czwartek, 10 października 2019

"Kaszub śmierci się nie boi". O dawnej kulturze pogrzebowej północnej Polski

Kaszubi (...) byli bardzo religijni, wiara była jednym z elementów ich kultury. Stąd też wywodziło się społeczne akceptowanie śmierci, szacunek wobec niej oraz zmarłego, przy którego ciele odbywało się wiele obrzędów. Kultura pogrzebowa Kaszubów jest naprawdę bogata.

Aleksander Gierymski, "Trumna chłopska", 1894-95 (domena publiczna)
Śmierć na pewno nie przychodziła na Kaszubach po cichu. Hałasowała, stukała, szeleściła, powodowała paniczne szczekanie psów i niepokój wśród innych zwierząt. "Chory czuje jej zbliżanie się. Gdy go śmierć uściska, trzęsie chorego febra, gdy śmierć położy się na nim, pozostawia sine plamy na jego ciele, gdy go śmierć zadusi, tworzą się silne plamy na twarzy" (F. Lorentz, A. Fischer, T. Lehr-Spławiński, "Kaszubi. Kultura ludowa i język...", s. 71).

Wedle wierzeń, nadchodzącą śmierć zwiastowały na przykład: spadający ze ściany obraz, zatrzymanie się zegara, stukanie w okna, tajemnicze hałasy czy szuranie na strychu. Niektóre źródła podają wśród zwiastunów śmierci także takie zadziwiające objawy jak: białe plamy na paznokciach, sny o wypadaniu włosów czy też nieświadome zdejmowanie pierścionka z palca. Również pojawienie się we wsi osoby bardzo podobnej do jednego z mieszkańców wróżyło mu rychłą śmierć, uważano bowiem, że sobowtór jest personifikacją śmierci. Jeśli ktoś zmarł w jednym z określonych dni w roku, zapowiadało to, że wkrótce większa liczba osób będzie musiała pożegnać się z życiem:
"Jeśli w ostatni dzień roku nastąpił zgon, była to zapowiedź piętnastu kolejnych pogrzebów w tej miejscowości. Baczono pilnie, w jakim wieku był pierwszy zmarły w nowym roku. Jeśli był to młodzieniec, uznawano, że będą umierać młodzi, zgon osoby starszej zapowiadał zejścia jej rówieśników. Krytycznym dniem była oktawa Bożego Ciała. Gdy umarła wtedy kobieta, przepowiadało to pomór wszystkich niewiast. Znaczący był 28 grudnia. Jeśli wówczas świeciło słonce, wróżyło to częste przypadki śmierci wśród dzieci" (D. Szlendak, "Kaszubska śmierć stuka w okna...", s. 20-21).
Gdy gospodarz czuł, że śmierć jest już blisko, powinien pożegnać się ze swoim inwentarzem. W tym celu udawał się, o ile miał jeszcze siły, do obejścia, aby po raz ostatni zobaczyć swoje zwierzęta. Jeśli nie był w stanie tego uczynić, obowiązek ten spadał na jego syna.

Na ziemi puckiej o śmierci mieszkańca wsi informowała pozostałych członków społeczności staruszka chodząca od domu do domu. Wedle obyczaju miała ona ze sobą biała laskę z drzewa orzechowego lub leszczynowego. Inne źródła podają, że była to laska przewiązana czarnym kirem. Jednocześnie zapraszała ona gości i krewnych na obrzęd pustej nocy oraz pochówek.

Kaszuby - Obrzędy związane z przygotowaniem ciała do pochówku
Tuż po zgonie zamykano nieboszczykowi oczy, aby nie patrzył na żywych, wierzono bowiem, że trupi wzrok mógł zabić. Następnie zatrzymywano wszystkie zegary w domu do czasu pogrzebu, co symbolizowało koniec życia. Otwierano jednocześnie okna, wypuszczając w ten sposób duszę zmarłego oraz zasłaniano lustra, aby nie mogła się w nich przejrzeć. Po obmyciu ciała ubierano je w czechło (żgło), to jest w tradycyjną, długą, białą szatę zwaną w czasie pogrzebu śmiertelną koszulą. W zależności od płci była ona przewiązywana w pasie niebieską lub różową wstążką, a kobiecą głowę okrywano czepkiem. Dorosłych składano do czarnej trumny, dzieci natomiast do żółtej. Nieboszczykowi wkładano w dłonie różaniec, książeczkę do nabożeństwa bądź monetę. W niektórych miejscach na Pomorzu razem z ciałem chowano także pęczki sierści domowych zwierząt lub ulubiony przedmiot zmarłego, na przykład tabakierę.

Pusta noc - ostatnie pożegnanie
Do najbardziej znanych kaszubskich obrzędów związanych ze śmiercią należy pusta noc, która poprzedzała bezpośrednio dzień pogrzebu. Jej nazwa wywodzi się od pustki, jaka pozostała po śmierci członka wspólnoty, oznacza jego brak przy wspólnych modlitwach. Używano także, choć znacznie rzadziej, określenia bezsenna noc. Polegała ona na wspólnym czuwaniu w domu zmarłego, modlitwie i śpiewaniu pieśni żałobnych. Trumnę ze zmarłym umieszczano na ten czas w osobnym pomieszczeniu, wykluczając go w ten sposób rytualnie ze społeczności. Było to również konieczne, aby zmarły nie powrócił między żywych jako wieszczy.

Zabytkowy cmentarz słowiński w Klukach nieopodal Słupska
(zdjęcie: Paweł Marynowski; na licencji CC BY-SA 3.0)
Pogrzeb
Po zakończeniu pustej nocy i zamknięciu trumny wynoszono ją przed dom (zawsze nogami do przodu), gdzie następowało ostatnie pożegnanie z gospodarstwem. Wóz pogrzebowy (zimą sanie) ciągnął koń, a nieco dawniej wół. Żałobny kondukt składał się z mieszkańców wsi i członków rodziny, obowiązywała przy tym pewne zasady: na końcu orszaku winni iść najbliżsi zmarłego, natomiast nie wolno było uczestniczyć w kondukcie kobiecie w ciąży, gdyż wróżyło to krótkie życie jej dziecku. "Ponieważ dusza kroczy tuz za zwłokami, należy jechać trumną powoli i iść w pewnym oddaleniu od wozu" (J. Treder, "Kaszubi. Wierzenia i twórczość...", s. 145). Zmarłych chowano na wiejskim cmentarzu, samobójców grzebano natomiast poza jego terenem, pod cmentarnym murem.

Korony śmierci
Bardzo słabo zbadanym pomorskim obyczajem (na Kaszubach występującym bardzo rzadko) było upamiętnianie zmarłej osoby za pomocą korony śmierci. Sporządzano je jedynie dla niezamężnych kobiet oraz dzieci - cały obrzęd miał być poniekąd formą zaślubin ze śmiercią. Jak pisze Magdalena Bonowska: "Najprawdopodobniej korony te były symbolem niewinności, a także swoistego rodzaju symboliczną rekompensatą niespełnionego życia".

Korona z Ognicy koło Widuchowej (tuż koło granicy polsko-niemieckiej) wygląda następująco:
"promień i łuk korony, która ma średnicę 20 cm, owinięte są sztuczną mirtą. Wewnątrz łuku wisi aksamitny paseczek w kształcie serca, na którym wyszyte są złotą nicią litery H. P. - inicjały zmarłej osoby. Do dolnego brzegu łuku przymocowane są kolorowe jedwabne wstążeczki długości około jednego metra. Jest ich dziewięć" (M. Bonowska, "Korony śmierci...", s. 127).
Pierwotnie korony śmierci zakładano zmarłym na głowę, z czasem zaczęto je wieszać w kościołach w specjalnie do tego wyznaczonych miejscach. Na Pomorzu nie zachowały się, niestety, pozostałości po tego rodzaju formach upamiętniania zmarłych, natomiast cytowana wyżej badaczka pisze, iż w niektórych niemieckich miastach po dziś dzień znajdują się pozostałości po konsolach, na których wieszano korony śmierci.

Kultura pogrzebowa Kaszubów, pomimo funkcjonowania w niej wielu przesądów mających pogańskie korzenie, była silnie zakorzeniona w chrześcijaństwie. Widać to dokładnie po formach obrzędowości i ich silnych związkach z Kościołem. Obecnie kaszubskie tradycje pogrzebowe upodobniły się do tych znanych z innych części Polski i bardzo rzadko spotyka się elementy dawnych obyczajów. Warto o nich jednak pamiętać, świadczą one bowiem o bogactwie kaszubskiej kultury ludowej.

Bibliografia
  • Jan Perszon, "Na brzegu życia i śmierci. Zwyczaje, obrzędy oraz wierzenia pogrzebowe i zaduszkowe na Kaszubach", TN KUL, Lublin 1999.
  • Dorota Szlendak, "Kaszubska śmierć stuka w okna", "30 dni", nr 5/2002.
  • Jerzy Treder, "Frazeologia kaszubska a wierzenia i zwyczaje na tle porównawczym", Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie, Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Wejherowskiej, Wejherowo 1989.
  • Tenże, "Kaszubi. Wierzenia i twórczość. Ze Słownika Sychty", Oficyna Czec, Gdańsk 2002.
  • Friedrich Lorentz, Adam Fischer, Tadeusz Lehr-Spławiński, "Kaszubi. Kultura ludowa i język", "Pamiętnik Instytutu Bałtyckiego", t. 16, "Serja Balticum", z. 8, Instytut Bałtycki w Toruniu, Toruń 1934.
  • Magdalena Bonowska, "Korony śmierci - zarzucony pomorski zwyczaj pogrzebowy" [w:] "Życie dawnych Pomorzan. Materiały z konferencji, Bytów 17-18 października 2002", pod red. Wojciecha Łysiaka, Muzeum Zachodnio-Kaszubskie w Bytowie-Pomorska Akademia Pedagogiczna w Słupsku, Bytów-Słupsk 2003.
  • Oskar Kolberg, "Pomorze oraz Aleksander Hilferding, Ostatki Słowian na południowym brzegu Bałtyckiego Morza", "Dzieła Wszystkie", t. 39, Polskie Towarzystwo Muzyczne-Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Kraków-Warszawa 1965.
Autorką niniejszego artykułu jest Alicja Młyńska.
Redakcja: Roman Sidorski.
Artykuł pierwotnie ukazał się na histmag.org.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz