sobota, 14 września 2019

Paweł Sekuła, "Likwidatorzy Czarnobyla. Nieznane historie". Recenzja.

Czarnobyl. Dla władz ZSRR - ostatni gwóźdź do trumny. Tragedia, która zwiastowała rychły upadek mocarstwa. Dla mieszkańców okolicznych miejscowości katastrofa, która zabrała im dotychczasowe życie. Jest jeszcze jedna grupa poszkodowanych, o których rzadko się mówi. To właśnie im dedykowana jest ta książka.


Wybuch w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej stał się symbolem upadku i bezradności Związku Sowieckiego. Katastrofa znalazła swoje miejsce w podręcznikach szkolnych, w opracowaniach naukowych a także w popkulturze. Zdawać by się mogło, że powiedziano już wszystko o politycznym i społecznym wymiarze tragedii. Paweł Sekuła znalazł jednak białą plamę na mapie opracowań dotyczących Czarnobyla. Czytelnik poznaje historię buntu uczestników likwidacji skutków katastrofy elektrowni atomowej. Pod względem tematyki książka jest pionierska, po raz pierwszy przedstawiając problem niezadowolenia i buntu, który narastał wśród tytułowych likwidatorów.

Oprócz osobistej tragedii młodych ludzi wysłanych do ratowania sytuacji w okolicy czarnobylskiej zony, historia ma przygnębiający kontekst polityczny. Większość osób zmobilizowanych do pracy w Czarnobylu była etnicznie nie-Rosjanami, a w dalszej kolejności nie-Słowianami. Bohaterowie książki to Bałtowie i Estończycy. Mieszkańcom Pribałtyki w likwidacji skutków katastrofy towarzyszyli m.in. Polacy, Ukraińcy, Ormianie, czy mieszkańcy azjatyckich republik ZSRS. Dziś nie ma złudzeń co do ówczesnej wiedzy Moskwy na temat zagrożeń, na jakie wysyłani byli likwidatorzy. Ta wiedza i cyniczny dobór mobilizowanych żołnierzy, budzi najgorsze skojarzenia z niemiecką polityką etniczną z czasów NSDAP. Świadome wysłanie tysięcy młodych ludzi na nieprzygotowaną merytorycznie akcję, nosi znamiona zbrodni etnicznej, która miała przybliżyć ZSRS do osiągnięcia celu całkowitej rusyfikacji krajów bałtyckich.

Paweł Sekuła jest historykiem i kulturoznawcą, pracującym w Katedrze Ukrainoznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Biorąc pod uwagę jego dotychczasowe doświadczenie i dorobek naukowy, można uznać, że posiada wyjątkowe wyczucie historycznych problemów Ukrainy, a zwłaszcza katastrofy w Czarnobylu.

Książka składa się z dwóch głównych części (autorskie opracowanie oraz wywiady ze świadkami historii), które uzupełniają aneks, literatura oraz materiały ilustracyjne. Podział jest bardzo przejrzysty i łatwy w odbiorze. Bogata literatura świadczy o przeprowadzeniu bardzo szczegółowej kwerendy, a dotarcie do bezpośrednich uczestników i naocznych świadków likwidacji skutków katastrofy nadaje lekturze niezwykle przekonującego charakteru. Ilustracje zostały wydrukowane w kolorze, co jest miłym zaskoczeniem. Książka spełnia wszelkie kryteria publikacji akademickich, ale zdecydowanie nie ogranicza to spektrum jej odbiorców - język jest przystępny, a wszystkie terminy, które mogą być dla czytelnika niejasne są wyjaśnione w przypisach.

Największym atutem książki jest dotarcie przez Autora do dokumentów i relacji świadków, dzięki którym zbudował on niezwykłą narrację na temat właściwie nieznanego aspektu katastrofy w Czarnobylu. Wszystkie dokumenty znajdują odpowiednie odwołania, co ma duże znaczenie dla odbiorców, którzy będą chcieli powołać się na recenzowaną tu publikację we własnych studiach. Na pochwałę zasługuje także skrupulatność przy wyjaśnianiu niektórych nazw własnych czy zagadnień, które mogą być dla czytelnika niejasne. Nieocenioną zaletą książki jest dobór rozmówców. Historię opowiadają zarówno zawodowi żołnierze szczebla oficerskiego, jak i szeregowi, a nawet lekarze. Daje to bardzo szeroką perspektywę poznawczą.

"Likwidatorzy Czarnobyla" to książka, która ma ogromny ładunek emocjonalny. Wokół tej historii nie da się przejść obojętnie. Zaczniemy utożsamiać się z rozmówcami, poznamy ich punkt widzenia, a po czasie sami poczujemy niewidzialny wpływ promieniowania radiowego. Zrozumiemy wreszcie dramat ludzi pozostawionych samymi sobie. Ich sytuację najlepiej oddaje odpowiedź pułkownika jednostki na pytanie porucznika Minčuksa o to co robić dalej (czyli po powrocie z Czarnobyla) - "Pij wódkę i czekaj, aż przyjdzie na ciebie pora".

Publikacja zostawi nas z przygnębiającym uczuciem braku sprawiedliwości społecznej, politycznej i historycznej, ale nie brakuje w niej pozytywnego akcentu, za jaki uważam niezwykłą solidarność między likwidatorami, a także liczne przejawy ludzkiej życzliwości względem siebie czy miejscowej ludności.

Dla bałtyckich likwidatorów Czarnobyl był wojną, na której nie było widać wrogów, a w rzeczywistości było ich aż dwóch. Jeden ujawniał się, gdy któryś z żołnierzy dysponował dozymetrem. Drugim wrogiem byli moskiewscy dysydenci. W tych warunkach oficerów i szeregowych żołnierzy z krajów bałtyckich łączyła szczególna więź i wzajemny szacunek.

Chciałbym, żeby książka była trochę dłuższa, ale niesprawiedliwie byłoby czynić zarzut z racji jej długości. Po prostu czytało się ją świetnie i trochę zabrakło mi kilkudziesięciu stron kolejnych opowieści. Być może na tym właśnie polega też jej siła - nie jest to publikacja przegadana czy rozwlekła. Polecam, każdemu kto nie słyszał jeszcze o mieszkańcach krajów bałtyckich, którzy brali udział przy likwidacji skutków katastrofy w Czarnobylu.

Ocena recenzenta: 9.5/10.

Autorem recenzji jest Jakub Jagodziński.
Recenzja pierwotnie ukazała się na histmag.org.
Na naszych łamach publikujemy na podstawie licencji CC BY-SA 3.0.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz