sobota, 4 stycznia 2020

Łysa Góra, "Oj dolo". Recenzja.


"Oj dolo" (2019) to trzeci album kapeli Łysa Góra, znanej przede wszystkim z folk metalowego grania. Jednak tym razem mamy do czynienia z w pełni akustycznym folkiem. Jest to w mojej opinii niesamowicie korzystna zmiana, nie tylko dlatego, że w folk metalu niesamowicie trudno o muzykę, która wyróżniała by się w pozytywny sposób, ale i dlatego, że Łysej Górze takie akustyczne granie wychodzi dużo, dużo lepiej (bez urazy dla ich folk metalowej odsłony).

Na "Oj dolo" składa się jedenaście utworów, w tym jeden w pełni instrumentalny ("Co w dusy gro"). Osiem z nich stanowią nowe aranżacje dotychczas wydanych pieśni. Będę absolutnie szczery, dzięki bardziej etnicznemu instrumentarium zyskały one na jakości. Zdecydowanie lepiej się ich słucha w takim folkowym i rodzimym zabarwieniu. Z kolei pozostałe trzy nowe utwory, "Jędrzej", "Oj dolo" i "Co w dusy gro", doskonale wpisują się w obraną koncepcję. Na albumie odnajdziemy pieśni pochodzące z Polski, Ukrainy, Białorusi i Bałkanów. Spośród najbardziej zapadających w pamięć warto wymienić genialnie zaaranżowane "Matulu moja", "More Sokol pije" (którą to pieśń słuchacze mogą kojarzyć z wykonania zespołu Gothart), "Dali czarni oczi", czy "Kupalinka". Nie zabrakło też grzechów popełnianych przez coraz więcej kapel folkowych, tj. setne, czy nawet tysiączne aranżacje "Lipki", "Sztoj pa moru" i "Siadaj nie gadaj" (fani ostatniego z wymienionych utworów mogą czuć się zawiedzeni przy porównywaniu do wykonania Joryj Kłoc). Z życzliwą złośliwością napiszę jeszcze, o szczęście niepojęte, że Łysa Góra nie zdecydowała się na nagranie własnej wersji "Do ciebie Kasiuniu".


Co się tyczy instrumentów użytych na płycie, są tu obecne między innymi skrzypce, fidel płocka, suka biłgorajska, saz, szufla bas, sopiłka, drumla, baraban, a nawet didgeridoo (te ostatnio słyszane w białoruskiej pieśni "Dali czarni oczi" i białoruskiej "Sztoj pa moru"). Wszystkie one doskonale ze sobą współgrają, pojawiają się dokładnie tak jak powinny. Żaden z instrumentów nie wydaje się być tu zbędny (co można było czasem powiedzieć o przesterowanych gitarach w folk metalowej odsłonie zespołu). Na szczególną pochwałę zasługuje sekcja rytmiczna, która, choć czasem eksperymentuje z bluesowymi klimatami (jak w "Jędrzeju"), to w większości zdaje się być inspirowana bezpośrednio rytmami plemiennymi.

Ocena końcowa: 8/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz