poniedziałek, 19 lutego 2018

O paleniu opon na Świętego Juna i o zapominaniu

Kilka lat temu, w pewien czerwcowy poranek, złapawszy podwózkę autostopem, zdarzyło mi się usłyszeć od kierowcy dość dziwną relację z jego rodzinnej wsi.
"A bo u nas na Świętego Jana to się opony pali. Dymi i śmierdzi niemożebnie, ale tradycja jest tradycja, ja się z tradycją kłócić nie będę"
Chociaż od dłuższego czasu fascynuję się rodzimą kulturą, to wówczas nie byłem w stanie znaleźć żadnego sensownego wyjaśnienia dla tej praktyki. Zapomniałbym o całej sprawie, gdyby nie znajomi, którzy po paru latach od opisywanej sytuacji podzielili się podobnymi opowieściami. Zdumiewa zasięg tego nietypowego zwyczaju - anonimowy kierowca pochodził z łowickiego, relacje znajomych odnosiły się do Pomorza i Lubelszczyzny. Teraz, bogatszy o nową wiedzę, jestem w stanie powiedzieć, że jest to echo corocznego palenia drewnianych kół w czasie Kupały. Tradycja została zachowana, zaginął z kolei jej sens. Osobiście wątpię, by współcześnie palono opony z traktora, gdyby pamiętano, że nie chodzi o palenie koła samego w sobie, tylko o palenie symbolu solarnego, by wspomóc Słońce w jego rocznej wędrówce po niebie. Co by nie mówić, setki lat chrystianizacji kraju zrobiły swoje.

Palenie słomianego koła, Noc Kupały 2017, Gromada Raróg, Poznań
(zdjęcie: Monika Garczarek)
Natchniony przemyśleniami w tym temacie postanowiłem przybliżyć czytelnikom bloga jeszcze kilka innych przykładów zwyczajów i symboli, których pierwotna celowość i znaczenie uległy zapomnieniu, bądź zostały nadpisane nowym. O tradycjach kolędniczych nie będę tu pisał, gdyż popełniłem już na tej stronie artykuł, do którego serdecznie odsyłam. Podobnie rzecz ma się ze znaczeniem symboli na obrzędowych ręcznikach ze wschodniej Słowiańszczyzny (zobacz).

Doskonałym przykładem permanentnej zmiany znaczenia symboli są tradycyjne chorwackie tatuaże ochronne. Zwyczaj wykonywania owych tatuaży wśród Chorwatów pojawił się w czasie okupacji przez Imperium Otomańskie. Wzory zdobiące ciało miały na celu ochronę dziewczynek przed gwałtami ze strony Muzułmanów i pomagać w zachowaniu chrześcijańskiej tożsamości. Co ciekawe, bywało że taka ochrona działała. Wszak wytatuowana kobieta w świetle islamskich wierzeń jest uznawana za nieczystą, a więc nie można jej zgwałcić. Dziś zwyczaj ten niemal zanikł, a to za sprawą prześladowań przez władze komunistyczne w ubiegłym wieku. Spytać by można dlaczego piszę w tym miejscu o chrześcijańskich symbolach. Otóż ich jawnie pogańskiemu rodowodowi nie sposób zaprzeczyć. Wiele z tych symboli jest najpewniej przedstawieniami samego Słońca, a zawarte w nich krzyże nijak nie przypominają znaku męki pańskiej.

Dziewczyna z wytatuowanymi chorwackimi symbolami ochronnymi
(domena publiczna)
Innym przykładem na diametralną zmianę spostrzegania symbolu jest to, co Adolf Hitler zrobił ze swastyką. Znak, w różnych wariantach, jest rozpowszechniony na całym świecie. Symbolizuje radość, szczęście, dobrobyt, a wg niektórych interpretacji jest jeszcze jednym przedstawieniem Słońca. I choć współcześnie większość Europejczyków bardzo żywo oburzy się na samo hasło "swastyka" to tylko jeden jej wariant (swastyka przechylona pod kątem 45 stopni umieszczona na białym kole na tle szkarłatnego pola) pozostaje symbolem nazistowskim.

Istnieje też praktykowany do dziś przez wielu Polaków zwyczaj kreślenia pewnego symbolu. Mowa o zaznaczaniu krzyża na pieczywie przed jego pokrojeniem. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę z tego, że pierwotnie nie chodziło o znak męki pańskiej, a o pewne wydarzenie z rodzimej mitologii, tj. o wyznaczenie czterech stron świata przez Peruna. Podobnie ma się sprawa z symbolem krzyża zaznaczanym wewnątrz pieców chlebowych. Wyznaczenie stron świata, a więc pewnych umownych granic, miało sprawiać, że chleb nie będzie rozrastał się zbyt bardzo i nie rozsadzi pieca od środka.

Spośród codziennych zwyczajów i zabobonów ciekawie rysuje się przysiadanie na chwilę przed udaniem się w dłuższą podróż. Wielu ludzi przysiada również, gdy wróci się do domu po coś czego zapomnieli zabrać. Prostym współczesnym tłumaczeniem jest próba nieprzyciągnięcia pecha i danie sobie chwili do namysłu czy może jednak nie zapomniało się zakręcić kurków z gazem, czy wyłączyć żelazka. Dawniej chodziło jednak o próbę oszukania ducha opiekuńczego domu, by ten myślał, że wychodzimy tylko na chwilę i nie zechciał opuścić domu razem z nami.

Przykład celebrowania pogańskiego święta, choć bez zachowanej o tym świadomości, czy nawet rytu obrzędowego, odnajdujemy w Krakowie przy Kopcu Kraka. Mowa o Rękawce będącej pozostałością po corocznych Dziadach wiosennych. I choć od jakiegoś czasu obchody Rękawki za sprawą grup rekonstrukcji historycznej nawiązują do pierwotnego charakteru święta, to jeszcze w XIXw. Krakowianie w pierwszy wtorek po Wielkanocy tłumnie schodzili się na Kopiec Kraka, lecz niekoniecznie byli w stanie wskazać po co, poza chęcią dobrej zabawy i miłego spędzenia czasu. O samej Rękawce przeczytać możecie tutaj.

Obchody święta Rękawki, "Tygodnika Ilustrowany" 7/19 maja 1860
(domena publiczna)
Pamięć zbiorowa jest naprawdę ciekawym zjawiskiem. Dzięki niej ludzie pamiętają, że pewne rzeczy trzeba celebrować, mimo że już dawno nikt nie pamięta o celowości danych czynności. Może warto więc przystanąć na chwilę i postarać się zanegować to co wiemy o otaczającym nas świecie? Zastanówmy się ile w naszej codzienności pozostało z jakoby minionych czasów pogańskich. Minionych jakoby bezpowrotnie w kraju z milionami kapliczek na rozstajach.

2 komentarze: