sobota, 8 czerwca 2019

Sutari, "Osty". Recenzja.


Kapela Sutari ustawiła wysoko poprzeczkę wydanym w 2014 roku debiutem pt. "Wiano". Był to album pełen świeżości, improwizacji, transowości, a mimo to twardo osadzony w rodzimej kulturze. Nagrać album będący godnym następcą "Wiana" było nie lada zadaniem. Na szczęście te trzy żywiołowe dziewczyny wyszły z tego obronną ręką.

Album "Osty" (2017)  kontynuuje kierunek obrany na debiucie. Brak tu jednak powtórzeń, czy odtwórczości. Muzyka zaprezentowana na "Ostach", choć nadal znajoma, jest inna, jakby "gęstsza", bardziej namacalna. Klimat też momentami zdaje się być poważniejszy. Brak tutaj surowości towarzyszącej "Wianu". Brzmienie jest bardziej dopieszczone, a aranże dopracowane. Być może jest to zasługa dobrego miksu, bo czuć wyraźnie, że dziewczyny świetnie bawiły się tym materiałem, niezawodnie improwizując. Słuchając "Ostów" oczyma wyobraźni dostrzeżemy gęste lasy, rozległe pola osnute deszczową aurą i pokryte kurzem wnętrza wiejskich chat. 


W warstwie tekstowej motywem przewodnim ponownie są skomplikowane relacje damsko-męskie. Tym razem jednak dominują smutek, tęsknota i melancholia, czasami tylko dając dojść do głosu weselszym tonom. W połączeniu z trzema pięknymi wokalami wykorzystującymi technikę sutartines daje to niesamowite efekty. Mam tylko jedno zastrzeżenie, lecz nie jest to w mej ocenie mankament. "Ostom" trzeba poświęcić sporo uwagi.

Polecam gorąco! Ocena końcowa: 10/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz