wtorek, 3 lipca 2018

Wywiad z żercą: Tomasz Poświst Rogaliński

O rodzimowierstwie słowiańskim słyszał na pewno każdy pasjonat słowiańskiej kultury. Niemniej jednak wiedza na temat tego czym jest rodzimowierstwo, jak ono działa, w jaki sposób sprawuje się kult słowiańskich bogów, na czym ten kult się opiera i kim są ludzie kryjący się pod zagadkowym pojęciem "żercy" pozostaje dla wielu niewiadomą. Postanowiliśmy przybliżyć ten temat naszym czytelnikom zapraszając do rozmowy Tomasza Pośwista Rogalińskiego, żercę świętokrzyskiej gromady Gontyna.

Tomasz Poświst Rogaliński na obchodach Święta Stado w Owidzu, 2017
(zdjęcie: Sylwia Dziadoń, RW Gniazdo Koszalin)
Czym dla Ciebie jest rodzima wiara?

Rodzima wiara to dla mnie wyznanie, co oczywiste, skoro jestem rodzimowiercą. Jest jednak czymś więcej. Jest osią różnorodnych zainteresowań i sposobu życia. Kolejno:

Sposób życia:
Prócz sprawowania kultu, obchodów świąt i spotkań z innymi rodzimowiercami wynikających wprost z wiary, w owym sposobie życia mieści się np. dość bliski kontakt z naturą, w tym wyprowadzka z miasta.  Zawsze spędzałem sporo czasu na łonie natury a po skończeniu studiów usiłowałem wyprowadzić się  na wieś. Z przyczyn materialnych było to trudne. Około trzydziestki zamieszkałem w wynajmowanym domu w lesie, po czterdziestce wreszcie wyprowadziłem się do własnego domu na wsi.  Trudno powiedzieć jaki udział w podjęciu tej decyzji miało rodzimowierstwo ale z pewnością duży.  Nadal często wędruję po lasach, łąkach. Gdy siadam po jakimś wielkim drzewem, przymykam oczy, czuję spokój świata, otoczenia, przyrody, i jej trwałość i to, że i ona, i ja, jesteśmy we właściwym miejscu. To sacrum, które do mnie mówi.  Taki sposób życia wynika u mnie z wyznania i dla mej wiary jest niezbędny.

Zainteresowania:
Duża część hobby, aktywności łączy się z przyrodą bądź bezpośrednio z docieraniem do dawnych miejsc kultu lub ważnych dla mnie historycznie. Spora część aktywności fizycznej jest związana z pokonywaniem mało industrialnego terenu. Jazda samochodem off-road, jazda konna, narty biegowe, biegi na orientację interesowały mnie najbardziej. Znacznie bardziej cieszyły mnie wędrówki, nie szlakami, konna jazda nie drogami lecz wprost przez las czy nadrzeczne łąki. Myślę, że łączy się to z przeżywaniem otoczenia, z emocjami wynikającymi z poczucia łączności z czymś wielkim, przedwiecznym, potężnym lecz przyjaznym. W efekcie zostałem Przewodnikiem Świętokrzyskim, Jurajskim, po terenach dawnego województwa katowickiego, Instruktorem Przewodnictwa.  Zainteresowania historyczne dotyczą geograficznie terenów Słowian, w jeszcze większym  stopniu ziem polskich, w okresie od początku epoki brązu do średniowiecza. Szczególna atrakcyjność takiego obszaru historii związana jest z kształtowaniem naszych wierzeń, sposobów myślenia, naszego języka, etnosu.  Muzyka, która sprawia mi największą przyjemność to bałkański folk (głównie Serbia, Macedonia, Czarnogóra i Bułgaria).  To wszystko nie oznacza, że nie mam innych zainteresowań typu nowoczesne wzornictwo czy hard rock (Led Zeppelin, Deep Purple itp.). Mam jednak wrażenie, że dominuje kompleks wyznaniowo kulturowy. Oddziałuje na sposób myślenia i postrzegania świata.

Skąd wzięło się u Ciebie zainteresowanie tym tematem?

Zainteresowanie początkami Słowian pojawiło się we wczesnym dzieciństwie. To były czasy przygotowywania się do obchodów 1000-lecia państwa polskiego (lata -60  w.), w tym niebywały rozwój badań archeologicznych, oraz same obchody. Byłem widzem na pierwszych Dymarkach Świętokrzyskich. Jadąc samochodem z Kielc do Nowej Słupi, gdzie miał miejsce spektakl, obserwowałem dymy unoszące się ze szczytów gór. To były wici zawiadamiające o Dymarkach. Rosłem w otoczeniu interesującym się przeszłością Polski, również przeszłością sprzed umownej daty początków państwa czyli sprzed daty chrztu księcia Mieszka.  Poszukiwałem książek, również dotyczących duchowości przodków. Nie było wielu takich sensu stricto, ale w historycznych nawet tytuły wciąż nawiązywały do starych wierzeń. Należy zaznaczyć, że ówczesny stan wiedzy jest dzisiaj postrzegany jak wysoce niewystarczający. Jako przykład pięć książek:
  • Bogusław Gediga -  „Śladami religii Prasłowian”, Ossolineum Wrocław 1976
  • Jerzy Głosik - „W kręgu Światowita”, KAW Warszawa 1979
  • Janusz Roszko - „Pogański książę silny wielce”, Iskry Warszawa 1970
  • Janusz Roszko - „Kolebka Siemowita”, Iskry Warszawa 1974
  • Paweł Jasienica - „Słowiański rodowód” PIW Warszawa 1961
Mój podziw dla piękna pierwotnej przyrody, nadrzecznych łąk i wiedza dotycząca Słowian zetknęły mnie w 1978 r. z rzeczywistym kultem, zorganizowanym. Na XX Jubileuszowym Harcerskim Rajdzie Świętokrzyskim spotkałem nieharcerską grupę nieco starszych ode mnie osób, którzy zaprosili mnie na swoje ognisko. Miałem swoją grupę z którą szedłem na rajdzie, więc przysiadłem się jedynie na krótko, spędziłem z nimi część wieczoru. Rozmawialiśmy o dawnych wiekach, Słowianach, słowiańskich bogach, miejscach kultu, o starych obrzędach. Rozmówcy byli zaskoczeni tym, że do harcerstwa przeniknęło wiele starych obyczajów (strażnicy ognia, świętość ogniska obrzędowego, przy braku sztandaru przysięganie na ogień lub Słońce itp.). Poprosili mnie o nr telefonu (byłem w tej mniejszości społeczeństwa, która miała telefon) i po pewnym czasie odezwali się. Stałem się jednym z Ludzi Mgieł (dzisiaj Gontyna, czasami używamy starej nazwy, głównie w odniesieniu do osób), uczestniczyłem w obrzędach, spotkaniach, dyskusjach. Pomagałem w sprawowaniu kultu.

Perunica, lipiec 2017 r. (zdjęcie: Małgorzata Bełżycka-Pietraszczyk)
Jak to się stało, że zostałeś żercą?

Stan Wojenny wprowadzony 13 grudnia 1980 r. stał się katastrofą nie tylko Polski w ogóle ale i dla wielu ludzkich aktywności, w tym dla naszej działalności wyznaniowej. Katastrofa ta miała wieloaspektowy wymiar. Wielu z nas studiowało w innych miastach co utrudniało kontakt (ja od 1979 r. uczyłem się w Lublinie). Na to nałożyły się trudności komunikacyjne stanu wojennego, fatalna łączność telefoniczna (podsłuchiwana), godzina milicyjna (zakaz przebywania poza domem po godzinie 21.00), przeciwdziałanie władz wszelkim zgromadzeniom ludzi a przede wszystkim emigracja. Wszystko to rozbiło naszą działalność.  Wzajemne odszukanie się było trudne również z tego powodu, że urzędy nie udzielały informacji o poszukiwanych osobach a w dodatku Kobiety Mgieł wychodząc za mąż pozmieniały nazwiska (Informacja dla młodszych - nie istniał wtedy Internet, łączność CB, a korespondencja była kontrolowana. Listy otwierano i cenzurowano).

Sytuacja wyznaniowa także się zmieniła po przez związki z polityką. Mimo gigantycznej infiltracji kościoła katolickiego przez służby bezpieczeństwa stanowił on oparcie opozycji. Jego rola w społeczeństwie gwałtownie wzrosła.

Ostatecznie na pierwotnym terenie działalności Ludzi Mgieł zostałem sam. W latach -80 i na początku -90 XX w. odprawiałem obrzędy samotnie. Próbowałem zachęcać innych do uczestnictwa w świętach co incydentalnie się udawało. Główne święta jak "noc świętojańska", "topienie Marzanny", "gaik", wciąż były i są obchodzone jako obyczaj, część folkloru. Na tych gromadziło się sporo osób.  Można powiedzieć, że występowałem wtedy w roli żercy, choć się nim jeszcze nie czułem.

Przełom nastąpił dzięki rozwojowi Internetu w połowie lat -90 (1995?) roku gdy dwie żertynie Ludzi Mgieł odnalazły mnie poprzez sieć Polbox pracującą na modemach telefonicznych. Miałem adres firmowy poczty internetowej z indywidualnym wyróżnikiem – imieniem i nazwiskiem. Wysyłały e-maile na chybił trafił i w ten sposób odzyskaliśmy kontakt. Byliśmy bardzo szczęśliwi, ja, bo zyskałem poczucie, że moja samotna walka o pamięć i starą wiarę nie była daremną, one, bo przekonały się, że Ludzie Mgieł przetrwali.

Szumiąca Woda (imię od ciągłego gadania chyba) i Ciemna Chmura (od smagłej cery, nie od usposobienia, bo obie były bardzo wesołymi dziewczynami) przejechały kilkukrotnie by wspólnie zorganizować obrzędy, zwłaszcza te istotne dla nich. Pomagałem przy nich, i uczestniczyłem z tej racji, że byłem jedynym mężczyzną. Uzgodniły między sobą, że powinienem przejść obrzęd narodzenia się żercy. Po nim (1996 albo 1997 r.) powierzyły mi los Ludzi Mgieł jako żercy seniorowi. Już wtedy uzgodniliśmy zmianę nazwy wspólnoty na Gontyna z zachowaniem użytkowania starej.

W 2006 roku zarejestrowałem Gontynę jako stowarzyszenie.

Od połowy lat dziewięćdziesiątych udało mi się zorganizować wspólnotę, jeszcze przed kontaktem z starymi żertyniami. Jednak ciągła migracja i przede wszystkim emigracja demolowała skład grupy. Do roku 2010 zmieniły się kompletnie cztery składy osobowe wspólnoty (prócz mnie, oczywiście). W tej chwili największy staż mają Bożydar (początek 2011 r.), Nadbor (2012 r.) i Darmiła (od 2013 r.). Darmiła w 2015 r. została drugą żertynią Gontyny.

Kim powinien być żerca?
  • Powinien być strażnikiem wiary, rodzimowierstwa;
  • prowadzącym rytuały i składającym żertwę;
  • przywódcą swej wspólnoty;
  • animatorem wspólnoty, rodzimowierstwa;
  • doradcą (w sprawach wyznaniowych ale jeśli zachodzi potrzeba to również w sprawach prywatnych, życiowych);
  • Osobą studiującą, gromadzącą wiedzę o wierze rodzimej i realiach jej towarzyszących (nauki historyczne i pomocnicze historii, etnografia, inne) i dzielącą się tą wiedzą.
Z pewnością, niezależnie od powyższych, powinien być osobą etyczną, a wskazane by również miał charyzmę (pozytywną).

Występ Kieleckiego Teatru Tańca po zakończonych obchodach Stada w Gontynie, 11 maja 2011 r.
(zdjęcie: Tomasz Poświst Rogaliński)
Wspomniałeś, że w latach siedemdziesiątych poziom wiedzy na temat religii dawnych Słowian znacznie różnił się od obecnego. Musiało to mieć na pewno wpływ na sposób sprawowania kultu przez Ludzi Mgieł. Czym różnił się od tego co robicie obecnie?

W latach siedemdziesiątych, również osiemdziesiątych, poziom wiedzy o przodkach był skromny. Wcześniej wymienione przeze mnie książki (Bogusław Gediga - "Śladami religii Prasłowian", Ossolineum Wrocław 1976; Jerzy Głosik - „W kręgu Światowita”, KAW Warszawa 1979) przedstawiały duchowość ogólnie jako politeizm ze szczególnym uwzględnieniem Światowita/Światowida oraz bogów tzw. panteonu włodzimierskiego z Ukrainy. Do tego przedstawiały kultury łużycką, pomorską i przeworską jako bezspornie prasłowiańskie a ich wytwory kultowe jako artefakty naszych pierwotnych wierzeń.

O wiele większą wartość miały informacje z "Mitologii Słowian" Gieysztora (przy tym jest to "mitologia" bez mitu), pojedyncze informacje z encyklopedii staropolskich Groetgera i Brucknera, zapiski w kalendarzach sprzed I Wojny Światowej (np. artykuły Estreichera) oraz nieźle jeszcze zachowane obyczaje ludowe z obchodami "topienia Marzanny" (nigdy jej nie palono a jedynie żegnano gdy odpływała z lodowymi wodami roztopów), nocy świętojańskiej (Sobótki, Kupała), majówki, przynoszenia żywego ognia w zimie oraz magia ochronna taka, jak zabieranie do domów brzozowych gałązek z ołtarzy na Boże Ciało (chroniły przed piorunami) czy wieszanie wieńców z ziół na ścianach domów i drzwiach obór i stodół. I wiele innych obyczajów.

Ostatecznie nasz ryt ukształtowały mozolnie zbierane informacje, obrzędowość ludowa i coś spoza kręgu wiedzy – romantyka i osobiste przeżycia mistyczne.

Warto zaznaczyć, że sfera romantycznego postrzegania świata i takież przeżywania go była bardzo ważna z uwagi na zazębienie się działań Ludzi Mgieł z końcówką kultury hippie.

Jakie święta odprawiacie w Gontynie?

Zgodnie z terminarzem:


Przy czym Welesowe (święto Nyji, wolę używać rodzimych a nie Ruskich imion) obchodziliśmy pierwszy raz w 2018 r. Poza tym Mężczyznom Mgieł zdarza się mieć "mistyczne spotkania przy pełni" a Kobiety Mgieł miewały "tańce rusałek". Może do tego wrócą.

Do jakich bogów się odwołujecie? Macie swój panteon?

Dominuje panteon tzw. Długoszowy (nazwa umowna, przed nim zanotował imiona bogów Łukasz z Koźmina Wielkiego, po Długoszu inni kronikarze). Powszechność imion panteonu ruskiego, włodzimierzowego, powoduje, że kto chce używa i tych imion. Ja składając ofiarę wymieniam najpierw imię rodzime, później ruskie.

Panteon uznany za wiodący to Łado i Leli (DzidziLeli czyli Wielka Leli, Pani Leli, Władczyni Leli), Jesse / Jasse, Nyj, Marzanna i Dziewanna, Mokosza. Istotnym dla nas jest także to, że mamy w pobliżu udokumentowane źródłowo miejsca kultu bogów, przez co rozumiemy centra kultu a nie wyłączność regionalną.

I tak:
Jasz / Jesse, Łado, DzidziLeli, na Łyścu (również Nyja, ten także np. w Gnieźnie)
Mokosza na Zamczysku koło Makoszyna
Nyja na górze Dobrzeszowskiej (być może i inni bogowie)
Marzanna w Świętomarzy (prawdopodobnie również Dziewanna)
Piorun na górze Perzowej
Żywie na Łysicy i Radostowej (być może jest to inne imię Wielkiej Leli)

Pełnia żniwiarzy, sygnał na zakończenie żniw, Gontyna, 1 października 2012
(zdjęcie: Tomasz Poświst Rogaliński)
Jaka jest właściwie istota ofiar składanych bogom?

Żertwa, trzeba, tryzna to dzielenie się tym co najistotniejsze, podstawowe, ważne (pożywienie, plony, czasami coś szczególnego) z bogami, by utrwalać wspólnotę bogów i ludzi.

Żertwa bogom się należy, zatem jeśli jest właściwa to oznacza ona dobre wzajemne stosunki szacunek i przychylność. I szczerość, gdy bogowie poprzez wróżbę wspierają lub odradzają jakieś przedsięwzięcie, udział w nim.

Rodzimowierstwo to religia etniczna zatem nasi bogowie nie są uniwersalni. Są nasi, są członkami naszego plemienia.

Negatywnie - brak trzeby to zapomnienie lub zlekceważenie najważniejszych współplemieńców - bogów i w efekcie wybór bycia ateistą bądź innowiercą.

Pozytywnie - żertwa jest elementem naszej religii i współstanowi rodzimowierstwo i to, że jesteśmy rodzimowiercami. Jednoczy nas, członków wspólnot, rodzimowierców. W tym nas ludzi i nas ludzi i bogów.

Rodzimowierstwo to wiara w bogów Słowian i oddawanie czci, kult. Jego częścią jest tryzna. Stanowi jeden z elementów bycia rodzimowiercą.

W naszym wyznaniu żertwę w imieniu wspólnoty, zebranych, rodzimowierców, inicjalną (gdy są i inne) składa żerca. Trzeby prywatne może składać każdy.

Czy zdarza Ci się odprawiać obrzędy spoza świętami cyklu rocznego?

Tak. I to z kilku grup obrzędów. 

Pierwsza grupa to obrzędy cyklu życia człowieka:
  • okazanie (po narodzeniu lub usynowieniu dziecka) - jeden raz
  • kosopleciny - jeden raz prowadziłem samodzielnie plus trzykrotnie jako żerca - asysta (obrzęd prowadzony przez żertynię a ja pomagałem przy nim)
  • postrzyżyny - chyba 10 razy
  • swadźba - jeden raz

Smutne okoliczności powodują, że prawdopodobnie w tym roku będę prowadził stravę - pogrzeb ze stypą.

Druga grupa, pokrewna pierwszej bo związana ze zmianą roli społecznej człowieka, to rytuały narodzenia żercy. U nas, w naszej wspólnocie, to starszy żerca czując wokół tej osoby bliskość bogów wybiera ją i przeprowadza stosowny obrzęd. Wynika to z zachowania dość odległej czasowo ciągłości tradycji. W innych wspólnotach żerca po prostu wyłania się spośród rodzimowierców z racji szczególnego autorytetu, również wynikającego, jak sądzę, ze szczególnej bliskości bogów. Zdarzyło się, co poczytuję za udzielony mi honor, że poproszono mnie o współprowadzenie obrzędu narodzenia żercy innej wspólnoty. Zaskakującym zbiegiem okoliczności jest, że dwoje żerców współprowadzących ze mną ów obrzęd, wcześniej narodziło się w mojej wspólnocie i z mojego wyboru. To rodzi między nami wszystkimi, mam nadzieję, szczególną więź i swego rodzaju ciągłość pokoleń żerców sięgającą głęboko w lata siedemdziesiąte.  Prowadziłem cztery takie obrzędy (jeden z nich współprowadziłem wraz z dwojgiem żerców).

Trzecia grupa to obrzędy wykonywane przez żerców we własnym gronie (lub samotnie) pomagające światu istnieć. Warto podkreślić, że o ile innowierca czy ateista może uznać, że bez naszych obrzędów świat będzie dalej istniał, to dla nas istotnym jest, że byłby to świat inny, nie nasz. Nasz świat jest taki jaki jest, bo robimy to co robimy, bo nasze rytuały stanowią jego część i powodują, że dla rodzimowiercy to jego świat, rodzimowierczy.

Czwarta grupa obrzędów wiąże się ze szczególnymi sytuacjami - podziękowanie, prośba, obrzędy zacieśniające więzi z bogami ale w czasie okazjonalnym a nie rocznym cyklu. Również obrzędy otwierające i zamykające zjazdy, spotkania, szkolenia. 

Piąta grupa obrzędów ma charakter magii ochronnej (w tym zdjęcie uroku, odegnania zła, okadzanie itp.), miłosnej, pogodowej, związanej z zasiedleniem - objęciem w posiadanie, w jednym przypadku było to rzucenie klątwy. Dla osób, które czuły się skrępowane otrzymanymi sakramentami chrześcijańskimi jako wiążącymi je, nałożonymi na duszę i psyche pieczęciami, prowadziłem obrzędy zdjęcia pieczęci, uwolnienia druhów. Zaliczam to do rytuałów ochronnych.

Szósta grupa to wróżby. Towarzyszyły jako obrzędy wiecom, wyłanianiu wodzów, decyzjom w Arkonie, Szczecinie, Radogoszczy. Żercy wróżebnie prowadzili miedzy włóczniami Świętowita na koniu, pytali Nyję o przychylność bądź brak zastrzeżeń wykopując spod ziemi bierki i rzucając je, wróżyli z lotu jaskółek i innych ptaków, z fasolek bobu, ziaren, inne. Również wróżę. Staram się robić to tak, by pytać bogów świata niebieskiego i podziemno-wodnego (jak konny Świętowit i bierki Nyji). W praktyce najczęściej jest to lot ptaków a później bierki. Wróżę bardzo rzadko ale zdarza się.

Szczodre Gody w siedzibie Gontyny w Bielinach, 21 grudnia 2017 r.
(zdjęcie: Witold Ćwiek)
Kim jesteś w życiu codziennym? Czym się zajmujesz w momencie kiedy nie prowadzisz aktualnie żadnego obrzędu?

Rodzinnie: Jestem żonaty, mam czworo dzieci. Dwoje starszych z nich ma już swoje dzieci.

Zawodowo: To skomplikowane bo mam sporo zawodów (z formalnymi uprawnieniami) i charakter mojej pracy czasami się zmienia diametralnie, od wiertnika do wykładowcy na uczelni, od rolnika i spawacza do przewodnika górskiego i instruktora przewodnictwa.

W tej chwili:
- wykładam na jednej z uczelni przedmioty ekonomiczne i zarządzanie,
- próbuję przekształcić małe gospodarstwo rolne dodając mu funkcję agroturystycznego,
- organizuję i wyposażam warsztat obróbki metalu i częściowo drewna (nieduży).

Hobbystycznie: Pociąga mnie pokonywanie terenu i radzenie sobie w nim. Stąd jazda samochodem terenowym (byłem założycielem i prezesem trzech kadencji klubu motorowego "Na Cztery Koła"), piesze rajdy i wędrówki, narty głównie biegowe, jazda konna. Gontyna zorganizowała certyfikowane szkolenie udzielania pierwszej pomocy przedmedycznej. Prepersing wcześniej nazywany survivalem, gdy zaczynałem nazywał się pionierką i był wraz z terenoznawstwem częścią standardowego szkolenia harcerskiego. Interesuję się wzornictwem, ogólnie sztuką.

---
Z Tomaszem Poświstem Rogalińskim, żercą Ludzi Mgieł w Gromadzie Gontyna rozmawiał Pietja Hudziak.
Wszelkie prawa do zdjęć należą do ich autorów.
Zobacz również:

3 komentarze:

  1. Terminarz jest chyba z 2014 r.? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest na nim VII Wiec, a więc z (na) 2019 :)

      Usuń
    2. Aktualny jest na stronie grupy Gontyna
      https://www.facebook.com/groups/468687759884937/

      Usuń