M. Andriolli, "Wodzenie kozy", XIX wiek (domena publiczna) |
Podkoziołek to zwyczaj zapustny kultywowany w zachodniej Polsce. Laik może postrzegać go jako tańce kobiet, zwykle wolnego stanu, z mężczyznami, przy akompaniamencie muzyki, przed figurą zwaną podkoziołkiem. Pełna forma tego ludowego obrzędu nie zachowała się do naszych czasów. W większości wsi, w których kiedyś podtrzymywano tę tradycję, przerodziła się ona w zwykłą wiejską zabawę taneczną. Jej bogata symbolika niemal zanikła. Oprócz nazwy wyłącznie data może świadczyć dziś o tym, że chodzi wciąż o ten sam zwyczaj. Współczesne potańcówki podkoziołkowe odbywają się tuż przed Wielkim Postem.
W 1933 roku profesor Bożena Stelmachowska kompleksowo opisała wciąż dość żywą wówczas tradycję. Nawiązała głównie do tomów Oskara Kolberga, do miesięcznika geograficzno-etnograficznego "Wisła", do relacji Józefa Lipińskiego oraz do własnych badań terenowych. Są to materiały umożliwiające całkiem dokładną rekonstrukcję Podkoziołka. Pozwalają one przyjrzeć się temu, jak zwyczaj ten zmieniał się i zatracał swoje cechy oraz jak na przestrzeni lat zmniejszał się jego zasięg. W niniejszym tekście przedstawiamy jedynie obrzęd w najpełniejszej odnotowanej postaci. Należy jednak pamiętać, że jego wariantów istniało wiele, wizja zamieszczona w niniejszym artykule jest więc jedynie pewną generalizacją na ich temat.
Oskar Kolberg, opracowując swe zregionalizowane tomy polskiej etnografii w drugiej połowie XIX wieku, opisywał Podkoziołek wyczerpująco. Podawał przykłady z całej Wielkopolski, również z jej obrzeży północnych i zachodnich, ponadto z Kujaw, ziemi łęczyckiej oraz ziemi sieradzkiej. Stelmachowska, odwołując się do swoich badań około pół wieku później, pomija ziemię sieradzką i łęczycką, rejestruje także zapomnienie zwyczaju w większości miast regionu oraz w Wielkopolsce zachodniej. Najwięcej przykładów przytacza z Kujaw, Wielkopolski centralnej oraz południowo-wschodniej.
Przyjrzyjmy się temu, jak wyglądał ludowy Podkoziołek. Po przejściu przez wieś pochodu kolędników młodzież udawała się do karczmy, niosąc tam zebrane dary. Działo się to zazwyczaj we wtorek przed Wielkim Postem. Uczestnicy obrzędu wychodzili z roli gości z zaświatów i powracali do swojej codziennej postaci. Stroje kolędnicze znikały. Na miejscu rozpoczynała się uczta i tańce. Do określonej pory, zwykle jedną, dwie lub trzy godziny przed północą, każdy mógł dołączyć do biesiadujących. Szczególnie oczekiwano tego od panien, które dotychczas nie znalazły sobie partnera i nie wydały się za mąż. W specjalnie obranym do tego miejscu stawiano beczkę lub stolik nakryty białym płótnem. Na to kładziono talerz, a na nim postać podkoziołka. Skupimy się na niej dalej. Dodajmy tu jednak, że obiekt ten wywoływał wesołość i rubaszność wśród zebranych. Pilnował go gospodarz, specjalnie obrany do tej funkcji na czas trwania zabawy. Miewał on swoich męskich pomocników. Gdy nadeszła wyznaczona godzina, zastawiano drzwi do karczmy stołem, aby nikt nie wszedł ani nie wyszedł. Gospodarz brał w dłonie podkoziołka i pokazywał go zebranym, wywołując tym więcej śmiechu i żartów. Chłopcy obecni w pomieszczeniu odśpiewywali wówczas w stronę kobiet przyśpiewkę, której jeden z wariantów brzmi:
"A trzeba dać podkoziałka, trzeba dać, trzeba dać,
boś ty mogła całki roczek ubadać, ubadać."
Ów dwuwiersz bywał wykonywany w wielu kombinacjach. W niektórych z nich uwidacznia się wyrzut wobec panien, że nie wydały się za mąż, w innych zaś opłata podkoziołkowa jest wskazywana jako okup za to, aby dziewczę mogło ten roczek ubadać. Niektórzy śpiewacy wykonywali powyżej cytowany dwuwiersz jako fragment dłuższej pieśni. Zastanawiające jest samo pojęcie "ubadać" lub "obadać". Według purysty moralnego, jakim był Kolberg,
"ubadać znaczy tyle, co spostrzeżenia robić między kawalerami i starania, by ich zniewolić ku sobie wśród zabawy i tańca. Uważają podkoziołek za stosowny czas do opłacenia niejako kary za bezowocne przez cały rok zabiegi, by się kawalerom podobać".Inaczej uważa profesor Andrzej Brencz: jego zdaniem słowo to może wiązać się z kłuciem niby rogiem, na podobieństwo byka, barana lub koziołka właśnie. Do tej interpretacji przychylamy się, gdyż, jak się okaże, wydźwięk całego obrzędu daje ku temu większe podstawy. "Ubadać" zdaje się mieć związek etymologiczny ze słowem "ubóść", więc czynnością, którą wykonuje rogate zwierzę (por. ubodło). Jako że dziewczęta nie mają rogów, trzeba znaleźć inne znaczenie terminu w kontekście samego zwyczaju. Najprawdopodobniejszą możliwość stanowi wytłumaczenie, jakoby kobieta mogła korzystać ze stanu panieńskiego w minionym roku, będąc aktywną seksualnie i za to miała zapłacić. Jakkolwiek współcześnie bezpośredni zwrot z tymi słowy do kobiety może uchodzić za prostactwo, nie możemy norm XXI wieku, zdominowanych przez wielkomiejski indywidualizm, odnosić do wsi XIX-wiecznej, łączącej myślenie kolektywne i immanentne.
Po odśpiewaniu przyśpiewki jako pierwsza występowała śmielsza z dziewcząt, skora do wykupienia się i odtańczenia swojego tańca. Kładła stosowną ilość pieniędzy na talerz, gdzie stała figurka - dawała podkoziołek. Następnie przystępował do niej tancerz, intonując grajkom melodię pieśni, do której tamci mieli grać. Mężczyzna razem z partnerką ruszał w tany. Zarówno on jak i inni zaangażowani chłopcy wykonywali ruchy imitujące zachowanie koziołków, tupiąc nogami niby kopytami i udając, że bodą biesiadników. Jeśli kobieta opłaciła zbyt małe wykupne, gospodarz i jego pomocnicy docinali jej kolejnymi przyśpiewkami, sugerując, że jest skąpa i że powinna dać więcej. Bywało, że przerzucali się tak dokuczliwymi śpiewkami, że dziewczyna wreszcie ustępowała. W ten wieczór panny tak czy owak musiały być gotowe na liczne złośliwości i żarty. Wyrzucało im się, że zwlekają z ożenkiem. Pozytywną stroną tych cierpień było to, że mogły zapoczątkować rzeczywiste zaloty zainteresowanych kawalerów. Zbyt skąpym kobietom nie pozwalano na taniec. Trudno oszacować jaką opłatę uznawano za wystarczającą. Należy tu zaznaczyć, że zabawa podkoziołkowa to tradycyjnie jedyna okazja w cyklu rocznym, kiedy to kobiety opłacały grajków. Przez resztę roku był to obowiązek spoczywający na mężczyznach.
Zebrane pieniądze oprócz wynagrodzenia dla muzykantów miały także uświetniać zabawę. Jeśli obfitość datków na talerzu pozwalała na to, przynosiło się pannom kieliszek wina lub wódki. Po pierwszym tańcu następowały kolejne, przebiegające podobnie jak tamten. Wszystkie niezamężne kobiety powinny odtańczyć choć jedną piosenkę. Hulanka mogła trwać do samej północy, kiedy to bicie zegara oznajmiało nadejście środy popielcowej. Bywało, że wówczas między biesiadników wpadali figlarze z garnkiem pełnym popiołu i całymi garściami obsypywali każdego. Zwykle jednak Podkoziołek kończył się wcześniej, a po nim następowały tańce z podskokami gospodarzy i gospodyń na wysoki len i owies, mające wywołać urodzaj tych roślin w nadchodzącym roku.
Grubo myliłby się ten, kto myślałby, że tuż za pełnią zimy nie może polskiego ludu rozpalać myśl o nadchodzącej wiośnie. Symbolika płodności i urodzaju nie stanowi w obrzędowości zapustnej wątku pobocznego. Wręcz przeciwnie, jest jednym z głównych jej motywów. Widać to szczególnie na przykładzie figury podkoziołka stawianej na talerzu przez mężczyzn. Wyobrażała ona na ogół nagiego chłopca, nierzadko z wyeksponowanymi genitaliami lub też koziołka, uchodzącego za jeden z symboli ludowych ucieleśniających płodność. Podkoziołka strugało się z drewna, brukwi czy ziemniaka lub wykonywało z wikliny i innych dostępnych materiałów, następnie zaś strojono kolorowymi kokardkami. Skupianie na nim uwagi zebranych powodowało rubaszne żarty. Zdarzało się, że zamiast kłaść na talerz wyobrażenie płodności, wprowadzano do karczmy żywego koziołka. Koza jest również obecna w pochodzie maszkar zapustnych. Jeśli chodzi o wspomniane już słowo "ubadać", nabiera ono tym więcej sensu, gdy uzmysłowimy sobie, że naśladowanie kozła i trzymanie pieczy nad figurą przywodzącą go na myśl było domeną męską. Podobnie jak przy metaforze zasiewu ziemi, i ubodzenie musi tu zatem tyczyć się raczej mężczyzny jako strony czynnej, kobiety natomiast jako tej, którą ten bodzie. Podkoziołek był obok Kupalnocki czasem, w którym ścisłe więzy społeczne ulegały poluzowaniu i mogło dochodzić do inicjacji seksualnych. Profesor Brencz, przytaczając głosy starszych osób pamiętających dawne zabawy podkoziołkowe, zdradza, że nie raz po nich biesiadujący musieli się żenić. Na tyle dawali się porwać płodnościowemu rytuałowi, że pojawiały się po nim skutki w postaci ciąż. Sprawcy tych niezamierzonych wszakże skutków bywali przez społeczność zmuszani do wzięcia za nie odpowiedzialności, więc do ożenku.
Analogią do Podkoziołka zdaje się być zapustna tradycja Siemieńca z województwa łódzkiego, również odnosząca się do wykupu panien. W warstwie narracyjnej zamiast koziołka czy naguska wymagającego odzienia przywoływała konika, którego należało nakarmić siemieniem. W dawnych pieśniach weselnych karmienie lub pojenie konia przez kobietę służyło podobnie jak obsiewanie ziemi za metaforę stosunku seksualnego i nierzadko prokreacji. Jeszcze jednym przykładem kultu urodzaju jest towarzyszące podkoziołkowej zabawie wywożenie młodożeńcowej - najmłodszej lub najbardziej niedawno wydanej za mąż dziewczyny. Starsze kobiety przemocą porywały ją do karczmy na taczce, po czym musiała ona wykupić się im za odpowiednią ilość wódki i zatańczyć z każdym z chętnych kawalerów.
Współcześnie pewne elementy Podkoziołka, więc przede wszystkim impreza taneczna, są wciąż kultywowane w wielu wsiach wielkopolskich. Widać też ich powrót do miast na fali mody na folklor. Ponadto sam obrzęd jest w znacznej mierze odtwarzany, we współczesnym ujęciu, przez poznańskich rodzimowierców słowiańskich z Gromady Raróg.
Bibliografia:
- Brencz, A., Wielkopolski rok obrzędowy. Tradycja i zmiana, Poznań 2006,
- Kolberg, O., Kujawy, cz. II, Dzieła Wszystkie, t.4, pierwodruk: Warszawa 1867,
- Kolberg, O., W. Ks. Poznańskie, cz.II. Dzieła wszystkie, t.10, pierwodruk: Kraków 1876,
- Kolberg, O., W.Ks. Poznańskie, cz. III. Dzieła wszystkie, t.11, pierwodruk: Kraków 1877,
- Stelmachowska, B., Podkoziołek w obrzędowości zapustnej Polski zachodniej, Poznań 1933.
Ja tu widzę jeden z wielu wariantów kolędowania z maszkarami w okresie od Szczodrych do Jarych Godów. Cały czas ta sama symbolika kudłatego i rogatego zwierza dającego bogactwo i płodność. Podoba mi się jednak kultywowanie lokalnych reliktów przez rodzimowierców z danego regionu.
OdpowiedzUsuń