"Klechdy" to piąta (nie licząc dem) płyta kultowej formacji Thy Worshiper. Jest to zarazem trzecia płyta, na której zespół porusza się po wdzięcznych obszarach folk pagan metalu. Słuchając jej wybierzemy się w kontynuację podróży rozpoczętej w 2014 roku albumem "Czarna dzika czerwień". Tym samym, jeśli ktoś nie polubił "Czarnej dzikiej czerwieni" i późniejszej "Oziminy" to do "Klechd" tym bardziej się nie przekona, a dalsza lektura niniejszej recenzji będzie dla takiej osoby tylko stratą czasu.
Gdybym miał spróbować zaklasyfikować jakoś jednoznacznie i precyzyjnie muzykę przedstawioną na "Klechdach" rzekłbym, że to pomysł całkowicie chybiony. Miast tego napiszę, jak przy dwóch poprzednich albumach, że jest to nieoczywista i nieszablonowa hybryda folku i black (czy też raczej pagan) metalu. Poszczególne składowe zazębiają się tu jednak jeszcze bardziej, tak, że niemożliwym jest wychwycenie gdzie kończy się jedno, a gdzie zaczyna drugie. Jest to zdecydowana zaleta tej pozycji oraz wyznacznik jakości na scenie folk metalowej, gdzie wiele kapel gra jedynie metal z akompaniamentem skrzypiec albo folk z akompaniamentem przesterowanych gitar i perkusji.
Co zaś tyczy się klimatu płyty dominuje tu niezaprzeczalnie mrok. By była jasność (sic), nie piszę tu o mroku dla nastoletnich atencjuszy, którym wystarczy gitarowa sieczka i niezrozumiałe burczenie wokalisty, by mogli ukonstytuować swoją quasidepresyjną głębię. Nie, nie! Mamy tu do czynienia z całkowicie dojrzałym, poważnym i świadomym mrokiem budowanym za pomocą rozbudowanych aranży i zabiegów artystycznych, zaś growl, śpiew (zwykły i gardłowy), wokalizy i szepty są tego stylu immanentnym dopełnieniem. Thy Worshiper zgrabnie manewruje pomiędzy kontrolowanym chaosem (w tym względzie na szczególną pochwałę zasługuje sekcja rytmiczna) a momentami pozornie spokojnymi (co idealnie ukazują nietypowe utwory takie jak "Post coitum" i "Słońce").
Jednak "Klechdy" nie są pozycją idealną. Mam jeden poważny zarzut dla zespołu za niesamowicie powierzchowne i jednowymiarowe potraktowanie Marzanny w poświęconym jej utworze. Pozwolę sobie go tutaj zacytować:
Ocena końcowa: 8/10. Byłoby 10/10, gdyby nie "Marzanna".
Gdybym miał spróbować zaklasyfikować jakoś jednoznacznie i precyzyjnie muzykę przedstawioną na "Klechdach" rzekłbym, że to pomysł całkowicie chybiony. Miast tego napiszę, jak przy dwóch poprzednich albumach, że jest to nieoczywista i nieszablonowa hybryda folku i black (czy też raczej pagan) metalu. Poszczególne składowe zazębiają się tu jednak jeszcze bardziej, tak, że niemożliwym jest wychwycenie gdzie kończy się jedno, a gdzie zaczyna drugie. Jest to zdecydowana zaleta tej pozycji oraz wyznacznik jakości na scenie folk metalowej, gdzie wiele kapel gra jedynie metal z akompaniamentem skrzypiec albo folk z akompaniamentem przesterowanych gitar i perkusji.
Co zaś tyczy się klimatu płyty dominuje tu niezaprzeczalnie mrok. By była jasność (sic), nie piszę tu o mroku dla nastoletnich atencjuszy, którym wystarczy gitarowa sieczka i niezrozumiałe burczenie wokalisty, by mogli ukonstytuować swoją quasidepresyjną głębię. Nie, nie! Mamy tu do czynienia z całkowicie dojrzałym, poważnym i świadomym mrokiem budowanym za pomocą rozbudowanych aranży i zabiegów artystycznych, zaś growl, śpiew (zwykły i gardłowy), wokalizy i szepty są tego stylu immanentnym dopełnieniem. Thy Worshiper zgrabnie manewruje pomiędzy kontrolowanym chaosem (w tym względzie na szczególną pochwałę zasługuje sekcja rytmiczna) a momentami pozornie spokojnymi (co idealnie ukazują nietypowe utwory takie jak "Post coitum" i "Słońce").
Jednak "Klechdy" nie są pozycją idealną. Mam jeden poważny zarzut dla zespołu za niesamowicie powierzchowne i jednowymiarowe potraktowanie Marzanny w poświęconym jej utworze. Pozwolę sobie go tutaj zacytować:
"Zdychaj kurwo, szmato wredna, pizdo wszami zarośniętaNiestety cały ten tekst świadczy o zupełnym niezrozumieniu postaci Marzanny, która jest boginią niejednoznaczną, o kilku pozornie odmiennych aspektach, a której to bogini należy się szacunek. Powyższy tekst jest - użyję dziwnego słowa - niegodny. Oczywiście rozumiem, że członkowie zespołu nie muszą być rodzimowiercami (czy innymi poganami), historykami, religioznawcami etc., a tekst może odnosić się w założeniu do postaci przez zespół uznawaną za fikcyjną i nierealną, niemniej jednak roszczę sobie prawo do negatywnej oceny. Szkoda tego utworu, tym bardziej że muzycznie jest prawdziwym majstersztykiem.
niech zapchlone twoje dzieci zdechną z głodu pośród śmieci
Cały syf niech w ogniu zginie
popiół z syfu z wodą spłynie"
Ocena końcowa: 8/10. Byłoby 10/10, gdyby nie "Marzanna".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz