sobota, 16 stycznia 2021

O słowiańsko-skandynawskim romansie, czyli recenzja albumu "Wykrot" kapeli Daj Ognia

Kapelę Daj Ognia po raz pierwszy usłyszałem na Rękawce w 2019 roku. Pamiętam, że zaimponowało mi wówczas to, że jej członkowie nie silili się na pozorne archaizowanie swojej muzyki, przez co ich brzmienie było bardziej autentyczne niż wielu innych zespołów zajmujących się odtwórstwem historycznym. Czerpanie bezpośrednio ze źródeł i ogrywanie tej muzyki w formach zbliżonych do ludowych pierwowzorów sprawdza się dużo bardziej niż próby grania na współczesną modłę z wykorzystaniem instrumentów dawnych. Za przykład niech posłuży Percival, kapela skądinąd dobra, jednak powszechnie błędnie utożsamiana z muzyką dawną, choć grająca całkiem współczesny folk z mocnymi wpływami muzyki gitarowej (tak, mowa o Percivalu "historycznym"). Jednak w przypadku grupy Daj Ognia również nie można powiedzieć, żeby grali oni w stu procentach klarowną muzykę dawną (o ile to w ogóle możliwe). Daj Ognia zdaje się być zawieszone w przestrzeni właśnie gdzieś pomiędzy muzyką wsi znaną z XIX-wiecznej etnografii i stosunkowo niedawnych nagrań terenowych a folkiem zgoła współczesnym. Pod tym kątem można więc powiedzieć, że istnieją pewne podobieństwa do kapel WoWaKin i Pokrzyk, choć może są to porównania nie do końca miarodajne. Z pewnością jednak Daj Ognia sprawdzi się doskonale na imprezie w klimatach odtwórstwa historycznego, wiejskiej potańcówce pod strzechą czy na festivalu kultury psychodelicznej.


Na Świętą Łucję 2020 odbyła się premiera albumu "Wykrot". Jak pisze sam zespół, "Gdy upada drzewo, pod wyrwanymi korzeniami tworzy się wykrot - brama do świata <<pod spodem>>. Wykorzenienie drzewa przez wiatr kojarzone jest z nadludzką interwencją i niszczycielskimi siłami natury. Z głębi sięgają chtoniczne siły, które dają początek nowym procesom, tworząc dom dla niezliczonej ilości stworzeń. (...) Gdy odchodzi tradycyjny folklor - tworzy się wykrot, a wśród próchniejących korzeni powstaje nowe życie...". Ten cytat doskonale rysuje nam obraz tego, czego możemy spodziewać się po znajdującej się na "Wykrocie" muzyce. Jest mrocznie (by nie powiedzieć chtonicznie), choć nie przesadnie. Jest tanecznie, choć momentami niepokojąco. Jest poważnie, lecz zespół nie ucieka od zabawy i wplatania swoistych żartów muzycznych.

Muzyka Daj Ognia nie jest jednak w pełni osadzona w tradycyjnym i rodzimym kontekście kulturowym. Stanowi ona swoistą mieszankę tradycyjnej muzyki Słowiańszczyzny (z naciskiem na Polskę) i Skandynawii. Te dwa żywioły splecione są tu ze sobą tak bardzo, że czasem ciężko rozróżnić skąd dana melodia pochodzi. Być może takie próby są pozbawione sensu.

Na instrumentarium użyte na "Wykrocie" składają się instrumenty zarówno polskie, jak i skandynawskie, a także odleglejsze: tagelharpa, strakharpa, mandola, dudy i przeróżne bębny (obręczowy, baraban, darbuka), a nawet... kości. To wszystko wspomagane jest wokalem niezwykle charyzmatycznej Anny Sitko. Muszę jednak zaznaczyć, że cały zespół składa się z bardzo wyrazistych osobowości.

Jeśli chodzi o rozłożenie sił pomiędzy nurtami skandynawskim a słowiańskim, to niestety szala przechyla się na korzyść muzyki północy. Jest jej zdecydowanie więcej (nawet uwzględniając to, co napisałem wcześniej o tym, jak bardzo te dwa żywioły są ze sobą splecione). Całość jest zagrana całkiem profesjonalnie i jednocześnie organicznie, więc nadmiar skandynawskich wpływów nie stanowi jakiegoś niedającego się zignorować problemu. Całkiem korzystnie i przyjemnie brzmią kawałki takie jak "Halling Efter Berglund" (niektórzy z Was mogą skojarzyć melodię z utworem "Grajo gracyki" Kapeli ze wsi Warszawa z albumu "Nord", na którym też doszło do romansu między muzyką polską i skandynawską), "An Dro DeWit" (przywołujący skojarzenia z Omnią) czy "Polska Efter Pekkos Hansson" (nakłaniający do przemyśleń, czy słowacki Strigôň nie czerpał inspiracji z tych samych miejsc tworząc album "Posledný Strom"). Z utworów polskojęzycznych warto zatrzymać się dłużej na utworze "Kir", którego tekst tworzy dosyć mroczną historię. Także utrzymany w mazurkowej/oberkowej konwencji "Oj nie pójdę" tematycznie porusza się w podobnych rejonach. Wyjątkowo skoczny i poniekąd szalony wydaje się utwór zamykający, mianowicie "Po mojej woli", będący swoistym przekomarzaniem się szewca i szewcowej. Wcześniej wspomniałem też o muzycznych żartach. Za taki na pewno należy uznać "Radio Drakkar", w który wpleciono... melodię z utworu "Maria" niemieckiego zespołu Scooter.


Mimo wszystko wszechobecność skandynawskiego pierwiastka stanowi dla mnie rysę na "Wykrocie". Jestem niepoprawnym słowianofilem i inspiracje muzyką innych kultur akceptuję w sposób ograniczony (bynajmniej nie można mówić tu o kryteriach oceny dobre-złe). Być może niesprawiedliwie wpływa to na finalną ocenę, jednak trudno spodziewać się przyklaskiwania skandynawskim motywom w recenzji publikowanej na portalu o nazwie Słowiańska moc.

Ocena końcowa: 7/10.

Zobacz także:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz