Stosunki polsko-ukraińskie już dawno nie są wzorcowe. Na poziomie rządowym wciąż pełno jest słów o braterstwie, konieczności pomocy i solidarności w obliczu konfliktu w Donbasie. Ale w polskim społeczeństwie rosnący sprzeciw budzi kwitnący na Ukrainie kult Stepana Bandery.
Paweł Smoleński jest znanym i poczytnym reporterem, publicystą, a od 1989 r. dziennikarzem "Gazety Wyborczej". Tematyką polsko-ukraińską zajmował się wcześniej, m.in. w książce Pochówek dla rezuna, za którą w 2003 r. otrzymał Nagrodę Pojednania Polsko-Ukraińskiego. W swoim najnowszym reportażu wraca do tematyki tużpowojennych dziejów pogranicza oraz działań podjętych przez stronę polską w ramach tzw. akcji "Wisła".
"Syrop z piołunu. Wygnani w akcji «Wisła»" - plama na honorze
Działalność Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), postać Stepana Bandery oraz wspomniana akcja "Wisła" są przeszkodami w budowaniu przez Polaków i Ukraińców wspólnej pamięci historycznej. Uczynienie z żołnierzy UPA i ich dowódcy bohaterów narodowych, negowanie ludobójczego charakteru Rzezi Wołyńskiej (w tym przez czołowe postacie życia politycznego i intelektualnego, takie jak szef ukraińskiego odpowiednika IPN-u Wołodymyr Wiatrowycz) - to wszystko wzbudza w Polakach niechęć.
Jednak i my mamy w swojej historii wydarzenie, o którym wolimy nie pamiętać. Akcja "Wisła" nie była tylko i wyłącznie przesiedleniem tej części społeczeństwa ukraińskiego, które było ideologicznie związane z UPA. Był to przede wszystkim zbiorowy odwet, taki sam, jakiego dokonano na Ślązakach i Niemcach, "tutejszych" zamieszkujących tzw. Ziemie Odzyskane. Obecnie mówi się, że w deportacjach ludności ukraińskiej wywieziono z terenów Lubelszczyzny, Chełmszczyzny, Beskidu Niskiego i Bieszczad do 150 tys. osób, w tym mieszane polsko-ukraińskie rodziny i Łemków.
"Syrop z piołunu. Wygnani w akcji «Wisła»" - korzenie zapoznane
Smoleński w swoim reportażu oddaje głos tym, którzy przez całe dziesięciolecia woleli nie wspominać o swoich korzeniach. Starali się zapomnieć o tożsamości i wychować dzieci na Polaków, bo tylko to zapewniało możliwość w miarę normalnego funkcjonowania w społeczeństwie. Tak samo jak w śląskich domach, i tutaj nie mówiono o Centralnym Obozie Pracy w Jaworznie, gdzie znalazła się część deportowanych, ani o brutalności wywózek, którym niejednokrotnie towarzyszyły zabójstwa i gwałty.
Zaletą książki okazuje się nieobecność autora. Wszystkie wypowiedzi, odczucia i emocje pozostawia dokładnie takimi, jakimi przekazują mu je rozmówcy. Czasami tylko brakuje głębszego kontekstu. Krzywdy doznane przez ludność cywilną w ramach akcji "Wisła" są bezsporne. Możliwe też, w okresie trwania walk z Ukraińcami na obszarze objętym wysiedleniem, większość młodych chłopców dołączała do sotni by bronić swoich domów i najbliższych. Jednak byli i tacy, którzy działali w UPA już dużo wcześniej i nie wahali się przed dokonaniem wołyńskich zbrodni. Punktem wyjścia do długiej dyskusji wydaje mi się również nazwanie majora Iwana Szpontaka "Zalizniaka" więźniem politycznym. Człowieka, którego udział w mordzie w Wiązownicy jest bezsporny (autor też to przyznaje), raczej trudno tak po prostu włączyć do kategorii niesłusznie represjonowanych w stalinowskich więzieniach.
*
Paweł Smoleński wykonał kawał dobrej roboty. Napisał chłodny, na ile to możliwe, prawdziwie pogłębiony reportaż o ludziach, którzy do tej pory pozostawali na marginesie pamięci zbiorowej. Obecnie, gdy zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie króluje sprawiedliwość tranzycyjna (bądź jak woli część znawców tematu: sprawiedliwości okresu przejściowego) trudno oddzielić emocje i przyjąć, że historia nie jest czarno-biała. Być może "Syrop z piołunu. Wygnani w akcji <<Wisła>>" stanie się punktem wyjścia do budującej dyskusji. Oby.
Ocena recenzentki: 7/10.
---
Autorką powyższej recenzji jest Daria Czarnecka.
Recenzja ukazała się pierwotnie na histmag.org.
Na naszych łamach publikujemy w ramach wolnej licencji Creative Commons BY-SA 3.0.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz