poniedziałek, 3 grudnia 2018

Kaszubskie upiory, czyli czego bać się nocą na Kaszubach

Kaszubi, jako lud religijny, nie bali się naturalnej śmierci. Pojmowali ją jako "próg wieczności" bądź "powrót do rodzinnych stron". Lęk wywoływały nocne demony, które dusiły bądź zjadały żywych. Aby się przed nimi ustrzec, odprawiano obrzędy nie zawsze w pełni zgodne z nauką Kościoła. Nocą na Kaszubach rządziła "trupia ekipa": wieszczy, łopi i mora.

Pusta noc to obrzęd czuwania przy zmarłym w noc przed pochówkiem, w czasie której zgromadzeni śpiewają pieśni żałobne. W niektórych rejonach Kaszub wypadało, aby rodzina zmarłego ugościła żałobników przynajmniej jednym posiłkiem. Aby okazać szacunek zmarłemu, zapewnić mu spokój oraz strzec żałobników przed ewentualnym obudzeniem się wieszczego, otwartą trumnę stawiano w oddzielnym pomieszczeniu. Na zdjęciu śpiewnik pod redakcją ks. Jana Perszona wykorzystywany podczas pustych nocy (fot. "Magnawik, na licencji CC BY-SA 3.0 unported)
Najbardziej przerażającym bohaterem wierzeń kaszubskich był wieszczy, nieraz utożsamiany z inną "śmiertelną personą": łopim, czyli upiorem. Mógł on pojawić się na świecie,t gdy na świat przychodziło dziecko urodzone w czepku (to jest w nienaruszonych błonach płodowych). W kulturze Słowian uważano to za oznakę przyszłego szczęścia, na Kaszubach jednak wróżyło to coś zgoła odmiennego. Aby zapobiec przyszłemu przeistoczeniu się nowego członka rodziny w wieszczego, czepek palono, ścierano na proszek i podawano dziecku razem z mlekiem matki, wspomniany upiór miał bowiem zjadać własne ciało. Tuż po śmierci podnosił się on z martwych i pożerał swoje zwłoki, a potem swoich żywych krewnych. "Po zjedzeniu ich wszystkich wściekła żarłoczność przenosi się na dzwony kościelne, zaczyna w nie bić i tam, dokąd niesie się ich dźwięk, wymiera wszystko, duży czy mały, stary czy młody człowiek" ("Niemcy o Kaszubach w XIX wieku...", s. 80).

Jak ustrzec się przed wieszczym?
Na zwalczenie upiora był tylko jeden drastyczny sposób - wykopanie nieboszczyka, obcięcie mu głowy łopatą i umieszczenie jej między stopami trupa (ostatnią dekapitację trupa odnotowano na Kaszubach w połowie XIX wieku). Krwawe opisy ścinania wieszczych znajdziemy między innymi w książce "Kaszuby i Kociewie. Język, zwyczaje, przesądy, podania, zagadki i pieśni ludowe w północnej części Prus Zachodnich". Historie na ten temat zaczynają się najczęściej od słów: "Co się wydarzyło niedawno, przed 2 albo 3 laty w parafii Y…".

Jak podaje "Bedeker Kaszubski", inną formą zapobiegania pojawieniu się wieszczego było czuwanie w czasie pustej nocy i obserwowanie nieboszczyka, czy "aby nie robi się czerwony na twarzy i czy nie zdradza jakichkolwiek oznak życia". Przed przebudzeniem się upiora w grobie chroniło włożenie do trumny kartki z książeczki do nabożeństwa, na której nie pojawia się słowo "amen". Starano się także dorzucić do trumny mak, pokruszone cegły bądź sieci rybackie (w przypadku północnych Kaszubów), aby wieszczy, jeśli już poczuje chęć przebudzenia się w grobie, był zajęty gryzieniem owych fantów.

Łopi, czyli upiór
Przerażenie budził na Kaszubach również łopi:
"Około Skarszew rozróżniają wieszczów i upiorów, a co do nazwy niełap, powstała ona pewnie w ten sposób, że w powiecie kartuzkim zmieniono nazwę upiór na łopi, byłby to rodzaj tłumaczenia niezrozumiałego i może obcego wyrazu upiór, przez swojski stojący w związku z łapać, co odpowiada czynności upiorów ludzi do grobów łapiących. Kociewiacy przyjęli to tłumaczenie i zmienili łopi na połap i niełap" (Kaszuby i Kociewie…, s. 66).
Upiór zachowywał się podobnie jak wieszczy - również zaczynał od zjedzenia własnego ciała, później jednak był mniej wybredny niż jego "kuzyn". Tenże gustował najbardziej w swoich krewnych, zabierając ich po kolei do grobu, podczas gdy Łopi preferował pochłanianie całych wiosek. Chodził od domu do domu, a kto usłyszał jego głos, wnet umierał.

Zmora dusicielka
Jedyną kobietą, która straszyła Kaszubów (nie tylko ludzi, lubiła także podduszać i ujeżdżać zwierzęta) była mora, znana także jako zmora. Z jej zidentyfikowaniem nie było wiele problemów - jeśli w rodzinie było siedem córek, najmłodsza lub najstarsza z nich była morą. Dziewczynka mogła się nią stać także z winy matki chrzestnej, jeśli ta, trzymając dziecko do chrztu, nieopatrznie pomyślała o upiorze. Co najgorsze, dziewczynka nigdy nie miała świadomości, że jest morą i grasuje nocą po wsi. Działo się tak dlatego, że tuż po zaśnięciu mora opuszczała ciało i przeistaczała się w cokolwiek, na co miała akurat ochotę. "Materializuje się jako kot, pies, biała mysz, gruszka czy jabłko, źdźbło słomy lub trawy, a nawet piasek albo wiatr. Bywa też, że mora występuje pod postacią koła, które samo kula się drogą" (R. Ostrowska, I. Trojanowska, "Bedeker kaszubski...", s. 238-239). Gdy mora dopadła człowieka, siadała mu na piersi i dusiła go, a jeśli była nią zdradzona kobieta, wysysała życie z niewiernego kochanka. Wierzono także, że mory są odpowiedzialne za osłabienie zwierząt, na przykład koni czy krów.

John Henry Fuseli, "Nocna Mara" (domena publiczna)
Aby ustrzec się od takiego nieproszonego gościa, należało dobrze zabezpieczyć drzwi i okna, ustawić buty koło łóżka w taki sposób, by wydawało się, że właściciel w nim nie leży, bądź też spać na brzuchu, gdyż mora nie siadała na plecach. Gdy jednak dopadła swoją ofiarę, siadała jej na piersiach i powodowała, że nieszczęśnik czuł ucisk na klatce piersiowej uniemożliwiający oddychanie lub po prostu powodujący dyskomfort. Mory nie zabijały, a podduszanie ludzi często było ich specyficzna zabawą. W trakcie takich igraszek można było złapać morę, przede wszystkim, gdy przyjmowała ona kształt jakiegoś przedmiotu, a każdy wyrządzony jej wtedy uszczerbek na zdrowiu odbijał się także na ciele, w którym mora przebywała. Jedna z opowieści głosi, iż
"u jednego z gospodarzy marniał koń. Postanowił on nocą sprawdzić czy nie męczy go mora. Zaszedł do stajni, ale zobaczył tylko, że na grzbiecie konia leży jabłko. Wziął je i nadgryzł, a że było cierpkie, rzucił w kąt i poszedł. Rano zastał w stajni staruszkę, którą jak się okazało, pozbawił w nocy jednego pośladka" (R. Ostrowska, I. Trojanowska, "Bedeker kaszubski...", s. 239).
Duchy
Nocą na Kaszubach spotkać można było także duchy zmarłych, jednak nie były one groźne, gdyż nie wyrządzały ludziom żadnej szkody. Kaszubi wierzyli, że dusza zmarłego wychodzi z ciała przez usta i wyrusza w świat pod postacią gołębia, myszy lub bryły lodu. Jeśli zmarli mieli odpokutować swoje winy, ich dusze musiały to robić w miejscu, w którym grzeszyli. Jak pisał ks. Sychta "dusze podpalaczy muszą brać udział w gaszeniu każdego pożaru. Dusze pokutujących krawców dźwigają tkaniny niezwrócone, dusze młynarzy stękają pod workami skradzionej mąki, dusze kupców niosą swoje wagi fałszywe" (J. Treder, Kaszubi. "Wierzenia i twórczość...", s. 149). Co ważne nie należało im w pokucie pomagać. Znane są też legendy o duchach zmarłych, które straszyły napotkanych ludzi - opowieści takie spotkać można na przykład w zbiorze Dobro zwycięża. Legendy z Kaszub i Pomorza.

W obecnych czasach nie ma już wieszczych, mór ani duchów błąkających się po lasach czy bagnach. Dawne wierzenia i zabobony odeszły w niepamięć, pamięć o nich także powoli zanika. Nieliczni już tylko Kaszubi pamiętają o upiorach nawiedzających ich przodków…

Bibliografia
  • Ceynowa Józef, "Dobro zwycięża. Legendy z Kaszub i Pomorza", Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. Zarząd Główny, Gdańsk 1985.
  • "Kaszuby i Kociewie. Język, zwyczaje, przesądy, podania, zagadki i pieśni ludowe w północnej części Prus Zachodnich", oprac. Nadmorski [Józef Łęgowski], [b.w.], Poznań 1892.
  • Kolberg Oskar, "Pomorze oraz Aleksander Hilferding, Ostatki Słowian na południowym brzegu Bałtyckiego Morza", "Dzieła Wszystkie", t. 39, Polskie Towarzystwo Muzyczne–Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Kraków–Warszawa 1965.
  • "Niemcy o Kaszubach w XIX wieku. Obraz Kaszubów w pracach G. L. Lorka, W. Seidla i F. Tetznera. Deutsche Berichteüber die Kaschubenim 19. Jahrhundert. Das Bild der Kaschuben in den Abhandlungen von G. L. Lorek, W. Seidler und F. Tetzner", pod red. Józega Borzyszkowskiego, Instytut Kaszubski, Gdańsk 2009.
  • Ostrowska Róża, Trojanowska Izabella, "Bedeker kaszubski", Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1978.
  • Treder Jerzy, "Kaszubi. Wierzenia i twórczość. Ze Słownika Sychty", Oficyna Czec, Gdańsk 2002.
  • Wójcicki Krzysztof, "Mój przyjaciel trup. Opowieść o życiu i śmierci Albrechta grafa von Krockow", słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2009.
Autorem powyższego tekstu jest Alicja Młyńska.
Artykuł pierwotnie ukazał się na łamach: https://histmag.org/.
Na naszym blogu publikujemy na podstawie wolnej licencji CC BY-SA 3.0.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz