Warszawa 2017.
7 "Badania nad wierzeniami Słowian. Wczoraj, dziś, jutro", Muzeum Mitologii Słowiańskiej, Owidz 2020, s. 24.
8 Informację tę zawdzięczam Patrykowi Wierzchoniowi.

Zobacz także:

1 komentarz:

  1. Jak już przytoczony został prof. Bracha, to dodam, że jego odkrycie nowych wzmianek o święcie Stado nie wzbudziło w ogóle zainteresowania wśród naukowców. Za to dla rodzimowierców jego odkrycie stało do punktem wyjścia dla dalszych poszukiwań i rekonstrukcji (wznowienia) tego święta po około 500 latach. Tak to wygląda. Naukowcy na ogół są opieszali, poza kilkoma fajnymi wyjątkami (niecierpliwie czekam na nową książkę Szczepanika!).

    OdpowiedzUsuń