środa, 11 grudnia 2019

Dariusz Andrzej Sikorski, "Religie dawnych Słowian". Recenzja.

Książka "Religie dawnych Słowian" Dariusza Andrzeja Sikorskiego została napisana "na zamówienie" Wydawnictwa Poznańskiego i ukazała się we wrześniu 2018 roku. Czas powstania książki był bardzo dogodny, gdyż - co tu ukrywać - panuje silna moda na poznawanie słowiańskich korzeni. Piszę celowo moda, bo sporą część sympatyków Słowiańszczyzny zadowalają teksty niewymagające i przede wszystkim atrakcyjne, których treść nie musi być wcale rzetelna.


D.A. Sikorski jest niezgorszym historykiem. Uważam, że warto zapoznać się np. z jego uwagami na temat początków Państwa Polskiego, czy najstarszych tradycji dynastycznych rodu Piastów. Wysoce prawdopodobnym, że nie powiedziałbym o Sikorskim złego słowa, gdyby tylko nie wychodził poza swoje kompetencje i nie próbował wejść w buty religioznawcy i antropologa kultury. "Religie dawnych Słowian" miały być rzetelną odpowiedzią na fantastyczne wizje turbosłowiańskich autorów nt. mitologii i religii Słowian. Miast tego Sikorskiemu wyszła książka będąca drugą stroną medalu turbosłowiaństwa. Nie w sposób w zwykłej recenzji ująć wszystkie chybione pomysły, wszystkie przekłamania i manipulacje Sikorskiego, dlatego skupię się tylko na wybranych zagadnieniach.

Perspektywa badawcza
To, że książkę pisał historyk z wykształcenia powinno być dużym plusem. Tymczasem nie jest, bowiem Sikorski odrzuca przydatność innych dyscyplin naukowych przy badaniu wierzeń przedchrześcijańskich Słowian. Odrzuca etnografię, gdyż, jego zdaniem, posiłkowanie się nią jest niemiarodajne i nie jesteśmy w stanie prześledzić drogi jaką przeszły poszczególne praktyki i zwyczaje. Tymczasem jesteśmy w stanie tego dokonać w przypadku pewnej ich części. Jesteśmy w stanie wykazać nie tylko ciągłość niektórych zwyczajów, ale i ich możliwie zbliżoną wędrówkę oraz transformacje, jakim ulegały.

Kontynuując, Sikorski odrzuca przydatność archeologii, wskazując na możliwe i faktyczne błędy interpretacyjne. Niestety wiedza Sikorskiego na temat tego jak działa archeologia zatrzymała się zapewne w czasach, kiedy faktycznie przedmiotom o niewiadomym przeznaczeniu przypisywano funkcje sakralne. Jest to jednak podejście, od którego się sukcesywnie odchodzi, a wśród młodych badaczy panuje coś, co można nazwać ruchem rewizjonistycznym. Rozważania nt. nowych odkryć i próby interpretacyjne dotychczas zebranego materiału cechują się u nich często sporą dozą ostrożności (w tym miejscu pragnę polecić prace Kamila Kajkowskiego i Pawła Szczepanika).

Odrzucona zostaje także komparatystyka i metoda Georgesa Dumézila. O ile idea trypartycji Dumézila nie jest doskonała i jak najbardziej da się zrozumieć ogólne obiekcje wobec niej, o tyle komparatystyka nie ogranicza się tylko do tej jednej metody. Rezygnacja ze studiów porównawczych przy badaniu dowolnej religii, czy mitologii jest strzałem w kolano, ponieważ odbiera nam możliwość rozpoznania pewnych uniwersalnych wzorców obecnych w życiu religijnym spokrewnionych kulturowo społeczności.

W tym miejscu należy wyraźnie zaznaczyć, że religioznawcy, antropolodzy kultury, czy archeolodzy, którzy podejmują się próby rekonstrukcji wierzeń pogańskich Słowian są świadomi (z nielicznymi, niechlubnymi wyjątkami) tego, że owe rekonstrukcje obarczone są większym lub mniejszym ciężarem hipotetyczności.

Nim przejdziemy dalej, zwrócić warto uwagę na to, że autor "Religii dawnych Słowian" uważa, że badacz powinien sięgać tylko po te źródła pisane, których język oryginału jest mu znany. Może to tłumaczy dlaczego w tej książce tak uporczywie milczy się (koniec końców niekonsekwentnie) na temat źródeł arabskich.

Absurd goni absurd
Książka ta pełna jest nie tylko błędów, ale i świadomych manipulacji. W tym miejscu przyjrzymy się tylko niektórym z nich.

W rozdziale czwartym, "Czy religie przedchrześcijańskich Słowian są religią" Sikorski wskazuje (swoją drogą słusznie) na fakt, iż nie ma jednej precyzyjnej definicji religii. Przybliża różne podejścia do tego zagadnienia i zaznacza, że intuicyjne rozumienie tego terminu nie jest wskazane, gdyż badacze sami przyjmują różne definicje w zależności od tego, która będzie im pasować ze względu na specyfikę prowadzonych badań. Oczywiście należało by w tym miejscu oczekiwać od autora, iż poda własną definicję na potrzeby rozważań prowadzonych w niniejszej książce. Miast tego Sikorski sukcesywnie odrzuca kolejne elementy religii jako elementy religii. Rozprawia się z magią, demonologią i mitologią. Choć jest świadomy tego, że mitologia może być rozumiana nie tylko jako tekst kultury traktujący o życiu istot boskich, ale również jako typ światopoglądu danej społeczności, to jednak uważa błędnie, że "jest ona pojęciem zdecydowanie szerszym od religii, ponieważ obejmuje również inne sfery kultury duchowej" (s. 85). Tymczasem zarówno mit rozumiany jako ten konkretny typ światopoglądu, wyobrażenia mityczne i demoniczne, a także myślenie magiczne zawarte w kulturze duchowej, jak i właściwie kultura duchowa sama w sobie mieści się pojęciowo w sferze religii, z czym prawdopodobnie nie będzie dyskutował żaden religioznawca, czy antropolog kultury.

Z odrzuceniem magii wiąże się również odrzucenie wróżb, a przecież posiadamy informacje o tym, że te, a przynajmniej jakaś ich część, były związane z religią. Ze źródeł chrześcijańskich dla terenów Połabia i Pomorza zachodniego wiemy o wróżbie zwiastującej powodzenie wyprawy wojennej. W skrócie, za jej przebieg odpowiadać miał kapłan (!), a wykonywać ją miał przy pomocy konia poświęconego konkretnemu bogu (!).

Dobrym przykładem tego, co dla Sikorskiego nie jest przejawem zachowań religijnych będzie cytat ze strony 82:
"Głównym czynnikiem odróżniającym demonologię od religii jest to, że zjednując sobie przychylność demonów odpowiedzialnych za różne sfery życia, nie starano się przez nich wpłynąć na boga/bogów. Dlatego znalezienie pod fundamentem wczesnośredniowiecznego wału końskiej czaszki może być interpretowane jako tzw. ofiara zakładzinowa, ale błędnie kwalifikuje się ją jako objaw zachowań religijnych".
W związku z tym mam pytania (bez starania się o zachowanie w tym momencie powagi, tak jak niepoważne są twierdzenia Sikorskiego):
  • Jakich zachowań ofiara zakładzinowa jest objawem? Jeżeli nie jest objawem zachowań religijnych to może jest to przejaw myśli architektonicznej? Być może ta czaszka pełniła ważną funkcję w konstrukcji nośnej wału? 
  • Czy tym samym autor rzekomo postulujący ostrożność przy interpretacji badanego materiału sam autorytatywnie stwierdza "bo tak" komu konkretnie była składana ofiara zakładzinowa z końskiej głowy?
Zapoznajmy się także z innymi przykładami, tego jak nierzetelne jest podejście Sikorskiego:
"Przyczyną namnożenia bóstw słowiańskich jest to, że niektóre imiona bóstw przekazane w źródłach były w rzeczywistości postaciami demonicznymi, którym autorzy owych opisów nadawali interpretację lokującą te postacie w ramach panteonu bóstw, pozostawiając im opiekę nad pewnymi sferami życia, jaką miały faktycznie jako demony. Często za tymi interpretacjami podążają współcześni badacze. Wolos, na którego przysięgają Rusowie w traktatach z Bizancjum w X w., jest określony wprawdzie w <<Powieści lat minionych>> jako bóg bydła, jednak był jedynie demonem mającym moc wpływania na bydło. Ponieważ bydło, oprócz kruszców, było podstawą bogactwa ówczesnych ludzi, to przysięga na opiekującego się nim demona miała również swoją wagę, a jej złamanie groziło negatywnymi konsekwencjami ze strony tej istoty" - s. 83-84.
W tym miejscu znów pojawia nam się argument "bo tak", tym razem odnośnie przemianowania Welesa z boga na demona i to nie tylko wbrew materiałowi źródłowemu, który Sikorski wcześniej odrzucił jako nieprzydatny, ale i wbrew źródłu, na które sam się powołuje. Zachodzi tu również pewna manipulacja ze strony autora książki, a mianowicie umniejszona zostaje wartość poznawcza źródeł pisanych, jeśli nie pasują w pełni do postawionej tezy. Rozchodzi się mianowicie o treść traktatów na które powołuje się tutaj Sikorski. Pozwolę sobie zacytować tekst pochodzący z wydania "Powieści lat minionych" z 1968 w przekładzie i opracowaniu Franciszka Sielickiego (s. 245):
Teksty te nie są "[...] świadectwem pochodzącym z zewnątrz, np. od rzymskiego historyka lub chrześcijańskiego kronikarza piszącego o barbarzyńskich ludach, ani ze świadectwem ex post, takim jak sporządzona na polecenie chrześcijańskiego władcy kodyfikacja (a zarazem modyfikacja) tradycji prawnej epoki. Przytoczone roty przysiąg są dosłownym, przepuszczonym jedynie przez filtr przekładu, zapisem tekstów, w które w X w. recytowała pogańska Ruś".
Podam jeszcze jeden przykład manipulacji:
"Nie mamy ani jednego tekstu, który byłby wyrazem własnej refleksji religijnej ze strony pogańskich Słowian" - s. 113.
Co do tego pełna zgoda. Nie posiadamy żadnych traktatów filozoficznych słowiańskiej myśli pogańskiej. Ale posiadamy pochodzące od pogańskich Słowian informacje dotyczące ich własnych wierzeń, nawet jeśli te informacje zostały przedstawione przy okazji opisywania innych wydarzeń. Jednak nieco dalej na tej samej stronie padają słowa:
"Jednym z podstawowych problemów związanych z możliwością poznania wierzeń Słowian jest fakt, iż wszystkie teksty, którymi dysponujemy, a które odnoszą się do tego problemu, zostały napisane przez Chrześcijan" - s. 113. 
Tak, Sikorski twierdzi, że chrześcijańskie źródła to wszystko czym dysponujemy. Jednakże źródła arabskie istnieją i pojawiają się w nich informacje na interesujący nas temat. O obrzędowości pogrzebowej pisali np. Ahmad ibn Rustah, ibn Wahszijja, Ibrahim ibn Jakub, anonim podający się za al-Masudiego, a być może także ibn Fadlan (trzeba zaznaczyć, iż ten ostatni pisał o pogrzebie wodza Rusów, który był najpewniej pochodzenia skandynawskiego, jednakże do dziś w dyskursie naukowym nie ma zgody co do tożsamości etnicznej ludu kryjącego się pod nazwą ar-Rūsīja). Ibn Rustah napisał dodatkowo, że Słowianie są czcicielami ognia oraz zanotował składanie w ofierze prosa w czasie obrzędów dożynkowych i modlitwę "Panie, który dajesz nam zboże, daj nam go teraz w pełni". Od anonima pseudo-Masudiego wiemy dodatkowo iż Słowianie czcili Słońce. Z kolei sam al-Masudi opisał słowiańskie świątynie, choć w tym wypadku dość powszechnie poddaje się w wątpliwość zgodność tej relacji ze stanem faktycznym. Oczywiście dla autora są to informacje niewygodne, lepiej więc je przemilczeć.

Żeby było śmieszniej, chwilę później Sikorski pisze:
"Dla łatwiejszego zrozumienia wystarczy uzmysłowić sobie, jaka byłaby nasza wiedza o wczesnym chrześcijaństwie, gdyby pochodziła wyłącznie ze świadectw źródłowych pogańskich pisarzy rzymskich i greckich czy średniowiecznych dzieł autorów muzułmańskich" - s. 113.
Uporczywe milczenie na temat źródeł arabskich jest jednak nie konsekwentne, gdyż pod koniec książki, mianowicie na stronach 308-309 przytacza fragment napisany przez ibn Fadlana z X wieku dotyczący Rusa (Warega) i Bułgarów nadwołżańskich, tylko po to, żeby móc napisać, że nie dotyczy on Słowian. Poważnie:
"(...) pomija się podstawowy problem, mianowicie do czyich bogów modlił się ów Rus, który przybył do Bułgarów nadwołżańskich. Przecież nie do bogów słowiańskich, gdyż nie był to teren zasiedlony przez Słowian. Nie byli to też bogowie owego Rusa, gdyż w tym miejscu był obcym. Wiemy z pewnością, że Bułgarzy czcili swoich bogów pod postacią posążków. Byłby to zatem opis rytuału, w którym obcy próbuje sobie zjednać sobie miejscowe bóstwa ze Słowianami niemające nic wspólnego" - s. 309.
Mamy tu do czynienia ewidentnie z olbrzymimi pokładami złej woli. Jak inaczej nazwać celowe pomijanie sporej części źródeł i przytaczanie źródeł niezwiązanych w celu pokazania, że są z tematem niezwiązane? Jednakże Sikorski dokonał pomyłki lub niedopatrzenia, bowiem od ibn Fadlana (którego Sikorski przecież sam przytacza) możemy się dowiedzieć, że władca Bułgarów nadwołżańskich nosił tytuł malik al-Siqlabi (król Słowian), tak więc przynajmniej część jego poddanych stanowili Słowianie. Oprócz tego (za Lewickim, "Źródła arabskie do dziejów Słowiańszczyzny", t. III, s. 118) ad Dimašqi i ibn al Atir w swoich tekstach powołują się na jakieś bliżej nieznane źródło mówiące o Bułgarach kamskich (nadwołżańskich) idących do Mekki. Podczas pobytu w Bagdadzie miejscowi pytali ich, kim są, skąd pochodzą, a oni powiedzieli, że Bułgarzy wywodzą swoje pochodzenie od Turków i Słowian. Również w dyskursie naukowym istnieje teza lansowana przez zachodnich badaczy tego okresu (Steward Gordon, Richard Lunde, Paul Frye), że Bułgarzy byli już zeslawizowani przed uderzeniem w nich Chazarów (czyli przed rozdzieleniem się Bułgarów na frakcje i wędrówką jednej z nich na Bałkany).

Nawet gdyby Sikorski postanowił szerzej spojrzeć w stronę źródeł arabskich, to większością traktują one o obrzędowości funeralnej, a tę nasz historyk również uznał za niezwiązaną ze sferą zachowań religijnych:
"Mamy głębokie przekonanie, że sposób obchodzenia się ze zmarłymi jest związany z wierzeniami religijnymi. Jest to kolejna matryca, którą przejmujemy głównie wraz z chrześcijańskim światopoglądem i eschatologią czy ogólnie tradycją wyrosłą z chrześcijańskiej kultury. Szacunek wobec zwłok nie musi być podyktowany religią. W konsekwencji uznaje się, że analizując materialne pozostałości po pochówkach, jesteśmy w stanie zrekonstruować niektóre aspekty ówczesnych wierzeń. Jest to tylko w części prawdą, a w odniesieniu do Słowian chyba nieprawdą. Sam fakt, że ciała zmarłych są niekiedy otaczane wielką pieczołowitością, nie musi wiele mówić o wyobrażeniach odnoszących się do tego, co dzieje się z człowiekiem po śmierci. Obrządek pogrzebowy może odzwierciedlać treści wierzeń religijnych, ale nie musi. Nawet w tak klarownej sytuacji jak w przypadku chrześcijaństwa, którego wyobrażenia eschatologiczne są ściśle związane z religią, nie potrafilibyśmy zrekonstruować treści tych wierzeń jedynie na podstawie analizy obrządku pogrzebowego i samych grobów, gdybyśmy nie znali tekstów, np. liturgicznych towarzyszących pogrzebowi chrześcijańskiemu. W przypadku obrządku pogrzebowego Słowian niczym podobnym nie dysponujemy. Przecież współcześni ateiści również są chowani wedle jakiegoś obrządku czyli powszechnie przyjętego w danym regionie i czasie obyczaju, najczęściej naśladującego zwyczaje chrześcijańskie, ale nie ma to związku z jakimikolwiek wierzeniami. Wybór między kremacją a inhumacją nie jest w tej sytuacji zależny od przekonań religijnych, ale od zwyczajów i ograniczeń prawnych, które nie pozwalają na swobodę w postępowaniu ze zmarłymi" - s. 316-317.
I tutaj zadam kilka pytań:
  • Czy Sikorski faktycznie twierdzi, że obyczaj wśród wczesnośredniowiecznych ludów kształtował się w oderwaniu od religii (a raczej w oderwaniu od mitu, choć w tym wypadku to rozróżnienie nie jest szczególnie istotne)?
  • Czy poświadczone w źródłach pisanych (zarówno chrześcijańskich, jak i arabskich) i archeologicznie potwierdzone palenie żon/niewolnic wraz ze zmarłym mężem/panem oraz poświadczone archeologicznie ofiary ze zwierząt, np. konia, nie wiązały się z wyobrażeniami eschatologicznymi, a były jedynie potrzebne w celach utylitarnych, tj. pozbycia się zwłok zmarłego?
Punkt dla turbosłowian
Jednym z głównych założeń turbosłowian jest domniemany spisek mający na celu zabić pamięć o potędze dawnych Słowian. Uczestnikami spisku mają być między innymi akademiccy historycy, którzy na zlecenie Watykanu i/lub Żydów celowo manipulują źródłami i opisują przeszłość w sposób niekorzystny dla Słowian. Jak wiemy jest to oczywiście nieprawda, jednakże Sikorski na przekór swojemu założeniu dał turbosłowianom do ręki dowód na złą wolę świata naukowego.

Czy są tu jakieś plusy?
By być szczerym, nie mogę powiedzieć, że ta książka jest jedynie złem wcielonym. Opisanie problemów źródłoznawczych, możliwych błędów wynikających z różnicy w tłumaczeniach źródeł, poddanie w wątpliwość poprawności wielu interpretacji, czy zarzucenie błędów merytorycznych dotychczasowym badaczom, to kwestie jak najbardziej potrzebne dla kontynuowania badań nad wierzeniami dawnych Słowian. Niektórzy badacze lubili "płynąć" (np. Iwanow, Toporow, Uspieński, czy Zielina) i powołując się na ich ustalenia należy zachować szczególną ostrożność. Nawet najpopularniejsze w tym temacie dzieło, "Mitologia Słowian" Gieysztora nadal czeka na "rozliczenie z mistrzem" (chociażby za forsowany henoteizm). Jednak Sikorski nie jest ku temu odpowiednią osobą ze względu na wykazany powyżej brak rzetelności. Gdyby wyłuskać z "Religii dawnych Słowian" to, co faktycznie wartościowe i ograniczyć narrację autora to optymalnego poziomu, szacuję, że z książki pozostała by mniej niż jedna piąta bieżącej objętości.

Parafrazując słowa Stanisława Grówi, książka "Religie dawnych Słowian" w skali od jeden do dziesięciu otrzymuje od nas kosz łakoci.

7 komentarzy:

  1. Świetna recenzja. W punkt. Prawdę mówią, że nie bierzesz jeńców.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla historyka książka ta raczej haniebna niż chwalebna. Inteligencji doktorowi nie sposób odmówić, o pomroczność jasną też nie podejrzewam, cóż zostaje jak tylko dostrzec w niej złą wolę i celową nierzetelność?

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż, gdyby ta książka miałaby inną okładkę (bo jest rakowa) , tytuł - chociażby coś w stylu "Moja wizja religii Słowian", to jeszcze można byłoby to jakoś obrobić... A tak, trudno nie zgodzić się z recenzentce, aczkolwiek mimo wszystko bardziej doceniłbym partie źródłoznawcze, bo jednak coś wyjaśniają czytelnikowi. Natomiast całokształt pracy pokazuje dość dobitnie, że naukowcy nie potrafią popularyzować wiedzy i pisać o historii do zwykłych ludzi. W tej pracy, aż prosi się o przypisy, bo tak jest skonstruowana treść książki, którą jest niestety nadęta naukowo. Osobna kwestią jest bagatelizowanie problemu turbosłowian, a już szczytem jest przekręcanie nazwiska Bieszka. Cóż, książka faktycznie daje argumenty turbosów na ich "hurr durr naukowcy źli".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brak umiejętności popularyzowania wiedzy to akurat najmniejsza bolaczka książki. Manipulowanie źródłami, kłamstwa, liczne argumenty "bo tak", czy odrzucenie przydatności pozostałych dziedzin nauki to tak naprawdę jest tym, co przekreśla tę książkę jako wartościową dla omawianego zagadnienia. Prawdą jest, że w badaniach na religią Słowian wiele hipotez nie daje się obronić, ale nie jest też tak, że wszystkie ustalenia są bezwartościowe. W ostatnich latach udało się postawić kilka kroków naprzód w tym temacie.

      Usuń
  4. i jak tu wierzyć historykom :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Normalnie. To, że Sikorski jest takim dyletantem z wyboru nie znaczy, że wszyscy historycy nie są godni zaufania. Chociażby na tym blogu lub na histmagu znajdziesz sporo recenzji dobrych i rzetelnych książek historyków. :)

      Usuń
  5. Zawsze wiedziałem, że Sikorski to dzban, a tą książką tylko to udowodnił.

    OdpowiedzUsuń