czwartek, 23 stycznia 2020

Nasza Ślęża, sprofanowana Ślęża

Stoję na pogańskiej góry szczycie. Obserwuję turystów robiących sobie zdjęcia przy starożytnej rzeźbie kultowej przedstawiającej najprawdopodobniej niedźwiedzia. Pełni zadowolenia ze zdobycia szczytu pozują do zdjęć grupowych i indywidualnych. Niektórzy z nich tulą niedźwiedzia, a jeszcze inni... siadają na nim, nie wiadomo czy z braku szacunku dla dawnych wierzeń, czy może raczej zwykłej arogancji i głupoty. Czekam cierpliwie na swoją kolej. Czekam aż wokół niedźwiedzia zrobi się trochę luźniej, podchodzę do niego, wsłuchuję się w panujący zgiełk. Przez gwar głosów przebija się wycie wiatru. Rozpoczynam modlitwę. U podstawy rzeźby rozpalam znicz. "Ogień gore, góra gorit", jak można rozumieć słowa dawnych pieśni. Ludzie obserwują mnie ze zdziwieniem. Patrzą na znicz, na moje rozłożone ręce, na usta, które coś mamroczą. Na krótką chwilę ci ludzie "przestają ogarniać rzeczywistość". "Dziwny jakiś", słyszę cichy komentarz. "Ogień gore, góra gorit". Stoję na szczycie świata.

Masyw Ślęży (zdjęcie: Cyprian Skała)
Powiedzieć, że Ślęża od zawsze była miejscem pogańskiego kultu byłoby nadużyciem. Pierwsze ślady bytności człowieka na Ślęży pochodzą z młodszego paleolitu. Niestety nie możemy powiedzieć nic pewnego na temat religijności tamtych ludzi, a tym bardziej o możliwym spostrzeganiu przez nich Ślęży w kategoriach sakralnych. Posągi kultowe znajdujące się na zboczach i szczycie góry łączone są z kulturą łużycką. Niewiele wiadomo na temat ich przeznaczenia. Właściwie to nie wiadomo nic. Czy są przedstawieniami istot mitycznych, czy może zwyczajnymi drogowskazami lub słupami granicznymi? Jednoznacznej odpowiedzi raczej nie odnajdziemy, ale być może owe rzeźby pełniły wszystkie te funkcje naraz. W opracowaniach popularno-naukowych, niekiedy również naukowych lub we wpisach encyklopedycznych odnajdziemy informacje o odbywającym się tu kulcie solarnym. Twierdzenia takie też są nadużyciem, gdyż nie dysponujemy żadnym źródłem pisanym, które by to potwierdzało. Ukośne krzyże znajdujące się na poszczególnych posągach mogą co prawda być symbolami solarnymi, jednak rozpatrzyć należy również ich inne możliwe znaczenia. Mogły to być znaki graniczne. Mogły być także powtórzeniem treści mitycznych konstytuujących kształt świata (poprzez wyznaczenie jego stron z punktem centralnym w miejscu przecięcia linii). Pewnym jest jednak, że Słowianie po pojawieniu się na tych terenach objęli Ślężę szczególnym kultem. Pisał o tym w X wieku w swej kronice Thietmar z Marseburga:
"Owa góra wielkiej doznawała czci u wszystkich mieszkańców z powodu swego ogromu oraz przeznaczenia, jako że odprawiano na niej przeklęte pogańskie obrzędy."
Jak wiemy, w dobie chrystianizacji starano się zaprzeczyć dotychczasowemu charakterowi tego miejsca. Opisując to w ogromnym skrócie: w XI wieku Piotr Włostowic ufundował na szczycie klasztor augustianów (później przeniesiony do pobliskiej wsi Górka). W XVI wieku w ruinach zamku powstała drewniana kaplica. Później na jej miejscu wybudowano kościół, którego poświęcenie odbyło się w 1702 roku. W nocy z 4 na 5 czerwca 1834 roku owa świątynia spłonęła od uderzenia pioruna, zupełnie jakby dawni bogowie dopominali się o swoje. Wątpię oczywiście, by ówcześni mieszkańcy tych okolic tak odebrali to wydarzenie. W latach 1851-1852 kościół został odbudowany w stylu neoromańskim. Po drugiej wojnie światowej kościół popadł w ruinę, jednak w 1967 i 2000 przeprowadzono jego remonty. Na skutek badań archeologicznych prowadzonych w latach 2004-2006 świątynię zamknięto, przez co jej ogólny stan ponownie ucierpiał. Jednak staraniami proboszcza parafii w Sulistrowicach kościół ponownie odbudowano, a 28 września 2014 roku została odprawiona w nim pierwsza od dziesięciu lat msza święta. W ten oto sposób Ślęża pozostaje obszarem roszczeń pewnego zazdrosnego boga przybyłego ze wschodu.

Widok na szczyt Ślęży (zdjęcie: Cyprian Skała).
Stoję na pogańskiej góry szczycie, stoję na szczycie świata. "Ogień gore, góra gorit". Zastanawiam się na losem świętej góry.

Ślęża jest niewątpliwie miejscem rozpalającym wyobraźnię. Nawet współcześnie obrasta coraz to nowszymi legendami. Przeróżne ruchy ezoteryczne chcą widzieć tutaj bliżej nieokreślony czakram energetyczny ziemi. Celowo piszę "bliżej nieokreślony", nie tylko dlatego, że jest to stosunkowo młoda nowina, ale również dlatego, że sami propagatorzy tej idei nie są w stanie dokładnie wyjaśnić czym konkretnie miałby on być. Niestety za sprawą magazynów takich jak "Nieznany Świat", czy "Wróżka" (sic), a także wielu artykułów dostępnych w internecie, takie spostrzeganie Ślęży utrwala się również wśród ludzi, którzy nie mają na co dzień do czynienia z ezoteryką. Może to kwestia ślepego szczęścia, ale prawie za każdym razem, gdy wybieram się tu na pielgrzymkę, natrafiam na szlaku na kogoś, kto wie "coś" na temat wspomnianego czakramu i z chęcią się tą "wiedzą" dzieli.

Ezoteryczne spojrzenie na Ślężę poprzez pryzmat czakramu nie wyczerpuje niestety współczesnych wymysłów na temat tej góry. W latach 90 ubiegłego wieku sekta Antrovis (dokładniej Międzynarodowe Stowarzyszenie Odnowy Ludzi i Ziemi Antrovis) obrała sobie Ślężę za swoje święte miejsce. Ujmując to w szerokim skrócie, Ślęża miała być miejscem, w okolicach którego przed dziesięcioma miliardami lat (sic) wylądować mieli Słowianie pochodzący, a jakże, z kosmosu, konkretniej z planety Atlanta. Wg Antrovisu Ziemię miała niebawem spotkać zagłada, jednakże ratunek dla części ludzkości (padają nawet konkretne liczby - "Z zagłady ocaleje 144 tysięcy ludzi białej rasy i około 400-600 tysięcy z innych ras niż biała") czekać miał właśnie na naszej świętej górze. Oczywiście w ewakuacji z planety Ziemia pierwszeństwo mieli mieć Polacy i inni Słowianie. Brzmi niedorzecznie? Słusznie, jednakże trzeba pamiętać, że znaleźli się ludzie, którzy w te niedorzeczności faktycznie wierzyli, a przytoczone przeze mnie bzdury to tylko niewielka część doktryny Antrovisu. Co prawda te dyrdymały to akurat drobnostka w porównaniu z innymi działaniami sekty. Wśród osób, które niewątpliwie nawiązały kontakty z sektą doszło do kilku zaginięć, a także do morderstwa (dość intrygującego - gdy zwłoki wyłowiono z Odry wiosną 1995 roku, okazało się, że denat miał fachowo wycięte jądra, a te wg Antrovisu były głównym źródłem energii dla kosmitów). Obecnie o Antrovisie mało kto pamięta. Zainteresowanych tą sektą i jej powiązaniach z innymi turbosłowianami odsyłam do artykułu Pawła Miłosza na blogu SeCzytam.

Skrzyżowanie dróg leśnych nad Sobótka Zachodnią (zdjęcie: Cyprian Skała)
Późniejsze lata na Ślęży były zdecydowanie spokojniejsze, choć skandali nie brakowało. Najsłynniejszym z nich jest prawdopodobnie afera o kopię Idola Zbruczańskiego, która swego czasu znajdowała się w schronisku PTTK na szczycie góry. W listopadzie 2013 roku zauważono zniknięcie rzeźby, co nie spodobało się wielu słowianofilom, w tym kilku turbosłowianom, których później prasa niesłusznie myliła z rodzimowiercami. Usunięcie rzeźby ze schroniska było najprawdopodobniej samodzielną decyzją osób zawiadujących schroniskiem, jednak brak jasnego głosu w tej sprawie pozwolił osobom takim jak Opolczyk i Białczyński (do niedawna był to bodaj najsłynniejszy turbosłowianin) oskarżać miejscowego proboszcza z Sulistrowic o rzekome "zbrodnie przeciwko słowiańskiej wierze". Na ich blogach i w (niewydawanym już) kwartalniku "Słowianić" pojawiły się pogróżki w kierunku księdza.
"Ryszardzie Staszaku, mściwy żydłaku, fanatyku rzymskiej szubienicy - won ze Ślęży. Nie masz do niej, renegacie i zaprzańcu żadnego prawa. To jest nasza pogańska Święta Góra. Wy macie wasze <<święte>> miejsca nad Jordanem. I tam się wynoście. Przestańcie plugawić naszą Świętą Słowiańską Ziemię jakimiś obskurnymi gusłami rodem znad Jordanu".
Opolczyk
"Do proboszcza z Sulistrowic!Kochany klecho, czyżeś się szaleju najadł? Czemuż to wypowiadasz ksenofobiczną wojnę odmiennej prawowitej Wierze w Kraju nad Wisłą?(...) Czy nie rozumiesz proboszczu z Sulistrowic, że tylko jednoczysz swoim krokiem to środowisko zapiekłych <<Czartów>>, które odprawia tu na Ślęży swoje obrzędy od 5000 lat (sic - przyp. red. Słowiańska moc), w tym i przez te ostatnie 1000 lat, gdy rozpalaliście na Naszej Ziemi nieustannie swoje inkwizycyjne stosy?! A skoroś sięgnął swą ręką bezprawną po nie swoje dobro wiedz, że nie dopuścimy byś się dłużej po Ziemi Śląskiej i Polskiej panoszył!".
Czesław Białczyński
Głupota i arogancja ww. sprawiła, że nastroje między tutejszymi parafianami i proboszczem a przyjeżdżającymi tu regularnie rodzimowierczymi pielgrzymami stały się cokolwiek napięte. Swoje pięć groszy dorzucają co jakiś czas wandale (których określę w tym miejscu mianem gimbopogan) dewastujący miejscową drogę krzyżową, chrześcijańskie kapliczki, czy krzyż na szczycie (ostatnia dewastacja krzyża miała miejsce jeszcze w 2019 roku!).

Widok ze szczytu Ślęży
Również pozorni "fascynaci" Słowiańszczyzny wpływają negatywnie na wizerunek słowianofilów pragnących w spokoju korzystać z uroków Ślęży. Szerokim echem w internecie odbiła się zorganizowana w czerwcu 2016 roku przez miejscową ludność tzw. Noc Kupały. Piszę celowo "tzw.", gdyż wydarzenie to nie miało zbyt wiele wspólnego z pogańskim świętem. Była to popijawa okolicznej młodzieży w ilości 100-150 osób. Nie obyło się bez bójek i kradzieży plecaków. Impreza ta została dokładnie opisana w specjalnej relacji na portalu VICE. Mimo że nie było to wydarzenie religijne, a miejscowi rodzimowiercy celebrowali Kupałę u podnóża góry w terminie astronomicznym (najkrótsza noc w roku wypadała wówczas z wtorku na środę, z kolei opisywana popijawa odbyła się w weekend 25-26 czerwca), to i tak nie przeszkadzało to niektórym komentatorom twierdzić, że "właśnie takie jest polskie rodzimowierstwo".

"Żulkupała 2016" to nie jedyne pseudosłowiańskie święto, jakie obchodzono w okolicach Ślęży. Skądinąd wiem, że kilkoro słowianofilów (wspomaganych przez ezoteryczne "wiedźmy") celebrowało tu parokrotnie "pradawne słowiańskie święto, Czarodzielnicę". Problem jest jednak taki, że czarodzielnica to "święto" zmyślone w 2008 roku, obrosłe do dziś wieloma dziwnymi wyobrażeniami. Czarodzielnicy poświęciłem cały osobny artykuł na naszych łamach.

Widok ze Ślęży w stronę Raduni i Wzgórz Kiełczyńskich (zdjęcie: Cyprian Skała)
Czy jednak na Ślęży nie dzieje się nic pozytywnego, w co byliby zaangażowani słowianofile i rodzimowiercy? Na całe szczęście dzieje się i to coraz więcej. Warto w tym miejscu wspomnieć o Festiwalu Słowian pod Ślężą SWAR zorganizowanym już czterokrotnie (stan na styczeń 2020 roku) przez Stowarzyszenie Krzewienia Kultury Słowiańskiej JAWIA, który co roku przyciąga masę zainteresowanych. W ramach festiwalu odbywają się wykłady popularno-naukowe, pokazy walk wojów, warsztaty i koncerty muzyki folkowej.

Również rodzimowierstwo ma swój wkład w najnowszą historię Ślęży. U jej podnóża dwukrotnie odbył się Ogólnopolski Wiec Rodzimowierczy (2014r. i 2019r.), z kolei w 2012 i 2018 roku odbył się "Rodowy Wiec Słowian" (o charakterze międzynarodowym). Na marginesie warto dodać, iż 2012 roku w schronisku pod Wieżycą miała miejsce Konferencja Majowa Międzynarodowej Federacji Pogańskiej. Z kolei w 2019 roku w Sulistrowicach pod Ślężą odbyło się ogólnopolskie Święto Stado, w którym uczestniczyło kilkuset rodzimowierców z całego kraju. Wiadomo też, że w czerwcu 2020r. odbędzie się ono w tym miejscu po raz kolejny. Oprócz tego, na terenie i w okolicach Ślęży od kilkunastu lat działa gromada Ślężańscy Rodzimowiercy. Grupa ta działa pomimo nieprzychylnej atmosfery i celebruje wszystkie ważniejsze święta rocznego koła obrzędowego. Ślężańscy Rodzimowiercy dbają też o lokalne środowisko organizując cyklicznie akcje sprzątania rezerwatu. Oprócz tego, pogańskie rytuały odprawiały tu sporadycznie wrocławska gromada Watra, związek wyznaniowy Rodzima Wiara i nieistniejące już grupa Nadwarciański Krąg Rodzimowierczy i związek wyznaniowy Słowiańska Wiara.

Skoro jesteśmy przy rodzimowierstwie, w 2016 roku Ślęża została wybrana miejscem obchodów 1050 rocznicy tzw. "Chrztu Polski". W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że nie znamy dokładnej daty chrztu Mieszka I, a daty chrztu Polski nie znamy w ogóle, ponieważ... to drugie nigdy się nie wydarzyło. Nie ma tutaj mowy o myśleniu życzeniowym słowianofila-rodzimowiercy. Chrzest Mieszka I obejmował go samego i jego najbliższy dwór. Nie było to wydarzenie obejmujące cały kraj, a chrystianizacja Polski była procesem mocno rozciągniętym w czasie (sieć parafialna zaczęła tworzyć się bodajże dopiero w XIII wieku, a i później lud wiejski żył kultywując dawne rytuały powodując jednocześnie gniew duchowieństwa). Ślęża historycznie nie jest w najmniejszym stopniu powiązana z tzw. "Chrztem Polski". Rodzimowiercy postanowili więc z tej okazji zorganizować spotkanie na szczycie, w czasie obchodów rocznicy, 9 września '16r. Ten swego rodzaju protest (czy też raczej zaznaczenie swojej obecności), w którym uczestniczyło około 30 osób (większością z dolnośląskiego, pojawili się jednak również mieszkańcy innych części Polski, między innymi Torunia i Warszawy) przyniosło całkiem korzystne skutki. Po pierwsze, prezydent Duda odwołał swoją wizytę na obchodach tuż po tym, jak wieść o szykowanej akcji rodzimowierców rozniosła się w prasie. Po drugie, po tym wydarzeniu światu ujawniła się szerzej gromada Ślężańscy Rodzimowiercy. Co prawda na proteście pojawili się też przedstawiciele "Najstarszego Zarejestrowanego"* w ilości czterech osób, jednakże - poza barwnymi wywiadami przed kamerami - zdawali się nie być zainteresowani samym wydarzeniem, traktując je raczej jako kolejną sposobność do rekrutacji w swoje szeregi. Pamiętam, że po kilku godzinach większość uczestników protestu miała serdecznie dość ciągłego zachęcania do wstąpienia w szeregi tego związku wyznaniowego. Żeby było śmieszniej, już po opadnięciu "bitewnego pyłu" ów związek wyznaniowy zaczął się szeroko chwalić rzekomymi sukcesami osiągniętymi dzięki temu protestowi, mimo że ich reprezentanci przyjechali "na gotowe", a za organizację przedsięwzięcia była odpowiedzialna lokalna społeczność. Zadziwiające jak łatwo przypisywać sobie cudze zasługi.

Rekonstrukcja grodziska w Będkowicach u podnóża Ślęży (stan na listopad 2014).
Stoję na pogańskiej góry szczycie. "Ogień gore, góra gorit". Stoję na szczycie świata.

Czy święta góra Ślęża odzyska kiedyś w pełni swój pogański charakter? Trudno orzec. Trzeba jednak pamiętać, że wszelkie działania prowadzące do odzyskania pełnych praw Pogan do swobodnego sprawowania kultu na Ślęży powinny być prowadzone ze wzajemnym szacunkiem dla wyznawców chrześcijaństwa. Więcej bowiem można zdziałać dialogiem, co zdaje się rozumieć coraz więcej osób. Mam nadzieję, że nie znajdą się kolejni ezoterycy, turbosłowianie, sekciarze, czy nawet zwykli antyklerykałowie, którzy mogliby te działania zakłócić. Jestem też realistą i wiem, że kolejne takie osoby prędzej czy później się po prostu zjawią. Martwię się o los pogańskiej góry, być może niepotrzebnie. Ślęża będzie przecież odznaczać się z daleka na horyzoncie jeszcze długo po tym jak mnie już nie będzie. Pewne rzeczy po prostu trwają mimo wszystko. Może więc spełnią się słowa Romana Zmorskiego:
"Na słowiańskiej góry szczycie
Pod jasną nadziei gwiazdą
Zapisuję wróżby słowa:
Wróci, wróci w stare gniazdo
Stare prawo, stara mowa
I natchnione Słowian życie"
"Ogień gore, góra gorit". Stoję na szczycie świata.

___
*"Najstarszy Zarejestrowany" - złośliwe określenie związku wyznaniowego RKP, powstałe na podstawie sloganu powtarzanego (niczym mantra) przez niektórych jego członków.

Spodobała Ci się powyższa treść? Możesz postawić twórcy kawę [w tym miejscu].

7 komentarzy:

  1. Dwa słowa na gorąco: trochę to jednak cicer cum caule, przemieszanie rzetelnych informacji z uszczypliwościami. Czy aby jednak nie odnosimy się do chrześcijaństwa z nadmierną atencją, by nie użyć określenia rabowatością ? Nie jest to przecież wyznanie pałające tolerancją wobec inaczej wierzących - dowodów aż nadto.
    Generalnie: ciekawy, świetnie napisany tekst. Ukłony.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak można wierzyć takiemu autorowi, jeśli nie wspomniał o dolnośląskim, trzyosobowym oddziale RKP. Przecież zrobili dwa albo nawet trzy obrzędy. To jest juz konkretny wkład w historię tej góry, a nie jakieś stawianie posągów u podnóża przez twz. konferasjensję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Blog ogólnie ciekawy – tyle że nie potrzebnie ANTYLECHICKI. Niepotrzebnie skupia się na krytyce ludzi, którzy siegają dalej niż OFICJALNA wiedza. WIEDUNI znają MOC, bo nie boją się sięgać tam gdzie oficjalna nauka nie jest w stanie dotrzeć. Uważam też, że zarzut nękania sulistrowickiego proboszcza jest stronniczy. Można się zastanawiać czyje interesy naprawdę reprezentuje ten blog?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blog przede wszystkim rzetelny. Bazujący na faktycznych źródłach i rzetelnych opracowaniach. Bez wymyślania rzeczy z czapy. Fantazmat lechicki nie wytrzymuje ognia krytyki. Żadni tam wieduni, kij wie jak moc niedostępna dla nauki. Problem z waszymi czakramami ziemi jest taki, że nie da się w zadnym wypadku zweryfikować ich istnienia, a cudzych urojen nie można brać za dowód. W słowiańskiej tradycji czakramy nawet nie były znane. Zarzut nękania proboszcza z Sukistrowic uzasadniony. W felietonie są podane przykłady.

      Następny tego typu komentarz leci od razu z rowerka.

      Usuń
    2. Żeby jeszcze w tej rzetelności było mniej jadu do pewnej religii "ze wschodu". To nie przytyk, tylko sugestia czytelnika, któremu rzuca się to w oczy. Trochę szkoda, bo blog ma potencjał, zwłaszcza, gdy rozprawia się z foliarstwem, czy turboludkami. Ale i tak trzymam kciuki za rozwój, będę zaglądać :)
      PS- Panie B.(białczyńśki?), pan to najwidoczniej reprezentuje interesy Nieuctwa i Zakłamania.
      N.

      Usuń
  4. Ślęża zawsze przyciągała masę pomyleńców i jeśli rodzimowiercom uda się kiedyś objąć swą opieką całą górę, to będą musieli stawić zdecydowany opór wszystkim tym szarlatanom, pseudoszamanom i ezowróżkom.

    OdpowiedzUsuń
  5. Co do demolowania i jak to autor ujał, wandalizmu. Parę lat temu Staszak ustawił na krótkim w sumie szlaku kilkanaście drewnianych słupów z kapliczkami drogi krzyżowej. Co kilkadziesiąt metrów. Znikało to przez kilka lat, rozbierali to różni ludzie, jak mniemam, często przygodni turyści. Na stronie internetowej parafi był opisany plan, jak to chciano ustwić stacje "tajemnic różańcowych" w drodze na Radunię. Gdyby nie ta demolka, pewnie te szkaradztwa by już tam stały a cały kompleks przypominałby bardziej katolicki Disneyland. Oni nie mają hamulców, sa bezczelni i zaborczy. Chcesz być grzeczny i kulturalny, to ci wlezą z butami do łóżka.

    OdpowiedzUsuń