niedziela, 3 maja 2020

Percival Schuttenbach, "Postrzyżyny". Recenzja.


Na łamach naszego bloga niejednokrotnie zaznaczaliśmy, że dobrą muzykę warto promować niezależnie od tego, kiedy została wydana. W przypadku zespołu Percival Schuttenbach mogłoby nie mieć to zastosowania, zważywszy na to jak sławny jest to zespół. Jednakże istnieje pewien ich album, który raczej nie jest powszechnie znany. Mowa o EPce "Postrzyżyny" wydanej w 2012 roku.

Na "Postrzyżyny" składa się sześć utworów. Trzy pierwsze z nich - "Okrótna pomsta (Przelejmy krew)", "Svantevit (Zwycięstwo starej wiary)" i "Satanael (Złowrogie miłosierdzie)" - są wstępnymi wersjami piosenek, które w następnym roku znalazły się na albumie "Svantevit". Dostrzegalne są pewne nieznaczne różnice między tymi nagraniami a finałowymi wersjami. Może to tylko kwestia miksu, a może czegoś innego. Myślę jednak, że dla większości słuchaczy są to różnice pomijalne.

Co zaś tyczy się pozostałych piosenek, to są to dość ciekawe perełki. Co prawda zespół postanowił dwa z nich nagrać ponownie od podstaw na potrzeby albumu "Strzyga" (2016). Nowsze wersje oczywiście różnią się diametralnie jakością i delikatnie aranżacją, jednakże to na "Postrzyżynach" wypadają one lepiej. Prywatnie jestem zdania, że lepiej, gdyby na tym poprzestano. Mowa tutaj o utworach "Rodzanice" (nagranych specjalnie na potrzeby konkursu Eurowizja 2009) i "Buba". Drugi z nich został stworzony w ramach projektu Troll Schuttenbach będącego wypadkową współpracy Percivala Schuttenbacha z Robertem Jaworskim z Żywiołaka. Nie byłbym sobą, gdybym nie przyczepiłbym się do tego i owego: 1) Nie wiem jaki jest sens nazywać osobną nazwą współpracę, która zakończyła się na jednym utworze; 2) Postać, od której zespół wziął swoją nazwę była gnomem, nie trollem. Zostawiając już czepialstwo za sobą, trzeba powiedzieć szczerze, że ta współpraca wyszła fenomenalnie! "Buba" to prawdziwy majstersztyk. Połączenie dotychczasowego stylu Percivali z lirą korbową Roberta Jaworskiego daje piorunujące wrażenia. Szkoda, że na tym jednym utworze się skończyło.


Na "Postrzyżynach" pojawia się jeszcze "Hymn Watahy" będący pieśnią bitewną drużyny wojów słowiańskich Wataha. Jest to najbardziej oryginalna perełka ze wszystkich, bowiem jedyna wersja tego utworu nagrana przez Percivala Schuttenbacha obecna jest tylko na tym albumie. Co prawda nie porywa tak jak pozostałe piosenki, jednak również słucha się jej przyjemnie, a spokojniejsze momenty wygrywane na gitarze i flecie potrafią przyprawić o gęsią skórkę.

Ocena końcowa: 10/10.

Zobacz również:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz