"Więc kochaj mnie nieprzytomnie
Bym mogła znowu powrócić
W skrzydłach wieczności przylecieć
By się zatracić w tobie
Więc kochaj mnie nieprzytomnie
Bym ci się mogła opierać
W skrzydłach wieczności powrócić
I w twych ramionach umierać"
Najnowszy album Żywiołaka, "Wendzki sznyt", jest pozycją cokolwiek niejednoznaczną i pokusiłbym się o stwierdzenie, że również kontrowersyjną. Z jednej strony kapela roztacza nam swoją autorską wizję fantastycznej Słowiańszczyzny, z drugiej zaś jesteśmy przez zespół częstowani cytatami z kronik i innych źródeł dotyczących słowiańskich ludów doby wczesnego średniowiecza. Ta niejednoznaczność jest zarówno tym, za co można ów album pokochać, jak i tym, za co można chcieć go odłożyć na półkę i już więcej do niego nie wracać. Mi osobiście bliżej do tej pierwszej opcji.
"Wendzki sznyt" rozpoczyna się tam, gdzie skończyły się "Pieśni pół/nocy", tj. w motywie z utworu "Po morze" zamykającego poprzedni album. "Christiana mare", której tekst został napisany na podstawie "Troi północy" Zofii Kossak i Zygmunta Szatkowskiego (tej książce poświęcimy zapewne osobny wpis) i "Polskich tradycji morskich" Hieronima Kroczyńskiego, opowiada głosem Roberta Wasilewskiego o strasznych nieszczęściach, których doświadczyć mieli Żydzi zamieszkujący Moguncję, Wormację, Trewir i Bawarię z winy ekspansywnego chrześcijaństwa. Niestety zweryfikowanie padających w tym utworze informacji lub chociaż określenie ich potencjalnej wiarygodności i prawdopodobieństwa leży poza moimi kompetencjami. Niemniej jednak, takie rozpoczęcie albumu doskonale zarysowuje nam klimat, w jakim utrzymana będzie reszta kompozycji.
W "Morskim królu" gościnnie udzielili się Igor Górewicz z "Drużyny Grodu Trzygłowa" oraz członkowie kapeli Percival Schuttenbach - Mikołaj Rybacki i Joanna Lacher. Treść utworu przysparza mi najwięcej problemu spośród wszystkich na tej płycie. W narracji pierwszoosobowej opowiadać ma on jakoby o przygodach chąśników, z wyszczególnieniem napadu na norweską Konungahellę. To, co w "Morskim królu" jest tak kłopotliwe to skrajny synkretyzm religijny w słowach podmiotu lirycznego. Z jednej strony odwołuje się on do "Maryi, bogini wojny" i Jezusa mającego wypłacić żołd, z drugiej strony prosi on "morza świata całego, kipiele bijące pod prąd" o "obmycie z pogańskiego trądu" i w domyśle o pomyślność i przychylność w nachodzącej walce, a "Ojca, syna i święte duchy" traktuje jako "wszystkich co w Trygławie siedzą" (na marginesie dodam, że wiąże się to z niezwykle ciekawą koncepcją, w której w ujęciu panteistycznym pomorski Trygław traktowany jest jako deus otiosus).
Następnie przychodzi czas na zdecydowanie spokojniejszą kompozycję. "We cnocie" to aranżacja tradycyjnej pieśni kaszubskiej. Omówić go należy w zestawieniu z pojawiającym się później utworem "Boga nie znawszy" (z gościnnym udziałem Joanny Lacher) bazującym na pochodzącym z VIII wieku liście św. Bonifacego do anglosaskiego króla Mercji Æthelbalda. W owym liście pojawiają się informacje na temat moralności mieszkańców Saksonii i kar jakie wówczas spotykały cudzołożników. Oba utwory, "We cnocie" i "Boga nie znawszy", są interesującą odmianą w muzyce pagan folkowej, gdyż z reguły w tym gatunku powielane są wyobrażenia o zgoła hipisowskiej wolności seksualnej dawnych ludów.
W "Morskim królu" gościnnie udzielili się Igor Górewicz z "Drużyny Grodu Trzygłowa" oraz członkowie kapeli Percival Schuttenbach - Mikołaj Rybacki i Joanna Lacher. Treść utworu przysparza mi najwięcej problemu spośród wszystkich na tej płycie. W narracji pierwszoosobowej opowiadać ma on jakoby o przygodach chąśników, z wyszczególnieniem napadu na norweską Konungahellę. To, co w "Morskim królu" jest tak kłopotliwe to skrajny synkretyzm religijny w słowach podmiotu lirycznego. Z jednej strony odwołuje się on do "Maryi, bogini wojny" i Jezusa mającego wypłacić żołd, z drugiej strony prosi on "morza świata całego, kipiele bijące pod prąd" o "obmycie z pogańskiego trądu" i w domyśle o pomyślność i przychylność w nachodzącej walce, a "Ojca, syna i święte duchy" traktuje jako "wszystkich co w Trygławie siedzą" (na marginesie dodam, że wiąże się to z niezwykle ciekawą koncepcją, w której w ujęciu panteistycznym pomorski Trygław traktowany jest jako deus otiosus).
Następnie przychodzi czas na zdecydowanie spokojniejszą kompozycję. "We cnocie" to aranżacja tradycyjnej pieśni kaszubskiej. Omówić go należy w zestawieniu z pojawiającym się później utworem "Boga nie znawszy" (z gościnnym udziałem Joanny Lacher) bazującym na pochodzącym z VIII wieku liście św. Bonifacego do anglosaskiego króla Mercji Æthelbalda. W owym liście pojawiają się informacje na temat moralności mieszkańców Saksonii i kar jakie wówczas spotykały cudzołożników. Oba utwory, "We cnocie" i "Boga nie znawszy", są interesującą odmianą w muzyce pagan folkowej, gdyż z reguły w tym gatunku powielane są wyobrażenia o zgoła hipisowskiej wolności seksualnej dawnych ludów.
"Od Dobrzynia do Golubia ludzie powiadająOprócz tych niespodziewanych elementów Żywiołak porusza się również w dotychczasowych rejonach twórczości. Pojawiają się tu dwa utwory wykorzystujące wiersze Bolesława Leśmiana. Pierwszy z nich to "Dziadyga", który swobodnie może rościć sobie prawa do nazwania godnym następcą "Psychoteki". Psychodeliczny i przaśny klimat kompozycji idealnie został oddany w nietypowym, bo utrzymanym w steampunkowej konwencji teledysku. Drugim utworem wykorzystującym wiersz Leśmiana jest "Dzień ósmy". Jest on raczej rockowy i psychodeliczny, jednakże jego refren zahacza o obrzeża muzyki popularnej. Będę zdumiony, jeśli do tej piosenki nie powstanie kolejny teledysk.
Drwęckie panny w świątek moc wciągają"
"O nikim jeszcze śmierć nie zapomniała
Cicha goniła. Kania porywała"
Na albumie obecne są również odwołania do rodzimej demonologii. W "Dziadydze" pojawia się rusałka, w "Cichej" Cicha i Kania, a w "Oj ty kanio" również Kania. W utworach "Anomalia Kaszubskie" i "Kościsko" słyszymy relację Jaromira Szroedera na temat przypadkowego odnalezienia wielkich szkieletów stolemów - kaszubskich olbrzymów. Swoją drogą "Kościsko" idealnie sprawdziłoby się jako intro całego albumu.
Omawiając teksty zawarte na "Wendzkim sznycie" zatrzymamy się jeszcze przy "Klątwie Wendów". Usłyszymy tu fragmenty kronik i innych źródeł pisanych dotyczących Słowian (Gall Anonim, Codex Anhalthinus, Helmold, Kanrzow i Ibrahim Ibn Jakub) opowiedziane głosem Igora Górewicza. Jest to jedna z ciekawszych pozycji na płycie.
Ustosunkowując się do samej muzyki zawartej na albumie jest to kontynuacja drogi, do której Żywiołak powrócił na "Pieśniach pół/nocy". Jest to większością mroczna i psychodeliczna (czasem również przaśna) muzyka pagan folkowa odwiedzająca czasem rejony muzyki rockowej. Jednakże, ze względu na sporą ilość pojawiających się lektorów, mamy tu do czynienia w pewnym stopniu ze swego rodzaju słuchowiskiem muzycznym. Zdecydowanie polecam słuchać "Wendzkiego sznytu" jako niepodzielnej całości, mimo że poszczególne utwory bronią się również samodzielnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz